#13. Ucieczka. Wszyscy. Osada. Chata sołtysa.
Za Gzarghiem wyskoczyli na podwórze Cathil i Ellfar. Oboje, ustawiwszy się za krasnoludem na werandzie, przygotowali i napięli łuki. Niziołek również wybiegł na zewnątrz, jednak zobaczywszy co się święci zaraz dał drapaka do gospody.
Strzały pomknęły prawie w tej samej chwili. Obie jednak, niemal w tym samym momencie wbiły się w ubitą ziemię. Jedna tuż za pędzącym wilkiem, druga zupełnie przestrzelona. Gzargh ruszył na spotkanie drapieżnikom. Złorzecząc coś pod nosem.
- Zabarykadować wszystkie wejścia! - po wrzasku niziołka nastąpiły łomoty zamykanych okiennic.
Tupot nóg pędzącej i potykającej się na schodach Kesy.
Druga strzała znalazła się w ręku dziewczyny i elfa. Jęknęły naprężane cięciwy.
- Aarrrghhh! - krasnolud ruszył lekkim truchtem w kierunku wilków.
Mężczyzna i chłopak dobiegali właśnie werandy, gdy wilk, który wysforował się do przodu zbierał się do skoku na ciągnioną przez matkę złotowłosą dziewczynkę ze strachem w wielkich oczach. W ostatniej chwili, gdy już jego przednie łapy oderwały się od ziemi, tylne zostały pochwycone przez plątaninę traw, które wyrosły z kempy, której można by przysiąc chwilę temu tam nie było, skutecznie uniemożliwiając mu wybicie się. Źdźbła pękły jednak pod naporem a zwierzę, wytraciwszy swój pęd i straciwszy równowagę, pokoziołkowało wprost pod nogi Gzargha, który uczynił użytek ze swojego topora rozszczepiając wilka na pół.
W tej właśnie chwili dwie strzały wypuszczone przez łuczników unieruchomiły dwa kolejne atakujące drapieżniki.
Mężczyzna i chłopak wpadli do chaty. Kobieta z dwójką dzieci minęła Gzargha i biegła dalej. Piątka wilków rzuciła się wprost na krasnoluda. Z podwórza nie mogli tego widzieć, lecz Kesa i Nena również starały się im pomóc swoją magią w walce. Kesa jednak nie mogła się skupić, czy to z powodu zmęczenia, czy rozdrażnienia, na prostej skąd inąd iluzji, która w normalnych warunkach byłaby dla niej przysłowiową bułką z masłem. Nena sięgała do wnętrza wilczych umysłów starając się wzniecić w nich strach.
Łucznicy stali, nie mogąc zaryzykować życia krasnoluda, który przysłaniał im cele, gotowi do oddania strzału gdy tylko nadarzy się okazja. Piątka wilków dobiegała do Gzargha.
- Aaarrrghhh! - zawarczał groźnie stając w postawie bojowej z uniesionym lekko toporem. Gotów roznieść ich na strzępy.
Wilki zaryły pazurami w ziemi metr od topornika, po czym podkuliły pod siebie ogony i uciekły skamląc między rzędy chat.
- Wracać wilcza chołoto! - krzyknął za nimi. - Jeszcze z wami nie skończyłem sucze syny!
Po czym podniósł topór nad głowę wrzeszcząc radośnie.
- Będę tutaj na was czekał! - wrzasnął jeszcze za nimi.
Kobieta z dziećmi dopadła karczmy, dysząc i tuląc do piersi wystraszoną dziewczynkę i płaczące dziecko na ręku. Orin Sorley wypadł z chaty.
- Sołtys! - krzyknął. - Sołtys uciekł!
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |