Każdemu to, co lubi...
Skoro Sylwii nie odpowiadały kołyszące się deski pokładu pod stopami - trudno. Nie można jej było do niczego zmuszać. Jeśli wolała ruszyć w świat, na własną rękę, dyliżansem - jej sprawa. Jeśli Dietrich miał zamiar, co było wielce prawdopodobne, jej towarzyszyć, jeśli wolał zadek wozić, zamiast na pokładzie pomagać - pies mu mordę lizał. Jego wolna i nieprzymuszona wola.
Nie zamierzali przedłużać pobytu w Nuln. "Świt" odbił od brzegu gdy tylko cała załoga (a raczej to, co z niej zostało) znalazła się na pokładzie łajby. A ledwo od pomostu odbili, postawili żagiel. Sprzyjający wiatr sprawił, że port w Nuln wnet zniknął za rufą, a oni zniknęli z oczu ewentualnych obserwatorów.
Na moment podpłynęli bliżej brzegu, gdzie rzucona przez Julitę sonda wykazała odpowiednią dla barki głębokość. Rzucili kotwicę, by prąd ich nie zepchnął i zatrzymali się na krótki postój. Korzystając z okazji, gdy ruch na rzece zamarł, pozbyli się kłopotliwej przesyłki. Wyciągniętą na pokład skrzynię pozbawiono wszystkich śladów, mogących zidentyfikować jej właściciela obciążono paroma ciężkimi kamieniami i po zrobieniu paru otworów opuszczono na linach na dno.
Parę bąbelków... i spokój.
Tylko dobywający się z ładowni zapach, który trudno nazwać cnotliwym, przypominał o nieszczęsnym ładunku. Ale zapach, prędzej czy później, musiał zniknąć. A co z oczu (czy nosa), to i z serca.
Do grissenwaldzkiego pożal się Boże portu przybyli dość późno.
I wiatr osłabł, złośliwy, i prąd był nad podziw silny, a zdekompletowana załoga niezbyt dobrze radziła sobie z przeciwnościami zsyłanymi przez naturę. Cóż jednak chcieć, skoro Gomrund żeglarzem nie był, a Erich więcej czasu w kajucie spędził, niż na pokładzie. A i tak pomocy od niego trudno było oczekiwać, bowiem niczym kupka nieszczęścia wyglądał.
- Szczur, sprawdź, czy ten pomost się nie rozsypie - powiedział Konrad.
- A wyciągniecie mnie, jak się zarwie? - spytał najmłodszy załogant.
Wbrew ponurym przewidywaniom pomost okazał się na tyle solidny, że nie tylko Szczura, ale i krasnoluda utrzymał, a i pachołki, na które się cumy zarzuca, z solidnego dębu być się zrobionymi okazały.
Wystawili słomiane odbijacze, by burty o pomost nie obtłuc i przycumowali solidnie “Świt”, co by im z prądem nie spłynął. Julita i Szczur pozostali na pokładzie, a Konrad i pozostali zeszli na ląd.
W sam środek kolejnej awantury i kłopotów.
- Jeśli masz ochotę na wycieczkę - powiedział Konrad - to możesz na mnie liczyć. |