Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2013, 09:50   #98
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Wstrętne robactwo przywarło do skórzni Helvgrima grubą skorupą. Kaptur był pełen insektów, twarz kąsały setki moskitów, ból był uciążliwy lecz znośny, szczególnie że wizja zbliżających się pająków odwracała nieco uwagę od złośliwych owadów. Sverrisson nie walczył z chmarą owadów atakujących grupę, to nie miało większego sensu. Pająki zbliżały się nieubłaganie. Helv przetarł szybko twarz dłonią w rękawicy by poprawić widoczność. Masa wrogich insektów które znalazły cel swego ataku w twarzy khazada, w jednej chwili zamieniła sie w krwawą masę. Przyozdobiony tak barbarzyńskim symbolem jak twarz umazana we krwi, Helvgrim krzyknął ile sił w płucach, tylko jedno zdanie, po którym ruszył do ataku.

- Walczcie i nie lękajcie się...Grimnir da nam zwycięstwo!

***

Gdy zapłonął ogień, a w powietrzu zapachniało jadłem, Helvgrim obniżył nieco czujność by dać odpocząc zmęczonym oczom. Zwolniony z warty, wreszcie usiadł i posilał się gulaszem z ośmiornicy przy ciepłym płomieniu ogniska. Kiedy łyżka za łyżką gulaszu, wędrowała do ust Helva, ten spoglądał na ludzi z oddziału. Baron był w nie najlepszej formie, był blady i przez te kilka ostatnich godzin, jakby stracił na wadze, Helvgrim zastanawiał się przez krótką chwilę ... ~ czy to możliwe? Spojrzenie na pracującą Saskie było z kolei pocieszające, choć na ludzkiej kobiecie, takie przeżycia odcisną pewnie piętno na całe życie, to jednak, trzymała się ona dzielnie i udzielała pomocy z mocą pasji i oddania. Helvgrim kończąc posiłek skierował wzrok na dyskutujących ze soba członków milicji i łowców ośmiornic. Ich rozmowa była przyciszona, a od czasu do czasu, rzucali nieprzychylne spojrzenia w stronę barona i kompani w której był Helvgrim. Goniec wiedział co ci ludzie mieli na myśli, nie winił ich za to, ale jeśli chcieli by zawrócić lub co gorsza zrobiliby to, wtedy Helv uznałby ich za tchórzy. ~ Po takiej zniewadze powinni ogolić głowy. Przyszło na myśl Sverrissonowi.

Ceremonia pożegnalna, dla dwóch ludzi którzy ponieśli śmierć w objęciach pająków, była krótka i prosta. Eldred pożegnał ich bardzo skromnymi słowami, Helvgrimowi się to nie podobało, wkońcu byli to jego ludzie, ludzie barona. Młody khazad wpadł w złość kiedy zobaczył jak płytkie wykopano groby dla poległych, był pewien że bagienne stworzenia wywloką ciała zabitych jeszcze tej samej nocy by je pożreć. Od przygotowujących groby łowców chwycił łopatę i sam zaczął kopać...szybko i w złości, mówiąc:

- Chwasty plewicie do cholery? Tak wam na swoich zależy że chcecie by ich truchła pająki po bagnach targały?

- Na niewiele się to zda, panie Sverrisson, my znamy te bagna, taki los chowanych w bagnie.
Odpowiedział jeden z łowców.

- Gadanie, rzecz trzeba zrobić konkretnie, pomóżcie mi...weźcie się do roboty. Odparł Helvgrim. Łowcy chwycili swe narzędzia i przyłożyli się do pracy bardziej, jednak spojrzeń jakie między sobą wymieniali Helv już nie widział...a były to spojrzenia ludzi bez wiary w to co robią.

Kiedy groby były już wystarczająco głębokie, wedle uznania Helvgrima, złożono w nich ciała. Ceremonia była odprawiona zawczasu więc nie wiele przykuwano uwagi do tego co robi khazad i dwójka łowców ośmiornic. Helvgrim urobił się za trzech, nie mógł tego powiedzieć głośno, ale jasnym było że jego khazadzki zapał jest na nic na bagnach. To już kolejny raz kiedy w duchu musiał miejscowym przyznać rację. Ideały, szczytne cele, obrządki i rytuały...bagna miały to za nic. Łowcy mieli rację od początku, a jednak i tak postanowili pomóc krasnoludzkiemu gońcowi, do końca. Zaczeło się od tego że doły miały być z założenia krasnoluda głębokie, łowcy kopali natomiast płytkie...Helvgrim nie spodziewał się że już na tak niskim wykopie podejdą śmierdzącą wodą, utrudniło to zadanie tak bardzo że khazad pluł sobie w brodę że nie posłuchał ludzi z Fauligmere. Ciała złożono wkońcu w dołach pełnych wody, dryfowały nieco i nie był to widok miły. Kolejnie dziesiątki funtów błota zepchnięto na ciała, co zabrało je na dno każdego z wykopów. Po tym kolejno rzucono na mogiły drewnine kłody, gałęzie i kamienie. To był szczyt możliwości, zrobiono wszystko co możliwe, a i tak Helvgrim wiedział że ciała zostaną wygrzebane z dołów. Krasnolud zdał sobie sprawę że nic temu nie może zapobiec, nic co było w zasięgu zwykłego człowieka czy krasnoluda.

Dwóch łowców którzy pracowali z uporem przy mogiłach, obmyło się w bagiennej wodzie i ruszyło w stronę obozu...bez słów. Sverrisson spojrzał za nimi, było mu nieco wstyd...lecz teraz zrobić już nic nie mógł. Spojrzał na Saskię i podszedł do niej. Zielarka zajmowała się rannym łowcą, który postanowił zostać. Goniec czuł się źle z powodu dwóch zabitych i pochowanych w wodnistych grobach, musiał coś zrobić choć dla rannego człowieka.

- Dobrze się spisałaś kobieto...tam, podczas walki...teraz też, dobra robota. Helvgrim zagadał do Saski po czym skinął głową w stronę owiniętego szmatami, rannego łowcy.

- Dziękuję, chyba. Wiem że zwią cię Helvgrim...czy mógłbyś zrobić dla mnie coś...mów mi Saskia. Zielarka odpowiedziała po czym wskazała palcem w stronę twarzy Helva, dodając.

- Umyj twarz Helvgrimie, jest cała we krwi. Sverrisson dotknął twarzy i przypomniał sobie o rozgniecionych na twarzy owadach... w zrozumieniu pokiwał głową. Spojrzał na rannego człowieka i powiedział do niego.

- Co do ciebie człowieku. Mam coś dla ciebie, przedmiot i radę. Weź tę kuszę i bełty z kołczanem, użyj ich jeśli trzeba. Zbieraj siły i uciekaj do wioski prędko, nie czekaj tu ratunku ni sił zebrania. Poczwary po zabitych wrócą, sam rady nie dasz...śpiesz się.

- Wziąć tego nie mogę, to za cenne, a do wioski jakoś spróbuję dojść...byle przed nocą. Odpowiedział łowca, wyciągając rękę z kuszą w stronę krasnoludzkiego gońca.

- Bez dyskusji...zabierz kuszę. Oddasz mi ją kiedy spotkamy się w Fauligmere. Postawię ci piwo i obiad u Tomasa, a i pieć szylingów dorzucę, bo to dla mnie przysługa też jest co bym tego cholerstwa taszczyć nie musiał po bagnach. Ja nie wrócę to twoja jest. Zgoda? Zapytał na koniec Helvgrim, po czym lekko się uśmiechnął.

- Zgoda panie krasnoludzie. Odwzajemnił sie również lekkim uśmiechem łowca.

- Bywaj zatem i uważaj na siebie. Dodał khazad.

- Ty również na siebie miej baczenie. Pożegnał się łowca ośmiornic.

- Dziękuję Saskio...za to z twarzą i krwią. Podziękował Helv i zatoczył palcem okrąg, celując prosto w swą twarz.

- Do usług mości krasnoludzie. Dodała na zakończenie rozmowy Saskia. Helv ruszył w stronę zebranych na wysepce, szykujących się do drogi zbrojnych. W ten czas Eldred wspomniał coś o dodatkowym wynagrodzeniu za schwytanie wiedźmiarza.

~ Piećdziesiąt złotych krążków...sporo, majatek można by rzec. Pomyślał krasnolud, ale spojrzenia większości wojowników wcale się nie wyostrzyły, co zauważył ze zdziwieniem młody goniec z Azkahr.

Wkrótce cały oddział ruszył w drogę. Helvgrim trzymał się szpicy pochodu, w pobliżu Jacco i Eldreda. Spokoju nie dawały jednak Sverrissonowi pewne myśli.

~ Pająki atakujące znienacka, wespół z rojami owadów...to tak w naturze możliwe jest jak goblin jedzący wieczerzę z królem Thorgrimem. Ktoś ich na nas napuścił, magią zapewne...to musiał być wiedźmiarz, innego sposobu nie ma. Musimy być blisko jego siedliska skoro się na atak zdecydował. Warto wiedziec że ma moc nad zwierzyną co bagna zamieszkuje...oby nie miał nad mroczniejszymi bestiami.

***

Kiedy wreszcie Jacco de Valk naprowadził grupę na dom domniemanego wiedźmiarza, Helvgrim nakazał stojącym w swym pobliżu towarzyszom, ciszę i ostrożność. Wiadomo, nie trzeba było tego robić, ludzie obecni tu byli z bagnami za pan brat...jednak krasnolud lubił tę szczyptę przezorności.

Tak czy inaczej, wiedźmiarza nie było w chacie. Helvgrim z zaciekawieniem oglądał specyfiki, korzenie i grzyby. Pomiędzy znalezionymi w chacie rzeczami szukał tego co należało do Skerifa Gunnarssona, tego po co Helvgrim Sverrisson przybył do Faulgmiere w szczególności. Jeśli wiedźmiarz pochwyciłby Gunnarssona, to jego rzeczy mógł trzymać w chacie...jednak poszukiwania okazały się bezowocne. Helv nie był pocieszony. Z zewnątrz jednak dały się słyszeć odgłosy rozmowy pomiedzy członkami drużyny Eldreda. Helvgrim wyszedł z chaty i podszedł do rozmawiających ludzi. Ludzie nie byli zadowoleni, głosy zwątpienia były coraz to głośniejsze. Szczęściem, szybka i trzeźwa decyzja barona von Stauffera, zakończyła dyskusje i skierowała wszystkich na właściwy trop, a ten kazał iść za Jacco, który jak pies gończy tropił ślady wiedźmiarza.

Woda i błoto...błoto i woda. Tylko tyle było widać jak okiem sięgnąć. Krajobraz był monotonny, ale ważniejsze było to że był złowieszczy i podsuwał myśli o braku ucieczki. Helvgrim wiedział gdzie jest wieś i jak tam wrócić, ale jak długo trzeba by iść do najbliższych drzew, tego już nie potrafił powiedzieć. Kiedy nad wodą zaczęła gęstnieć mgła zrobiło się nerwowo w drużynie. Ludzie zaczeli trochę panikować, trudno było im się jednak dziwić. Mgła pozwalała widziec jedynie na kilka kroków wokół siebie...nie było jak dostrzec końca pochodu, szansa że ktoś się zgubi była duża. Helvgrim postanowił coś z tym zrobić, goniec miał nadzieję że wszyscy posłuchają jego rady.

- Użyjcie lin, sznurków, pasów jeśli trzeba. Powiążcie się razem, idźcie obok siebie, dwójkami przynajmniej, każdy w zasięgu wzroku. Ketil użyj swej liny jeśli możesz. Ja pójdę przy Jacco. Hej, de Valk zwolnij tempo!

Kiedy do uszu Sverrissona dotarły pierwsze nuty dziwnej pieśni, w jego dłoni pojawił się miecz. Krasnoludzki goniec zauważył dziwny wpływ pieśni na swoich towarzyszy...wpadali oni w dziwaczny stan. Helvgrim zauważył że pieśń chyba nie ma wpływu na krasnoludy jako że, tak jak Helvgrim, tak i Ketil nie poddał się jej urokowi.

- Ketil budź ich! Co jest, otrząśnijcie się, nie poddawajcie sie melodii! Krzyczał Sverrisson, szedł w stronę Jacco, brodząc w wodzie i szarpał wszystkich za ubrania, uderzał w twarz otwartą dłonią lub chlapał wodą bagienną.

- Idziemy dalej, Jacco prowadź po śladach, nie zatrzymuj się, nie możemy tu utknąć! Wszyscy ruszamy! Kto może niech zadba o innych...hej, niech nikt się nie cofa, nie uciekać, jeśli możecie zatkajcie uszy. Zachowajcie zimną krew słudzy ludzkiego boga!

Helvgrim pogania Jacco by ten prowadził dalej, sam nie wierzy że przed czarcią melodią, ochroni zatkanie uszu, ale warto spróbować. Trzeba jakoś działać. Helvgrim zaczyna śpiewać krasnoludzką pieśń tawernianą, na głos, byle zagłuszyć inny głos, nawet ten w swojej głowie, jeśli się da oczywiście.

~ Bogowie gór, strzeżcie nas. Przeleciało przez myśl Sverrissonowi.

---------
2k100: 39,79
 
VIX jest offline