Sołtys leżał na ubitej ziemi z rozerwaną wilczymi kłami szyją.
- Marto, jemu już teraz nic nie pomoże. - powiedziała druidka kiedy w końcu natknęła się na całą grupkę - Ale my możemy pomóc wam, zanim wilki więcej ludzi ubiją. Tylko musicie powiedzieć nam całą prawdę. Inaczej .... - Nena nie dokończyła.
Nawet nie zwróciła uwagi jak łowczyni odeszła…
- Prawdę o czym? - kobieta nie przestawała płakać. - Czego od nas chcecie?
- Chcecie powiedzieć, że nic nie wiecie? - odezwał się Orin, któremu teraz było bardzo przykro ale był bezradny na wyrządzone szkody - Zeb nie zachowywał się ostatnio jakoś dziwnie? Może zauważyliście czegoś podejrzanego? Mówcież bo chcemy wam pomóc!
- Chodzi o kilka dziwnych rzeczy, które wydarzyły się u was we wsi. Choćby o zaginionego przybysza, Anzelma. Wasz mąż wiedział co się z nim stało, ale najpierw udawał, że tego człowieka tu w ogóle nie było, a potem.... nie zdążył powiedzieć. Poza tym ktoś otruł staruszka, którego poznaliśmy u was w karczmie, tylko dlatego, że chciał nam opowiedzieć o jakimś tajemniczym magicznym miejscu... czy coś w tym rodzaju. Sołtys nie chciał żeby dziadek w ogóle z nami rozmawiał więc... - Nena znowu nie dopowiedziała. Źle się czuła w tego typu rozmowach, ale nie zamierzała odpuścić.
Marta spojrzała na niziołka i półelfkę.
- Zeb? Mój Zeb miałby kogoś otruć? Nie wierzę! To oszczerstwo! Jak możecie tak mówić, skoro on... on ledwo - znowu zaniosła się płaczem. Po chwili jednak uspokoiła się na tyle, by się odezwać. - Zeb jest... był dobrym człowiekiem. Dbał o nas i o całą wieś. Był może trochę dziwny i przewrażliwiony ale jakie to ma znaczenie?
- Takie, że nadal grozi wam niebezpieczeństwo w postaci ataków wilków - odpowiedzial Orin - Neno, nie wiem czy tu cokolwiek zdziałamy, chodźmy pomóc reszcie, może ktoś przeżył atak i potrzebuje pomocy?
- Ale jego dziwactwo wogóle nie miało nic wspólnego z tymi wilkami! Niziołek zatrzymał się w pół kroku krzyżując ramiona na piersi.
- Możecie w końcu gadać jaśniej?
Kobieta była najwyraźniej rozdrażniona.
- Mój Zeb miał obsesję na punkcie złodzieji. Ciągle bał się, że go okradną. Wszystkich przyjezdnych tak traktował. Dlatego, gdy ten... jak to mu było? Anzelm, zaczął wypytywać się o złoto...
- Aaaaa... - zaryczał Gzargh machając toporem w kierunku kobiety. - Więc jednak! Wiedziałem! Gadajże kobieto, gdzie te złoto! Bo jako tutaj stoję, zaraz dołączysz do swego małżonka!
- Gzargh! Przecie nie wiemy o jakim złocie mówi! Może rzeczywiście nic nie wiedział! - niziołek wskoczył między krasnoluda a kobiety - A nawet jeśli, to twoje metody przesłuchań, jak sam zresztą widzisz - wtrącił spoglądając wymownie na zwłoki Zeba - nie przynoszą żadnych efektów!
- Ty się kurduplu nie wtrącaj - warknął krasnolud. - Kto mu pozwolił uciec? To przez ciebie karczmarz wyciągnął kopyta!
Posapał trochę, postękał. Miotał się.
- Złoto to złoto! - oczy mu się świeciły z podniecenia.
Kobieta wstała. Otarła łzy rękawem.
- Panowie - odezwała się wchodząc między nich. - Dość już tajemnic. Dość już zła. Powiem wszystko co wiem. Sami rozsądzicie.
__________________ Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają! |