Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2013, 23:55   #18
Coen
 
Coen's Avatar
 
Reputacja: 1 Coen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodze
Korn widząc, że sprawa się rypła i zostali już zauważeni przez elfy, wyszedł z bezpiecznych krzaków na polankę. Przerzucony przez bark pokaźnych rozmiarów topór wojenny podrygiwał w rytm stawianych przez woja kroków. Skierował się ku czarodziejowi, który oświetlił ich kryjówkę.
Sławek w pierwszym odruchu na płomienie zasłonił twarz dłońmi (i kuszą). Dopiero kiedy zorientował się, że ogień nie został stworzony po to, żeby ich skrzywdzić, rozluźnił się nieco.
- Wow, prawdziwy mag... - wymamrotał pod nosem. W tamtej chwili przyszło mu do głowy, że on sam pewnie świetnie nadawałby się na czarodzieja, gdyby nie to że za późno było już na naukę w tym kierunku. Jego pięcioletnie studia na wyższej uczelni pewnie były niczym w porównaniu z opanowywaniem sztuki magicznej. Jednak... chyba nie zaszkodzi spróbować, prawda?
Młody informatyk również skierował się w stronę czarodzieja i ocalałych, opuszczając kuszę w dół.
- No dobrze, a tak dokładniej? - spytał chłopak, kiedy podszedł z barbarzyńcą bliżej - Nazywam się Sławek i jak najbardziej nie jestem stąd, toteż nie rozumiem czemu ktoś miałby sobie zadawać tyle trudu, żeby się nas pozbyć. - zmierzył czarodzieja wzrokiem. - Ale ty chyba wiesz na ten temat coś więcej, prawda?
Coen zgoła odmiennie zareagował na pojawienie się czarodzieja. Nic bowiem bardziej nie mogło rozsierdzić wiedźmina niż obecność mocy magicznych i szarlatanów, którzy nimi manipulują. Nigdy im nie ufał, nie miał też zamiaru zmieniać swoich przekonań. - Zgaś te ognie idioto, bo się poparzysz...
Nie rozumiał podekscytowania Sławka, spojrzał nań zdziwiony, a gdyby nie to, że dźwigał ciężar młodej dziewczyny to pewnie pałnąłby tego dziwaka w łep. Kiedy jego towarzysze podeszli do grupki (elfów, ludzi i czarodzieja) wiedźmin pozwolił sobie położyć Aryę na ziemi, sam też położył się obok niej.
- Tu jesteście! - zawołał uradowany Jaskier. - Myślałem, że już po was! - Spojrzał na maga i wskazał na nich. - To są ludzie, którzy pokonali ostatnią jednostkę Imperium, która tu była. Uwolnili też Amallaris i Lirannę... - spojrzenie elfa powędrowało do nieprzytomnej dziewczyny, która leżała obok Coena. Wiedźmin nie oddał jej nikomu. - A to jest problem - dodał niezadowolony. -Co tym razem zrobiła?
- Zwą mnie Waelleos, a to jest Orvel - powiedział mag, wskazując sokoła. Wyraźnie nie zwrócił uwagi na to, jak elf zakończył swoją mowę. - Widać, że wszyscy nie jesteście stąd, a komuś najwyraźniej nie podoba się cel, w jakim tu przybyliście.
Wreszcie machnął ręką, co spowodowało, że kule ognia zniknęły.
Młodemu informatykowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, żeby domyślił się o kim mowa. Najwyraźniej czarnoksiężnik, którego mieli się pozbyć już o nich wiedział. Skoro ta osoba jest tak potężna, że na życzenie może ożywić umarłych (nawet jeśli to tylko zwykli ożywieńcy), to jak oni mieli go zabić?!
Na samą myśl Sławek pobladł i nie odpowiedział Waelleosowi.
Coen zamknął oczy, oddychał coraz wolniej, niewprawionego młodziana mógłby oszukać, mógłby wmówić mu, że drzemie. Leżał na uboczu. Nie odzywał się, nie poruszał, wytężył jednak mocno słuch, by nie uszło jego uwagi żadne ważne słowo.
- Ale widzę, że jesteście wyczerpani po ataku - zaczął Jaskier. - Organizujemy miejsce na nocleg. Nikt nie chce wracać w tamto, sporo osób ucierpiało... - Pokręcił głową. - Porozmawiać możemy tam. Idziecie, czy wolicie zostać?
- Jasne, że idziemy! - powiedział ohryple Sławek, nagle odzyskując głos. Spojrzał uprzelotnie na swoich towarzyszy- W kupie raźniej, prawda?
Coen nie silił się na uprzejmości. - Idźmy, tylko niech ten kuglarz trzyma się ode mnie z daleka.
Mag zerknął na wiedźmina zdumiony, jednak nic nie powiedział. Coen nie był jedynym, który trzymał się z dala od “kuglarza”. Morion, słysząc propozycję, skinął tylko głową i poszedł, trzymając się z tyłu.
Korn kiwnął głową. ~Oho; będzie kolejna okazja do zarobku...~ Pomyślał, jeszcze mocniej chwytając stylisko.

* * *

W porównaniu do poprzedniego miejsca obozowania, tu panował niesamowity bałagan i chaos. W powietrzu dało się czuć napięcie, jednak naszym znużonym bohaterom to nie przeszkadzało. Jedynym, czego pragnęli, była chwila odpoczynku.
Odkąd trafili do tego świata, a było to zaledwie kilkanaście godzin temu, cały czas coś się działo. Sławek trafił do niewoli, gdzie poznał Moriona, Coen napotkał nimfy wodne i wpadł na Korna, który błądził wcześniej w lesie. Później zdążyli się posprzeczać i trafili do obozu partyzantów, gdzie ledwie zdążyli zjeść, a zaatakowała ich chorda nieumarłych.
Nie był to najlepszy dzień w życiu żadnego z nich.
Jaskier poprowadził ich w stronę poustawianych po okręgu wozów, tłumacząc po drodze, że taki stan rzeczy utrzyma się do rana. Nic więcej nie mogli tutaj zrobić, a nikt nie chciał ruszać po ciemku dalej. Na poprzednią polanę raczej nigdy nie wrócą ze względu na zagrożenie wykrycia.
Mag oddalił się w inną stronę, jednak jego sokół podążał za grupką aż do miejsca, gdzie Jaskier powiedział, że mogą przenocować. Pierzasty towarzysz maga usadowił się na jednym z wozów i uważnie rozglądał się dokoła.
- Przyniosę wam za chwilę koce – powiedział Jaskier.- Potrzebujecie czegoś jeszcze? Mamy niezłe zamieszanie, jednak myślę, że uda mi się zorganizować to i owo. - Przyjrzał się nieprzytomnej dziewczynie, którą Coen ułożył na ziemi. - I trzeba coś z nią zrobić.
Cóż. Kawałek ziemi to może niewiele, ale w otoczeniu uzbrojonych w łuki elfów i maga władającego mocą, żeby spopielić nieumarłych na miejscu, było jakoś... raźniej?
Sławek odetchnął z ulgą mogąc wreszcie usiąść i dać odpocząć zranionej kostce. Na chwilę odpłynął myślami gdzieś daleko i prawie przeoczył, co Jaskier do nich mówił.
- Jakiś kij by mi się przydał - powiedział po chwili chłopak - jeśli można, bo chyba skręciłem sobie kostkę.
- Daj mi to obejrzeć - powiedział, podchodząc. Kucnął przy chłopaku i wskazał nogę. - Już jest opatrzona - mruknął zaskoczony, po czym wstał. - Przyjdę na nią zerknąć rano. A teraz pójdę po koce. - Uśmiechnął się do nich i odszedł.
Korn będący człowiekiem o "mietkim" sercu bez słowa podszedł do najbliższego krzewu i za pomocą topora pozyskał gałąź, którą obciosał i podał jako prowizoryczną kulę żakowi.
- Jako obcy powinniśmy sobie pomagać... - powiedział do studenta, co Sławek przyjął z uśmiechem i skinieniem głowy. Po zdarzeniu Korn wyjął zza pazuchy karty i zapytał głośno:
- Kto chce grać?
Morion dosiadł się do Korna i wyciągnął z plecaka lampkę. Nieco trudności znalazł w zapaleniu jej, jednak już po chwili mieli źródo światła.
- Gramy na pieniądze czy na pstryczki? Osobiście wolałbym na to drugie bo nie mam pieniędzy... ale zawsze możesz mi trochę pożyczyć...-
- Nie rozumiem. Pstryczki? - zdumiało się diablę. - Wolę na pieniądze. Mam akurat nieco gotówki. Pożyczę ci - dodał, a jego oczy błysnęły w świetle lampy.
- Dobrze... umiesz grać w wiszącego trola? - Zapytał z nadzieją barbarzyńca.
- Wyjaśnij zasady. Szybko się uczę - odparł z tym swoim dziwnym uśmiechem na ustach.
- No więc...
Barbarzyńca zaczął tłumaczyć i gestykulować, często się plącząc w tym, co mówił. Po jakimś czasie, kiedy już sam zaczął się gubić w zasadach, Morion dał znać, że chyba zrozumiał. I zaczęli grać. Pierwsze rundy wygrywał Korn, jednak diablę szybko pokazało swoje zdolności i po chwili, niewiadomym sposobem, to Morion zaczął królować. Rozdanie za rozdaniem.
W niecałe pół godziny Korn został pozbawiony opożyczonej gotówki, odzienia, broni, a nawet koca, który w międzyczasie przyniósł Jaskier.
- To co? Jeszcze jedna runda? - zaproponowało z chytrym uśmieszkiem diablę. - Może tym razem szczęście się do ciebie uśmiechnie.
- Masz pecha. Nie wiesz z kim grałeś. Demon mi coś o tobie powiedział PLANOKRWISTY! Użyć magii demonów by się wzbogacić...
- Zamknij się - przerwał mu Morion. Zerknął na pozostałych, żeby się upewnić, czy słyszeli. Z tej odległości nie było możliwości, żeby nie słyszeli. Musiał jak najszybciej uciszyć tego tu. - Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz - warknął.
- Tak się składa, że Morteimer - władca wszystkich demonów mnie naznaczył na Cor Xhadar'a - głosiciela piekieł i bardzo się zdenerwuje jak jakieś diablątko będzie chciało mnie dotknąć...- Korn szepnął do Moriona.
- Powiedziałem, zamknij się! - wrzasnął rozsierdzony Morion, zrywając się z miejsca. Nim inni zdążyli zareagować, odszedł szybkim krokiem.
Korn wziął ze stołu topór, położył się spać i niemal od razu zaczął głośno chrapać.

Młody informatyk przysłuchiwał się - i częściowo przyglądał - zdarzeniu już spod swojego koca. Nigdy nie rozumiał idei hazardu, nigdy go to jakoś specjalnie nie interesowało, choć w karty lubił grać. Potrząsnął tylko głową i przewrócił się na drugi bok, by po chwili zasnąć.
Coen również nie zwracał uwagi na grających kompanów. Położył się wygodnie obok dziewczyny i odpoczywał, tego właśnie było mu potrzeba. Snu...
 
__________________
"Wyobraźnia jest początkiem tworzenia.
Wyobrażasz sobie to, czego pragniesz,
chcesz tego, co sobie wyobraziłeś i w końcu
tworzysz to, czego chcesz."
Coen jest offline