Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2013, 10:51   #137
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Każdemu to, co lubi...
Skoro Sylwii nie odpowiadały kołyszące się deski pokładu pod stopami - trudno. Nie można jej było do niczego zmuszać. Jeśli wolała ruszyć w świat, na własną rękę, dyliżansem - jej sprawa. Jeśli Dietrich miał zamiar, co było wielce prawdopodobne, jej towarzyszyć, jeśli wolał zadek wozić, zamiast na pokładzie pomagać - pies mu mordę lizał. Jego wolna i nieprzymuszona wola.

Nie zamierzali przedłużać pobytu w Nuln. "Świt" odbił od brzegu gdy tylko cała załoga (a raczej to, co z niej zostało) znalazła się na pokładzie łajby. A ledwo od pomostu odbili, postawili żagiel. Sprzyjający wiatr sprawił, że port w Nuln wnet zniknął za rufą, a oni zniknęli z oczu ewentualnych obserwatorów.

Na moment podpłynęli bliżej brzegu, gdzie rzucona przez Julitę sonda wykazała odpowiednią dla barki głębokość. Rzucili kotwicę, by prąd ich nie zepchnął i zatrzymali się na krótki postój. Korzystając z okazji, gdy ruch na rzece zamarł, pozbyli się kłopotliwej przesyłki. Wyciągniętą na pokład skrzynię pozbawiono wszystkich śladów, mogących zidentyfikować jej właściciela obciążono paroma ciężkimi kamieniami i po zrobieniu paru otworów opuszczono na linach na dno.
Parę bąbelków... i spokój.
Tylko dobywający się z ładowni zapach, który trudno nazwać cnotliwym, przypominał o nieszczęsnym ładunku. Ale zapach, prędzej czy później, musiał zniknąć. A co z oczu (czy nosa), to i z serca.

Do grissenwaldzkiego pożal się Boże portu przybyli dość późno.
I wiatr osłabł, złośliwy, i prąd był nad podziw silny, a zdekompletowana załoga niezbyt dobrze radziła sobie z przeciwnościami zsyłanymi przez naturę. Cóż jednak chcieć, skoro Gomrund żeglarzem nie był, a Erich więcej czasu w kajucie spędził, niż na pokładzie. A i tak pomocy od niego trudno było oczekiwać, bowiem niczym kupka nieszczęścia wyglądał.
- Szczur, sprawdź, czy ten pomost się nie rozsypie - powiedział Konrad.
- A wyciągniecie mnie, jak się zarwie? - spytał najmłodszy załogant.
Wbrew ponurym przewidywaniom pomost okazał się na tyle solidny, że nie tylko Szczura, ale i krasnoluda utrzymał, a i pachołki, na które się cumy zarzuca, z solidnego dębu być się zrobionymi okazały.
Wystawili słomiane odbijacze, by burty o pomost nie obtłuc i przycumowali solidnie “Świt”, co by im z prądem nie spłynął. Julita i Szczur pozostali na pokładzie, a Konrad i pozostali zeszli na ląd.
W sam środek kolejnej awantury i kłopotów.


- Jeśli masz ochotę na wycieczkę - powiedział Konrad - to możesz na mnie liczyć.
 
Kerm jest offline