Rabe z śmiertelną powagą traktował próbę. Nie wiedział czy już się zaczęła kiedy zszedł do świątyni razem z resztą. Szybko zorientował się że ma do czynienia z nie byle jaką mocą. Gdy wszyscy weszeli a klapa się zamknęła to na dodatek zniknęła, wyjścia już nie było. Nagle zrobiło się ciemno, ale tylko na chwilę. Gdy Aldebrand ponownie znalazł się w świetle pochodni do okoła niego już nikogo nie było. Zniknęli bez śladu.
Z pierwszego korytarza dobiegł go głos kobiety oferującej mu pomoc od Pana Rozkoszy. Aldebrand zawsze poświęcał się swoim zadaniom, nigdy nie miał czasu na zakładanie rodzin, dlatego nie wierzył w obietnice kobity.
Drugi korytarz należał do Khornea. Te obietnice bardziej trafiały do rycerza. Już miał robić krok w stronę wojownika gdy dobiegł go głos z trzeciego korytarza.
- Ernest? - zapytał z niedowierzaniem - Przecież ty... ja... - nie wiedział co odpowiedzieć byłemu towarzyszowi - To głos mi kazał a ja głupi zrobiłem to, sam nie wiem czemu mu uległem.
Z kolejnego korytarza wyszedł znajomy mu Heinrich, tego Aldebrand też nie mógł się spodziewać. Ale nie zastanawiał się nad tym, jak oni się tu znaleźli.
- Ernest wiele mnie nauczył. Okaż mu choć trochę szacunku, Heinrich. Jednak z drugiej strony masz wiele racji...
I w tym momencie dobiegł go piąty głos, najbardziej tajemniczy. - Co tam jest? - zapytał obecnych - Co to za głos?
Z algebraicznego punktu wiedzenia piąty głos się mylił, ale Aldebrand szybko nabrał przekonania że to nie o to chodzi. Nikt mu jednak nie odpowiadał. Wszyscy stali nie reagując na świat zewnętrzny, tylko wpatrując się przed siebie, jakby w zamyśleniu, jakby coś widziały za horyzontem, jakby tu nie było ścian, jak kukły.
Rycerz niezdecydowanym, lekkim i powolnym krokiem ruszył w głąb tajemniczego korytarza.
__________________ "Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków. |