Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2013, 18:14   #215
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Wanda zataczając się brnęła przez korytarz. To nie był korytarz w domu Agnieszki, wyglądał zupełnie inaczej, a jednak w jakiś sposób był, bo kiedy dotarła tam gdzie powinno być wejście na poddasze znalazła swoje rzeczy. Tak jak je zostawiła dzisiejszego ranka. Chociaż nie do końca, bo ktoś wyjął je z walizki i rozłożył na łóżku. Kto mógł to zrobić? – Pomyślała na wpółprzytomnie – Agnieszka? Ktoś z Voivorodiny? Dlaczego w takim razie go nie zabrali? Skoro był dla nich tak cenny, skoro liczył się dla nich tylko ten sztandar to, dlaczego wciąż leżał tutaj gdzie ona Wanda mogła go znaleźć. I dlaczego teraz wyglądał inaczej a nie tak jak kawałek tkaniny, który znalazła w pokoju hotelowym.

Wanda nie mogła się przemóc żeby się do niego zbliżyć a co dopiero wziąć go w ręce. Wpatrywała się w niego z niechęcią i odrazą. Ten kawałek starej szmaty stał się przyczyną nieszczęścia i czyjegoś cierpienia. Wandzia najchętniej by go zniszczyła, spaliła w piecu albo pocięła na malutkie kawałeczki, ale wtedy oni dalej by go próbowali zdobyć. Dalej trwałby ten korowód nieszczęść i cierpienia, bo przecież nikt by nie uwierzył, że Wanda ośmieliła się go zniszczyć.

W końcu walcząc z własną niemocą i starając się w jak najmniejszym stopniu dotykać obrzydliwej tkaniny udało się jej ją zwinąć i wcisnąć na powrót do tej starej walizki, w której wcześniej był ukryty. Kiedy nie musiała już go bezpośrednio dotykać ani oglądać od razu poczuła się lepiej. Poprawa samopoczucia dziewczyny trwała tylko chwilę, bo zaraz zorientowała się, że ktoś jej się intensywnie przyglądał.

Odwróciła się w tamtą stronę szybko niczym spłoszone zwierzątko i spojrzała prosto w oczy Tharmiela. Jego twarz umazana była czarną krwią jakby anioł nażarł się atramentu i wyglądał przez to jeszcze bardziej groteskowo i nieludzko niż zazwyczaj.

- Sztandar. Oddaj mi go. – Rzucił krótko.

Wanda jednak nie mogła myśleć teraz o sztandarze, który dopiero, co upchnęła w walizce. Nie, kiedy widziała umorusaną krwią twarz anioła.

- Czemu zjadłeś serce tego kolczastego stwora? – Wyrwało się dziewczynie.

- By go zniszczyć.

Czy to miało sens? Zapewne tam skąd pochodził Tharmiel było to oczywiste i zrozumiałe, Wanda postanowiła nie kontynuować tego wątku.

- Nie obchodzi mnie ten sztandar, ale ludzie, którzy tu mieszkają. Czy oni...czy oni nie żyją?- Odważyła się wreszcie zadać pytanie, które dręczyło ją od chwili, kiedy przestąpiła progi tego domu a obawiała się wcześniej poznać na nie odpowiedź.

- Żyją. Nie umarli. Nie zabito ich. Grano na czas. Cierpieli. Ale żyją. A im szybciej oddasz mi to, co znalazłaś, tym szybciej oddalisz zagrożenie od nich i od siebie.

Anioł wpatrywał się w nią tymi swoimi pozbawionymi cienia empatii oczami.

- Sztandar i drzewce. Chyba, że masz coś jeszcze. Też lepiej mi to oddaj. Dla twojego bezpieczeństwa. Teraz. Szybko.
Wanda odetchnęła z ulgą. Podejrzewała ze gdyby Agnieszka i jej rodzina już nie żyła to anioł powiedziałby jej to tym samym pozbawionym emocji tonem. Nie rozumiała tylko, o jakim drzewcu mówił. Przecież przy rzeczach, które znalazła nie było niczego, co wyglądałoby jak drzewce od sztandaru. I na koniec uderzyła ją jeszcze jedna rzecz.

- Dlaczego mnie o to prosisz przecież mógłbyś sam go zabrać gdybyś zechciał? Prawda?

- Nie. Nie mogę. Tylko dziecię Adama i Ewy może dokonać wyboru. Oddaj to.

Zimny ton głosu ustąpił czemuś innemu. Jakiejś mrocznej, ponurej determinacji.

- Czy to znaczy, że mogę wybrać, komu to dać?- Upewniła się Wanda.

Anioł spojrzał na nią groźnie. Kiwnął głową potakująco. Wanda spojrzała na walizkę gdzie schowała proporzec.

- Tak jak mówiłam ten sztandar dla mnie nic nie znaczy, poza tym, że stanowi zagrożenie, ale nie mogę go oddać komuś, kto może zrobić z niego nieodpowiedni użytek. – Powiedziała powoli i szybko rzuciła spojrzenie w twarz Tharmiela.

Postąpił krok w jej stronę. Mrok w jego oczach gęstniał. Stawał się prawie namacalny. Przytłaczał.

- Nieodpowiedni, małpko? - Wycedził wolno. - A kto, twoim zdaniem, mógłby z niego zrobić odpowiedni użytek. Oświeć mnie w swojej przenikliwości, dziecię Hioba.

- Nie mam pojęcia, kto mógłby zrobić odpowiedni użytek, ale tak samo nie wiem, kto mógłby zrobić nieodpowiedni. Ale skoro to człowiek ma dokonać wyboru to znaczy, że mój wybór może być ważny. Czyli muszę dokonać właściwego wyboru, ale skoro istnieje dobry wybór to znaczy, że istnieje też zły. Skoro istnieje ten zły to znaczy, że mogę dokonać nieodpowiedniego wyboru a moje sumienie nie wytrzyma takiej odpowiedzialności, a w takiej sytuacji zamiast wybierać na szybko lepiej wstrzymać się z wyborem i poznać dokładniej sytuację i przemyśleć jeszcze raz wszystko. Tylko, co się stanie jak wstrzymywanie się z decyzją okaże się też tym złym wyborem? Co wtedy? Co wtedy?! - Na początku tej wypowiedzi w głosie Wandy wyczuwało się zagubienie i dezorientację, w trakcie przemowy narastała w niej panika aż na sam koniec wywodu histeria osiągnęła punkt kulminacyjny i ostatnie retoryczne pytanie Wandzia prawie wykrzyczała.

- Wtedy wielu ludzi umrze - wzruszył ramionami anioł. Zupełnie obojętnie. - Ale to wasza ludzka przywara. Powtarzanie tych samych błędów. Wciąż i wciąż, bez końca.

- No tak. Tobie wszystko jedno, ale mi nie. Mnie nie. Mnie nie - Powtarzała nerwowo.

Czekał. Nieruchomy, niczym posąg. Wpatrywał się w Wandę z mieszaniną gniewu i fascynacji. Czarne oczy nie pokazywały poza tym żadnych innych uczuć, ale ciało Gwardzińskiego napięte było niczym cielsko drapieżnika przed skokiem. Pierwotny, dziki w pewien sposób szalony. Wanda myślała szybko. Czy gdyby nie zgodziła się oddać mu sztandaru zaatakowałby ją? Ona miała zdecydować, ale nikt nie mówił, że to miała być dobrowolna decyzja. Nie mógł jej zabrać sztandaru, ale mógłby ją zmusić żeby mu go oddała.

- Czyli tobie chodzi tylko o ten sztandar? - Skupiła rozbiegany wzrok na aniele - Jak ci go dam to sobie pójdziesz?

- Nie. Voivorodina nadal może zaatakować. Nadal stanowi zagrożenie. Będę blisko.

- Ale ja nie będę cię widziała?

- Nie - kamienny wyraz twarzy nie zmienił się. - A kiedy zobaczysz, znaczy, że sprawy źle się mają. Dla ciebie.

Pokiwała głową na znak, że zrozumiała i nagle poczuła się tak jakby ją wszystkie siły opuściły.. Miała dosyć sztandaru i anioła. Zobojętniała tak jakby Tharmiel przekazał jej część swoich emocji albo zabrał te, które dziewczynie przed chwilą doskwierały. Było jej wszystko jedno czy anioł ją okłamywał po to tylko by oddała mu swoje znalezisko. Jeśli ten czyn miał jej zdjąć z karku Tharmiela i innych, którzy poszukiwali sztandaru uznała, że najlepiej będzie jak się tak właśnie stanie. Niech teraz ci, którzy pragnęli proporca walczą o niego między sobą. Otworzyła walizkę i podała aniołowi sztandar oraz liturgiczną szatę. Wprawdzie o szatę Gwardziński nie prosił, ale była ciężka i Wandzie nie chciało się jej nosić. Zamknęła walizkę i spojrzała na anioła wzrokiem, który miała nadzieję sugerował żeby pozostawiono ją samą.
 
Ravanesh jest offline