Zombi zasmucił się widząc, że ksiądz stracił przytomność. Usłyszał wołanie Mortara i się oburzył. - Mnie nazywać Żydem?? Toć ja najlepszom sarną wikarego żem podejmował, gdy po kolędzie przychodził! - Odłożył księdza na ziemię z szacunkiem, na jaki pozwalały mu jego potężne i niezdarne łapy. - Ja tyż dobrodziejowi w życiu (!) krzywdy nie zrobiem. - Postarał się uśmiechnąć do Mortara.
Spostrzegł meneli, podszedł do leżącego i kulącego się pijaczka, schylił się nad nim, wciągnął powietrze, mruknął Nieświeży, wyprostował się i stanął przed kręgiem soli. ~Ża duzo rzeczy się dziś dzieje... Muszem radziś sobie z nimi po kolei.~
Usłyszał słowa szkieletu o przynoszeniu pecha i mruknął pod nosem - Zaiste, przynosi... - i nie wchodząc w krąg sieknął od góry stojącego wewnątrz człowieka siekierą, trzymając ją za sam koniec trzonka.
__________________ Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu. |