Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2013, 23:47   #20
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Kayla & Krwawy Skryba

Assmarthalozujs westchnął głośno, kiedy ostatnie nuty zatarły się w powietrzu. Natychmiast uwolnił dłonie spod połaci materiału składającego się na rękawy jego szaty i nagrodził artystkę oklaskiem.
- Wspaniałe! Wspaniałe! - chwycił za kielich, trącił jego kantem delikatnie naczynie bardki, po czym upił łyk płynu. - Halarahh zaprawdę powinno się cieszyć, iż przybyła tutaj tak wspaniała artystka... Tak, tak. Nie przesadzam. - pogroził jej palcem na wypadek nieśmiałych protestów. - Twój głos, twoje ruchy... Twoje dłonie. - natychmiast spojrzał ku drobnym palcom dziewczyny, sapnął i pochwycił je w swoje szorstkie łapska. - Powiedz... Na czym jeszcze grasz? Jak widzę, ze strunami radzisz sobie wspaniale...

Kayla nie spodziewała się aż tak entuzjastycznej reakcji. Ciężko jej było uwierzyć w to, że mag jest całkowicie szczery. Nie zamierzała jednak protestować w żaden sposób wobec prawionych jej komplementów. Przyjęła je z wystudiowanym, uprzejmym uśmiechem, w myśl ‘jak ktoś ci mówi komplement, to uśmiechasz się i dziękujesz, nieważne jak byłby absurdalny’, tak jak uczyła ją Zalia.
- Dziękuję, panie.
W odpowiedzi na jego pytanie podniosła się z krzesła, stając w efekcie twarzą w twarz z rozmówcą. Spojrzała mu w oczy, a ich usta dzieliły tylko centymetry.
- Mówi się, że kobiety z Calimshanu mają w sobie krew istot żywiołu ognia... - zamruczała, dumna mimo wszystko ze swego pochodzenia - Z każdego instrumentu pod wprawnymi palcami - lub ustami - można wydobyć odpowiedni dźwięk. - zaśmiała się cicho i wskazała mu krzesło - Spocznij, panie, a pokażę ci próbkę innego talentu...

Mag wykonał jej polecenie, zajmując miejsce. Dziewczyna stanęła za nim i uśmiechnęła się lekko do siebie. Misternie splatała wokół mężczyzny sieć, którą musiała w odpowiedniej chwili zaciągnąć. Póki co pozostawała czujna i uważna na jego zachowanie, próbując uśpić jego czujność. Oparła dłonie na ramionach maga i odezwała się łagodnie, miękko:
- Rozluźnij się, panie, to był zapewne kolejny pracowity i emocjonujący dzień.
Zaczęła delikatnie ugniatać ramiona Assmarthalozujsa, starając się wyszukać co bardziej spięte miejsca i przynieść ulgę napiętym mięśniom. Nie było to zbyt łatwe, wziąwszy pod uwagę “atletyczną inaczej” budowę maga. Starała się jednak zrobić co mogła, by dostarczyć mu jako takiej przyjemności.
- Masz niebywale silne dłonie jak na artystkę... - mruknął pod nosem zalany przyjemnością. - Te kobiety z zachodu. Macie coś w sobie, tak tak... - ciągnął dalej ni to do Kayli, ni to do siebie - Jesteście tajemnicze, obce, namiętne... - zadarł głowę starając się zerknąc na jej twarz. - Można by pomyśleć, że jesteście niebezpieczne. - w jego głosie pojawiła się dziwna, niepokojąca nuta.

Rieven nie zaprzestała swojego zabiegu i masowała dalej ramiona i barki maga. Słysząc jednak tę nieokreśloną zmianę w jego głosie, tym bardziej uczuliła się na to, by nie szczędzić ostrożności.
- Jak wspominałam przy bramie, podróżuję wśród różnych osób i grup. Muszę umieć o siebie zadbać, stąd i siła przyszła z czasem. - odpowiedziała łagodnie - Każda kobieta jest na swój sposób niebezpieczna. Po świecie krążą opowieści mówiących o całych miastach i wielkich rodach upadających przez kobiety... - rzuciła lekko, choć zdawała sobie, że stąpa po bardzo, baaardzo cienkim lodzie.
- Ach tak, tak... Wiele, wiele. Sam znam jedną, chcesz posłuchać? - zapytał zadziornie.
- Zawsze chętnie poznaję nowe opowieści. - odpowiedziała, ciekawe, czym zaskoczy ją Assmarthalozujs, bo nie miała wątpliwości, że powie jej coś, czego nie znała do tej pory.
Pochyliła się nieznacznie, a pojedyncze kosmyki długich włosów, musnęły ramiona maga.

- Daaawno, dawno temu... - zaczął jakże nietypowo - Do miasta zbudowanego ze złota, usadowionego pośród śnieżnych szczytów, daleko na północy, przybyła piękna, utalentowana dziewczyna. - uścisnął jej dłoń, przesunął zarośniętym szczeciną policzkiem po jej policzku, po czym ostrożnie wstał, chwytając za wino. - Cudem była nie z tego świata, cenniejszym niżeli całe złoto z jakiego postawiono niezliczone ściany w Złotym Mieście. - teatralnie, a raczej próbując takim ten gest uczynić, przeciągnął ramieniem po jedynie dla siebie widocznym horyzoncie. - Szybko stała się najcenniejszym z klejnotów miasta. Oczarowała wszystkich swym wdziękiem, umiejętnościami. Od handlarzy przez wielkich możnych aż po samego króla. Tak była to kocica... - uśmiechnął się wrednie. - Jej talenty spływały na wszystkich, oplatały, zaciskały się przyjemnie. I nie minęło wiele czasu, aż sam król stracił dla niej głowę. - czarodziej chwycił butelkę i dolał sobie wina. - Opływała złotem, klejnotami, perłami... Wszystkim czego zapragnęła, snując piękne słowa. I kto wie jak ta przygoda by się skończyła gdyby nie wiadomość od pewnego jegomościa... Starego przyjaciela Klejnotu Złotego Miasta, który widział kim dziewczę jest naprawdę. - znad przelewającego się strumienia wina spojrzał na Kaylę.- Straszna kłamczucha, straaaszna powiadam. Król się jednak łudził nadzieją, że doszło do niesamowitego nieporozumienia. Że tym razem kłamczucha okaże się prawdziwym klejnotem i nie będzie łudzić go czułymi słowami, jak to robiła z wieloma wcześniej. Grywając na srebrzystej harfie... - odstawił butelkę.
- Jak sądzisz, jak kończy się ta opowieść?

Historie podobne do bieżących sytuacji zawsze były cholernie niepokojące. Z dwóch względów - po pierwsze mogły być tylko historiami, ale ich bohaterowie w stresie popełniali błędy; po drugie mogły naprowadzić niczego nieświadomą osobę na to, co działo się naprawdę. Chyba że ta osoba już wiedziała i tylko podejmowała grę w kotka i myszkę z kimś, kto z początku był pewien, że wszystko kontroluje...

Rieven zmrużyła lekko oczy i sięgnęła po swój kielich, zanurzyła usta w trunku, dając sobie chwilę na odpowiedź.
- Przypuszczam, że może skończyć się na dwa sposoby. Król, mimo wszystko i wbrew wszystkich obstaje przy swoim, a dziewczyna zostaje u jego boku. Albo... Dziewczyna traci głowę. Tylko tak dosłownie... - zakołowała ponownie trunkiem w naczyniu - A jak było naprawdę, panie? - zapytała, bardzo, ale to bardzo zainteresowana.
- W potoku wielu słów, szczególnie tych miłych, ciężko jest odróżnić prawdę od fałszu. - wzruszył ramionami. - Przyjaciel z dawnych lat dziewczyny, nazwijmy go... - podrapał się po brodzie. - Carl... Piękne imię, prawda? Ostrzegł króla przed słodyczą słów swej fałszywej przyjaciółki... Cóż mógł począc król? - westchnął teatralnie. - Pozwolić, by kobieta dalej zalewała go kłamstwami i grała na swej srebrzystej harfie? - przy słowach tych światło w izbie jakby przygasło, sprawiając, iż cienie spod ścian zbliżyły się w kierunku stołu.

Bardka postanowiła do końca, do ostatniej chwili nie wychodzić z roli. Imię brata wzbudziło w niej dreszcz, który objawił się gęsią skórką na odkrytych ramionach. Odstawiła kieliszek na stół, czując, że wszystko bierze w łeb. Czy to możliwe, żeby wiedział? Może ta notatka...
- Tak, piękne imię. Miałam kiedyś brata o tym imieniu... - mruknęła z pewną melancholią - Czy przyjaciółka króla Złotego Miasta... Czy nikt nigdy nie dociekał, jaki był powód jej działań? - spojrzała odważnie na rozmówcę.
- A czy pięknym damom przystoi kłamac? Kiedykolwiek? Hmmm?- zmarszczył czoło. - Nie wydaję mi się. Jednak... - uniósł wskazujący palec i powstał od stołu, ruszając w powolny i krótki “spacer”. - Mawiają: “Prawda cie wyzwoli”. Może gdyby kłamczucha wyjawiła wszystko królowi... Porozmawiała miast mydlic mu oczy? W każdym kryje się odrobina łaski. Ku zbawieniu tych, którzy pragną żyć. - pokiwał głową do samego siebie.
Serce Kayli wpadło w taki galop, że krew dosłownie szumiała jej w uszach. Oparła rękę o blat, by zniwelować jej drżenie.
- Trudno mi oceniać jej postępowanie. Być może miała solidny powód, by tak się zachować. - przywołała kolejny uśmiech na usta.
Pół biedy, gdyby mag był niezrzeszony, a otwarte zadarcie z nim nie oznaczałoby zadarcia z całym bractwem.
- A gdyby prawda i tak prowadziła ją do zguby z ręki króla? Może kłamstwa i oczarowanie były jej jedyną szansą, która w razie porażki i tak prowadziła na zatracenie? - wzruszyła lekko ramionami - Nic nigdy nie jest tylko czarno i białe.
Skurczybyk był dobry.
- Nie otrzymają łaski Ci, którzy nią gardzą. - wzruszył ramionami. - Widocznie, nie zależy im na niej.
Spojrzał w kierunku drzwi, za którymi w tej samej chwili rozległ się krzyk Marka.
- Ale jeśli nie po dobroci, prawdy dociekać można innymi sposobami, prawda?

Dziewczyna wzdrygnęła się na krzyk chłopaka. Skrzyżowała ramiona na piersi i oparła się biodrem o stół, odwracając się ku magowi.
- Od kiedy wiedziałeś? - jej usta wykrzywił smętny cień uśmiechu.
- W interesach tak już jest panno Rieven. Rączka rączkę głaszcze... - wzruszył ramionami. - Pilnuj interesów swych przyjaciół, a oni zadbają o twoje plecy. Przyznaję, że gdyby nie oni z pewnością osiągnęła byś swój cel... Jaki by on nie był. - uśmiechnął się szeroko ukazując żółte zęby. - Dostrzegł cię i popędził tutaj. - skierował swoje spojrzenie na dziurę w stole, jaka powstała od ostrza sztyletu. - I zdradził kim jesteś.
Czyli wychodziło na to, że była tak blisko. List... Szlag by ich.
- Gratuluję. Więc... Carl już wie. - stwierdziła raczej, niż zapytała - Podał ci instrukcje, co ze mną zrobić?
- A więc tak brzmi twój głos, kiedy nie otulasz go sztucznymi emocjami? - sapnął. - I proszę, nie nie doceniaj mnie tylko dlatego, że skusiłem się na twe wdzięki. O nie... - zarzucił ramieniem, powodując iż płomienie z lamp oliwnych strzeliły w powietrze. - Jestem bratem Szponem! - huknął nagle głośno. - My dobrze wiemy co się robi z wrogami! Mogę zmienić cię na popiół, utopić we własnych łzach albo sprawić, że czerwie pożrą twe ciało od środka... Co zechcę. Tak dokładnie ubrał to w słowa Twój, drogi brat.

Nie sądziła, że to ją może jeszcze zaboleć. Chyba do końca miała nadzieję, że uda jej się z Carlem porozmawiać normalnie po raz pierwszy od tylu lat... Ogień w jej krwi, być może nawet ten sam, o którym mówiła magowi, zapłonął. Uniosła dumnie podbródek i wycedziła w odpowiedzi na jego dictum.
- Proszę, nie myśl, że byłabym tutaj, gdyby nie było mi to do czegoś potrzebne... Sama w życiu nie zainteresowałabym się kimś takim. - opuściła ręce i rozłożyła ciężar ciała na obu nogach, by móc w razie czego zareagować - Zakładam, że drogi Carl nie wyjawił ci żadnych powodów? Pewnie nie wtajemniczył zwykłego pionka w swe prywatne sprawy...

Twarz czarodzieja wypełnił gniew. Mięśnie spięły się mocno, powieki rozwarły szeroko upodabniając jego oblicze demonowi. Wewnątrz zaciśniętej niemal w pięść dłoni pojawiły się iskry, by po chwili pofrunąć w kierunku Kayli, zbite w zgrabną, gorejącą kulę.
Dziewczyna już czuła na skórze swej twarzy narastające ciepło. Jej zbliżający się przerażająco szybko blask niemal ją oślepił... Na całe szczęście zadziałał instynkt. Odchyliła się z całej siły, przewracając przy tym krzesło. Płomienie liznęły jej odkryte ramię i uderzyły w ścianę... Izbą wstrząsnęła eksplozja. Pokruszone szyby posypały się po dywanie, podobnie jak lampy i kielichy. Stół, krzesła... Wszystko albo poszybowało dalej, albo stało się niewidoczne w kłębach gęstego, gryzącego gardło dymu. W tej chwili widziała tylko swoją okopconą dłoń ułożoną na miękkim dywanie pokrytym drobinkami szkła.

Ramię piekło ją okropnie. Czuła swą spalonej skóry, od którego zrobiło jej się na moment słabo. Dym wciskał się w nos i gardło, gryząc i utrudniając oddychanie. Krztusiła się, pokasłując. Miała jedynie nadzieję, że Assmarthalozujs też ma problem z widocznością. Szybko pozbierała myśli i starała się ocenić, gdzie są drzwi, by na czworaka podążyć w tamtym kierunku. Musiała wydostać się stąd za wszelką cenę.
Usłyszała kroki gdzieś przed sobą... Niewyraźne, stłumione. Po sekundzie zawyły zawiasy w drzwiach:
- Panno Rieven...Panno Rieven... Ży... Żyje panienka? - wydyszał ciężko Marek gdzie zza kurtyny dymu.
- I niech ciebie szakale rozerwą na strzępy bękarcie! - tym razem usłyszała głos czarodzieja, gdzieś za jej plecami. Krzyk przerodził się szybko w cichą inkantację zaklęcia.
- Marku, uciekaj! - zawołała do chłopaka, natychmiast, gdy tylko posłyszała wypowiadane zaklęcie.
Nie zastanawiała się nawet nad tym, co sprezentuje im Szpon tym razem. Sama wstała, nie dbając o to, w jakim stanie jest suknia i rzuciła się ku otwartym już drzwiom.

Tym razem usłyszała paniczne kroki chłopaka, który zapewne posłuchał się jej... Sama poderwała się z ziemi, drąc i tak postrzępioną suknię jeszcze bardziej. Pośród syków płomieni wspinających się po ścianie za jej plecami, dalej słyszała słowa zaklęcia płynące z ust Szpona. I gdy jej cel- otworzone przez Marka drzwi- wydawał się już bliski, kiedy chwyciła za próg swą dłonią ból wbił się gdzieś między jej łopatki. To co poczuła na swej skórze zbyt łaskawie określić można by pojęciem “żar”. Siła wybuchu wypchnęła ją z pokoju, ciskając prosto na ścianę po drugiej stronie. Niemal bezwładnie zsunęła się na przesłonięty płótnem pomnik, którym posilały się waśnie płomienie.
Ból i odrzut zamroczyły ją na chwilę. Uderzyła o coś, nie bardzo zdając sobie sprawę o co. Momentalnie jej twarz spłynęła łzami. Zacisnęła usta, czując posmak własnej krwi na języku. Bolało, więc jeszcze żyła. Choć przypuszczała, że kolejnego takiego ataku już nie przetrwa. Musiała wstać, musiała podnieść się, nim on przyjdzie i wyskanduje kolejne zaklęcie. Tak jak determinacja mogła być wredną suką, tak mogła czasem uratować życie. Walcząc ze sobą o każdy centymetr, Kayla podniosła się, wspierając się ręką o ścianę. Spalone do mięsa plecy piekły przy każdym, najlżejszym ruchu.
~ Nie, Carl, nie wyręczysz się kimś innym... Będziesz musiał zabić mnie własnoręcznie. ~ myśli o bracie dodawały jej sił.
Powlokła się w kierunku, w którym - jak sądziła - znajdowało się wyjście. Odeszła najdalej i najszybciej jak mogła. Nim mogła zniknąć za załomem korytarza, wyśpiewała cichą inkantację wywołując dźwięki imitujące kroki pod drugiej stronie korytarza. Miała nadzieję, że mag da się nabrać i pójdzie w przeciwnym kierunku niż ona. Musiała oddalić się jeszcze trochę, by móc skorzystać z magii leczącej.

=-=-=-=-=-=
rzut na refleks - 16 vs 16 - udany
obrażenia -50% - 11
rzut na refleks - 8 vs 16 - krytycznie nieudany
obrażenia - 22
Kayla rzuca widmowy odgłos
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline