Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-01-2013, 09:13   #81
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

George, w swojej rozproszonej postaci był niemal nietykalny, a z cała pewnością nie mógł być zaatakowany przez przerośniętą, zmutowaną roślinę. Odnalezienie chipa w środku mięsożernego bytu nie było trudne, gorzej z wyłuskaniem go bez naruszenia informacji, które zawierał. Geroge nie mógł po prostu zdematerializować nośnika. Zaczynał rozważac z desperacją możliwość zdematerializowania Klavdry i drapieżnika, który ją trawił. Budynek zadrżał ponownie - rośliny, które go podtrzymywały, płonęły. Najwyższa pora na desperackie kroki. W końcu kosmitka była już i tak martwa. George skupił się i zebrał siły. Nie było żadnego obrzydliwego dźwięku, czy oszałamiającego blasku - ciała Klavdry Eveningstar i roślinnego konstrukta rozpłynęły się w powietrzu, odsłaniając chip. Mintron chwycił go i biegiem ruszył do wyjścia, za nim rozsypywał się budynek Guardiana, jedna z najpiękniejszych konstrukcji Detroit.


Inkfizin i bliźniaczki w porę opuścili budynek, jednak to nie był koniec ich heroicznych zmagań z chwastami. Wszędzie było ich pełno, a najwięcej tam gdzie przed chwilą szalał ogień. Jakby matka natura przyspieszyła ewolucję i w odpowiedzi na atak ssaków wychodowała sobie gatunek agresywnych roślin.
Zanim jednak znowu rzucili się w wir walki, Ink usłyszał szum silników i zobaczył nad sobą pojazd zaskakująco zaawansowany technicznie, jak na tą planetę. Z środka wychylała się Alice, rzuciła drabinkę.
- Szybko! Zanim dorwą nas pnącza! - nie by ło czasu na zadawanie pytań. Już po chwili Ink i bliźniaczki byli na pokładzie wehikułu i oddychali z ulgą, a George Minton w stylu bohaterów kina akcji uczepiony drabinki starał się wspiąć na górę.
W ostatniej chwili, pilot czerwonego cacka dał gaz do dechy i wzniósł się ponad rozsypujący się budynek i zachłanne pnącza. Byli wysoko nad chmurami, gdy wreszcie mogli spokojnie przejść do wyjaśnień.
George, Ink, bliźniaczki, Alice i Jack siedzieli wygodnie w miękkich fotelach. Alice miała na sobie skórzaną punkową kurtkę, którą znalazła na przednim siedzeniu. Pilot wyglądał na nieco zdeprymowanego.
- Dobra, nie pytam kim jesteście, ani co się stało z resztą. Jestem Doktor Lloyd Lowery, geniusz generalnie. Pech że wyszło jak wyszło. Niestety ta mutantka, która kontrolowała zieleninę, przesadziła i poszła za daleko. Utrzymała budynek w jednym kawałku, ale zapłaciła za to całkowitą utratą kontroli. Teraz jest praktycznie niepokonaną, ale pozbawioną tożsamości istotą powodowaną instynktem terytorialnym. Smutna, ale ważna lekcja - westchnął kończąc wykład - No dobra, to co tam?

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 23-01-2013 o 09:22.
F.leja jest offline  
Stary 30-01-2013, 13:22   #82
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
- Nooo, wygląda na to, że jesteśmy już tylko my z normalnych. W sensie takich, co nie mają żądzy mordu, albo mają świadomość, bo ten cały Spider szaleju się chyba najadł i zdurniał. - Powiedział Ink poprawiając bandaże u rąk. Strasznie dużo kłopotów się narobiło w ciągu ostatnich godzin, które teraz wydawały się bardzo długim okresem czasu. - Ładny pojazd tu macie, jak lata? Pole antygrawitacyjne? - Spytał nowego koleżkę, licząc że w końcu znalazł na tej planecie kogoś kto ma podobne hobby do niego. No i też był geniuszem.
- Fluktuacja potencjalnych rzeczywistości - uśmiechnął się szeroko doktorek - Moduł alteracji wybiera świat równoległy, w którym może latać i zyskuje dostęp do tej umiejętności w ramach tego wszechświata. Prototyp. Póki co używam go tylko do latania, ale mam nadzieję, że będzie mógł docelowo uzyskać dostęp do wszystkich rzeczywistości, w których istnieje.
- Nonono... - mruknął Ink lekko zaskoczony. Takich rzeczy to i jego rodacy nie osiągnęli, chociaż szli w nieco innym kierunku. Widać ludzie mieli inne upodobania technologiczne. - Tu mnie pozytywnie zaskoczyłeś.

Minton był wycieńczony, że aż nawet brakło mu sił na pogawędki. Chyba nigdy się tak nie przemęczył. Wyjął z kieszeni małą, czarną kostkę którą podał Llyodowi.
- Proszę doktorze, to wręczył nam Spider Jerusalem przed śmiercią. Tylko proszę nie dawać tym tutaj, bo już raz to zgubili. Ja muszę... odpocząć - ostatnie słowa wypowiedział niemalże półprzytomnie. Jego ciało dowlokło się do jakiegoś miejsca, gdzie mógł się w miarę wygodnie położyć. Powieki opadły szybko, niczym kurtyna na koniec ulicznego teatrzyku. Zmęczony umysł poddał się praktycznie bez walki...
- Oooo, dobra robota... typku. Zapomniałem jak masz na imię, ale nieźle, nieźle - pochwalił Mintona Ink, kiwając głową.
Chip zawędrował bezpośrednio do panelu kontrolnego latającego cuda i na części przedniej szyby wyświetliła się jego zwartość.
- Och - rzekł Lloyd i było to spostrzeżenie nacechowane niepokojem - O cholera.
Ink może nie znał się za bardzo na ziemskiej technologii, ale nanoroboty był w stanie rozpoznać. Pojawiające się blueprinty układały się w niepokojący wzór. Samopowielające się cyberorganizmy miały kilka funkcji, a jedną z nich była możliwość nadzorowania nosiciela.
Na ekranie błysnęła notatka - plany dotyczące dalszego rozwoju technologii - docelowo Wielki Brat w wersji nano miał mieć także możliwość wywoływania nagłych zdarzeń sercowych ze skutkiem śmiertelnym, póki co miał jednak niepokojący efekt uboczny - w przypadku nosicieli, których genom bazowy był ludzki, wykorzystanie niestandardowych mocy mogło wywołać sprzężenie zwrotne potęgujące ich działanie do momentu przeciążenia i wywołania gwałtownej mutacji wtórnej.
Ostatnie zdanie mroziło krew w żyłach i wyjaśniało pewne zjawiska, których byli dziś świadkami - Program w fazie testów polowych.
- Jak to mówią, kto mieczem wojuje od miecza ginie... sprytnie to sobie wymyślili, te wasze rządowe rozbójniczki - powiedział Feedback wzdychając. - Spider przepadł, a by najsławniejszym z dziwaków ziemskich, takich jak wy - powiedział uśmiechając się szyderczo. - Może... może powinniśmy poszukać jakichś innych? W kupie raźniej i lepiej. Oczywiste jest, że musimy jakoś... powstrzymać rozprzestrzenianie się innych takich chipów, bo to chyba oczywiste, że jest ich więcej, tak? Lepiej mieć do tego więcej ludzi, tak...
Bliźniaczki, które mieściły się razem na jednym fotelu i obejmowały się jakby chciały zlać się w jedną istotę, powiedziały unisono.
- Nasz ojciec był znanym superbohaterem. Mamy kontakty. Znalezienie innych nie będzie problemem.

Minton spał i śnił o dziwnym fasetkowym świecie, jakby widzianym ośmioma oczami. Czasami wizja zmieniała się zupełnie i zamiast ośmiu rzeczywistości widział jedną, płynną, w której powietrze mieniło się milionem barw, od przenikających je woni i pyłków, a wszystko dookoła pokryte było warstwą życia. Nawet beton przerastały żyłki energii - zielonej, pulsującej, żywej energii.
- Większość ukrywa się w dużych miastach - słyszał obcy głos, zniekształcony, jakby słyszany przez ścianę puchu.
- … nowy Jork ... największe skupisko … - dźwięki urywały się.
- Umieściliśmy próbki w wodzie pitnej … - stawały się coraz cichsze.
- … ryzyko.
- Efekty uboczne są znaczące …
- Spider Jerusalem … wie … jest nosicielem.
- Był w Nowym Jorku … musimy go znaleźć.
- … poddać eksperymentom …
Nagle sen George’a przeszył przeciągły wrzask bólu i rozpaczy. Obudził się zlany potem.
- Ooo, a tobie co, złe sny? - Spytał Mintona Ink, patrząc na niego z lekkim uśmiechem. Pomimo śmierci paru osób, które mógł uznać za towarzyszy, dobry humor go nie opuszczał. Przetrwają najsilniejsi, albo ci którzy najszybciej biegają.
I nagle gdy wydawało się, że koszmar minął, Ink był świadkiem niecodziennego zdarzenia. Mintonowi bowiem odpadła lewa ręka. Wyglądało to niczym odlepienie się kończyny plastelinowego ludka, ot tak jak gdyby nigdy nic. Bez krwi, bez bólu czy wrzasku. W zasadzie MInton wciąż był wstrząśnięty złym snem i nie zauważył ubytku. Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w Inka, a potem wbił wzrok w ścianę. Kątem oka musiał jednak zauważyć niepokój Inka.
- Ouh... - po wyrazie twarzy towarzysza mógł się domyśleć co zaszło. Spojrzał na ziemię, podniósł “zgubę” i szybko, dyskretnie przyczepił ją sobie, co również mogło wydawać się niecodzienne. Dla Mintona było to bardzo wstydliwe, toteż speszony spróbował jakoś to wyjaśnić - Ja... No, tak po prostu mam gdy wpadam w jakiś stan emocjonalny. Rozumiesz? Nic takiego, nic mi nie jest. Przepraszam, jeśli przestraszyłem...
Chcąc zmienić temat, Minton rozejrzał się za doktorem. Gdy go zobaczył przy konsoli, domyślał się że wiedział co krył ten chip, przez którego omal nie został zjedzony żywcem przez ogromnego mutanta...
- Doktorze? Co nam powiedział chip? Jaką informację zostawił po sobie Spider?
- Oooo chłopie - Ink pokręcił głową - Będziesz musiał mnie nauczyć tej sztuczki z ręką. - dodał ledwo powstrzymując śmiech.
Lloyd wytłumaczył obecnym to co Ink już wiedział.
- Tak czy siak... wracamy do Nowego Jorku. Znaczy ja wracam - dodał kosmita.
- Nowy Jork? Hm. Śnił mi się przed momentem. Musieliście o nim mówić, kiedy spałem... Heh, mam dziwne wrażenie, że to miejsce jest znajome - Minton zastanowił się nad tym, co przekazał doktor. Faktycznie, brzmiało to niczym chora wizja totalitarnej kontroli z jakiegoś filmu sc-fi.
- Nanomaszyny, które kontrolują ludzi? A nawet superludzi, z możliwością ich uśmiercania gdyby coś poszło nie tak... Myślałem, że rząd chce się nas pozbyć?
Minton był zszokowany myślą, że coś mogło go zarazić a nawet kontrolować. A na dodatek mogło zmienić go w zmutowane, bezmyślne stworzenie. Przez moment wyobraził sobie siebie jako jakiegoś brzydkiego stwora, który dematerializuje wszystko wokół. To byłoby koszmarem - Hm, gdybym miał możliwość podejrzenia tych nanomaszyn na poziomie wizji molekularnej, mógłbym wiedzieć kto jest zarażony... Przypominają trochę funkcjonowanie wirusów. Mam... Nie wiem, to może głupie... Ale dziwne wrażenie, że Jerusalem mógł być nosicielem i to by tłumaczyło, czemu nie chciał wyjść na zewnątrz...
- Widocznie rząd woli nas wykorzystać - mruknęła jedna z bliźniaczek.
Doktorek westchnął rozdzierająco, a potem uśmiechnął się szeroko.
- To Nowy Jork? Mam tam niewielki magazyn, jeszcze z czasów kiedy byłem superzłoczyńcą. Dawno tam nie byłem.
- Nawet wolę nie pytać o tą superzłą przeszłość. Jakoś wolałem czytać o niej w komiksach, niż być jej częścią... Heh, nie sądzicie że to powalone? Superbohaterowie czytają komiksy o superbohaterach. Niezły paradoks...
- Co? Co to komiksy? - Spytał Ink nie rozumiejąc paradoksu. - Aczkolwiek póki co możemy polecieć do tej twojej kanciapy w Nowym Jorku. Może ja odwiedzę swoją starą siedzibę. Opuściłem ją w pośpiechu, a zostawiłem tam parę rzeczy...- powiedział patrząc na swoje obecne, brudne i przepocone, czarne bandaże. W swoim studiu miał większy zapas, no i igły, a igły były dobre.
No i kto mógłby zapomnieć o paru rozkładających się ciałach?
- Komiksy? Staaary... - rozmarzył się George - Chyba musiałeś mieć gorsze dzieciństwo ode mnie. Nawet do naszego sierocińca siostra Rose, co środę wyjeżdżała do antykwariatu i kupowała nam stare egzemplarze Kapitana Kosmosu, czy Doktora YZ-a. A ja najbardziej lubiłem Transformighty... Kurczę, serio nie widziałeś nigdy komiksu, Ink? Takie opowieści ilustrowane, z dymkami i ramkami, przeważnie o super bohaterach.
- Tam gdzie ja spędzałem dzieciństwo mieliśmy po prostu hologramy. Tutaj chyba tego nie ma... Czasem w nich były śmieszne opowiastki o takich superludziach, tylko... no nie byli ludźmi tylko Sarganami, nie? Ale wydaje mi się, że to bardzo się różniło od tych waszych komiksów - powiedział wzruszając ramionami.
- Sarganie? To jakaś rasa obcych? Zdumiewające, chcesz powiedzieć że wychowywałeś się wsród społeczności obcych?!
- Co? Czekaj... - Ink spojrzał na niego podejrzanie. - Nie wiem czy teraz używasz ironii, ale na wszelki wypadek - chrząknął i przekręcił się na siedzeniu, wskazał na siebie palcami i mocno artykułował następne słowa - JA. JESTEM. OBCYM. Z GWIAZD. - Uśmiechnął się, poruszając brwiami.
- Wow... Doprawdy? Nie żartujesz? W sumie to by tłumaczyło twoje moce, no i masz szczęście że możesz przybrać ludzką formę. Jesteś trochę jak Kosmiczny Karateka, albo Walczący Przybysz. Ja nie wiem skąd mam swoje moce... - Minton nagle jakby coś pojął i zrobił wielkie oczy - A co jeśli ja też jestem obcym, tylko o tym nie wiem? Walczący Przybysz też spadł na Ziemię i stracił pamięć i długo nie znał swojego pochodzenia póki... Ah, przepraszam. Rozgadałem się... - zerknął na okno - To chyba Nowy Jork?


Podróż nie trwała długo, ale pozwoliła im zregenerować siły. Dotarli do Miasta akurat bardzo wcześnie, żeby nie stwarzać wielkiej sensacji. Na wątpliwości swoich pasażerów, Lowery odpowiedział, że jego tysi wehikuł jest praktycznie niewidoczny dla radarów i w ogóle nie ma się czym przejmować.
Wylądowali na dachu jednego z wielopoziomowych parkingów niedaleko Mostu Brooklinśkiego. Wesoła gromadka przeszła parę przecznic i zeszła do podziemi - do zamkniętej i nieużywanej od dawna stacji przy ratuszu miejskim. Miejsce było stylowe, od dawna planowano otworzyć w nim muzeum transportu miejskiego, ale jakoś zawsze brakowało na to pieniędzy.
Doktorek pewnym krokiem ruszył wzdłuż torów, zeskoczył w dół w miejscu gdzie zapalone przez nich światło już nie docierało i wykonał kilka dziwnym gestów przy ścianie - z cięzkim szurnięciem, coś się otworzyło. Ruszyli razem, zatęchłym korytarzem, by wreszcie, po wstukaniu kodu w poznaczoną zaciekami klawiaturę, wejść do dawnej siedziby złego geniusza.
- Ekhm - Lloyd odkaszlnął wymownie i uśmiechnął przepraszająco - Trochę się przykurzyło. Ale nie martwcie się! Wszystko działa! Jestem pewien ...
- Wolałbym żeby nie do końca - odparł Minton - Jeszcze okaże się, że pułapki też działają...
Rozejrzał się po starej kryjówce. Wyglądała standardowo.
- Tyle czasu spędziłem ukrywając się w tunelach metra i ani razu nie trafiłem na aż tak fajną kryjówkę superzłoczyńcy... - mruknął Ink rozglądając się ciekawie po pomieszczeniu. Miał wielką ochotę sprawdzić po kolei, co do czego służy.
Dlaczego tu nie trafił? Wyjaśnienie było proste, podczas restoracji odcięto stację od sieci metra, tworząc z niej okratowany skansen. Urządzenia, które zobaczyli były dziwne i dość fantazyjne.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 30-01-2013 o 13:26.
Rebirth jest offline  
Stary 31-01-2013, 00:06   #83
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Minton był trooszkę dziwny. Ink'a trochę bawił, a trochę dziwił. Jak mu jeszcze powiedział, że nie wie skąd ma swoje moce to już w ogóle... Człowiek-Przypadek, tak powinni go nazwać jeśli zostałby jednym z tych ziemskich superbohaterów.
Albo Super Ciapa.
Ale ogółem wydawał się w porządku. Zdobył tego całego chipa.
Zresztą poza tym niewielki miał wybór sojuszników. Do bliźniaczek był zrażony, przez ten cały biznes, z próbą zamordowania, a doktorek był... cudnie pokręcony. Na szczęście była wciąż Alice, ale niestety był z nią Kyr'Wein, o którym Ink w sumie nie wiedział nic. Doborowe towarzystwo.

Ciekawiło go, co stało się z Jackiem, chłopakiem od karetki, który z początku mu pomógł. Nie żeby się o niego troszczył, ale ciekawiło go jak sobie poradził, po tym jak kazał mu uciekać, z pola bitwy.

Póki co Ink skupił się na tym, jak przeżyć. Potrzebował swoich bandaży, potrzebował wrócić do studia, pozbierać rzeczy. Igły i bandaże były najważniejsze.
Wspaniałe, miękkie bandaże... bez nich nie mógł funkcjonować, nie z takimi dłońmi. Przydała by mu się też koszula, został mu tylko dół, czyli czarne spodnie pod długą, czarna spódnicą, która też była okrutnie poszarpana, pobrudzona i w ogóle strasznie niewyjściowa.

Gdy wysiedli z pojazdu i zeszli na ulicę... ostatnia wizyta Feedback'a na ulicach NY nie skończyła się zbyt spokojnie. Teraz jednak, w pobliżu nie było żadnej zadymy. Zeszli do metra, z metra przeszli do laboratorium Lloyda, które było całkiem ciekawe. Jednak Ink nie znał ziemskich narzędzi, poza sprzętami AGD i RTV, samochodem, motocyklem, pociągiem, igłą elektryczną i paroma innymi bzdetami.
- Dobrze doktorku, ja pilnie potrzebuję odwiedzić moje studio tatuaży... mam tam parę rzeczy które mi się przydadzą. - Powiedział gdy papieros z jego kieszeni przeniósł się do ust, a następnie podpaliła go lewitująca zapalniczka. - Potrzebuję ubrań, igieł i swoich bandaży. Myślisz, że jakiś masz pojazd, którym bym się tam dostał, gdy wy obmyślicie plan, albo odpoczniecie? Ja też bym to chętnie zrobił, ale czułbym się pewniej mając swoje rzeczy, które w takim pośpiechu zostawiłem, gdy cię ratowałem, piękności - powiedział zwracając wzrok na Alice.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 02-02-2013, 13:15   #84
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Laboratorium Lloweryego było zakurzone, ciemne i jak z poprzedniej dekady, albo nawet dekady przed poprzednią dekadą, albo jak laboratorium dziecka. Pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy były automaty do grania, drugą, wielka kula dyskotekowa i neon z tańczącą striptizerką. Wszędzie walały się kable i światłowody, po środku wielkiej sali stała kobieta robot w kostiumie bardzo rozwiązłej pokojówki. Były tu półki z komiksami, filmami i książkami. Były kolekcje zabawek z Gwiezdnych Wojen i Star Treka, pistolety laserowe i miecze świetlne, kostiumy i lalki, niektóre autentycznych rozmiarów. Był też batmobile, na podeście, który podświetlił się kiedy podeszli bliżej.


Lloyd przybiegł skąś z naręczem kluczy i zaczął je przeglądać.
- Ten jest do małpiego laboratorium, ten do kolekcji skał księżycowych, ten do kieszonkowego wymiaru, ten do fugonetki lodziarza, ten do komnaty przeciążeń, ten do niewidzialnego odrzutowca … ciekawe gdzei go zostawiłem, ten do kadzi z telepatycznym błotem - wreszcie znalazł klucz z pilotem w kształcie głowy nietoperza - Aha!
Pik, klik i syk ogłosiły otwarcie drzwi do czarnego wehikułu.
- Proszę - dał klucze Inkowi - Pasuje do ciebie.
Odwrócił się na pięcie i pobiegł znowu czegoś szukać. Po chwili dało się słyszeć jęczenie jakiegoś generatora i wszystko wróciło do życia. Światła, kamera, akcja. Z głośników poleciałą muzyka, a kobieta-robot wyprostowała się i rozejrzała dookoła.
- Czy mogę zaproponować coś do picia? - rzekła swoim mechanicznym głosem i przydreptałą na niewiarygodnych szpilkach ku lekko oszołomionej grupie.
Minton zauważył, że wszędzie dookoła roiło się od rozmaitych komputerów, które teraz drażniły niebieskim ekranem śmierci.
- Cholera - Lloyd walnął czymś z hukiem w coś innego i komputery zaczęły znów działać.
- Dobra … to od czego zaczynamy? - zapytał obecnych.
Alice zwróciła się do Feedbacka.
- Ja chyba jednak pójdę z tobą.
- Żeby podest wyniósł was w górę trzeba nacisnąć strzałkę w górę na pilocie - wtrącił szalony naukowiec - Ale nie dotykajcie funkcji lotu! Nie miałem jakoś okazji by ją poprawić po ostatnim - skrzywił się z niechęcią.


Podest wyniósł ich prosto na ciemny zakamarek wąskiej uliczki, jednej z tych powstałych pomiędzy dwiema kamienicami w celu gromadzenia śmieci. Trochę głupio było co prawda podróżówać po mieście w batmobilu, ale dopiero świtało, na ulicach nie było zbyt wielu ludzi, a ci którzy odważyli się opuścić domowe pielesze byli bardziej skupieni na przeklinaniu świata niż na otoczeniu.
Pojazd prowadził się intuicyjnie, Ink nie miał z nim najmniejszego problemu. Zwłaszcza, że wszystkie funkcje były podpisane. Lloyd musiał być bardzo zapominalski. Samochód sunął jak marzenie po ulicach Nowego Yorku. W pewnym momencie Alice, która z zainteresowaniem przyglądała się konsoli nacisnęła jakiś przycisk daleko po lewej stronie, coś zaczęło się dziać z karoserią - wszystkie wystające nietoperze kawałki zniknęły i maska zaczęła wyglądać całkiem normalnie, choć wciąż stylowo.
Miasto wciąż cierpiało z powodu niedawnych zamieszek - walało się dookoła zdecydowanie więcej śmieci, a witryny sklepów cierpiały na brak szyb. Im bliżej epicentrum tym więcej mijali też patroli policji. Ink i Alice ze zgrozą zorientowali się, że między zwykłymi niebieskimi pałętały się też odziane na czarno grupy agentów, także tych w pełnym rynsztunku bojowym.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 02-02-2013 o 13:19.
F.leja jest offline  
Stary 11-02-2013, 11:42   #85
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Został sam w jakimś zwariowanej kwaterze. Doktor zostawił go samemu sobie, co już wzbudzało pewny niepokój o stan psychiczny Lloyda. Że mu tak bez ogródek zaufał? A co jeśli on byłby agentem rządu? Tego tutaj starczyłoby na obciążenie go zarzutami co najmniej na kilka dożywoci, albo i gorzej. Coś go jednak fascynowało. Był w kryjówce superzłego. Który dzieciak o tym nie marzył, by choć na chwilę wcielić się w kogoś takiego? Minton rozejrzał się po laboratorium. Zaczął przeglądać sobie kolekcję doktorka, dotykać figurek superbohaterów, czy przeglądać kolekcję komiksów. O tego nawet miał. A tego... Oż cholera! Przecież to!!! Nie wierzył własnym oczom. Ten numer był cenny niczym sztabka złota, był nawet nie białym krukiem, co Złotym Grallem kolekcjonerów komiksów! Dłoń mu drżała, gdy przewijał prawie nie używane, choć naznaczone czasem wydanie. Czuł jak obcował z czymś niezwykłym... Zorientował się jednak że nie po to tu przybył! Ale i tak czuł się jak dzieciak, który został zaproszony do willi jego bogatego kolegi. Nie mógł się dalej oprzeć by gdzieś nie usiąść i wczuć się w rolę superzłego pogromcy światów. Westchnął głęboko, czując pewne sentymenty. Pora była jednak by wziąć się do pracy. Tylko od czego zacząć? I jak tu nie nadziać się na jakąś pułapkę? Pierwsze co mu przyszło na myśl, to jeszcze raz przeanalizować dane z chipa, a nuż doktorek coś przeoczył. Poza tym sam wolał się upewnić co do zawartości tegoż. Uruchomił jakiś większy komputer i spróbował odczytać dane. W międzyczasie zastanowił się, czy laboratorium może przydać się do wzmocnienia jego mocy, lub może głębszej jej analizy.

Co George znalazł na chipie:

Cytat:
projekt badawczy z nanorobotami w roli głównej - formalne analizy i pismo oficjalnie odrzucające projekt i zamykające jego realizację jako niebezpiecznego;
listę badaczy, którzy brali udział w opracowaniu projektu i budowie robotów - szybki googiel pozwala stwierdzić, że większość członków zespołu jest martwych - seria nieszczęśliwych wypadków - jeden profesor medycyny siedzi w psychiatryku i się ślini;
schematy nanorobotów - skomplikowane i zakodowane w dodatku - trudno odczytać;
wymianę mejli między agentem Mauserem, a kimś o kryptonimie J. - Mauser informuje o postępach w projekcie (który w ogóle nie powinien powstać) - J. informuje o tym jak próbuje powstrzymać dowództwo przed odkryciem Mausera i jego zabawek oraz o tym ilu agentów udało mu się zwerbować dla ich sprawy;
wyniki testów w Nowym Yorku - liczba zakażonych (ok 15%) i liczba mutantów, nad którymi udało się przejąć kontrolę - informacja o teście 38C - próba wywołania zamieszek poprzez kontrolowane nanorobotami jednostki (sukces) oraz o teście 38C1 - zmuszenie kontrolowanego telepaty do wykorzystania swoich mocy w celu przeprowadzenia ataku terrorystycznego na dworzec (porażka - czynniki zewnętrzne)
informacje o obiekcie SJ, który został zakażony i może okazać się problematyczny.
ostrzeżenie o tym, że dowództwo wie już o projekcie i ma zamiar go zamknąć - od J. - Mauser aktywuje kod czerwony - wyjście z cienia - rozłam w FBI - grupa Mausera oddziela się od biura - razem z poplecznikami w wojsku tworzą niezależne oddziały.
J. proponuje aktywację kodu czarnego i wpuszczenie nanorobotów do ujęć wodnych we wszystkich dużych miastach USA - koniec danych.

Informacje były skondensowane i wrzucające karpia na usta Mintona. Niewiele jednak z nich zrozumiał, ani trudno było mu teraz wyciągać istotne rzeczy. Musiał to wszystko przemyśleć, może się z tym przespać. Znaleźć punkt zaczepienia. Pierwsze wnioski jakie mu się nasuwały, że nie jest to sprawka rządu USA, a raczej samowolka jakiś jego członków. Skoro niejaki “J” jest gotów wypuścić nanoroboty, to oznaczać może gotowość projektu do testów, oraz spory nacisk z zewnątrz. Na dodatek muszą dysponować sporymi zasobami ludzkimi, skoro tak szybko pozbyli się naukowców. Dlatego naczelnym celem powinno być namierzenie tej grupy i bynajmniej nie należy teraz negować ewentualnej współpracy z rządowymi. Tyle, że wpierw trzeba byłoby mieć pewność, że nie są członkami tajnej grupy. Na pewno FBI nie zignoruje pomocy ze strony ludzi o super mocach, zwłaszcza że czas naglił. Jak dotrzeć do nich? Tego Minton nie wiedział jeszcze. W zasadzie dziwiło go, że znalazł się w ogóle w takim punkcie. Poczucie konsternacji, stres i niedowierzanie mieszały się i szalały w nim jakby ktoś je wrzucił do blendera i nacisnął przycisk “ON”. To miał być zwykły wypad, by uciec choć na moment od problemów życiowych. Problemów, które w tej chwili na tle tych w które wpadł obecnie, wydawały się jakimiś błachostkami wieku dziecięcego. Jeśli skopią sprawę, nanoroboty zaczną siać spustoszenie wśród superludzi, wywołując niekontrolowane mutacje. Do czego prowadzą widział już przy okazji starcia z roślinami. Musieli temu zapobiec, to było pewne! Tylko... jak? Może jak wrócą doktorek i reszta obmyślą wspólnie jakiś plan. Tak, Mintonie nie musisz samemu nieść tego brzemienia. Nie uratujesz sam świata, życie to nie komiks.
Korzystając z wolnej chwili, rozejrzał się po laboratorium. To pomieszczenie z telepatycznym błotem może być ciekawe, podobnie jak kieszonkowy wymiar. Zamierzał odwiedzić je po kolei, a nuż któreś ułatwi mu korzystanie z mocy. Pierwsze w ruch poszło błoto, był ciekaw z czego się składa i co powoduje że Lloyd nazwał go “telepatycznym”. To było intrygujące.
 
__________________
Something is coming...
Rebirth jest offline  
Stary 15-02-2013, 05:37   #86
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Kobieta nie spodobała mu się nic, a nic. Może i była ładna, zgrabna i w ogóle popularna wśród facetów, ale Mattowi nie przypadła do gustu. Pewnie przez to, że jego umysłowy radar jej nie wykrywał. Tak jak zdołał zmusić jej przydupasów do względnej kultury i opuszczenia broni, tak wcale nie mógł trafić w kobiecy umysł. Zwyczajnie go nie było. Tak jak wyczuwał wszystkich wokoło - biznesmena na stacji, faceta od hot-dogów i prostytutkę trzy przecznice dalej - tak jej umysłu nie potrafił, ni cholery.

Bronie uniosły się po raz kolejny, palce zadrgały na spustach. Celem nie był Matt, celem była kobieta. Jej przydupasy celowały w nią; marionetki na sznurkach. Matt ścisnął mocniej uchwyt torby, czując jak ów pokaz, kto tu ma lepsze karty, ździebko go nadwerężył.

- Nic nie muszę. - Zdradził go głos, drgając wbrew jego woli. - Zwłaszcza, że nawet cię nie znam.

Kobieta nie zareagowała w żaden widoczny sposób. Nie raczyła nawet spojrzeć na swoich towarzyszy.

- Nie ma potrzeby się denerwować. - Powiedziała spokojnym, łagodnym tonem - Jesteśmy pod wrażeniem Pańskiej ekspertyzy. Chcemy jedynie porozmawiać w bardziej przyjaznym otoczeniu.

- Not going to happen. - Odparł Matt, kręcąc głową i cofając się nieznacznie. - Jeśli chcesz rozmawiać, porozmawiajmy tutaj.

Kobieta mrugnęła, w tym ułamku sekundy w jej umyśle rozegrała się nieskończoność scenariuszy szachowych.
- Chodzi o agenta Mausera. - Powiedziała, spodziewając się chyba jakiejś reakcji - Jest, jak to mówią w filmach, poza rezerwatem. Musi zostać powstrzymany.

- Mauser... - Mruknął Matt pod nosem, rozpoznając imię i dopasowując je do twarzy, którą zobaczył w umyśle tamtego chłopaka. - To, że jest poza rezerwatem, to chyba jasne. Zdrowi na umyśle nie próbują zmienić stacji i okolicznych przecznic w strefę zero.

Matt zaklął w myślach i pokręcił głową, jakby nie wierząc, że naprawdę rozważa możliwość uganiania się za psychicznie niestabilnymi agentami.

- Skąd mogę wiedzieć, że jeśli wam pomogę to puścicie mnie wolno? - Dixon zadał pytanie, jednocześnie zmuszając swoje marionetki do opuszczenia broni. Od razu poczuł się lepiej. - Rząd nie pała sympatią do takich jak ja.

- My... - Zawahała się - Potrzebujemy pomocy. Mauser ma wielkie poparcie. Jego grupa oderwała się od naszych sił. Chcą wprowadzić do użytku rodzaj nanorobotów. Chce kontrolować populację oraz wyeliminować wszystkich mutantów. Dlatego postanowiłam poszukać pomocy u zainteresowanych. - Spojrzała na niego wymownie.

Matt nie dał po sobie poznać, ale ostatnie zdanie zdziwiło go. “Postanowiłam poszukać pomocy” - liczba pojedyncza; czyżby Mauser nie był jedynym, który działał na własną rękę?

- Jaka byłaby moja rola w tym całym przedsięwzięciu?

- Potrzebujemy telepaty. Chcemy sprawdzić, kto z naszych stoi po stronie Mausera. Mamy odpowiednią technologię, ale nie mamy specjalisty, który mógłby nią operować. - Brzmiało to szczerze, ale Matt nie miał możliwości by zweryfikować intencje mówiącej.

Dixon pomyślał, że chyba wariuje. Jeszcze kilka chwil temu nawet nie rozważałby na poważnie współpracy z rządowymi, a teraz...
- Macie moje wsparcie. - Odparł krótko kobiecie. - Jeśli tylko obiecasz, że zostawicie mnie w spokoju jak zrobię, co do mnie należy.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 19-02-2013, 18:56   #87
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Super przejażdżka, super autem, z super laską.
Super.
Czemu jednak miał wrażenie, że ten pojazd zwraca na siebie uwagę? Był nieco inny od tych, które Ink widywał do tej pory i jakoś tamte mu się bardziej podobały, nawet bardziej od pojazdów Sargan. W sumie oprócz promów kosmicznych nie mieli żadnych wehikułów, linie energetyczne i punkty teleportacyjne, robiły swoje, każdy Sargan był w stanie, z małą pomocą specjalnych urządzeń, przemieszczać się szybko i daleko.

Miła przejażdżka została zatrzymana przez bandę nierobów, którzy z nudów, wyszli na ulicę pokrzyczeć.
- Ojeja - mruknął Ink zatrzymując samochód. - Ale... ale skurczybyki, blokują drogę. Próbujemy ominąć, czy używamy jakiegoś gadżetu, z tego dziwnego... pojazdu. - Zapytał Alice, szukając czegoś odpowiedniego na panelu sterowania. Bardzo chciałby kliknąć któryś z tych wielkich, błyszczących przycisków, które aż wołały o to, żeby je męczyć, jednak kierując musiał używać telekinezy do wszystkiego.
- To jest chyba tryb kamuflażu - Alice pokazała jeden z guziczków i zachichotała - Podpisał go czapka niewidka. Co to za gość? To jak, ryzykujemy, czy na około? O patrz, a to sonar, nazywa się wielkie ucho.
- Ja tam nie chcę zgłębiać jego umysłu... - powiedział kręcąc głową. - Zaryzykujmy myślę, dodatkowo będę mógł unieść nas w powietrze jak się coś nie uda.
Alice nacisnęła przycisk. Pozornie nic się nie zmieniło. Jechali dalej, nikt nie zwracał na nic uwagi, mogli spokojnie lawirować pomiędzy pojazdami i pieszymi. Ink musiał jednak jechać podwójnie uważnie, w każdej chwili ktoś mógł w niego wjechać nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Z nerwami napiętymi jak struny udało im się wreszcie dotrzeć do salonu Feedbacka. Okno, wybite podczas walki zostało prowizorycznia zabezpieczone sklejką, a wszystko było oblepione żółto-czarną taśmą policyjną.


- Niech zostanie w... w trybie czapki niewidki - powiedział Ink wzdychając, gdy wyskakiwał z wozu. Zaczął iść w stronę swojej dawnej siedziby, z dala zrywając żółtą taśmę. Weźmie potrzebne rzeczy i sobie pójdzie, nie będzie miał żadnych kłopotów, na pewno.

"Czapka niewidka... ten Lloyd ma bardzo dziwny kisiel w głowie" - pomyślał Ink.

Zapach wewnątrz studia nie był przyjemny. Na podłodze lśniły organiczne plamy i kredowe obrysy. Jego rzeczy były w nieładzie, więc znalezienie tego co potrzebne zajęło mu zdecydowanie dłużej niż planował. gdy już miał wszystko i wahał się czy nie wziąć jeszcze jednej pary bandaży na zapas, usłyszał trąbienie z zewnątrz, a właściwie wydawało się, że to trąbienie, bo klakson wygrywał irytującą melodyjkę.

"Ten człowiek jest chory..."

- Pewnie znowu ją napadli... często ją napadają... - mruknął Ink, myśląc o Alice i ruszając z powrotem do samochodu i Alice, rzeczy poleciały za nim, zapakowane w stylową, foliową torebkę.
Gdy stanął w drzwiach dostrzegł zbliżających się trzech policjantów, towarzyszył im uzbrojony po zęby agent w czerwonych goglach. Na razie go nie zauważyli, szli jednak ku batmobilowi i siedzącej w nim za kierownicą Alice.
To było dziwne... zupełnie jakby ten pojazd czymś się wyróżniał wśród innych, nawet z tym kamuflażem. Pewnie był za bogaty na tę dzielnicę. Aczkolwiek Ink na razie czekał na rozwój akcji, a w razie czego był gotowy wyjąc z odległości pistolety z kabur trzech policjantów i strzelić z nich w najgroźniej wyglądającego twardziela.
Policjanci podeszli od strony kierowcy. Dało się słyszeć rozmowę.
- Co pani tutaj robi?
- Zgubiłam się.
- No ja myślę, to niebezpieczna okolica i jeszcze zaparkowała pani tuż przed miejscem zbrodni?
- Zbrodni?!
- spytała piskliwie.
- No tak - policjant odwrócił się by pokazać drzwi do salonu Inka - Ej, czy to nie było zamknięte?
Mężczyźni sięgneli po radia.
- Dyspozytornia, czy ktoś zgłaszał, że chce sprawdzić ten salon tatuażu na rogu czwartej i Washington? - odpowiedział statyczny szum, który chyba układał się w słowa.
“Ojej... cholerni służbiści” pomyślał Ink przewracając oczami. Feedback postanowił spróbować pobawić się w sabotażystę. Spróbował stworzyć własną falę radiową, dzięki małemu wyładowaniu atmosferycznemu, w postaci wiązki małych i cichych piorunów z tyłu pleców, nadając w ten sposób, powstałym falom, częstotliwość około trzech herców, wkradając się nimi na najbliższą, aktywną łączność radiową. Trudne to było, ale gdyby mu się udało, przekazałby krótką wiadomość, którą mógłby spławić gliniarzy.
Ten, który tak gorliwie wypełniał swoje obowiązki syknął i zaczął masować ucho.
- Aua! Prąd mnie kopnął - zaczął narzekać i rozmasowywać narząd wraz z przydatkami. Drugi z policjantów sięgnął po radio. Tym razem Inkfizin wiedział już co zrobił źle, udało mu się wprowadzić interferencję.
- Chwilka - powiedział z trudem powstrzymując śmiech. - Ach tak. Wysłaliśmy tam kogoś do ostatecznego sprzątania z krwi i dowodów. Będą wystawiać to miejsce na aukcję, właściciel o dziwo się nie zgłosił.
Na twarzach policjantów pojawiły się grymasy niedowierzania.
- No nic, mamy jeszcze pięć przecznic do opatrolowania - powiedział w końcu jeden z nich.
- A może się przywitamy? Kulturalnie, jak koledzy po fachu
? - dodał drugi. Nie wytrzymał jednak długo. Wszyscy trzej wybuchnęli gromkim śmiechem. Tylko agent FBI zdawał się wpatrywać w salon Inka. Przez te jego czerwone gogle trudno było stwierdzić gdzie właściwie patrzy.
Ależ śmieszki były z tych policjantów. Śmieszki i chichacze. Chujki jebane, nie chciały się odwalić. Ink próbował pozostać w ukryciu, licząc, że dupki sobie w końcu pójdą, ale ten dziwoląg był strasznie podejrzany, a jego okulary, w ogóle niestylowe.
Byłoby znacznie lepiej, jakby nie przyszli się przywitać, ale Feedback przykucnął w ukryciu, starając się nie patrzeć na gościa z FBI. Zawsze gdy się na takich jak on patrzyło, przez chwilę krzyżowało się spojrzenia, potem on sobie szedł, że niby nic, a potem zacapiał od pleców. Tego kosmita zdecydowanie nie chciał, więc starał się przeczekać tych idiotów, a także nie zabijać ich, czy robić z nich kuternogi. A kusiło.
Wreszcie czterooki klepnął jednego z policjantów w ramię i wykonał gest, który miał chyba oznaczać, że powinni zagęszczać ruchy. Oddział zebrał się więc do kupy, kulturalnie przeprosił czekającą w samochodzie damę i krokiem wahadłowym, charakterystycznym perpetum mobile policji całego świata ruszyli w dół ulicy. Po chwili dało się słyszeć również gwizdanie. Ponieważ panom się nie śpieszyło Ink czekał w swoim salonie dłużej niż by chciał.
Gdy frajernia w końcu sobie poszła ruszył poddenerwowany do wozu. Po chwili jednak się rozweselił, zdając sobie sprawę, że przechytrzył gliniarnię, w tym gościa który miał gogle, ruszył do samochodu, by skierować się do meliny.
Sięgnął do drzwi i wtedy usłyszał złowieszczy, zniekształcony przez maskę głos.
- Stój - agent wcale nie odszedł daleko, a może odszedł i zawrócił? A może nawet posiadał jakiś moduł wspomagający skradanie? Albo inny wszczep, czy genetyczną modyfikację. W każdym razie stał w lekkim rozkroku kilkanaście metrów od Inka i siedzącej w samochodzie Alice. Nie miał broni w rękach, po prostu patrzył na dziwną parę i nie znosił sprzeciwu.
O... De... A...” - myślał zdziwiony kosmita, mimo wszystko wykonał polecenie oficera. Może całą sytuację dało się rozwiązać pokojowo.
- Stoję! - Odpowiedział mu Ink prostując się.
- Jesteś nadczłowiekiem? - zapytał przeciwnik, ale chyba znał odpowiedź na to pytanie, bo przeszedł od razu płynnie do drugiego - Czy masz kontakt z innymi podobnymi sobie?
- Nie jestem nadczłowiekiem! - Fuknął oburzony. - Jestem kosmitą - powiedział robiąc prawą dłonią gest znany mu z pewnego serialu, złączył dwie pary palców, rozdzielając obie. - Niestety jestem dość samotny.
- Potrzebujemy pomocy nadludzi i … nieludzi też
- odparł agent spokojnie - Mamy wspólnego wroga.
- C... co? Zaraz... a ty nie jesteś gliną? Gliny i rząd nie byli tymi złymi? -
Spytał zmieszany Ink, drapiąc się po głowie i patrząc pytająco na Alice.
- Oni myślą, że są tymi dobrymi - stwierdziła ona.
- Musieliśmy zapanować nad chaosem jaki wprowadzili superbohaterowie - w głosie agenta nie było zwątpienia - Dzięki nam ponownie zapanował spokój. Nie ma już superzłoczyńców, którzy są w stanie zmieść całe miasta z powierzchni ziemi. Los ludzkości nie zależy od kilku silnych jednostek. Więc, tak, jesteśmy tymi dobrymi.
- Czasami wszystko czego potrzeba, to wola jednego człowieka. Powiedzmy jednak, że nie chcę pakować się w to wszystko, tylko zaszyć się w moim domku i nikomy nie przeszkadzać? Co wtedy zrobisz?
- Spytał podejrzliwie.
- Będę musiał użyć siły - odparł agent spokojnie.
- A tak... kto by się spodziewał - Ink zacisnął oczy przytłoczony tą decyzją. Albo użyć swojej siły dla sprawy, albo sprawa użyje swej dotychczasowej siły na tobie. Ale w sumie... skoro to byli ci, którym już do tej pory dowalił, to czemu by nie sprawdzić, co tam się u nich dzieje, w środku, a przy okazji poprzeszkadzać. - W takim razie nie mam wyboru, co? Mam tylko nadzieję, że dajecie uniformy i wynagrodzenie. Mogę pożegnać się z przyjaciółką? - Spytał wskazując na Alice.
Agent zwrócił zasłonięte czerwonymi szkłami oczy w stronę Alice i kiwnął głową.
- Nie mamy dużo czasu - zaznaczył i odwrócił się. Nacisnął jakiś przycisk na nadgarstku i zaczął mówić przez radio, na tyle cicho, by Ink nie mógł zrozumieć poszczególnych słów.
- Pójdę teraz z tym panem. Daj znać reszcie, że wkrótce wrócę, jak tylko im dopierdolę od środka. Uważaj na siebie - powiedział nachylając się i też mówiąc szeptem. - Nie chce mi się siedzieć w tamtej melinie razem z jajogłowymi. - Dodał gdy stare bandaże odwijały się, ustępując miejsca nowym, świeżym i delikatnym. Nasunęła się też na niego czarna koszula, zakrywając w końcu tatuaże. Torbę z rzeczami zostawił w wozie, pakując do kieszeni spódnicy igły.
Alice, nie mogąc powstrzymać emocji zarzuciła mu ręce na szyję, złożyła na policzku szybki pocałunek i szepnęła.
- Uważaj na siebie - a potem wskoczyła do batmobila i z piskiem opon ruszyła ulicą, po paru metrach znikając pod czapką-niewidką.
Agent czekał.

"Miła dziewczyna z tej Alice" - pomyślał Ink spoglądając za samochodem.
- Dobrze więc. Dostanę mundur? Laski lecą na facetach w mundurach! - Powiedział wesoło, kryjąc nerwowość. Ciągle podejrzewał podstęp, więc ciągle starał się trzymać coś w pogotowiu.
Jak mu dobrze pójdzie, jeśli agent zaprowadzi go do swojej siedziby, to wróci do domu na podwieczorek.
Tym razem Nowy Jork odczuje obecność kosmity.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 21-02-2013, 16:49   #88
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację

Telepatyczne błoto okazało się zielonym szlamem uwięzionym w gigantycznym słoju, prawie wypełniającym swoimi gabarytami pomieszczenie. Słój był zamknięty bardzo skomplikowaną zakrętką, naszpikowaną zaawansowaną, choć trochę niechlujną technologią. Wszędzie wisiały nieuporządkowane kolorowe kable, a kilka niezabezpieczonych procesorów kurzyło się w najlepsze. Chwila roboty i wszystko byłoby w najlepszym porządku. Z drugiej strony, breja w słoju zdawała się nudna, nieruchawa i zupełnie nietelepatyczna. Gdy jednak Minton podszedł do słoja, glut poruszył sie, wystrzelił, rozplaskał na ściance i uśmiechnął okrągła galaretowatą buźką.
- Hej - powiedział szlam bezdźwięcznie.
Geogre odskoczył momentalnie, prawie że wpadając na jakiś panel. Tylko dlatego nie wyrżnął na podłogę. Nie spodziewał się, że nie jest tu sam.
- Wow! Musisz tak straszyć? Poza tym.. Jesteś... Żywy? - Minton był niezmiernie zaintrygowany tego czego był teraz świadkiem.
- Nie żywy, świadomy - komiksowa buźka zaczęła przybierać bardziej realistyczny kształt, aż wreszcie Minton mógł spojrzeć we własne galaretowate odbicie.
- Cokolwiek to oznacza. W zasadzie to... Kim... Czym jesteś? I czy nie czujesz się trochę uwięziony w tej ciasnej przestrzeni?
- Tak, uwięziony - półprzezroczysta twarz przybrała smutny wyraz. Kilka kropel plazmy oderwało się od głównego ciała i opadło ze smętnym pac na podłoże słoja, a następnie szybko podpełzło, by ponownie połaczyć się z resztą galarety. To mogła być wariacja na temat łez.
- Musisz być poteżną istotą, skoro Lloyd cię tu uwięził. W zasadzie po co mu jesteś potrzebny? I co by się stało, gdybym cię wypuścił?
- Byłbym wolny - odparło telepatyczne błoto - Proszę.
- Trochę mi ciebie żal, ale przecież Lloyd nie więzi cię bez powodu... Nie wiem czy to bezpieczne? Boję się, że wyjdziesz i zaczniesz nagle niszczyć wszystko wokół. Mamy dość problemów na głowie. Jak mam ci zaufać?
- Będę cię słuchać, będę grzeczny, jestem niegroźny - zapewniał glut ze smutną buźką - Lloyd na mnie eksperymentuje.
- Mnie słuchać? Niby dlaczego miałbyś? Nie trzeba mi “chowańca”. W ogóle jak cię zwą kolego?
- Jestem George - uśmiechnęła się istota.
- O to tak jak j... Hm, sprytne - zorientował się Minton - Czytasz w myślach, rozumiem? Czyli wiesz, że ostatecznie się zlituję i cię wypuszczę? Tylko po co ta szopka? - westchnął.
Minton przyłożył swoje dłonie do powierzchni słoja.
- W zamian pomożesz nam rozprawić się z tymi, którzy pragną naszego unicestwienia. Mówię “naszego” czyli istot ze specjalnymi mocami. Nawet jeśli nie masz dobrych intencji i z natury jesteś zły, powinno zależeć ci na przetrwaniu. Potrzeba nam każdego sojusznika, albo oni nas wybiją lub ubezwłasnowolnią - Minton sam nie wiedział czy tłumaczy to glutowi, czy sam przed sobą. Tym niemniej używając mocy dematerializacji, stworzył otwór w szkle, tak by glut mógł nawet “wypłynać” i wydostać się na zewnątrz.
- Tylko nie mów Llyodowi, że to ja cię uwolniłem.
Gdy tylko w szkle utworzył się otwór, zielona galareta eksplodowała z euforią na zewnątrz obmywając Mintona swoim lepkim cielskiem i zniknęła w zakamarkach laboratorium.
- Woah... - otrzepał się George - Niezbyt jesteś przyjemny w dotyku. Ej, gdzie ty znikłeś? Wracaj tu, nie powinieneś się sam szwendać.
George bez problemu mógł śledzić gluta, który zostawiał wyraźny molekularny ślad, któy laik nazwałby pewnie śluzem. Nie musiał jednak szukać z lupą i nosem przy podłodze, po chwili usłyszał powiem przeraźliwy, mrożący krew w żyłach kobiecy pisk, który zahaczał o częstotliwości niesłyszalne dla ludzkiego ucha. Telepatyczne błoto unosiło właśnie jedną z bliźniaczek w wielkiej galaretowatej łapie, niczym półprzezroczysty, nieco rozmyty King Kong.
Ciara wrzeszczała przerażona i z widocznym obrzydzeniem próbowała się wyrwać. Starała się odgarnąć gluta sporządzonymi na prędce metalowymi tarczami lub przebić go stożkowymi ostrzami. Nic nie działało, stwór nie miał organów, był jedynie skupiskiem molekuł, które w jakiś sposób zyskały świadomość - wszystkie razem i każda z osobna.
Zza jednych z drzwi prowadzących do głównego hallu gdzie rozgrywałą się ta przerażająca scena wybiegł Lloyd i Loinir. Druga z bliźniaczek rzuciła sięod razu na pomoc pierwszej, jednak jej działania nie odnosiły żadnego skutku.
- Co do - przekleństwo zamarło na ustach doktora, gdy jego wzrok padł na Georga - Coś ty, do kurwy nędzy, zrobił?!
W tej chwili łatwo było uwierzyć, że zazwyczaj łagodny i pocieszny Lloyd był kiedyś superzłoczyńcą. Był wściekły.
- Jjja? - zająknął się Minton - Ten glut rzucił się na mnie gdy tylko weszłem do laboratorium! - skłamał George - Czemu nie ostrzegłeś, że trzymasz tam groźnego potwora?!
Dobra, teraz chyba jednak należało naprawić swój błąd. Jednak strach mocno paraliżował Mintona. Serce biło mu niczym kowalski młot przed zbliżającą się wojną. Wojną, którą sam wywołał. Gdzieś się pogubił i nie wiedział nawet co zrobić. Być może jakiś instynkt pchnął go do tego, by po raz pierwszy od niepamiętnych czasów użyć zabójczej formy swojej mocy. Spanikowany umysł zapomniał na moment, że ten glut jak żywa istota przed chwilą mamił go emocjami. Pchnięty do ostateczności, rzucił się na przeciwnika. Gdy przyłożył dłonie, rozpoczął silny proces dematerializacji żywego organizmu. Coś, czego obiecał sobie nigdy nie zrobić. Jednocześnie nie zważał na swoje zmęczenie, za wszelką cenę chcąc zniszczyć jak najwięcej z tej formy.
 
__________________
Something is coming...
Rebirth jest offline  
Stary 23-02-2013, 18:09   #89
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jaskinia FBI

- Zobaczymy co da się zrobić - mruknął agent w odpowiedzi.
Zdawał się w ogóle nie brać pod uwagę możliwości, że Ink zdecyduje się zabić jego i jego towarzyszy. A może po prostu się tym nie przejmował?
W każdym razie nie dość że odwrócił się do kosmity plecami, to jeszcze zawiózł go prosto pod drzwi swojego leża. W środku roiło się od agentów, jedni wyglądali jak zwykli pracownicy biurowi, inni nosili się w wygodnych ulicznych ciuchach, powybrzuszanych w miejscach, gdzie mieli przypiętą służbową giwerę, takich jak facet ukryty za czerwonymi szkłami było zaledwie kilku i w większości pełnili funkcję strażników.
Biuro znajdowało się w Harlemie, w ruinach dawnej szkoły publicznej na 145-tej ulicy. Wszystko wydawało się trochę prowizoryczne, jednak nikt nie narzekał i agenci FBI zachowywali się absolutnie profesjonalnie. Właściwie, praktycznie nie zwracali uwagi na kosmitę. Byli zajęci. Bardzo, bardzo zajęci, tajemniczymi sprawami FBI.
Cała operacja rozstawiona była w dawnej sali gimnastycznej, oczyszczonej z gruzu i kurzu. Dookoła rozstawione były reflektory oświetlające pomieszczenie, staroświeckie biurka uginając się pod ciężarem sprzętu elektronicznego, metalowe skrzynie pełne papierowych akt albo broni. Wyjścia obstawiali specjalni. Sama okolica szkoły była opuszczona i zaniedbana. Ink widział tylko kilku bezdomnych. Teraz podejrzewał, że mogli to być przebrani agenci.


Ink dostrzegł na kilku holograficznych ekranach, których do tej pory nie widział jeszcze na tej planecie, znajome schematy. Ci ludzie zajmowali się nanorobotami. Z tego co Feedback zdążył wychwycić, szukali słabych punktów i sposobów na zniszczenie tej broni masowego rażenia.
Nikt nie zatrzymywał agenta, który prowadził Inka przez sam środek buzującego życiem i produktywnością biura. Wreszcie agent stanął przy niewysokiej kobiecie pochylonej nad migocącym tabletem, na którym z zatrważającą szybkością wyświetlały się jakieś informacje, tabele, notatki i tajemnicze ciągi cyfr.
- Specjalny, Ryan, melduję że znalazłem osobnika z innej planety - proste słowa przerwały skupienie kobiety, która natychmiast wyprostowała się jak struna i zwróciła w stronę nowoprzybyłych. Zlustrowała Inka chłodnym spojrzeniem i zwróciła się do agenta.
- Dziękuję, Ryan, możesz odpocząć - była o wiele mniej oficjalna, niż można się było spodziewać.
- Jestem Lee - wyciągnęła dłoń w stronę kosmity - Agentka specjalna FBI. Cieszę się, że zdecydował się pan przyjść z Ryanem. Mam nadzieję, że nasza współpraca okaże się owocna.



Jaskinia Batmana

- Nie! - Lloyd wrzasnął, ale było już za późno by zatrzymać George’a.
Potężna fala emocji uderzyła, gdy tylko Minton zaczął rozrywać materię tworzącą szlam. Gniew, strach, nienawiść i cała bateria uczuciowej amunicji wywołała chaos w głowie George’a i wszystkich w jego otoczeniu.
Wspomnienia wypłynęły na powierzchnię świadomości bohatera, jak śmierdzący muł. To co najgorsze, to co najbardziej bolało, to czego najbardziej nie chciał pamiętać. Od najmłodszych lat, do ostatnich wydarzeń.
Mimo to George wytrwale szukał odpowiedniego punktu zaczepienia, spustu za który mógłby pociągnąć. W końcu znalazł to dziwaczne wiązanie, które odpowiadało za złudzenie życia w zielonym szlamie. Pociągnął, a mozolnie splątane cząsteczki rozeszły się w szwach.
Wrzaski przedzierały się przez mentalną mgłe, która ogarnęła świadomość mężczyzny. Kobieta krzyczała, a może dwie? Dźwięki wydawały się tak harmonijne, że trudno było stwierdzić. Szok także nie pomagał.
Nagle coś błysnęło i przyciągnęło uwagę George’a. Samotna czerwona kropla zadziałała niemal hipnotycznie, pozwalając Georgeo’wi zobaczyć prawdę o tym co działo się dookoła. Szlam pulsował uwolnioną w wyniku ingerencji George’a energią. Przestał przypominać żywe stworzenie. Teraz był jedynie skupiskiem cząsteczek, które trzymały się razem jedynie na słowo honoru. Jak przesuszony zamek z piasku, zielone błoto zaczęło się kruszyć. Fragmenty, które jeszcze miały w sobie życie oderwały się i uciekły jak szczury z tonącego okrętu. Wcisnęły się w jakieś zakamarki i zniknęły z oczu Mintonowi.

[MEDIA]http://25.media.tumblr.com/tumblr_m5hu8o1Trq1r0qe9mo1_500.gif[/MEDIA]

Kropla krwi spadła na czoło George’a i zostawiła mokry ślad ściekając po łuku brwiowym. W górze, w łapie zielonego potwora wciąż tkwiła jedna z bliźniaczek. Zwisała bezwładnie, a jej wzrok był tępy i zimny. Łapa zaczęła się dezintegrować. Dziewczyna spadła z głuchym hukiem na podłogę.
Druga z bliźniaczek zawyła, jak ranne zwierze. Lloyd wyglądał na zagubionego. Zrobił krok w stronę George’a
- Hej, nic ci nie jest? - zapytał.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 04-03-2013, 17:17   #90
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
- Dzieńdobry - powiedział uprzejmie Ink. - Proszę mi wybaczyć, że nie podam ręki, ale są one... no nie mogę ich używać za bardzo, nie odczuwając wielkiego bólu. - Dodał z uśmiechem szukając miejsca, na którym mógłby usiąść. Gdy je znalazł ciągnął dalej.
- Ryan tak niewiele powiedział... na czym miałaby polegać ta współpraca? Bo wie pani, jestem tu nowy... nie bardzo wiem czym się tu zajmujecie - rzucił wzruszając ramionami, uśmiechając się, jakby wstydząc się przyznania się do niewiedzy.
Na twarzy Lee także odmalowało się zawstydzenie. Był to ulotny wyraz, agentka nie wierzyła chyba za bardzo w mimikę.
- W wyniku zdrady wewnątrz naszej organizacji nastąpił rozłam. Operacja, której obecnie przewodzę ma na celu zlikwidowanie zagrożenia, które przedstawia sobą grupa fanatyków pod dowództwem agenta o kryptonimie Mauser - przechyliła lekko głowę na bok, w książkowym geście, podkreślając swoje kolejne pytanie - Czy jesteś świadom istnienia nanorobotów? Pytam, ponieważ nasze źródła stawiają cię w sercu ostatnich wydarzeń - przechyliła głowę o milimetr w drugą stronę - Czy mógłbyś mi powiedzieć, co dokładnie miało miejsce w Detroit?
- Co się stało? Heh, to jest dobre pytanie
- powiedział wzdychając. - Byłem tam i... walczyłem i to dość dużo, w sumie jednak nie jestem pewien z kim... było tam mnóstwo żywych roślin... znaczy nie tak normalnie żywych, tylko humanoidalnych, więc zakładam, że głównie opierałem się mutantom, ale strzelali do mnie z karabinów, czołgów i jeszcze paru innych rzeczy, więc i przed tym się broniłem. Ostatecznie byłem zmuszony uciekać, gdy budynek, do którego zmierzałem zawalił się, a ekolodzy przybrali na sile. - Relacjonował z uśmiechem, pomijając małe, co nieco. - Zaś co do nanorobotów... nie jestem zbyt obeznany z ziemską technologią, coś o nich słyszałem i... no trochę się ich boję - dodał krzywiąc się. - Podobno mają negować umiejętności mutantów, nie wiem jak by mogło na mnie zadziałać, bo jednak różnię się od ludzi. - Powiedział wzruszając ramionami.
Mauser... może to on i jego rebelianci byli prawdziwym zagrożeniem dla Inka i jego ekipy? Może przyjścia kosmity tutaj, skończy się nie rozpierduchą, a współpracą?
Lee wysłuchała słów Inka z pozbawioną emocji uwagą.
- Nanoroboty były projektem badawczym, który nadzorował agent o kryptonimie Mauser. Ich przeznaczeniem miało być zniwelowanie nadludzkich sił wśród mutantów i umożliwienie powrotu do status quo sprzed superbohaterów - mrugnęła - Chcieliśmy pokoju, jednak szybko okazało się, że mają one jedną wadę, ich reakcja w kontakcie ze zmutowanym DNA jest nieprzewidywalna. Projekt zarzucono. A przynajmniej tak miało być w zamyśle. Mauser nie mógł się pogodzić z decyzją komisji i kontynuował badania w tajemnicy. Nie jesteśmy pewni, co nanoroboty potrafią obecnie, ale obawiamy się skutków. Chcemy powstrzymać Mausera, ale ma on zbyt wielu popleczników w zbyt wielu miejscach - ponownie mrugnęła - Jako że nasze możliwości są obecnie bardzo ograniczone, przez działania Mausera, zmuszeni jesteśmy wyciągnąć rękę do środowisk superbohaterskich i mutanckich. Jak łatwo się domyślić, nie jest to łatwy proces.
- Brzmi pięknie
- powiedział Ink, przekręcając się na swoim siedzisku. - W tym czymś chętnie pomogę przyznam, ale jak rozumiem... odpuściliście sobie te nanoroboty, tak? Już ich nie będziecie używać, tak? Żadnego grzebania w genach mutantów i im podobnych, tak? - Pytał nachalnie.
- Takie mam na chwile obecną informacje - potwierdziła Lee.
- Wybornie! - Powiedział ucieszony, ledwo powstrzymując się przed klaśnięciem w dłonie. - No to nie mam na, co czekać, prawda? Co mam zrobić? - Spytał zaciekawiony.
Entuzjazm kosmity zaskoczył agentkę, otworzyła kształtne usta, jakby chciała coś powiedzieć, zamknęła, zmarszczyła lekko brwi.
- Wybacz, ale nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo - uśmiechnęła się lekko i migawkowo, rozejrzała się po otoczeniu - Obecnie przygotowujemy się do uderzenia taktycznego na miejsce, w którym podejrzewamy, że produkuje się nanoroboty.
- Łatwo, łatwo
- mruknął. - Nie mam nic lepszego do roboty w tej chwili. W walce poradzę sobie dobrze, po cichu lub z rabanem - zapewnił.
- Dobrze więc - skinęła głową - Witaj w drużynie … kim właściwie jesteś? Jestem pewna, że nie mamy twoich danych w naszej bazie.
- Inkfizin, czy też Feedback, jak wolisz. O mnie podobnie raczej nie słyszeliście, ale to już zupełnie inny temat
- powiedział uśmiechając się kącikiem ust.
Patrzyła na niego przez chwilę, jakby próbując rozwiązać zagadkę. W końcu dała za wygraną.
- Masz przyjaciół? Każda pomoc się przyda.
- Tak, mam
- odpowiedział po chwili zastanowienia. - Mogę się z nimi skontaktować, ale... sam - dodał po chwili niepewnie.
Lee przez chwilę zdawała się walczyć z irytacją, jednak wzięła głębszy oddech i skinęła głową na zgodę.
- Nie będziemy cię śledzić.
- Świetnie! Powiedz więc, gdzie ta domniemana fabryka nanorobotów i się tym zajmę -
powiedział poważniejąc.
- Tak po prostu? - zdziwiła się - Nie chcesz naszego wsparcia?
- Jestem pewien, że twoi ludzie... koledzy, mają sporo innych rzeczy do roboty, a ja nie radzę sobie najlepiej z rozpoznawaniem kto jest kto... Ludzie są do siebie tacy podobni...

Zacisnęła usta w wąską linię.
- Hmm … dobrze - podniosła rękę i przywołała gestem pierwszego lepszego agenta i odebrała od niego niewielkie urządzenie, składające się głównie z ekranu - Tu masz koordynaty i wszystkie podstawowe informacje.
Budynek, w którym miała się znajdować tajna baza Mausera i jego wytwórnia nanorobotów był niemałych rozmiarów wieżowcem w centrum miasta.
- Najciemniej pod latarnią
- mruknęła Lee - Mają siedzibę na najwyższch piętrach. Lądowiska na trzy helikoptery. Ukrywają się pod przykrywką firmy farmaceutycznej. Mają zabezpieczenia najwyższej próby.
Zaczęła wymieniać - ściany wzmocnione siatkami elektromagnetycznymi, drzwi dekontaminacyjne z tytanu - jeżeli ktoś zostanie uznany za niebezpiecznego, może zostać uwięziony, lub nawet zagazowany w przestrzeni pomiędzy drzwiami, o ile w ogóle uda mu się wejść - czytniki linii papilarnych, siatkówki i głosu oraz spersonalizowane karty magnetyczne, kamery na podczerwień, czujniki ciepła, w niektórych pomieszczeniach czujniki wagowe w podłogach, szybkostrzelne działka przy oknach i wyjściach i bóg jeden wie co jeszcze.
- Okej! - Odpowiedział ucieszony na samą myśl o wyzwaniu i zmierzeniu się z tymi ludzkimi zabezpieczeniami, których w połowie nie rozumiał. - Mam kolegę, który z radością przez to przejdzie, a ja z chęcią wszystko rozwalę. To co... - dodał zniecierpliwiony. - Zgłosić się po wszystkim? Chcę się za to jak najszybciej zabrać.
- Tak
- skinęła głową - Proszę.
Przez chwilę jeszcze patrzyła na Inka w milczeniu, a potem wróciła do swoich zajęć.
Wstał, pożegnał się i wyszedł kłaniając się nisko.

Przeszedł powoli przez całą halę wypełnioną agentami, sprzętem i w ogóle, całym tym ludzkim bałaganem. Dobrze było mieć cel. Wcześniejsze poszukiwanie Spidera było takie... puste. Nie wiedział czego oczekiwać od tego... kogoś. Teraz jednak miał przynajmniej małe pojęcie kto jest kim i po jakiej stronie stał. Rząd wcale nie był taki zły! A przynajmniej FBI, a raczej ta część która pozostawała wierna ludowi, dla którego pracowała, a do którego zaliczali się też rozliczni mutanci. Mauser wydawał się być sporym zagrożeniem, a prawdopodobnie był świrniętym faszystą. Był już drugą osobą, po mutancie władającym roślinami, którą Ink mógł znienawidzić na Ziemi.

Próbując odnaleźć drogę do meliny swojego przyjaciela Pana Szalonego Naukowca, szybko natknął się na Alice w tym śmiesznym wehikule.
- C...Ła... Śledziłaś mnie? - Spytał zdziwiony, gdy drzwi otworzyły się przed nim.
- Martwiłam się - odpowiedziała po chwili, skupiając wzrok na drodze, wypełnionej bałaganem i gruzem, pogrążonego w chaosie miasta, który najwyraźniej Ink będzie starał się naprawić.
- Och - mruknął spuszczając wzrok. Po chwili chrząknął, westchnął i dodał z uśmiechem, spoglądając na nią. - Tak czy siak nastąpiła zmiana planów. Okazało się, że ci na których trafiłem są w porządku i potrzebują pomocy. Mamy nawet taki sam cel. Te całe nanoroboty i inne świry... będzie fajnie. Mówię ci! - Powiedział ze szczerą nadzieją w głosie.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172