Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2013, 14:41   #65
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Stocznia w Karhold miała swoją kuźnię. Pamiętał doskonale tę małą brudną przybudówek, po której przez dobrych kilka lat miał czarne ręce od sadzy, co każdego dnia właziła w najgłębsze zakamarki ran po bąblach. Oj choćby chciał to by jej zapomnieć nie mógł. I żeby jeszcze coś tam powstawało z czego człowiek mógł cień dumy poczuć. Gdzieżby. Cały dzień machania kowalskim miechem tylko po to by powstało kilka knag i szekli. Odrobić swoje, zgarnąć tę odrobine grosza i iść spać. I jeszcze się cieszyć. Marny los. Tak samo marny jak ten, który spotkał ową kuźnię i całą stocznię zresztą. Ponoć ktoś celowo zapruszył ogień z pieca kowalskiego. Nie wiadomo. Ale wtedy Engan pierwszy raz w życiu widział prawdziwy pożar. Wiele osób myśli, że to ogniem można się popażyć. Że jak się ujdzie płomieniom to nic złego stać się nie może. Nic bardziej mylnego. Engan pamiętał tych co chcieli się wedrzeć do płonącej kamiennej hali stoczni. Choć może nie do końca ich. Pamiętał, że później już ich twarzy pamiętać nie chciał.


Przestał napieprzać siekierą. Spękania pobudziły jego pracujący na dłuższych od alkoholu wodzach mózg do wzmożonego wysiłku. Hwarhen i ten drugi Skag tłukli bez opamiętania. Drzazgi fruwały na lewo i prawo. A Engan jakby znów nad książką z zagadkami Aemona, łączył kropki tworząc sobie w głowie obraz przyczyn i konsekwencji. Ktoś spróbował przejąć od niego siekierę, że niby się zmęczył. Odtrącił bęcwała. I dalej gapił się na Bastion. Unosząc wzrok wyżej i wyżej... Przecierając z brwi i rzęs drobinki spopielonego dachu stajni, który wesołymi iskierkami dogasał nad dziedzińcem...

Gruby mur Czarnego Zamku miał za zadanie trzymać te niewielkie ilości ciepła jakich w stanie były dostarczyć porozmieszczane w środku paleniska i pochodnie. Oczywiście paleniska z zapewnioną wentylacją, żeby wronia brać się nie potruła chcąc ogrzać przemarznięte gnaty. Szalejący w środku ogień nawet nie musiał być duży. Wystarczyło, że ciepło nie miało dokąd uciec... Gromadziło się w środku i narastało skłębione i zagęszczone...
Sam z siebie by pewnie na to nie wpadł, ale tę spękanie i tętnienie...

- Stój! - zawołał do uderzających w drzwi - Stój kurwa jeden z drugim! Już! Odsunąć się!
Spośród atakujących wrota usłuchał tylko jeden. Oczywiście brat. Skagosi zdawali się nie widzieć i nie słyszeć niczego. Zostali więc tam tylko ci dwaj rąbiący i jeszcze jakiś jeden inny wyspiarz. Enganowy autorytet może nie był duży, ale wraz z zawartą w rozkazie asekuratywnością wystarczył, by cała oczeukjąca na taran brać odstąpiła od wrót.
- Hwarhen! Zostaw to! - Engan przekrzykiwał z odległości zgiełk próbując zwrócić na siebie uwagę wielkoluda, który bez opamiętania rąbał toporem dębinę - Zaraz stamtąd buchnie, zostaw!
Skagos ani myślał poświęcić mu choćby sekundę. Ani myśleli też bracia by wesprzec Engana, który ku swojemu zdziwieniu próbował wyciągnąć ledwo co poznanego Skaga z łapsk wydedukowanego swoim umysłem zagrożenia. Jakże więc się zdziwił chwilę później gdy w ciągu ułamka sekundy rzucił się na Hwarhena, który właśnie poluzował swoją część odrzwi.
Coś trzasnęło we wnętrzu sfatygowanej dębiny, a rozszerzone od gorąca zawiasy zazgrzytały nieprzyjemnie, gdy powstały cug jakby od niechcenia rozwarł wrota wzdłuż powstałych spęknięć, uderzając w twarz całym swoim wewnętrznym ciepłem jednego ze Skagosów. Wyspiarz krzyknął zasłaniając gwałtownie głowę, po czym przewrócił się na ziemię jęcząc coś w tych ich jazgotliwym języku. Hwarhen się nie przewrócił tylko dlatego, że leżał już na ziemi. Przewrócony przez przytrzymującego go Kamyka. I też zasłaniający sobie twarz od buchającego z wnętrza żaru.

Podnieśli się patrząc na niedostępne wejście do Bastionu. Gorąc nie pozwalał na zbliżenie się choćby na odległość chluśnięcia wiadrem wody. Bez szans... Ale przecież była jeszcze furta od strony niskiego muru...

Nim jednak ruszył w tym kierunku obok niego pojawił się Septa. Koniuszy coś powiedział. Coś o jakichś obcych. I najważniejsze na koniec. Idziesz? Są osoby, którym na tak zadane pytanie nie odpowiada się nie. Są chwile gdy na tak zadane pytanie nie odpowiada się nie. Engan powiódł wzrokiem do furty, a potem na Septę. To chyba była i chwila i osoba.

Złapał Hwarhena mocno za jego byczy kark i odwrócił do siebie. Pożoga, ranni, chaos, krzyki... jak bitwa. Przekaz też musiał być jak na bitwie.
- Tam jest drugie wejście do Bastionu - wskazał Skagosowi palcem schodki wiodące na górę w ciemności. Poniekąd architektoniczny sekret Czarnego Zamku - Lady Qorgyle tam poszła. Pamiętasz? Wiedźma! Idź tam i dopilnuj by wyszła cała. Słyszysz?! Hwarhen! Słyszysz?!
Skagos miał w oczach płomienie. Płomienie i mord. Kiwnął jednak głową. Tym samym kiwnięciem odpowiedział mu Kamyk.
- Prowadź - powiedział do Septy.

Biegnąc za koniuszym zastanawiał się jak to się stało, że na pomoc córce Lorda Dowódcy wysłał skagoskiego wojownika i brata Moruad w jednym.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline