W “Magdalece”
Stryj był zmęczony, strasznie zmęczony i to zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Miał dość tego wszystkiego, co go otacza. Wojny, smrodu i ciągłego ryzyka, jakie im towarzyszyło nieustannie. Sytuacja z warsztatu i słowa Beniaminka ciągle dudniły w jego głowie. Chłopak marzył o tym, aby zapomnieć o tym wszystkim, iść nad rzekę wykąpać się i błogo i bezczynnie poleżeć na trawie.
Nie pozwalały mu na to zarówno jego charakter, jak i wychowanie. Podjął się pewnych zobowiązań i niezależnie od okoliczności zamierzał je wypełnić. Mimo, że od początku tej akcji z notesem, prześladował go pech i zdarzały mu się ciągłe błędy, nie zamierzał rezygnować. Postanowił, że ze wszystkich sił będzie się starał uratować tą małą, niewinna dziewczynkę. Gdyby mu się to udało w jego szarym życiu pojawiłaby się iskierka nadziei. Nadziei na to, że to co robią ma sens, prawdziwy sens i cel.
Nie dane mu było zażyć kąpieli w rzece, ale chwila relaksu jaką dostali od losu wręcz upajała. Zimna lemoniada gasiła pragnienie i orzeźwiała. W napięciu oczekiwali na przybycie stróża z ratusza.
Stryj miał złe przeczucia, ale nie mówił o tym Tuni. Sam nie wiedział, czy jego przeczucia wynikają ze złego samopoczucia, czy z faktycznego zagrożenia. A może zwyczajnie popadał już w paranoję. Zaczynał wariować. Tracił zaufanie do ludzi i każdego podejrzewał o zdradę i złe intencje. Próbował się uspokoić i myśleć pozytywnie. Zamówił kolejne lemoniady, ale złe przeczucia ciągle wracały.
Gdy tylko Konstanty zauważył stróża w towarzystwie niemieckich żołnierzy, poczuł silne ukucie w sercu.
- Znowu, znowu to samo - pomyślał.
Gestem głowy wskazał Tuni idących w stronę kawiarni Niemców i pana Józia. Stryj chwilę się zastanawiał.
- Tylnym wyjściem - szepnął Stryj do Tuni - Szybko i bez ceregieli. Wybiegamy na podwórze i byle dalej stąd. Zgoda?
Gdy Tunia kiwnęła głową na zgodę, Stryj ruszył szybkim i zdecydowanym krokiem w stronę drzwi prowadzących na zaplecze. Nie oglądał się na nikogo, ani nikomu nie patrzył w oczy. Po prostu szedł pewnie przed siebie, jakby miał zamiar podejść do kontuaru. Za drzwiami zamierzał puścić się biegiem przed siebie, nie zważając na nic. Na szyi poczuł zimny oddech strachu i paniki. Śmierć była blisko czuł to.
Przy drzwiach z napisem “Tylko dla personelu” przyśpieszył. Pchnął je z całych sił i wpadł na wąski korytarz z kilkoma drzwiami. Nad jednymi z nich ujrzał zbawienny napis “WYJŚCIE KUCHENNE” więc rzucił się pędem w jego stronę modląc o to, aby były otwarte. Tunia biegła tuż za nim, nie odwracając się za siebie. Nie zwracając uwagi na oburzone krzyki kelnerki.
Drzwi były zamknięte, ale klucz tkwił w drzwiach. Stryj chwycił go szybko, wsadził w zamek czując, jak jego serce pompuje krew coraz szybciej i szybciej i po kilku nerwowych sekundach był już na zewnątrz.
Drzwi prowadziły na szerokie podwórze jakiejś kamienicy. Jedna z bram wydawała się odpowiednia. Mogli nią przedostać się na ruchliwe ulice Warszawy, wmieszać w tłum, zgubić wrogów. Na szczęście droga ucieczki wydawała się czysta.
Jednak Tunia, która była za plecami Stryja słyszała już odgłosy pogoni. Prawdopodobnie Niemcy zorientowali się, że “zwierzyna” im się wymyka i ruszyli w pościg. Znów zaczynał się bieg po życie.
Tunia nie zwlekała. Szybkim ruchem wyciągnęła klucz z zamka, wypchnęła lekko Stryja na podwórze i zamknęła drzwi bezzwłocznie na klucz od zewnątrz odcinając, przynajmniej na chwilę, drogę pogoni. .
Teraz pozostawało wydostać się jedną z bram na ulice i umknąć pościgowi.
- Widzimy się tam gdzie wskazał Beniaminek? - spytała Natalia dając do zrozumienia, że bezpiecznie będzie się rozdzielić.
- Jasne - odparł szybko Konstanty.
Stryj z zadowoleniem pokiwał głową widząc zaradność dziewczyny. Gdy znaleźli się na podwórzu Konstanty rozejrzał się wokół. Na szczęście byli tutaj sami. Szybki krokiem ruszył w kierunku bramy. Będąc tuż na jej skraju, wychylił się ostrożnie, by sprawdzić czy na ulicy jest bezpiecznie.
Gdy się upewnił, że można iść pożegnał się z Tunią, przeszedł na drugą stronę ulicy i ruszył w kierunku przystanku tramwajowego.
Kolejna ich akcja zakończyła się niepowodzeniem. Kolejna zdrada i kolejne igraszki ze śmiercią.
Stryj był zmęczony. Bardzo zmęczony.
Gdy udało mu się zbiec spod ratusza, udał się na skromny posiłek do jednej z jadłodajni, a później wprost na spotkanie z Beniaminkiem i innymi członkami ich drużyny.
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman |