Felethren powoli otworzył oczy. Jego umysł pracował już sprawnie, nie dostrzegał żadnej halucynacji, czy innych tego typu zwidów. Otrząsnął się gwałtownie i wstał. Dotarło do niego to, co stało się przed chwilą. Znowu się pogrążył. Najpierw chybiony pomysł z otwarciem wrót. Potem utrata przytomności przy pierwszym starciu, a do tego jeszcze majaki i bredzenie o jego bogini. Świetnie, pomyślał, po prostu pięknie! A mogłem zostać w przewidywalnym i prostym do zrozumienia Menzoberranzan. Tam przynajmniej zginąłbym od razu i nikt by się ze mnie nie nabijał.
Ponownie naszła go refleksja nad utraconymi zdolnościami. A mógł być potężnym psionikiem. Jego życie uległo zmianie za sprawą Eilistraee. Były tego plusy, ale w tym momencie drow dostrzegał tylko ciemne strony jego nawrócenia. Wytrząsnął z głowy te myśli, gdyż przypomniał sobie, że ktoś się nim zajął, gdy leżał jak długi po trafieniu błyskawicą. To ta kobieta w pancerzu z kości. Powinienem jej podziękować, zastanowił się w duchu, chociaż to kobieta. Drowie kapłanki takie nie są! Podziękuj jej!, zganił sam siebie. Uratowała ci życie, ty głupi elfie!
Powoli, drżąc na całym ciele, Felethren postąpił kilka kroków w stronę kapłanki. Część jego osoby buntowała się przeciw niemu, ale większa część jego jestestwa wiedziała, że nie może tak po prostu zostawić tej sprawy. Stanął za Samirą i przetarł przystojną, elfią twarz spoconą dłonią.
- Dziękuję... - szepnął po chwili, tak by usłyszała go tylko kobieta, po czym wycofał się z wolna oczekując decyzji odnośnie dalszej podróży.
To miejsce przerażało go, podobnie jak myśl o następnej kompromitacji.
__________________ Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul! |