Gith, nie podając żadnego stosownego wyjaśnienia - a może uznając, że inna forma wyjaśnienia będzie bardziej odpowiednia - wspiął się na pokład statku. Podążyła za nim, bezskutecznie próbując go zatrzymać – nie zadziałały pytania, okrzyki, groźby, wiadomość złożona z okruchów materii chaosu wzniesiona na wysokość jego oczu ani nawet same okruchy, które po znaczącym prychnięciu githa zaczęły go wściekle kąsać. Tymczasem kobieta wraz z czwórką towarzyszy znalazła się nagle na statku, stając naprzeciwko bosmana. Dla Th'amar wybór, przed którym postawił ją ifryt, nie należał do trudnych. Była gotowa w każdej chwili zeskoczyć z pokładu. Zwłaszcza, że mogła zbudować sobie własny.
Korzystając z faktu, iż na razie nie zwracano na nią większej uwagi, rozejrzała się po statku, starając się dostrzec jak najwięcej cennych – z punktu widzenia githzerai – szczegółów. Oto obok drogi utorowanej przez Transcendentalny Porządek pojawiła się nowa ścieżka prowadząca z powrotem do Dryfującego Miasta... przynajmniej na jakiś czas. Zdobycie tego typu informacji o githyanki mogło okazać się kluczowe - w ten sposób wypełniłaby nawet bardziej istotne zadanie.
Statek, tak jak Th’amar się spodziewała, wyglądał odrażająco, toteż odczuwała pewien opór przed uwiecznieniem jego podobizny na pergaminie. Wzruszyła jednak ramionami i w pośpiechu zaczęła szukać w swej torbie podróżnej zwojów, pędzla i fiolki z tuszem. W obecnej sytuacji otwarta walka i tak nie wchodziła w grę. Th’amar zachowywała spokój; w końcu porta semper aperta est ~ pomyślała, przesuwając dłonią po gładkiej powierzchni zwierciadła. (Z drugiej strony, powoływanie się na sentencje Grabarzy nie świadczyło o najlepszej kondycji umysłowej.) Wreszcie znalazła odpowiednie przybory i drżącą dłonią zaczęła kreślić kontury statku. |