Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2013, 21:58   #227
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zaklinacz objął spojrzeniem pole walki, teatralnie przystawiając otwartą dłoń do czoła, żeby lepiej widzieć.
- Wygląda na to, że szykuje się niezła walka. - powiedział, wyciągając swoją różdżkę kamiennej skóry, by użyć jej po raz pierwszy na sobie. Następnie tą ochroną podzielił się z “Meggy”, która podziękowała całusem.
- Ktoś reflektuje na dodatkową ochronę podczas potyczki? - spytał Daritos unosząc różdżkę w górę.
- Mam nadzieję, że za bardzo się nie zbliżą - powiedział Tarin. - A w razie czego schowam się za waszymi plecami - dodał żartem. - Na razie czymś ich zajmę.
- Bola api!
- powiedział, wskazując znajdujący się w oddali tłum zielonoskórców.
Ze wskazującego palca Tarina wystrzeliła ognista kulka wielkości ziarnka grochu i pomknęła w kierunku celu.
- Na razie nie pędźcie w ich stronę - zasugerował.
- Mówisz? - zapytała z lekkim przekąsem Vestigia, które to słowa mag skwitował uśmiechem.
- No ale... - zaprotestował Foraghor, trzymający już miecz w dłoni.
Tropicielka przygotowała łuk i strzały. Była gotowa zasypać wrogów gradem pocisków, jak tylko znajdą się w zasięgu broni.
- Ja nie pogardzę, dzięki - zwróciła się do Daritosa, na co Zaklinacz skinął głową i rzucił na nią zaklęcie z różdżki.
- Foragorze, pewnie paru się tu dostanie - Tarin pocieszył barbarzyńcę. - Albo pogonisz za tymi, którzy spróbują uciec.
Łotrzyca nie kwapiła się pytać o skalną ochronę od lodowego maga, który w razie czego usiekłby ją. Załadowała kuszę do strzału, która spowiła się mrocznymi kłębami mgły.


Samotnik westchnął smętnie widząc tą sytuację. I działania reszty podróżnych. Tyle komplikowania sobie życia. Gest dłoni sprawił że tuż koło Raetara pojawiła się wyjątkowa sfera bulgocząca sfera tkanki organicznej tworząc olbrzymią bestię.


Dużego białego słonia. Stwór zatrąbił głośno, a Raetar rzekł do zwierzęcia nie kwapiąc się na telepatyczny przekaz. -Utoruj drogę do krasnoludów, zabij wszystko co będzie na tyle głupie, by stanąć na twej drodze.
Słoń zatrąbił i zaszarżował na grupę stworzeń które znajdowały się pomiędzy nimi a krasnoludami.
- Nigdy nie widziałam takiego stwora - Powiedziała do mężczyzny Arasaadi.
Ilisdur zaś rzucił na siebie zaklęcie niewidzialnośći, bo znikł. I ukryty za tą iluzją ruszył do walki, trzymając się jednak tuż za słoniem.

“Kula ognista” ciśnięta w zielonoskórych na moście, przypaliła dotkliwie pięciu z nich, oraz tygrysi zad... nikt jednak o dziwo nie zginął. Najwyraźniej nie były to byle łachudry, lecz Orczy weterani? Po chwili zaś, na moście pojawiła się mgła, szybko rozchodząc się na boki, i w kilka chwil zakrywająca go niemal całkowicie. Słoń zaś wbiegł w ową mgłę, trąbiąc bojowo na całego...
- To co robimy, szarżujemy? - Spytał Wulfram.
- Najlepiej dmuchnąć - powiedział Tarin. Nieco ironicznie. Ryki słonia, tłumione nieco przez mgłę, oddalały się.
-Zostawcie tą mgłę w spokoju i pozwólcie... innym działać podług ich metod.-wtrącił Raetar obojętnym tonem głosu.-Lub nauczcie się latać.
Wzruszył ramionami.-Jedna grupa na nas naciera, o ile przebije się przez elfa i słonia.
- Lejemy czy nie?? - Warknął Foraghor - Bo jak macie zamiar tak stać jak cioty, to jadę choćby sam im na przeciw!!
Saebrineth poszła po pewnym czasie w ślady Ilisdura, łotrowskim sposobem stając się niedostrzegalna dla oczu i kierując się w stronę mostu.
- Na twoim miejscu bym poczekał - Tarin zwrócił się do Foraghora - aż wylezą z tej mgły. Łatwiej będzie ich trafić.
- A jak nie wylezą? - Spytał Wulfram - Bo w końcu po to chyba przywołali tą mgłę? - po chwili zaś dodał - Dość pogaduszek, zaatakujemy, osłaniając nieprzywykłych do starcia wręcz. Mamy szansę szybko rozbić ich w pył. - zachęcił, sam przygotowując się do boju. Niemalże do rytuału doprowadził tę czynność. Sprawdził czy miecz i sztylet gładko wychodzą z pochwy oraz czy pancerz nie utrudnia mu ruchów. Chciał pogładzić na szczęście zawieszony medalion ale zorientował się że już go nie ma. Zaklął cicho pod nosem. Miarowym krokiem ruszył do ataku.
Raetar nie przejmował się sytuacją najwyraźniej, załadował ręczną kuszę bełtem i zsiadł z wierzchowca. Żywiołak ziemi pilnował jego bezpieczeństwa, zaś on sam czekał aż któryś z wrogich umysłów znajdzie się w zasięgu jego kuszy.
Daritos w tym czasie warknął z niezadowoleniem.
- I do usranej śmierci możemy tu czekać. Samira Anima Sextis! - wypowiedział zaklęcie, przy pomocy którego przed drużyną pojawiły się cztery złowieszcze wilki. - Wywabcie je z tej mgły. - polecił własnym tworom.
Tropicielce również nieśpieszno było do bezpośredniej walki. Ustawiła się niedaleko Raetara i z łukiem w dłoni czekała na wyłonienie się z mgły przeciwników.
- Poczekajmy. Nie ma co pchać im się w łapy - powiedziała w momencie, gdy pojawiły się wilki. - No tak... Tak też w sumie można...
Łotrzyca zagłębiała się coraz bardziej we mgłę, trzymając się południowej strony mostu.
Zastrzygła uszami, nasłuchując dobiegających odgłosów przed sobą. Bystre jej przecież i żółte ślepia nie zdawały się na wiele. Strzeliła przed siebie w stronę gdzie jak się jej zdawało kryły się orki.
Gdzieś tam słychać było upadające cielsko, zapewne słoń został pokonany przez orków, ale nie bez strat z ich stron. Isildur jeszcze żył wykorzystując mgłę stworzoną przez wrogów przeciw nim.
Samotnik trzymając w jednej dłoni załadowaną kuszę, drugą wyciągnął miecz i nonszalanckim krokiem powoli ruszył w kierunku. Jego kamienny obrońca zaś ruszył za nim.

Wilki wbiegły w ciągu paru chwil we mgłę... i cholera wie, co tam się w sumie działo. Słychać było odgłosy walk, jakieś ryki, walczenie. A za przykładem Raetara i Wulframa, towarzystwo ruszyło w kierunku mostu, by parę metrów przed nim oczekiwać na wyłaniających się z białych oparów przeciwników. Oczywiście, jeśli mieli zamiar się pokazać. Samotnik wystrzelił dwa razy ze swej kuszy gdzieś we mgłę, trafiając ten sam cel, który jednak nadal tam był.

Grupa z Silverymoon oczekiwała więc w gotowości na gorące powitanie ewentualnych Orków... gdy nagle z mgły wyskoczyły dwa dosyć dziwne stwory, pędzące z rykiem prosto na nich. Niby jakieś wilki, ale nie do końca, z rykiem szarżujące na... Daritosa i Arasaadi.

 
Kerm jest offline