Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2013, 10:55   #125
Nadiana
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Co za przyjemne i pachnące domowym ciastem miejsce. Jakoś parę godzin wcześniej ta obskurność i parszywe mordy nie robiły takiego wrażenia, no ale parę godzin temu nie miała sparaliżowanej lewej połowy ciała. Ale chwilę jeszcze zamierzała poczekać, tak do zamknięcia knajpy nim skorzysta z propozycji Roya. Swoją drogą ciekawe w co on się znów wpakował.
"Poczekaj jeszcze chwile z kumplem. A co do problemów: przy da ci się do czegoś na wpół sparaliżowany lekarz?"
„Nie nada, muszę pozostać mobilny"
.
Pewnie także znaczyło, że ma kogoś na karku, jak sympatycznie.

Zgodnie z założeniami co półgodziny Evans korzystała z pomocy barmana i wychodziła nałapać świeżego powietrza, około godziny pierwszej dostała to na co liczyła. Odezwała się Ann, że zadzwoni za piętnaście minut i że sprawa jest pilna. Lekarka już nie wracała do środka i kiedy tylko zawibrował holofon była gotowa.
- Dzieje się coś? - pytanie Jack padło zamiast prostego "hello" czy "co słychać"
Przez chwilę po tym pytaniu po drugiej stronie łącza panowała cisza:
- Dziwne pytanie w zaistniałej sytuacji - W głosie saperki dało się słyszeć nutę podejrzliwości - To ty prosiłaś o kontakt.
- Ano. Ale ty podkreśliłaś pilność. Nieważne. Tak jak pisałam: mam pół ciała sparaliżowane, lewe pół dla jasności i namierzają nadajnik. Wygłuszyłam go i mam info od brata, ze przy dobrym sprzęcie da się sprawdzić skąd jest namierzany.

- To może nie mieć teraz znaczenia. Sprawdziliśmy z Remo jedna z melin, których adres podał nam Carlos. Były tam te same namiary i kolejne pięć adresów. Mówiłaś że masz dostęp do najemników. Trzeba je sprawdzić jak najszybciej. Skoro oni wiedzą że majstrowałaś przy nadajniku Diego może nie mieć wiele czasu. Po rozmowie prześlę ci te adresy. Zastanów się, który może być najbardziej prawdopodobny, ale być może należy sprawdzić wszystkie.
Jack przez chwilę milczała.
- Najemników mogę poszukać. Ale ja sama nic nie zrobię, nie dam rady przejść dziesięciu metrów bez pomocy. A przydałby się nadzór. Nie mam wśród nich pewniaków.
- Wiesz Jack ja jak na dzisiejszą noc mam dość wrażeń. Felipa i Ed są w szpitalu, a tym się trzeba zająć w ciągu kilku najbliższych godzin... - Ann zastanowiła się - W tej melinie znaleźliśmy półprzytomną dziewczynę więzioną w klatce. To kolejny dowód, że oni mają coś wspólnego z porwaniem Newt, a to oznacza, że możesz w sprawę wciągnąć Madsena. Nadaje się na nadzorcę. Może też mieć swoich ludzi, a sądząc po jego ostatnich działaniach jest tą sprawą osobiście zainteresowany. Gdyby miał wątpliwości powiedz mu, że Remo odkrył w tej melinie zapisy o przeniesieniu dziewczyny o pseudonimie "Shanon", według Eda to właśnie Newt.
- W szpitalu? Ale.. dobra, nie chce wiedzieć chyba. Prześlij mi poproszę te adresy i numer do Madsena.

- Dobrze. Odezwę się ponownie za dwie godziny, może będziemy wiedzieć cos więcej. Na wszelki wypadek blokujemy miejsce naszego pobytu. Zrobiło się gorąco.
- Ok, jesteśmy umówione.

Chwilę po rozłączeniu na holofon przyszła wiadomość z numerem Madsena i adresami: dwoma w Bronxie, dwoma na Brooklynie i jeszcze jednym w Queens. I informacja, że w melinach, przynajmniej według systemu, siedzi jeszcze sześć osób w tym dwie płci męskiej.

Ok, nie było po co wracać do klubu, trzeba było działać. Jack zaczęła od wysłania wiadomości do brata, tym razem pojawienie się kolegi było wysoko wskazane. Może nadajnik wskaże jej jeden konkrety adres? W oczekiwaniu na auto zaczęła organizować najemników. To tak naprawdę byli zawsze bardziej znajomi Diego niż jej, ale wiedziała że byli profesjonalistami. Do dwóch miała gdzieś zapisane numery w czeluściach swojego podręcznego kompa.
- Hallo? – głos całkiem świeży i niezaspany. Dobrze, przynajmniej nie obudziła Alejandra Torresa.
- Tu Jack Evans, dziewczyna Diego, słuchaj potrzebuje…
- A Jack! Gdzie kurde ten idiota twój chłopak? Noc z pokerkiem opuszcza, powiedz mu, że jak zaraz nie przylezie to mu skopiemy dupsko co nie chłopaki?

Chłopaki się zaśmiali gdzieś w tle.
- To będziecie musieli ustawić się w kolejce. – lekarka krótko i zwięźle opowiedziała przeżycia ostatnich kilku dni, oczywiście pomijając szczegóły zlecenia dla korpo. W międzyczasie Torres zwinął się w jakieś ustronniejsze miejsce.
- I ty dopiero teraz kobieto dzwonisz? Czyś ty oszalała? Kurwa dwadzieścia razy mogli go tam ubić!
- Pomożesz? –
spokojnie przyjęła zjebke na swoje konto. W gruncie rzeczy to dobrze wróżyło zaangażowaniu w sprawę.
- Jasne, mnie i Estabana masz jak w banku. Za free, podaj tylko adresy, chłopaków ściągniemy za tysiaka na łebka czy coś koło tego.
Estaban, drugi do którego miała zadzwonić, widocznie wieczór pokerowy ściągnął ich w to samo miejsce.
- Dobra, coś jeszcze zbadam i wam prześle najbardziej prawdopodobne miejsca. Mam dziesięć patyków, podzieliście się i każdy z was weźmie tylu chłopaków ile da radę.
Jeszcze kilka dni temu miała dwanaście tysięcy eurodolarów od C-T, ale tysiąc już rozszedł się na drobne wydatki, a drugi wolała zostawić na zapłatę kolędzie Roya.
- Dobra, to czekamy. Odwołujemy pokera chłopaki!

Rozłączył się. Dwa miejsca, z pięciu. Lekarka przygryzła wargę i wybrała numer do Madsena.
- Madsen? Tu Jack Evans - odezwała się, gdy tylko usłyszała "hallo". - Mam informację, które cię mogą zainteresować. Możesz gadać?
Chwilę trwała cisza, pewnie Terrence zastanawiał się, kim jest owa Evans. W końcu odezwał się zimnym, cichym głosem.
- Pamiętam cię. Nie pracujemy razem, czego chcesz?
- Nie pracujemy. -
przyznała spokojnie - Ale z tego co wiem ty nadal szukasz niejakiej Newt, prawda?
- Tak jak i wy. Pieniądze to pieniądze.
- Tak jak i my. Tylko, że my mamy spis pięciu adresów, pod jednym z nich wedle naszych informacji powinna być ona, a także osoba, na której mi zależy. Niestety mogę zorganizować dwóch pewnych ludzi by weszli i przeszukali dwie mety. Trzy miejsca pozostają nieobstawione. Moglibyśmy połączyć siły; kasa za odnalezienie dziewczyny mi nie jest potrzebna.

Usłyszała po drugiej stronie głęboki wdech. Tak jakby użyto jakiegoś inhalatora. Głos Madsena stał się nieco głośniejszy.
- Oglądam właśnie ich główną siedzibę. Tu jeden człowiek na pewno nie wejdzie. Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę, a nie próbujesz zrobić mnie w chuja?
- Nie mam powodów by cię robić w chuja. Staram się zebrać ekipę, ale sama ich nie poprowadzę, pół mojego ciała czeka rehabilitacja by łaskawie zaczęło mnie słuchać. Chcę tylko uratować mojego faceta, a wiem, że tobie zależy na dziewczynie. Nie kłamię Madsen, jestem fatalnym kłamcą.
- Jakie to adresy?
- Dwa na Bronxie, dwa na Brooklinie, jeden na Queens. Mam zapisane je w holofonie, mogę ci podesłać, jeśli w to wejdziesz.

- To mi już mówi, że nie ma wśród nich głównej siedziby tej grupy. Dlaczego uważasz, że dziewczyna znajduje się gdzieś tam, a nie w miejscu, na które patrzę?
- Remo odkrył w melinie, którą sprawdził zapisy o przeniesieniu dziewczyny o pseudonimie "Shanon", według Waltersa to właśnie Newt.
- na jednym tchu wyrecytowała wiadomość przekazaną przez saperkę.
- Przeniesieniu gdzie?
- Na którąś z pozostałych melin. Nie sądzę by ryzykowali trzymanie jej w głównej siedzibie. Takie sprawy z reguły się rozsiewa po mieście.

- Pracujące dziewczyny? Wątpię, sprzęt jest za drogi, żeby mieć go w kilku miejscach. Skoro odkrył, że została przeniesiona, dlaczego nie odkrył też gdzie? I skąd? - Madsen drążył, nie wyglądając na przekonanego. - Poza tym co w takim razie robi reszta waszej wspaniałej grupki, co wyjebała mnie z roboty? Niech oni ci pomogą, dla nich to też kasa.
- Dwoje jest w szpitalu, nie wiem w jakim stanie. Pozostała dwójka też raczej w nie najlepszej kondycji. -
zazgrzytała niemal zębami ze złości. Felipa by się przydała do poprowadzenia tej rozmowy - Nie mogę na ich pomoc liczyć.
- Wierzę ci, że jest tam gdzieś twój facet. Nie wierzę, że trzymają tam Newt. Mogę się rozejrzeć lub kogoś posłać, daj te adresy, których nie obstawisz. Nie uzyskasz jednak mojej obietnicy. Nie pracuję za darmo, a mój nos mówi, że pracujące dziewczynki będą gdzie indziej niż tych miejscach. Jedno najbardziej obiecujące sam sprawdziłem.

- Niech będzie i tak. Prześle ci je w takim razie w najbliższym czasie.
- Dobra, bez odbioru.

Tu poszło zdecydowanie gorzej. Jack nigdy nie była urodzonym dyplomatą, a teraz po operacji czuła się jak wrak totalny. Ciągły stres także robił swoje.
- No mała, w tobie cała moja nadzieja, nie zawiedź – mruknęła cicho do klatki, w której siedziała mysz z nadajnikiem. Jeżeli kolega Roya nie zlokalizuje skąd namierzają nadajnik to będzie klęska całkowita...

Z drugiej strony był jednak jeszcze ktoś, chyba. Przez kilka minut Evans bawiła się holofonem rozważając wszystkie za i przeciw.
- A pierdolić to.
Rozpoczęła poszukiwania Hectora Moresa, największego bastarda jakiego znała. Bastarda, który nauczył ją wszystkiego co umiała może z wyjątkiem kwestii medycznych, jeśli ktoś mógł pomóc to tylko on. Chociaż cena za to mogła okazać się wysoka.
 
Nadiana jest offline