Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2007, 18:53   #18
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
W pewnych sprawach po prostu należy być uczciwym. Na przykład, jeśli zabijemy kogoś w egzorcystycznym transie, na pewno uda nam się wygnać zeń demony, jakie w nim drzemały, prawda? Możemy zatem nie czuć się winni jego, przypadkowej w końcu, śmierci.

Na wszelki jednak wypadek - a także dlatego, że dobrze jest się pokazać - dobrze byłoby, jeślibyśmy takiej osobie zafundowali naprawdę rzetelną kapliczkę nagrobną. Poszperawszy chwilę w pamięci, ksiądz proboszcz przypomniał sobie, że Zenek zawsze lubił czerwień, zapytał więc grabarza, czy ma jakiś czerwony kamień nagrobny. Grabarz miał. Marmurowy. Ksiądz zadowolony popił herbatkę (grabarzowa zawsze parzyła doprawdy przepyszną herbatkę z rumiankiem) i powiedział, doskonale. Biorę.

Grabarz powiedział cenę.

Pewną chwilę i jedną wytartą herbatkę później, ksiądz zapytał - już ostrożniej, nauczony doświadczeniem - czy grabarz ma może INNY czerwony kamień, bo Zenek to tak, niespecjalnie no za marmurem przepadał.

Grabarz pokiwał ze zrozumieniem głową, rozsądnie decydując się nic nie mówić o tym, że ze wszystkich obowiązków przykościelnych Zenek najbardziej to lubił te związane z czyszczeniem marmurowych stelli. W końcu on też chciał zarobić.

Ugodzili się na piękny, wielobarwnie czerwony karkonoski granit. W jednej niemal bryle. Nadal jednak cena kosztowała księdza kolejną herbatkę oraz wysoce nieprzychylny wzrok grabarzowej. Nie było wyjścia. Wobec wzroku grabarzowej oraz strasznie dużej szmaty w jej dłoni, ksiądz podziękował za gościnę, i szybko się pożegnawszy wyszedł, obiecując dostarczyć pieniądze.

Na następnej mszy parafianie podzielili się niczym u zarania dziejów, na część męską i żeńską, kiedy doszło do składania ofiary. Ofiara bowiem była w intencji i na pogrzeb Zenka.

Mężczyźni, wiedzeni męską solidarnością, odmówili sobie pół rozrywki cotygodniowej. Każdy z nich złożył półtorej złocisza, rezygnując z połowy kufla lokalnego browara, pitego co sobotę "U Krzycha". Czuli się dumni ze swego chrześcijańskiego poświęcenia. Poczuli się bardzo oburzeni tym, że wiedzione cholera właściwie wie czym kobiety dały trzy razy tyle. Ten Zenek na pewno na tyle nie zasługiwał. W dodatku tak płakać... w kościele... podczas mszy... Nie przystoi, powtarzali sobie mężczyźni. Nijak nie przystoi. Poza tym zupełnie zbędne było dawać aż tyle.

Tak czy inaczej, starczyło nawet na krucyfiks na kapliczce, na dobrą, jesionową trumnę, wszystko to o powiększonych rozmiarach.*

Granit karkonoski jest najwytrwalszym rodzajem granitu. Potrafi znieść potworne siły, mówi się nawet, że gdyby w Karkonoszach miało być trzęsienie ziemi, to złoża granitu na pewno by to uniemożliwiły.

Dlatego, kiedy na oczach Hani mały lecący słoń zrobił to, co robią najlepiej małe lecące słonie***, kierując się w swoim ruchu ukośnym wprost na czerwoną kapliczkę, Hania, mając wiedzę na temat granitu karkonoskiego, miała wszelkie podstawy oczekiwać, że kapliczka zgrabnie zamortyzuje uderzenie.

I miałaby rację. Żużel zsunął się z niewielkim łoskotem, który spłoszył swym podobieństwem do trzęsienia ziemi stado wron żerujące kilometr dalej, otrzepał niczym najprawdziwszy pies (co wywołało daleko gorsze skojarzenia u startujących już wron, znacznie przyspieszając ich odlot, a parę najbliższych osób miało okazję ujrzeć jak z psa odpadają maleńkie fragmenty cielska) a następnie potruchtał do swego pana z powrotem, merdając zaostrzonym ogonem.

Niestety, granit karkonoski jest najlepszym granitem do rzeźby. "Dłutem jak w masło", jak mawiał o tej zacnej skale Rzeźba Żbik z Karkonoszy, jeden ze słynniejszych artystów regionu.

Ku rozpaczy Zenka, ilustrowanej jego głębokim, basowym NIEEEEEE!!, które zawstydziłoby Marka Hamilla w kluczowej scenie na Bespinie, kapliczka po machnięciach Żużla rozpadła się na cztery części.

A raczej rozpadłaby się, gdyby znów nie dostała rąk, które naraz poczęły łapać upadające części kapliczki, obejmować ją, odginać metalowe obejmy z krucyfiksu i próbować nimi objąć samą kapliczkę. Kiedy zaś obejmy okazały się za krótkie, silne szarpnięcie skłoniło je do zmiany zdania. Tj. długości.

Ten moment wybrał krucyfiks, by się przekrzywić, przez co kapliczka spoglądnęła na Hanię jakby przekrzywiając głowę, powolnym basem pytając:

- Oddychasz już? Jak tam ta astma?

* Starczyłoby nawet na marmurową "replikę" grobowca Tutanchamona**, którą grabarz miał "przypadkiem" na składzie ale ksiądz wolał nowy sprzęt grający na plebanii. Stary miał już pół roku i czasem radio trzeszczało jak się kręciło gałką.

** Plebania u grabarza zawsze miała dobre ceny.

*** Czyli zaSLOŃł SŁOŃce
 
Tammo jest offline