Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2013, 18:00   #285
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Powiedziałem mu, że łaknę zemsty, zemsty na olbrzymach co zgładzili mego ojca i mych braci, na tych, którzy rozbili mój klan, zemsty na ich krewnych i pacholętach, że chcę rozedrzeć ich boga i sprawić by żałowali podniesienia ręki na Tabor.

świątynia Wszechsjasza w majestacie Uzdrowiciela, Władcy Ciała
pałac gubernatora, centroglomeracyjna strefa administracji imperialnej, Nowy Korynt



Borya Volodyjovic, Gregor Malrathor, Johnatan Trax, Haajve Sorcane, Tyberion

- Mniemam, że mimo oczyszczenia was z zarzutów nie zechcecie uświetnić Święta Pływów podczas pałacowych celebracji, lordzie komisarzu? - przymilnie pytał Gregora senator. Teraz towarzyszyło im tylko dwóch żołnierzy, poza sędziami oczywiście. Malrathor miał okazję rozmówić się z Arcturusem, który natychmiast go zaczepił po rozmowie z gubernatorem by dowiedzieć się jak najwięcej. Jakiekolwiek emocje się w nim kłębiły, jego twarz była zwyczajową, surowo-obojętną maską.

- Wasza obecność byłaby niejako sygnałem, manifestem wręcz, dla całej niemalże szlachty Koryntu. Jako oficer Munitorum spoza planety postrzegani bylibyście... nieomal jak wybawiciel. Szlachta znów by się zaktywizowała, ożywiając Ocean Wewnętrzny... - ciągnął kurtuazyjnie i zachęcającym tonem siwowłosy mężczyzna, choć wtenczas nie patrzył nawet na oficera politycznego. Szli kolejne dobre pół godziny, wpierw dochodząc do jednej z bocznych wieżyc kompleksu pałacowego, a następnie mijając kolejne poziomy-labiryntu przepychu. Mijali coraz więcej ornamentyki Bractwa Marsjańskiego i jasnym było, że część wieży jest tymczasową siedzibą goszczonego tutaj arcymagosa. Jeden element do całości nie pasował - wszechobecny ruch odzianych w czerwień i czerń, eleganckich wartowników pierwszego pułku i opancezonych jak cadianie elit z drugiego pułku. Górne poziomy wieży zajmować mogło kilka plutonów i im niżej schodzili, tym trudniej przecisnąć się było przez uzbrojonych po zęby w specjalistyczne uzbrojenie termiczne i plazmowe żołnierzy SOB odprowadzających ich wzrokiem.

W tym czasie Tyberion, Trax i Borya z niepewnością spoglądali na uszkodzone wrota do świątyni, słysząc cały czas mrówczy ruch tuż poza linią ich wzroku, na schodach i dalej i wyżej. Haajve dyskutował z jednym z adeptów, którego niechętnym gestem przydzielił mu arcymagos, na temat ustawienia i możliwości mikromaszyn, konieczności wpłynięcia na ich naturę najbłagalniejszymi psalmami iteracją radiową, gdyż innych słów nie słyszały, a i nie dałoby się inaczej skontaktować z Duchem Maszyny w ciele roju. Było też jasne, że dostępne im rozwiązania ograniczają się albo do poszatkowania obwodu i ulokowania w równych od siebie mikroskopijnych odstępach, dzięki czemu uzwojenie sterujące implantami zbrojmistrza miało większą szansę zadziałać, lub skupieniu się na wytworzeniu jakoby żyły dookoła uzwojenia i wydzielenia części mikromaszyn do trzymania nad nią pieczy na czas do kiedy będzie można dokonać bardziej długotrwałej operacji. Wtedy ryzyko wyładowania energii elektrycznej z jego rezerwuarów do jego mózgu w razie dalszych przepaleń znacznie malało. Adept musiał wiedzieć tylko, o co ma błagać dzieci Wszechsjasza.

- Nie strzelać! Lord Malrathor na korytarzu! - zakrzyknął jakiś żołnierz ze schodów. Gregor pokonał ostatnie piętro w dół spiralnych schodów obiegających od środka ścianę wieży. Dotarł do długiego na może dziesięć metrów korytarza, który przerywany był masywnymi, odlanymi z ołowiu czy żelaza wrotami z Czaszką Wszechsjasza i inną symboliką kultu maszyny. Po drugiej stronie Korytarz biegł dalej, mając wiele drzwi na prawo i lewo, niewątpliwie zagospodarowane pomieszczenia świątyni techkapłanów. Przed wrotami jednak widział ślady zażartej i pełnej determinacji walki, przynajmniej dziesięć ciał w czarno-czerwonych galowych mundurach z karabinami laserowymi przy ręku, większość rozerwana od pocisków-granatów z boltera.

W głębi świątyni ujrzał Traxa i stojącego już, acz niewątpliwie rannego Boryę, obok nich zaś... karmazynowego kolosa. Egzemplariusza.
Czy na pewno?

Dla reszty grupy inkwizycyjnej nadszedł zaś czas na raport.



Aex II
szyb windy, twierdza-posterunek Arbites, centralna część Opływu Gordeo, Nowy Korynt



Kayle Slovinsky


Snajper znalazł się w swoim małym piekle, inferno, czyśćcu, do którego trafiają strzelcy wyborowi za grzechy, niedostateczne maskowanie swojej pozycji... i przez pecha.

Już zjeżdżając po linie widział, jak transportery Walkiria, jeden na wysokości jego pozycji a drugi od przeciwnej strony, niżej, zawisają i nieruchomieją; boczne włazy są odsuwane i żołnierze Koryntu w czerwonych pancerzach i czarnych mundurach szykują się do wskoczenia do środka. Był przekonany, że widział miotacze ognia; oprócz tego masę niestandardowego wyposażenia na jakie zezwala się weteranom.

Na dole zaś słyszał już strzały. Koroner coś mu odpowiadała na temat pozycji na jaką ma biec, ale została zagłuszona eksplozją granatu. Przekonany był również, że jakiś granat zostanie zaraz zrzucony z góry przez nowych okupantów wieży, zanim oni sami zejdą do właściwej fortecy.

Zjechał na sam dół szybu windy i zobaczył wszędzie dookoła unoszący się dym z granatów gazowych. Ledwie widział ściany, wiedział tylko, że jest na samym środku twierdzy, w dolnej części litery "U", mając na północ od siebie korytarz prowadzący do wyjścia na molo (skąd również słyszał strzały - to znaczy molo było oczywiste, ale słyszał strzały już na korytarzu); na południe zaś był hall i snajper wiedział po wcześniejszym komunikacie koroner, że wróg się tam dostał. Jeszcze było zejście w dół, na niższe poziomy twierdzy.

On stał w szybie windy; w prostopadłym do niej korytarzu widział sylwetkę porucznik stróżów prawa prowadzącą ogień w południową stronę. Tuż obok niej leżał jakiś inny arbiter, niewątpliwie martwy, ale obrażenia nie były jasne z powodu dymu.

Sytuacja błyskawicznie się zmieniała...


Sihas Blint


Trzech nurków na szybko wypłynęło ciągniętych przez podwodne silniki. Opuścili fortecę przez północno-wschodnią śluzę i błyskawicznie zniknęli sobie z oczu w nieoświetlonym granacie głębin. Blint nie miał nawet co myśleć o sterowaniu dla zaawansowanych i cieszył się, że jest w stanie się utrzymać silnika - torpeda pędziła niemiłosiernie, jej przeciętna konstrukcja sprawiała, że cały czas się zsuwał na bok, a co gorsza woda była niespodziewanie lodowata i czuł to nawet przez kombinezon, w który sędziowie kazali mu się ubrać.

Minęła może minuta szaleńczego pędu pod wodą. Kapitan był przekonany, że pod nimi coś płynie, jakby zobaczywszy naiwną ofiarę w wodzie. Próbował sobie wmówić, że to jedno z jego przewidzeń, ale coś w nim wskazywało na przeciwny stan rzeczy. Jednak ekscytacja spowodowana koncentracją na niebezpiecznym środku transportu nie pozwoliła mu poświęcić na to zbyt wiele strachu.

W pewnym momencie z prawej znikąd pojawił się ciemny kształt, nieomal wbijając się prosto w niego. Nagłość dla odmiany nie mogła pozbawić kapitana opanowania, ale nim cokolwiek zrobił, spostrzegł, że to jego instruktor, radzący sobie zdecydowanie lepiej, wskazuje mu ręką by wypływał. Kapitan nie miał innego wyjścia jak posłuchać rady - sam nie wypływał przed sygnałem, bo nie było pewne, czy zdoła się ponownie zanurzyć. Nacisnął stopami, pociągnął rękoma za uchwyty i przestał kurczowo obejmować urządzenie, a Duch jego Maszyny wynagrodził go gładkim wynurzeniem. Z szumem wypadł ponad powierzchnię wody, a torpeda zwolniła znacznie. Jego oczom ukazał się nie tak bardzo odległy cel.


Okręt, mimo że niewielki, robił wrażenie pokazem ognia. Woda była lodowata, a nawet z tej odległości, jakichś stu metrów czuł ciepło od dział. Wypłynął nieco na bok od niszczyciela, ale ten płynął prosto na niego, wystarczyło więc wybrać stronę, od której chce się wejść na pokład. Blint mógł się odczepić od torpedy, zwłaszcza, że po spadku prędkości zaczęła natychmiast tonąć i jeszcze tylko linka się nie naprężyła i tylko dlatego nie został pociągnięty za nią.

Jakieś siedemdziesiąt metrów po lewej, przy samym okręcie wyłonił się z wody drugi Arbiter, natychmiast się wypinając i płynąc w stronę statku. Musiał płynąć pod kątem by w ogóle zdążyć i się załapać. Nie mieli z nim łączności, więc o ile by nie wymyślił jakiejś pomysłowej metody, nie mógł mu przekazać swojego planu.

Jego instruktor z kolei się nie wynurzył wcale.



Asylum św. Ilkuzema
gdzie?



Aleena Medalae

 
-2- jest offline