Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2013, 00:57   #123
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
In My Time Of Dyin Bob Dylan - YouTube

De Jesus spotyka Jezusa...
Zaczyna się jak kiepski dowcip, si?

Jak zza grubej szyby dobiegał do niej miękki męski głos. Znała ten głos. Dobrze się jej kojarzył.

Była przekonan, że zginęła. Myliła się?
- No już, otwórz oczy.

Otworzyła. Chociaż każda komórka w jej ciele wzbraniała się przed tą czynnością. Najpierw pojawił się ból. Zalał ją jak fala światła słonecznego po odsunięciu ciężkich szczelnych zasłon.
- Trzymaj sie maleńka. Jedziemy do szpitala.

Z konsternacją odnotowała, że siedzi na motocyklu a Ed trzyma ją za ramiona i czeka na włączonym silniku. Tylko na co?

- Musimy jechać - ponaglał.

A tak, czyli czekał na nią. Wszystko docierało do niej z opóźnieniem. I dlaczego wszystko ją bolało? Oprócz rozległych stłuczeń z pewnością miała złamaną rękę. Bolała ją głowa, oddychała z trudem.
Walters zresztą też bez skazy nie uszedł. Miał krew na twarzy, prawdopodobnie swoją.
I nagle wszystko do niej wróciło. Wspomnienie strzelaniny, wybuch, jazda vanem i...

- Walters! - niemal krzyknęła. - Port Washington Yacht Club. Widziałam namiar na GPSie. Trzeba tam kogoś wysłać. Złapać ich za rękę zanim zdążą się zwinąć.

- Po drodzę zadzwonię do Dirkuera - Ed wyraźnie poganiał. - Okay, im on it. Hang on honey. Wszystko bedzie dobrze you crazy woman! Nie masz dla kogo życ? - Ed wyrzucil ze złością ale taką ktora wynika z troski.

- Poczekaj - mózg Felipy pracował z kolei ociężale. Przez chwile sprawiała wrażenie jakby chciała zejść z motocykla. - Obszukałeś go? I pozostałych? Same trupy? - wskazała na leżącego w kałuży krwi solosa.

- On nie zyje. Tak samo jak reszta. Zabilem dziś pieć osob. - warknął. - więc nie złaź na ziemie, bo nie mam ochoty na dalsze przelewanie krwi dzisiaj!

- Nie wkurwiaj się na mnie - latynoska spuściła wzrok. Jej złamana ręka akurat odezwała się ostrym bólem i kobieta wydała z siebie gniewny syk. Zdrową ręką objęła Waltersa w pasie dając znak, że jest gotowa.
Ruszyli z piskiem opon. Latynoska starała się za wszelką cenę zachować przytomność. Oparła się czołem o plecy mężczyzny i zacieśniła uścisk.

Podczas jazdy Walters wykonał telefon do Dirkuera podajac namiary na przystań. Sądząc po strzępkach rozmowy jakie dochodziły do Felipy - nie byli jednomyślni.

Pod szpital dojechali akurat w chwili kiedy Felipa zaczęła znów odpływać. Otrzepała się z ćwierćsnu szybkim ruchem głowy co w rezultacie wcale nie pomogło.
- Wayland... Nic mu nie będzie? - zapytała kiedy zgasił silnik.

- Na wojnie widzialem gorsze przypadki ale musisz przygotowac sie na najgorsze. - powiedzial spokojnie Ed. Nie dawał falszywej nadzei.
- Wszystko w rękach lekarzy i losu...

- Leży w tym szpitalu? - latynoska wskazła gestem na wejście. Niezbyt zgrabnie zeszła z motocykla i zaczeła kuśtykać w tamtą stronę. - Chcę go zobaczyć.

- Powinien być tutaj. - przytaknął zapytany. - Zobaczysz jak jest. - dodał schodząc z motoru. - Chodź tutaj. - podszedł i udzielił jej ramienia aby się na nim wsparła. - Złamałaś rączkę, co? Mam szczerą nadzieję, że to ta, którą usypujesz strzałki. - powiedział pogodnie oddychając z trudem.
- Bardzo zabawne - prychnęła. - Bo pomyślę, że się o mnie martwisz.

Dopiero teraz widać było, że Ed zostawia za sobą ślady krwi, która kapała spod płaszcza i ściekała po spodniach na buty i ziemię.

- Puta Anhel, krwawisz. Kolejny postrzał? - zapytała jakby robiła mu o to wyrzuty. Zmieniła pozycję i teraz zamiast wspierać się na nim postanowiła wspierać jego bo może silił się na dobrą minę do złej gry i gotowy jest zwalić się jej nieprzytomnie na chodnik zanim przekroczą próg szpitalea.

- A teraz zapytam cię o coś Ed - poruszali się w ślimaczym tempie jak para turystów, która nie chce przegapić żadnego szcegółu krajobrazu. - I proszę cię żebyś mi szczerze odpowiedział - Felipa spojrzała na niego żeby widzieć jego oczy. - Jesteś kurwa tajniakiem?

- What the fuck are you talking about out of the blue? - Ed spojrzał na Felipę jakby upewniając się czy to nie głowa zamiast ręki ucierpiała najbardziej. Potem dodał już spokojniej. - Co masz na myśli?

- Słyszałam ich conversacion, w vanie - szli przed siebie chociaż Felipa nie spuszczała z Waltersa czujnych oczu. - Że zlokalizowali snajpera i że to "ten tajniak". Przez ostatnie dni zdążyłam się zorientować, że ich wywiad działa wyjątkowo prężnie. Gnoje przypuszczalnie znają ulubiną markę moich płatków śniadaniowych więc skoro mówią, że jesteś tajniakiem to daje mi to podstawy aby tą opcję rozważyć. Po prostu... por favor Walters, mów jak jest. Kłamać to ja a nie mnie, si? I jeśli jesteś gliną... czy powinnam zacząć się zwijać z tej imprezy? Moja kartoteka jest wystarczająco gruba carino, nie chcę więcej problemów z prawem. Po tym co było między nami... jesteś mi to winny.

Zatrzymał się. Obrócił w jej stronę i poważnie spojrzał zaglądając głęboko w oczy.
- Nie. Nie jestem gliną. Nie musisz się bać. Nie pracuję dla rządu. - powiedział powoli i wyraźnie. - O resztę nie pytaj. Wiedzieć za dużo o cudzych, niebezpiecznych sprawach, to niebezpieczna rzecz. Naraża wszystkich zainteresowanych. Od tego, od lat są takie zabawki jak serum, hipnoza lub szantaż. czasami nie wiedząc więcej mniej ryzykujesz. Nie ufasz mi? - zapytał poważnie.

Ostatnine pytanie zadziałało na Felipę jak cios tępym narzędziem w tył czaszki. Zaskoczona uchyliła usta, wzruszyła ramionami w dość bezradnym geście, uniosła dłonie jakby chciała wspomóc się nimi aby wytłumaczyć mu coś skomplikowanego.
- Hijo de puta - zaklęła, złapała Waltersa w pasie i oderwawszy od niego spojrzenie zaczęła prowadzić po schodach do gmachu szpitala. - Nie wiem, Ed. Czy... jak się tam naprawdę nazywasz. Nie sądzisz, że powinnam chociaż znać twoje imię abyś miał prawo zadawać mi takie pytania?

- Please let me introduce mysel. - zaczal Ed slowami z Rolling Stones. - my name is Edward Hippolyte Walters. - z ulga wszedl na ruchome schody obejmujac latynoske.

- En serio? - Felipa jęknęła łapiąc się za żebra. - Myślałam, że tajniakom tworzy się fałszywą tożsamość.
Na ruchomych schodach pozwolila sobie na chwilę wytchnienia i namiastkę uśmiechu.
- Edward Hippolyte? To chyba jeszcze gorsze niż Felipa Encarnacion.
Szybko było zmuszona przestać się śmieć. Powoli wypuściła powietrze walcząc z falą bólu w okolicy klatki piersiowej, oparła czoło na piersi Waltersa i naturalnym i niewymuszonym ruchem objęła go w pasie.
- Trochę - po chwili mruknęła mu w kołnierz. - Ufam ci trochę. Na moje standardy to i tak sporo.
- Good - widać odpowiedź go zadowoliła. - Ja tez ufam sobie tylko troche. - przytulil ją zanim się rozstali i ona pobiegla do faceta, ktorego kochała naprawdę.

* * *

Zostawiła Waltersa w rękach lekarza i dopiero wtedy poszła szukać Waylanda. Haker istotnie leżał w tym samym szpitalu na oddziale intensywnej terapii i dobrą wiadomością był fakt, że jego stan z krytycznego poprawił się na ciężki. Lekarz za cholerę nie chciał wpuścić jej do środka ale pozwolił chociaż zerknąć przez szpitalną szybę.
Michael wyglądał strasznie. Blady cień człowieka jakiego znała uwięziony w plątaninie rurek i kabli.
- Kiedy stanie na nogi?
Lekarz przyglądał się jej jakby mówiła po klingońsku.
- Pani ma złamanie otwarte. Widział już panią lekarz?
- Najpierw chciałam porozmawiać o stanie mojego przyjaciela.
- Obrażenia są bardzo rozległe... Liczne złamania, wstrząs mózgu, odłamki w większej partii ciała...
- Ile będzie musiał tu zostać?
- Przynajmniej kilka tygodni. Ciężko też przewidzieć czy odzyska pełną sprawność. Oczywiście możnaby zastosować nanoboty ale tutaj zabieg byłby kosztowny...
- Ile?
- Pięć tysięcy.

Zapłaciła bez wahania. Okres rekonwalescencji miał skrócić się z kilku tygodni do kilku dni i zapewniono ją o niewspólmiernie lepszych wynikach. Pięć tauzenów. Zapłaciłabym więcej gdyby było trzeba. Są sprawy ważne i ważniejsze.

Tolerancja Felipy na szastanie kasą skończyła się jednak kiedy lekarz i jej zaproponował pokrycie ulepszonych świadczeń z prywatnej kieszeni.
- Dwa tauzeny? En serio?
- Ma pani poważne złamanie ręki.
- I?
- I krwotok wewnętrzny.
- Dacie mi na to jakieś pigułki, si?
- I trzy pęknięte żebra.
- Od tego się nie umiera.
Lekarz wzruszył tylko ramionami.
- Zapewnimy pani fachową opiekę. Ale później musi pani leżeć. Poruszanie się w pani stanie jest dość niebezpieczne. I będzie bolało.
- Do cholery, nie żyjemy w śedniowieczu. Dacie mi jakieś painkillery, si?

Pokusiła się o telefon do Dirkuera ale rozmowa trwała jakieś dziesięć sekund. Stanowczo odmówił pokrycia kosztów za jej przyspieszone leczenie. Korporacyjne kutwy. Właśnie wydała większą część kasy, którą zarobiła na C-T. Ten interes robił się coraz mniej opłacalny.

Z ręką wpakowaną w gips i na mocnej dawce środków przeciwbólowych ruszyła na poszukiwania Eda. Była ciekawa czy i jego naciągnęli żeby zostawił w tym cudownym przybytku trochę mamony.
- Mam leżeć i się nie forsować - oznajmiła z uśmiechem obracając w palcach fiolkę z pigułkami i czytając skład. - Jedyny plus. Może fajnie kopać.
Okazało się, że Remo i Ferrick czekają na nich w kolejnym anonimowym motelu. Była ciekawa co dzieje się z Evans bo o niej Ed nie wspomniał. W między czasie musi kupić nową katę do holofonu i skontaktować się z Bulletem. Musi poinformować go o Michelu i dopytać o najemników. Prawdę mówiąc ta robota coraz mniej jej leżała. Pieprzyć wynagodzenie i Dirkuera. Chciała możliwie szybko wyplątać się z tego mierda, dojść do siebie, przeczekać te cholerne wybory, bo było pewnym, że dlatego sukinsyni tak cisną. Muszą odzyskać sprzęt przed godziną zero. Dlatego powinni wziąć ich na przeczekanie a później na spokojnie upłynnić towar i podzielić się zyskami. Walić C-T. Narażała dla nich swoja zgrabną latynoską dupę a oni nie chcą zapłacić za jej leczenie? Prawie jak zatrudnianie na czarno nielegalnych imigrantów. Korporacje i ich polityka socjalna, puta. Już lepiej robić dla mafii.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 25-01-2013 o 01:06.
liliel jest offline