George, w swojej rozproszonej postaci był niemal nietykalny, a z cała pewnością nie mógł być zaatakowany przez przerośniętą, zmutowaną roślinę. Odnalezienie chipa w środku mięsożernego bytu nie było trudne, gorzej z wyłuskaniem go bez naruszenia informacji, które zawierał. Geroge nie mógł po prostu zdematerializować nośnika. Zaczynał rozważac z desperacją możliwość zdematerializowania Klavdry i drapieżnika, który ją trawił. Budynek zadrżał ponownie - rośliny, które go podtrzymywały, płonęły. Najwyższa pora na desperackie kroki. W końcu kosmitka była już i tak martwa. George skupił się i zebrał siły. Nie było żadnego obrzydliwego dźwięku, czy oszałamiającego blasku -
ciała Klavdry Eveningstar i roślinnego konstrukta rozpłynęły się w powietrzu, odsłaniając chip. Mintron chwycił go i biegiem ruszył do wyjścia, za nim rozsypywał się budynek Guardiana, jedna z najpiękniejszych konstrukcji Detroit.
Inkfizin i bliźniaczki w porę opuścili budynek, jednak to nie był koniec ich heroicznych zmagań z chwastami. Wszędzie było ich pełno, a najwięcej tam gdzie przed chwilą szalał ogień. Jakby matka natura przyspieszyła ewolucję i w odpowiedzi na atak ssaków wychodowała sobie gatunek agresywnych roślin.
Zanim jednak znowu rzucili się w wir walki, Ink usłyszał szum silników i zobaczył nad sobą
pojazd zaskakująco zaawansowany technicznie, jak na tą planetę. Z środka wychylała się Alice, rzuciła drabinkę.
- Szybko! Zanim dorwą nas pnącza! - nie by ło czasu na zadawanie pytań. Już po chwili Ink i bliźniaczki byli na pokładzie wehikułu i oddychali z ulgą, a
George Minton w stylu bohaterów kina akcji uczepiony drabinki starał się wspiąć na górę.
W ostatniej chwili, pilot czerwonego cacka dał gaz do dechy i wzniósł się ponad rozsypujący się budynek i zachłanne pnącza.
Byli wysoko nad chmurami, gdy wreszcie mogli spokojnie przejść do wyjaśnień.
George, Ink, bliźniaczki, Alice i Jack siedzieli wygodnie w miękkich fotelach. Alice miała na sobie skórzaną punkową kurtkę, którą znalazła na przednim siedzeniu. Pilot wyglądał na nieco zdeprymowanego.
- Dobra, nie pytam kim jesteście, ani co się stało z resztą. Jestem Doktor Lloyd Lowery, geniusz generalnie. Pech że wyszło jak wyszło. Niestety ta mutantka, która kontrolowała zieleninę, przesadziła i poszła za daleko. Utrzymała budynek w jednym kawałku, ale zapłaciła za to całkowitą utratą kontroli. Teraz jest praktycznie niepokonaną, ale pozbawioną tożsamości istotą powodowaną instynktem terytorialnym. Smutna, ale ważna lekcja - westchnął kończąc wykład - No dobra, to co tam?