Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2013, 07:50   #177
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Bądź ostrożny, mój Płomieniu. Masz do mnie wrócić bezpiecznie.


Kusiło przestrzec jeszcze młodziana, aby nad wyraz bacznie strzegł swych oczu. Wszak nie dość, że ponownie ku jego uciesze trafiło mu się towarzystwo okaleczonej Sakury, to jeszcze Jednooki Wilk postanowił dołączyć do grona łowców. Jakże ironicznie, że akurat oboje trafili do tej samej grupy. I któż wiedział, być może przyciągali nieszczęścia, przez które biedny Płomyczek mógłby dołączyć do ich jednookiej braci? Bądź z zazdrości by mu wydłubali jedno z tych oczek, którymi spoglądał na nią z taką wiernością.

Nie powiedziała tego jednak na głos. Nie była w końcu kobietą wredną, a wyśnionym przez młodziana ideałem pozbawionym tak nędznych przymiotów. Zazwyczaj.
Mimo to nadal nie chciała, aby temu kogucikowi coś się złego przydarzyło w trakcie ich rozłąki. Okazał się być bardzo przydatny przez ten cały aż od Nagoi. Zasłużył sobie na jej sympatię, troskę, a nawet i szczyptę obawy o niego po ostatnim koszmarze jaki ją nawiedził. Wspomnienie jego rozszerzonych w cierpieniu oczu i głowy brutalnie oderżniętej ostrzem od stygnącego ciała zdawały się być w nocy tak straszliwie rzeczywiste. Nawet teraz ją nawiedzały, chociaż stał przed nią cały i zdrowy. Jedynym co łączyło ze sobą jawę i sen był brak tych zuchwałych, chłopięcych ogników jakie zwykle tańcowały w jego oczach. Szczególnie, kiedy byli sami i ona była tak blisko niego.

Kirisu był przygnębiony. Przypominał w tej chwili smutnego szczeniaczka porzucanego przez swą najdroższą panią. Nie mogła mu się dziwić. Sama nie była zadowolona z takiego biegu wydarzeń i odbierania jej zaufanych obrońców na tak niebezpieczną dla niej wyprawę.
Zgaszony jak pozbawiona swego ognia świeczka, przyglądał się smętnie działaniom Leiko.





Rozsupłała swój woreczek z przyjemnie podzwaniającą nagrodą od klanu. Wyciągnęła ze środka pojedynczą monetę, po czym uniosła do swych ust i delikatnie dotknęła wargami, zostawiając nań nieznacznie ślady po fioletowym barwniku. Figlarna pamiątka po niej, którą następnie nanizała dodatkowo na jeden ze swych włosów. Nic to, że wszak zwykle nawet wypuszczone ze sztywnego upięcia nijak nie dorównywały długością temu pojedynczemu kosmykowi, którym teraz mogła wielokrotnie pooplatać nadgarstek młodziana. To nie było ani ważne, ani podejrzane dla niego, gdy tak stojąc blisko kobiety był karmiony przez nią słodkimi słówkami. I ni półsłówkiem nie wspomniała o jego konkurencji do jej względów w postaci Yasuro. W pełni skupiała swą uwagę na Kirisu. Tak jak powinno być od samego początku.

Potem lekko splotła ze sobą ich palce w czułym uścisku, kiedy już zawiązała supełek na swej pamiątce dla niego. I musnęła jego wargi w pocałunku delikatnym jak dotknięcie skrzydeł motyla. Zaraz jednak przeobraził się on w mocniejsze i spragnione wpicie się w usta młodego łowcy. Namiętną pieszczotę przywołującą wspomnienia tamtej jednej nocy w Nagoi, a teraz kryjącą w sobie rozkoszne przesłanie - „Gdybyśmy mieli dla siebie więcej czasu, to ległabym z Tobą na futonie. Teraz. Tutaj. Już.
Musiała przecież podsycić w nim pożądanie do siebie, aby nawet w trakcie tej rozłąki pozostawał oddanym strażnikiem gotowym ruszyć jej na pomoc.





***





Czego właściwie się spodziewała? Że raz jeszcze natknie się na liścik od niego? A może oczekiwała, że będzie już tutaj czekał lub pojawi się niespodziewanie, jak to zwykle miał w zwyczaju?
Hai, miał. Zawsze ją zaskakiwał swoją nagłą obecnością w miejscach, w których nawet by o nim nie pomyślała. Kami sprytnie oddalali ich od siebie na długie dni, to znowu splatali ze sobą ich ścieżki w czułym uścisku na równie długie noce. Ale i on.. sprawiał, że ich relacja przypominała ciągłą grę w Go. Skomplikowaną, pełną skrywanych sekretów i porozstawianych pułapek, w której to on wygrywał. Udawało mu się być o krok przed nią. Był łowcą, a nie ofiarą jakich wiele już miała w swym życiu, zarówno mężczyzn co i kobiet. Potrafiła czuć się przy nim bezbronna i odsłonięta. Ale nigdy zagrożona.

Jej krokami prowadzącymi do świątyni nie kierował zdrowy rozsądek. To była ta dziwna potrzeba jaką obudził w niej ostatniego wieczoru uśmiech tamtego demona. Zasiał w niej nie tylko niepokój, ale także naiwność i nadzieję. Pozbawił niewzruszonej pewności siebie, zachwiał jej równowagą i zburzył wewnętrzną harmonię. Sprawił, że teraz poszukiwała ukojenia dla swej zranionej duszy. Nie mogła jednak z nikim otwarcie o tym rozmawiać.
Wśród siostrzyczek słabości nie były czymś właściwym do rozpowiadania. Zostały wychowane, aby bez względu na wszystko przeć do przodu i spełniać życzenia swej Matki, ku jej radości. Nie były w stanie powstrzymać ich ani strach, ani smutek, ani ból czy cierpienie. Mówienie o swych niepokojach, byłoby jednoznaczne z przyznaniem się do posiadania wątpliwości dotyczących swych obowiązków. A widok zawodu w oczach Matki byłby.. nie do zniesienia.

Z Kojiro.. z nim też nie mogła być szczera. Nie mogła, nie chciała. Jakkolwiek wielce przyjemnymi były ich spotkania, a i pomoc z jego strony bardzo pożyteczna, to był nikim więcej jak zaledwie źródłem informacji. Poświęcała mu swe noce, zatruwała jego umysł i serce, ale gdyby stanął jej na drodze to nie mogłaby się zawahać przed zlikwidowaniem go.
Ale mimo wszystko on jako jedyny byłby w stanie oczarować ją swymi słowami otuchy, nawet jeśli byłoby to ulotne i krótkotrwałe. Także i tymi najbardziej niedorzecznymi propozycjami ich wspólnej ucieczki od wszystkich demonów i Chińczyków..

Uśmiechnęła się do siebie dotykając delikatnie błękitnej tasiemki oplatającej jej nadgarstek. Miło było mieć tygrysa tylko na własność. Oddanego jej i gotowego wyrwać ją ze szponów każdego niebezpieczeństwa. Wystarczyło zostawić tę pamiątkę po nim, nawet tutaj, w świątyni, aby tylko znalazł i ruszył jej na ratunek. Wystarczyło tak niewiele, jedynie pozostawienie po sobie tego drobiazgu, wyraźnego znaku dla dzielnego samuraja. To było tak niewiele za spokój. Zbyt wiele jednak, aby miała narażać swą misję na niepowodzenie. Swe niepokoje mogła jeszcze z trudem zaakceptować, ale porażki nigdy. Tygrys będzie musiał poczekać na coś więcej, by zostać przez nią wezwanym.

Czekała zatem w świątyni Hachiman, otulona słodkim zapachem kadzideł i obserwowana bacznie przez posągi ryczących bestii. A może pilnowana przez nie w tym poświęconym Kami miejscu?
Miały minuty. Minęła godzina. Minęły dwie. A po młodym lordzie nawet jego cienia nie było. Bynajmniej nie czuła się zawiedziona tym faktem. Może i jakaś jej część naiwnie wierzyła, że obrońca się nagle pojawi, to ciągle była świadoma jak małe były na to szanse.
Raz tylko serce jej mocniej zabiło, gdy dostrzegła zbliżającego się do niej tutejszego mnicha. Jednak to nie liścik jej przyniósł, a wypowiedziane ciepłym tonem pytanie - „Czy wszystko dobrze, pani?”. Odpowiedziała mu zaledwie pogodnym uśmiechem, bo i staruszek nie był kimś na czyje barki mogłaby zrzucić swe troski i lęki. To było zbyt ciężkie brzemię, niech więc chociaż on ma spokój w swych modlitwach. Niech i nawet za nią się w nich pomodli, za kobietę splugawioną jej wewnętrzną bestią.

Czekała długo, choć księżyc coraz wyżej i wyżej wspinał się po nocnym nieboskłonie.




Aż zawędrował tak wysoko, że czekać już nie było sensu.




***




Łowczyni w ciszy przyglądała się mężczyźnie. Nie to, żeby nawet próbowała się z tym kryć. Po prostu otwarcie wpatrywała się w niego spojrzeniem zaciekawionym, ale i podszytym zaskoczeniem. Chciała, żeby był świadom bycia ocenianym i bacznie lustrowanym, bo przecież gdyby było inaczej to nie pozwoliłaby po sobie poznać tego zainteresowania. Nie byłoby wtedy ono tak przesadne, a jedynie subtelnie spozierające spod wachlarzy długich rzęs.
Wprost badała go wzrokiem, co swą teatralnością przesłaniało jej prawdziwy zamiar. Ona bowiem szukała. Dopatrywała się tych podejrzanych szczegółów, o jakich opowiadał jej młody samuraj. Próbowała także poruszyć swe własne wspomnienia dotyczące tej osoby, wyciągnąć z głębin pamięci swe odczucia wobec niego jakie pojawiły się przy pierwszym spotkaniu w Nagoi.
-Nie jesteś mnichem, Hirami-sama. Nie brzmisz też, ani nie wyglądasz jak Chińczyk – stwierdziła bezceremonialnie po dłuższej chwili milczenia -A to niespodziewane. Sądziłam, że naszym zadaniem będzie towarzyszenie i ochrona jednego z gości klanu.
-Jestem tłumaczem, także... Opiekunem mnicha przede wszystkim. Znasz może chiński Maruiken-san?
- rzekł samuraj nie przejmując się jej bacznym spojrzeniem.






Jego oblicze było spokojne, spojrzenie przenikliwie pozbawione jakichkolwiek uczuć. Kojarzyło się z zimnokrwistym gadem. Wężem... Kasan takie wywoływał wrażenie.
Wtedy w Nagoi przyjrzała mu się przelotnie, bardziej zainteresowane opiekunem ich grupy, Yasuro. Ah, i gdybyż tylko wcześniej wiedziała, że będzie im towarzyszył w łowach. Mogłaby o niego wypytać siostrzyczkę, na pewno miałaby w zanadrzu jakieś ploteczki. Mogłaby podpytać Kojiro pomiędzy ich wspólnymi momentami rozkosznego zapomnienia. Musiał pamiętać go z dawnych czasów. Mogłaby nawet skusić Płomyczka do opowiedzenia o tym pozbawionym jej osoby okresie, gdy zmuszony został do wyruszenia z innymi łowcami pod opieką Kasana. Ah, gdybyż tylko..

-Iye. Nie miałam jeszcze tej przyjemności. Być może będzie czas na naukę w podróży? – zapytała Leiko z beztroską, ani trochę nie onieśmielona jego wężową oślizgłością. Wszak sama była wężem – Zatem dopiero później dołączy do nas jeden z mnichów?
-Hai. Ja będę się nim opiekował, a wy nami. Poza tym będziecie walczyć z przeszkodami na naszej drodze.- stwierdził krótko i zadziwiająco rzeczowo Kasan, nie komentując jej wypowiedzi, acz... w jego spojrzeniu pojawiło się coś lubieżnego.
-Wydajesz się być zadowolony, Hirami-sama – uśmiechnęła się delikatnie. Kobieco, ale nie zalotnie, choć w swej kobiecej niewinności błędnie odczytała ten błysk w oku samuraja. Bądź właśnie to chciała, aby on zobaczył zamiast jej podejrzeń co do źródła tej lubieżności. Czy to intryga klanu i mnichów go tak pociągała, czy może ona w ciągu tych kilku chwil rozmowy zdołała już tak roztoczyć swój urok? - Czy to przez myśl o podróży i wspólnych łowach, pomimo ich ponurości? Czyżbyś sam już miał doświadczenie w polowaniach na Oni?
-Hai. Zetknąłem się z powstającymi z pola bitew bushi, którzy nie zdawali sobie sprawy że rany im zadane były śmiertelne.
- odpowiedział dość rzeczowym i obojętnym tonem samuraj, nie zdradzając swych intencji, poza tym błyskiem w oku.-Pod koniec wojny przelana w dużych ilościach krew i jej okrucieństwa budziły wiele złych duchów z drzemki.
Uśmiechnął się nieco zawadiacko dodając.- No i zbyt długo moja katana przebywała w saya. Czasem warto sprawdzać się w ogniu prawdziwej walki, ne Mauriken-san? Ty zapewne też szczycisz się swoimi talentami i lubisz je testować w odpowiednich sytuacjach?

-Lubię wiele rzeczy i posiadam też przeróżne talenty. Czasem jedno z drugim idzie w parze. Czasem nawet pokrywają się z tym co lubią inni – odparła enigmatycznie Leiko i odwzajemniła uśmiech Kasana, swym subtelniejszym i bardziej urzekającym rozchyleniem warg.
-Ogień walki wolę zostawiać wam, mężczyznom. Jesteście prawdziwymi wojownikami, a ja stronię od poparzeń, póki sytuacja nie wymaga ode mnie rzucenia się prosto w płomienie – skinęła lekko głową podzwaniając cichutko kolczykami zdobiącymi jej uszy. Następnie po krótkiej chwili wykonała dłonią w powietrzu gest spokojny, acz jakby zniechęcony swymi kolejnymi słowami -A i co poniektórzy łowcy są bardziej spragnieni krwi demonów niż ja. Jakże mogłabym im odebrać tę rozkosz?
-Są sprawy które budzą ogień tylko w sercu mężczyzny. Są sprawy, które... rozpalają tylko fantazję kobiety.
- zgodził się na swój sposób Hirami. Po czym przez chwilę milczał, nim spytał.- Jakie jeszcze aspekty naszej wyprawy budzą twą ciekawość Mauriken-san?

-Hai... - mruknęła powoli kobieta i zamyśleniu uniosła dłoń do swych ust. Bezwiednie muskała je opuszkami, delikatnie zaznaczała ich kontur i przez cały czas przyglądała się samurajowi przymrużonymi oczami -Celem wszystkich łowców, mnichów i ich opiekunów jest dotarcie do Shimody, ne Hirami-sama? Skąd zatem potrzeba rozdzielania nas na tak wiele małych grupek i poróżnienia naszych dróg prowadzących na miejsce rytuału?
-Nie znam wszystkich powodów.
- skłamał Hirami. Ten układ ust, ten ton głosu, to spuszczenie wzroku. Hirami skłamał, lecz tego faktu nie mógł przed nią ukryć.
-Wiem jednak, że jednym z nich jest oczyszczenie okolic Shimody przed rytuałem z Oni. Wiem, że trzeba będzie wybić przy okazji grupkę niespokojnych duchów na pobojowisku. Szczegóły zna tylko towarzyszący nam mnich.- te słowa były prawdziwe. Ale poprzednie nie. Były inne powody ich rozdzielenia. Kasan je znał i nie chciał powiedzieć.

-Podobno mamy się spodziewać istnej armii demonów niekoniecznie chcących pozwolić na wykonanie rytuału. Ktoś mógłby pomyśleć, że większe grupy uporałyby się z nimi łatwiej, wygodniej i pewniej niż zaledwie piątki.. - odparła Leiko nie zdradzając po sobie, że rozpoznała kłamstwo mężczyzny. Potrafił malować prawdę na swoje i swoim panom pasujące barwy o wiele lepiej niż Yasuro. Nie mogła na niego tak naciskać jak na młodego samuraja. Nie mogła pokusić jego pragnień i żądz, by zapanowały ponad zdrowym rozsądkiem i nad tym co wypowiadały usta. Nie mogła.. jeszcze nie. Nie wydawał się być aż tak łatwowierny i zagubiony jak młodzian, co czyniło go o wiele trudniejszym celem.
Zatem uśmiechnęła się jedynie wesoło, przesłaniając w uroczym geście swe wargi palcami -Albo ktoś w klanie pokłada bardzo dużą wiarę w umiejętności łowców.
-Hai, ale dopiero, gdy rytuał się zacznie wabiąc je. Dopiero wtedy Oni przybędą go powstrzymać.
- potwierdził i znów skłamał Kasan. Potrafił gładko splatać fałsz z prawdą. Pierwsza wypowiedź nie skrywała kłamstwa. Druga jednakże tak... Działania mnichów przywabią demony, ale wygląda na to, że te stwory nie przybędą chciały powstrzymać ich działań.-Stwory te przed rozpoczęciem rytuału będą jeszcze rozproszone po okolicy, więc łatwiej usunąć pojedynczo, co groźniejsze z nich. Tak twierdzą mnisi.
To również było prawdą.

-Rozumiem. A i nie mnie podważać cały plan polowania, ne? - również skłamała. Nie w kwestii samego rozumienia całego zamysłu mnichów dotyczącego rytuału. Skłamała przyzwalając w swej uległości i pokorze na bycie tak zaślepianą jego słowami, zamiast drążyć dalej temat w poszukiwaniu prawdy. Oszukiwała.. ufaniem klanowi.
-Cóż, podróżowanie z poprzednim przewodnikiem i opiekunem było samą przyjemnością – mówiąc to pochyliła się z wdziękiem w lekkim ukłonie przed mężczyzną -Mam nadzieję, że i nasza współpraca będzie owocna, Hirami-sama.
-Ja również mam taką... nadzieję.
- odparł Hirami Kasan skłaniając się równie głęboko i... znów Leiko nie umknął fakt, że te słowa w jego ustach wydawały się niepokojąco wieloznaczne. Mimo tego, że Kasan zachowywał się uprzejmie i zgodnie z wymogami etykiety, wydawał się łowczyni groźny i niegodny zaufania.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem