Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2013, 19:36   #107
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Skinęła jedynie głową, poprawiając jeden wyjątkowo uciążliwy kosmyk włosów mający brzydki zwyczaj wpadania jej w oko. Nie ma nic piękniejszego niż ciąć plugawców, zraszając ściany ich krwią, ale upierdliwe i dyndające włosy potrafiły skutecznie psuć przyjemność czerpaną z walki.

-Trzymamy się planu, ruszamy po cichu i staramy się nie dać się wykryć. Jeśli macie okazję to atakujcie tych, którzy wydają się najwyżej w łańcuchu władzy.-

Najlepszym sposobem na zabicie węża było po prostu odcięcie mu głowy. Nie ma sensu odcinać ogona kawałek po kawałku.

Cid spojrzał na Tamira i uśmiechnął się lekko, strzepując krew z ostrza krótkiego miecza i chowając go do pochwy.

-Wiesz, chyba polubię współpracę z Terenowymi. W sensie Agentami.-
poprawił się szybko, widząc uniesioną brew Tsuki. Jedna uniesiona brew mówiła więcej niż tysiąc słów.

Arthus zaś spokojnie schował swój muszkiet do swego rodzaju torby, wiszącej mu na plecach, po czym głową wskazał na drzwi wyjściowe z przystani. Dookoła nich stały sterty skrzynek oraz zwoje lin. Było też sporo zapasów, zamiennych żagli oraz cum.

-Tam tędy wyjdziemy. Jesteśmy poniżej poziomu parteru rezydencji, i prawdopodobnie w najniżej położonej kondygnacji całego domu. Stąd jest droga tylko na górę...


Tsuki nie słuchała, widząc jak Tamir pobladł i powoli zbliżył się do kilku klatek stojących pod ścianą. Były spore, jak na duże zwierzę, lecz nie tak solidne jak te w których wozi się tygrysy czy niedźwiedzie.

Amirathczyk podszedł do jednej i uklęknął. Ze środka wyjął lepką od brudu, poszarpaną koszulę z lnu. Pomiędzy kupkami słowy i fekaliów leżały pojedyncze trzewiki, paciorki i porozbijane miski.

-Ten skurwiel zwoził tu niewolników...


Twarz samurajki nie wskazywała emocji, chociaż w oczach widać było tłumiony już gniew. O ile w jej domu istniało coś jak służba niewolna, gdzie jedna istota zgadzała się z jakiegoś powodu służyć innej, nawet do stopnia poświęcenia własnego życia w obronie swego pana, zmuszanie niewinnych do niewolnictwa było czymś czego nikt, kto szanował samego siebie, nie popierał.

-Dla janości, nie popieram niewolnictwa, ale najważniejsze jest zajęcie się kultystami. Bez nich, uwolnienie wszystkich będzie prostsze. Jeśli możemy, uwalniamy. Ale nie ryzykujemy wszczęcia alarmu jeśli nie będzie to absolutnie konieczne. Jest nas niewielu, w porównaniu do grupy na górze, i jeśli plugastwo się o nas dowie to mogą ruszyć wszyscy tędy.-

Bądź co bądź, Tsuki i jej kompania byli łatwiejszym celem niż kilkudziesięciu zbrojnych na górze.

Tamir westchnął i skinął głową. Arthus zaś poderwał wzrok, kiedy na gdzieś nad ich głowami rozległy się strzały, krzyki i brzdęk stali. Cid uśmiechnął się leciutko.

-Chyba Mistrz Zahard stracił cierpliwość...

-On ją stracił już dawno.-
Tamir szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi, u boku Tsuki.- Jednak panuje nad sobą i wszczyna burdy tylko jeśli ktoś da mu ku temu wyraźny sygnał.

W pół kroku zamarł jednak, kiedy za drzwiami rozległ się tupot kilkunastu par butów. Odetchnął, kiedy dźwięk ten zaczął cichnąć.

-Ufff... Było blisko... Musimy możliwie...

-EJ! CHŁOPAKI, BIERZMY TEŻ TYCH Z PRZYSTANI!- Arthus podskoczył kiedy tuż za ścianą rozległ się krzyk a klamka zadrgała.


Sekundę później drzwi otworzyły się a do środka wpadł ciemnowłosy krasnolud w zbroi. Wytrzeszczył oczy na widok intruzów, a Tsuki dostrzegła coś będącego symbolem szaleństwa lub degradacji członków tej włochatej rasy.

Gęstą, krzaczastą brodę... BEZ WĄSÓW.

Uśmiechnęła się lekko.

I jej katana została wydobyta z pochwy, jednym, płynnym cięciem ruszając ku gardle tego dziwadła jakie przed nią stało. Broda bez wąsów?! Każdy mistrz sztuk walk z jej domu właśnie wykonał osiem przewrotów i fikołka w grobie...

-Co za paskudna kreatura, jakieś.... spaczenie natury, może eksperymenty krzyżowania demonów z ludźmi?-


Mówiła sama do siebie w sumie, chociaż inni mogliby ją łatwo usłyszeć.

-Jeśli zobaczycie takie coś to zabijcie bez wahania. Nie możemy się temu pozwalać rozmnażać.-


Cid ostrożnie pokiwał głową, obchodząc ucięty, krasnoludzki łeb.

-Się wie...

Kiedy elfka ostrożnie wyjrzała na zewnątrz, zobaczyła długi korytarz, który tuż przy drzwiach do przystani przechodził w schody na górę. Z góry z resztą słychać było krzyki, przekleństwa i złorzeczenie.

Z ogólnego jazgotu, jej szpiczaste uszy wyłowiły jednak kilka w miarę zrozumiałych zdań.

-Kto to do cholery jest?! Jacy idioci odważyliby się... ?!

-Inkwizycja, pierdolona inkwizycja! Dla kogo my w ogóle pracujemy!

-Nie wiem, i nie obchodzi mnie to! Kazał ich zatrzymać, to ich zatrzymujemy! Dawaj ten rygiel!


Przez chwilę rumor nasilił się, uniemożliwiając zrozumienie czegokolwiek. Po chwili rozległ się ten mniej pewny siebie głos.

-A co jeśli to jakiś demonolog albo kto inny?

-Płaci złotem!

-No tak, ale w większości historii ktoś taki płaci złotem, a potem robi coś strasznego i wszystkie jego sługi giną...


-SŁUGI?!

Ostatni wrzask zaświdrował w uszach wojowniczki, przechodząc w nienaturalny, trudny do opisania pis. Jakby wiele różnych osób wykrzyknęło to słowo jednocześnie.

Kilka sekund później na schodach rozległ się dźwięk, podobny do worka kartofli toczącego się po stopniach. Tuż przed stopami Tsuki wylądowało ciało jednego z najemników, z nożem wbitym w oczodół aż po rękojeść.

-Oj...- stojący obok dziewczyny Cid skrzywił się. Następnie spojrzał w grę schodów.- Dużo ich tam...

-Za dużo.-
dodał Arthus, wyglądając na zewnątrz ponad ramieniem elfki. Najpierw wymownie spojrzał na tą spokojniejszą część korytarza, a potem na swoją przełożoną. Po chwili uśmiechnął się niepewnie.- Tak tylko sugeruję...

Przewróciła oczyma.

-Nie jestem głupia, nie pcham się tam gdzie mam duże szanse zginąć. Pójdziemy spokojnym korytarzem.-


Tsuki pozwoliła sobie na wzruszenie ramionami, połączone z wymownym postawieniem pierwszego kroku w stronę spokojnego korytarza.

-I na logikę to tam gdzie spokojnie, ale jeszcze nie było Inkwizycji, jest większa szansa na grube ryby tego kultu. Większa premia za sprzątnięcie liderów niż płotek.-

-Winko, szynki i dziewczynki.- Cid uśmiechnął się lekko i już chciał ruszyć na szpicy, gdy Arthus zastawił mu drogę ramieniem, spojrzał na niego z dezaprobatą i samemu ruszył przodem.

Tuż za nim ruszyła Tsuki a pochód zamykali Cid i Tamir, regularnie zamieniając się miejscami. Samym korytarzu zaś znajdowały się liczne drzwi, a dokładniej, wejścia do cel więziennych oraz małych magazynów.

Arthus krzywił się co chwilę, przechodząc obok nich.

-Co ten głupiec planował... ? Miał wszystko, złoto, władzę i autorytet...- mężczyzna wzdrygnął się, widząc w jednej z cel coś będącego kiedyś ciałem. Obecnie był to jednak szkielet z resztkami mięsa, obleziony przez białe larwy.

Po kilkunastu metrach korytarz zaczął skręcać, by finalnie ukazać portal do sporego holu z czarnego marmuru, z szeregami kolumn wspierającymi sklepienie. Arthus gwałtownym ruchem dłoni zatrzymał cały pochód, samemu chowając się z powrotem w cieniu korytarza.

Sekundę później tuż pod progiem przeszedł powoli postawny mężczyzna, tupiąc ciężko pancernymi butami. Ubrany był w czarną, workowatą szatę lecz w głębi kaptura Tsuki dostrzegła przyłbicę hełmu a w rękawach dłonie obleczone w paskudnie wyglądające rękawice z czarnego metalu.

Po sali kręciło się jeszcze pięciu mu podobnych.

Cholera...

-Dałabym radę jednemu pewnie, nie wiem jak z kilkoma na raz. Mają przewagę liczebną.-


To nie byli pijacy z pałkami albo nożami, których filetowało się bez problemu.

-Dobra, ja idę po lewej za kolumnami, Cid i Tamir po prawej, Arthus użyjesz muszkietu. Bierzesz jednego strzelajacy z korytarza, ja drugiego, Cid i Tamir razem trzeciego. Potem ja biorę jeszcze jednego, a wasza trójka rusza na drugiego i, jeśli skończycie wcześniej niż ja to pomagacie mi. Jeśli ja skończę pomogę wam.-

Arthus pokiwał głową, wyjmując z torby muszkiet.

-To się może udać...

***

Zakuty w stal i obleczony w habit mężczyzna powoli przeszedł kilka kroków wzdłuż kolumnady, rozglądając się dookoła. Z góry słyszał krzyki, pochodnia w jego ręku rzucała rozchwiane cienie a on sam dyszał ciężko, i mimo że w sali nie było zimno, każdy jego oddech ulatywał kłębami pary przez przyłbicę hełmu.

Powoli obrócił się i skrzypiąc nienaoliwioną zbroją znów ruszył do towarzyszy, a kamrat po jego lewej zrobił to samo w niemal identyczny sposób i w tym samym czasie. Obaj byli wyraźnie widoczni w blasku ognia i obaj obrócili głowy, kiedy za kolumnami coś się poruszyło.

Pierwszy z nich wciągnął powietrze i próbował zaryczeć, kiedy dwa krzywa ostrza wbiły się głęboko w szczelinę pomiędzy jego hełmem a pancernym kołnierzem. Syknął i zachwiał się, próbując dobyć miecza wiszącego przy pasie. Nie zdążył, bo trzecie ostrze, krótkie i mocne, wbiło mu się głęboko w czaszkę, łamiąc pancerną kratkę chroniącą twarz i oczy.

Drugi zaś odruchowo chwycił miecz i zamachnął się, kiedy zwinna i lekka postać ruszyła na niego z cienia, z dłonią na rękojeści swojej broni. Sapnął i warknął, wykonując niezgrabne cięcie kilka centymetrów nad głową elfki.

Sekundę później wszystko zgasło, kiedy lśniące złotem ostrze zdekapitowało go, jednocześnie znacząc kolumnę głęboką, gładką rysą.

Tsuki w tym czasie w niemałym zaskoczeniu odskoczyła do tyłu, kiedy bezgłowe cielsko drgnęło jeszcze w kilku spazmatycznych ruchach a dłoń dzierżąca miecz jeszcze parę razy, na ślepo, uderzała powietrze, nim całe truchło zwaliło się na ziemię.

Trzask muszkietu wyrwał jednak elfkę z szoku, a kula żelazna kula bezbłędnie trafiła jednego z trzech pozostałych mężczyzn bezpośrednio w twarz, dziurawiąc przyłbicę. Bydlak nie padł jednak martwy tylko złapał się za twarz, sapiąc wściekle.

Uśmiechnęła się lekko. Ona i dwóch towarzyszy zdążą zareagować przed dwójką zbrojnych, a nim dziurawiec się pozbiera, ich drużynowy strzelec da wystrzeli po raz kolejny ze swojego naprawdę świetnego muszkietu. Znacznie lepsze niż te pożyczone pistolety czy zwykłe muszkiety. Ale pewnie droższe lub wymagające kontaktów z odpowiednimi osobami.

Ruszyła na najbliższego przeciwnika, już nie martwiąc się o chowanie katany, nie było na to zbytnio czasu.

Nie to, by potrzebowała strasznie iaijutsu, gdy jej demoniczny przodek obdarzył miecz, o ironio, pozytywną energią. Ładny dodatek do walki z innymi istotami, a niezbędnik w walce z nieumarłymi i wszelakim demoniczno-magicznym plugastwem.

Cięcie w udo, a raczej w miednicę gdzie noga łączyła się z tułowiem, było jej sposobem na unieruchomienie przeciwnika. Z jedną nogą odciętą, w ciężkiej zbroi, rycerz będzie bez problemu do odstrzelenia później dla Arthusa.

Rębacz zawył i prawie padł na kolano kiedy ostre jak brzytwa ostrze gładko przebiło się przez pancerz na jego biodrze, wgryzając się głęboko w ciało. Czarna posoka bryzgnęła na podłogę, on sam jednak jakimś sposobem zachował równowagę i dobył miecza.

Prostym pchnięciem próbował odgonić od siebie samurajkę, co skończyło się głęboką bruzdą na ostrzu jego broni. Kiedy miecze zderzyły się, katana Tsuki pojaśniała, przechodząc przez czarno-czerwoną stal jak przez masło.

W tym samym czasie Cid ciągle dźgał swojego pierwszego przeciwnika, który uporczywie nie chciał umrzeć. Ostrze krótkiego miecza raz za razem zagłębiało się w ukrytej pod hełmem twarzy zbrojnego, lecz ten tylko jęczał przeciągle i na ślepo próbował złapać rudowłosego wojownika.

Tamir natomiast wyrwał szable z gardła mężczyzny i zwinnie zaatakował drugiego z dziwnych rycerzy. Tanecznym krokiem prześliznął się pod poziomym cięciem wymierzonym w swoją głowę i wbił pierwszą szablę głęboko pod pachę przeciwnika, kalecząc mu płuca i najpewniej sięgając serca. Drugie ostrze przeszło na wylot przez jego szyję.

Amirathczyk odskoczył jednak zaskoczony, kiedy dryblas warknął gniewnie, zamachnął się mieczem i zmusił podwładnego elfki do odwrotu. W dłoni Tamira została jedna szabla, druga zaś ciągle tkwiła w szyi tego podejrzanie odpornego jegomościa.

-Co do cholery... ?

Jego zapytanie do wszechświata przerwał kolejny wystrzał z muszkietu. Arthus po raz kolejny trafił w głowę skołowanego rycerza, jeszcze bardziej ogłupiając go i wytrącając z równowagi.

-Dekapitacja! Skurwysyny to nieumarli czy inne plugastwo!-

Jedynie jej bezgłowy padł. A inni, dźgani czy podrzynani, żyli. Czyli to cholery były wampirami czy czymś, że trzeba było im serce rozwalić czy głowę odrąbać?

Nie wiedziała, nie interesowało to jej. Płynnym cięciem w szyję rannego, prawie-jednonogiego, robiła to samo co u pierwszego przeciwnika. A potem ruszała do tego, z którym Tamir się zmagał i cięła go w kark od strony pleców. Wątpiła by jej przeciwnik miał tam oczy, ale póki można, trzeba ciąć.

W sumie... odcięcie głowy było dobrym pomysłem u większości ras i plugastw.

Cóż, to co Tsuki zobaczyła kiedy głowa jej kolejnej ofiary spadła na ziemię nie było zbyt przyjemne. Gdy zakuty w stal czerep uderzył o kamienną podłogę, hełm rozpadł się, ukazując obdartą ze skóry, pokrytą żyłami czaszkę z chorobliwie wytrzeszczonymi oczami bez powiek. Ze skroni tego mutanta wyrastały krótkie, kozie rogi a zęby miał spiłowane na kły.

Dlatego też samurajka zacisnęła zęby, powstrzymała torsje i w ciągu ułamka sekundy znalazła się przy powalonym mężczyźnie, równie mocno zmutowanym co jego koledzy. Jego czerep potoczył się po ziemi, na szczęście nie wypadając z wnętrza hełmu.

Tamir uśmiechnął się nerwowo, cały czas czas uskakując przed ciosami swojego przeciwnika.

-W takich momentach żałuję że jednak jestem w avangardzie...- zaśmiał się nerwowo i uskoczył raz jeszcze, ledwo co ratując własną głowę.


Sam mutant zaś zawył gniewnie, kiedy katana Tsuki rozorała mu kark, nie oddzielając jednak głowy od korpusu. Rozsierdzony obrócił się, na odlew uderzając wojowniczkę z nadludzką siła.

Elfka przeleciała kilka metrów, przetoczyła się po ziemi i zatrzymała na ścianie z obolałymi żebrami i cienkim strumyczkiem krwi cieknącej z nosa.

Wstała powoli, ruszając szczęką na boki do momentu jak zaskoczyła. Spokojnie wytarła krew prawą dłonią, gdy natomiast lewa spoczęła na rękojeści jej broni. I jawnie poirytowana, nie używając już wulgarniejszych wyrażeń, zaatakowała raz jeszcze.

Ponownie cięcie jak ostatnim razem, ale z drugiej strony, żeby głowa w raz z karkiem odleciały, zakończony pięknym ukośnym wklęśnięciem w głąb torsu.

Kiedy ostrze po raz pierwszy wgryzło się w bark potwora, był on w trakcie kolejnego pchnięcia wymierzonego w kierunku Tamira. Mężczyzna skrzywił się, odskoczył do tyłu i złapał się za skaleczony czubkiem ostrza bok.

Jednocześnie, jego napastnik zawył przeciągle kiedy złota łuna rozbłysnęła w jego głębokiej ranie, rażąc jego zmysły i paraliżując całą prawą stronę ciała.

Drugi cios był już tylko formalnością.

Stwór zachwiał sie, padł na kolana i znieruchomiał. Tsuki zaś, chcąc upewnić się że skończyła walkę tu i teraz, zgrabnym wymachem nóżki kopnęła go w potlicę, wyrywając głowę wraz z tak zwanymi korzeniami.

Cid pobladł i powstrzymał żółć wzbierającą mu w gardle kiedy czerep i wnętrzności wojownika z plaśnięciem wylądowały na podłodze.

-O bogowie...

-Och, daj spokój, to nie aż takie obrzydliwe...-


Tsuki sama nie była przekonana swoimi słowami. Ale co poradzić, nie było zbytnio czasu stać tutaj i rzygać. Zamiast tego lepszym było obrócenie się i zaatakowanie ostatniego "żywego" przeciwnika, który dwukrotnie dostał już kulkę.

Nie było możliwości zostawienia tego drużynowemu strzelcowi bo głowę trzeba było odciąć, nie przestrzelić. Ona miała odpowiednie narzędzie i dlatego właśnie celowała w szyję, by skrócić plugastwo o głowę.

Mutant zakwilił niczym zarzynane prosie i uniósł dłoń w obronnym geście, opancerzoną ręką próbując zatrzymać oburęczne cięcie w wykonaniu Tsuki. Dziewczyna nie mrugnęła nawet, kiedy ostrze oddzieliło kończynę mężczyzny od reszty ręki, a następnie głowę od reszty ciała.

Czarna krew bryzgnęła z rany kiedy i ta głowa potoczyła się po ziemi.

-Czy pani miecz ma jakieś imię?- Cid ciężko oparł się o kolumnę, dysząc jak po długim biegu. Przed chwilą sam skończył odrąbywać głowę swojemu przeciwnikowi i jeszcze miał na sobie jego krew.- Bo jeśli jakieś ma, a nie jest to "Ścinacz Głów" to chyba należałoby mu to imię zmienić...

Elfka mogła jedynie przewrócić oczyma.

-Benihime, to jest imię mojej katany.-

Prostym ruchem wyczyściła miecz z krwi, a potem schowała go do pochwy u jej boku. Pozwoliła sobie nie patrzeć na ciała poległych plugastw, a jedynie spokojnym krokiem poruszać się po sali i przeglądać ją. W końcu po coś tutaj stali ci rycerze.

Tsuki przeszła ledwie kilka kroków, kiedy jej oczom ukazała się brama.

Wielka, wykuta w krwisto czerwonym kamieniu, przyozdobiona deseniami ludzkich twarzy wygiętych w agonii. Po paru sekundach dokładniejszego przyglądania się im, wojowniczka poczuła zawroty głowy i w ostatniej chwili wsparła się o pobliską kolumnę.

Arthus, który zdążył wyłonić się z ciemności korytarza i dołączyć do reszty, spojrzał z niepokojem na przełożoną a potem na wrota.

-Słyszycie to... ?


Faktycznie. Zza drzwi dobiegały dziwne, potępieńcze śpiewy. Słychać było też krzyki i zawodzenie.

Banshee? Może, nie wiedziała.

-Nie podoba mi się to... ale iść trzeba...-
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline