Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2013, 09:47   #136
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Nuln. Wielki ośrodek akademicki Imperium. Siedziba uniwersytetu, akademii magów, uczelni medyków i miejsce obecności świątyń wszystkich głównych bóstw i nikt … kompletnie nikt nie mógł sobie poradzić z wypędzeniem demona. No to niezupełnie była prawda.

Erich siedząc w swej kajucie i pociągając brandy zastanawiał się nad swym parszywym losem. Pewnie ktoś by potrafił, tylko jak go znaleźć? Przecież nie mógł do wiązu Deutz przybić ogłoszenia „Poszukuję egzorcysty. Płatność po wykonaniu usługi.”
- To magia. – stwierdził kiwając głową – I tylko magią da się go zwalczyć, tego tu.
Poklepał się po piersi cokolwiek wstawiony.
- Wykurzę Cię Kastorze jakiem Erich. Słyszysz?! – krzyknął pociągając z butelki potężny łyk.
- Zrobię to sam. Zostanę magiem i go załatwię, tylko … - Oldenbach osunął się na swoje łóżko – trochę odpocznę.
Mężczyzna zamknął oczy, ale sen nie nadchodził. W głowie kłębiły mu się niechciane myśli, niechciane postaci. Starał się za wszelką cenę nie myśleć o Tzeenchu, co przyniosło skutek całkowicie odwrotny. Pan Przemian z irytującą natarczywością pojawiał się w jego myślach złośliwie się szczerząc.
Zrezygnowany Erich otworzył oczy i wstał wlokąc się na pokład, by orzeźwić się wilgotnym wiatrem z nad Reiku.

Łódź płynęła na południe ku Grissenwaldowi. Erichowi ciągle chciało się spać. Od rozmowy w świątyni w Nuln sypiał fatalnie. Bał się zasnąć, a kiedy już mu się udawało budził się ze strachu, że Kastor właśnie przejmuje jego ciało, by dokonywać masowych rzezi. Nic też dziwnego, że ciągle ziewał, a podkrążone oczy, zmęczony, przepity wzrok i ziemista cera nie dodawały jego twarzy uroku.

Po kilku godzinach żeglugi dotarli do celu. Oldenbach obserwował Grissenwald oparty o burtę. Mieścina wyglądała nędznie. Mała jakaś taka. Pewnie nawet domu uciech nie mieli. Gdy tylko przybili do przystani Erich wyskoczył na brzeg doznając tego dziwnego uczucia uderzenia o twarde niczym skała podłoże. Chwilę mu się zakręciło w głowie nim uzyskał równowagę. Wziął ze sobą niezbędnik podróżnego w nowym miejscu. Miecz i kuszę. Wkrótce okazało się, że słusznie. Ledwo zrobili parę kroków, a już grupka tubylców z widłami miała jakieś nieuzasadnione pretensje do Gomrunda.
Przez całą pyskówkę krasnoluda z hersztem linczowników Erich nie mógł się zdecydować, czy naciągnąć kuszę, czy dobyć miecza. Sam się zdziwił, że w nim taka oskoma by komuś przywalić. Chyba mu się udzieliła atmosfera tłumu.
Później jednak zjawiła się trochę podstarzała, ale wciąż niczego sobie kobitka i pogoniła tą zgraję. Erich lubił zdecydowane panie.
Wkrótce przenieśli się na grunt bardziej przyjazny dla konwersacji i zadzierzgnięcia znajomości z „panią władzą”. Oldenbach siedział cicho w karczmie popijając grzane wino z korzeniami i mętnym wzrokiem przyglądał się kapitan Hess. Wydawało mu się, ze skądś znał tę twarz, ale nie mógł skojarzyć skąd.
Z niejakim opóźnieniem dotarł do niego sens słów Gomrunda, gdy jednak zrozumiał o co mu chodzi odparł walcząc z odruchem ziewania:
- A nie prościej pójść popytać krasnoludy? Bez obrazy pani kapitan, ale warto poznać historię z drugiej strony. Ja bym tego Stasse coś tam wsadził do ciemnicy i już. Możemy go sprowokować, jeśli pani potrzebuje pretekstu. - zaofiarował się z pomocą damie w potrzebie.
Konrad, który do tej chwili przysłuchiwał się rozmowom, nie wytrzymał.
- Erich, tyś się chyba rozumu zbył - powiedział cicho. - Gdyby ktokolwiek Strassdorfera do ciemnicy wsadził, to by piekło się zrobiło. Z krasnoludami pogadać trzeba, obejrzeć te farmy również. I z Gomrundem bym tam poszedł, rozejrzeć się, tak i do krasnoludów. Za to z tym samowolnym watażką inaczej by można pogadać. Gdybyś, na ten przykład, z Gomrundem się powadził, o złoto, które niby ten jest ci winien? Widać, żeś nie w sosie... Spory takie na człeku się odbijają, na obliczu również. Ty masz problemy, on ci pomóc nie chce. A gdy kto nagle wrogiem krasnoluda się stanie, to do kogo o pomoc uderzy? Przed kim się wyżali?
- Że co? - Oldenbach nie mógł ukryć zdumienia. - Ja na szpiega się nie nadaję. Jestem zbyt prostoduszny i uczciwy.
Stwierdził z godnością.
- Ano iść pójdę... i lepiej sam. - Odparł krasnolud. - W końcu po to żem tu przyjechał.
Erich tylko wzruszył ramionami zostawiając krasnoludowi co krasnoludzie.
- Jak będziesz mnie potrzebował, to będę tu, albo na łajbie.


Wkrótce okazało się, że w „Czarnych Szczytach” są już Sylwia i Dietrich, którzy dotarli do Grissenwaldu dyliżansem.
- O. Zakochana para. – przywitał ich Erich z uśmiechem. – Dawno przyjechaliście? Jest tu coś ciekawego do zobaczenia? Walki gladiatorów, albo mecze snotballa na przykład? Karczmarzu brandy dla moich przyjaciół i coś do żarcia. Rybkę może jakąś.

Na folgowaniu obżarstwu i opilstwu Erichowi minął czas oczekiwania na powrót Gomrunda. Krasnolud wrócił mówiąc delikatnie poirytowany. Widok Sylwii podziałał jednak na niego kojąco. Nie ma to jak wyściskać młódkę
- To co? Może weźmiemy jaką kolaskę i objedziemy te farmy? Ktoś tu robi krasnoludom koło pióra. Nie zdziwiłbym się, gdyby to były zielońce, albo jakieś innego kryjące się po lasach cholerstwo. W każdym razie szykuje się jakaś bitka, czuję to w kościach. – zaproponował Gomrundowi zagryzając kawałkiem placka z jabłkami.
Zdążył już bowiem dojść do deseru.
 
Tom Atos jest offline