Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2013, 18:43   #129
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Alarif i Modron

Wiewiórczy skok kobiety zakończył się spektakularnym trzaskiem sosnowej gałęzi, grubą warstwą śniegu z furkotem spadającej na wilczura i upadkiem samej zainteresowanej.

Wilk błyskawicznie dopadł zdobyczy, lecz ta wywinęła się jak fryga pozostawiając w zębiskach zwierzęcia swą kapotę. Przylgnęła do pnia sosny ze sztyletem w dłoni.

- Ha! - dobiegł jej krzyk Dongoratha. - Dokończ dzieła wilku.

Wtem śmignęła strzała Alarifa, która wbiła się w śnieg tuż przed pyskiem wilczura. A później jeszcze dwie kolejne. Zdumiony zwierz cofnął się o kilka kroków i skulił ogon.

Gobliński wojownik cały biały w śniegu wychynął z krzaków, wykrzykując komendę w języku orkowym. Wilk naprężył się do skoku...
Od dziewczyny dzieliły go ze dwa kroki.

Modron doskonale widziała jak żółtawa ślina ścieka na śnieg.

Ze stanu skupienia wyrwał ją ochrypły krzyk Dongoratha.

- Słyszycie ten skowyt, nikczemnicy?! Kolejny wilczy jeździec się zbliża!

Zawtórował mu orczy rechot jego sługi.

Alarif, siedzący na gałęzi wysokiej sosny, spojrzał w dal. Czarny Strażnik nie kłamał.



Bali i Seoth

- Dalej, dalej! - wykrzykiwał Seoth ponaglając wierzchowca do szybszej jazdy. Pokonywali kolejne zaspy, stąpając po wąskiej ścieżce wśród wzgórz.

Bali wychylił się zza ramienia Eothraima i zerknął w lewo. W dole widniał wąwóz.

- Czy Ty, aby na pewno wiesz co czynisz, Mistrzu Koni? - syknął do mężczyzny.

-Urodziłem się w siodle - odparł dumnie zapytany. Smuth w tym czasie pokonał kolejną zaspę. Koń z dwoma jeźdźcami zapadał się prawie po brzuch. Nogi Seotha szorowały o ziemię.

- A ja... na szczęście miałem dom, a mój ojciec był krasnoludem - odciął się brodacz. Ta podróż nie przypominała mu bynajmniej godnej eposu rycerskiego.

Mijały cenne minuty, wreszcie rumak odmówił dalszej jazdy.

- Gdzie nogi konia nie pomogą, tam krasnoludzkie będą w sam raz - orzekł Bali i zeskoczył z wierzchowca. A następnie zapadł po pachy.

- Taak... to widać - odparł mu z przekąsem towarzysz i wyciągnął go z zaspy.

Wyszli wreszcie na otwartą przestrzeń. W oddali widniała ściana lasu pokryta bielą. To stamtąd doszły ich okrzyki walczących i wycie wilków.

- Dalej człeczyno! Zostaw konika i napieraj na wroga. Nasi tam są! - głos khazada rozniósł się po okolicy.

Do walczących było z czterysta jardów.



===

Modron minus 1 do Kondycji
 
kymil jest offline