Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2013, 18:20   #25
Sileana
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
Brewer zwrócił jej uwagę na partnera, a ona automatycznie podniosła broń i wycelowała, szukając niebezpieczeństwa. Ale, jak się okazało, to była sprawka Foxa.

- Gówno! - Zaklęła wściekle, przygotowując się do jak najszybszego z niej korzystania. - Coś ty, kurwa, narobił?! Bierz spluwę i kryj się albo spieprzaj stąd. I wytrzyj tę juchę!

Vincent posłuchał bez słowa, ale ona nawet nie czekała na niego, tylko sama szukała osłony. Przez chwilę nic się nie działo i Ava zaczęła już myśleć, że może ktoś oszukał telepatę, jakimś urokiem czy innym chujstwem. A kiedy już, już przekonała się, że wszystko jest w porządku, drzwi wyprysnęły w tysiącach błyszczących odłamków. A to, wziąwszy pod uwagę rodzaj szkła, było dziwne. Nie było czasu na podziwianie kolorowego deszczu, bo razem z drzwiami wyprysnął facet. Z jednej strony wyglądał trochę jak wyrzucona w powietrze szmata, ale nie miała czasu zastanawiać się nad jego wyglądem.

W zasadzie bez sekundy namysłu przygotowała się do obcięcia kreaturze łba, wyskoczyła więc na spotkanie mężczyzny. Przez krew, w której chyba się wykąpał, prześwitywały tatuaże. Zdążył tylko wylądować, kiedy ostrze jej miecza przepłynęło przez jego kark. To, że był raczej uciekinierem z klatki, dotarło do niej dopiero, kiedy jego głowa potoczyła się po podłodze.

- Co jest, kurwa?! - Rozejrzała się niespokojnie. To co szalało u góry, musiało być potężnego kalibru, skoro przeraziło wampira. Na następnego wampira już się nie rzucała, ale nie chciała pozwolić mu uciec bez odpowiedzi.
- CO SIĘ TAM DZIEJE? - Ryknęła do niego. Chociaż przyjrzawszy mu się, zrozumiała, że nic jej nie powie – krew zalewała mu podziurawione gardło. Nie dowiedziałaby się niczego, nawet gdyby miała po temu umiejętności. W końcu wampir upadł, zsuwając się po schodach o parę stopni.

Durne bydlę. Nie powinien być niezniszczalny? Zaczęła mieć coraz gorsze przeczucia, co do tego, co grasowało w puszce. Nie zamierzała się jednak zbliżać ani na krok do samego atrium, raczej przyczaić się w dogodnym miejscu w pobliżu. I znalazła takie miejsce. Namiętnie opisywane w horrorach cienie pod schodami. Cóż, nie było to miejsce idealne, ale może miałaby szansę na przecięcie ścięgien czy przewrócenie delikwenta, a i na ochronkę nadawało się całkiem nieźle. Nie, żeby była tchórzem, ale kiedy widzisz przerażonego wampira, zaczynasz inaczej patrzeć na pewne sprawy. A pilnowanie własnej dupy jest ważniejsze niż cokolwiek.

Usłyszała szybkie, lekkie kroki na schodach i przygotowała się już do przetrącenia paru kości, kiedy Fox się odezwał. Chociaż nie spodobało się jej, że znowu się wtrąca, cofnęła się odrobinę i czekała. Kiedy tylko potwierdził, że to człowiek, natychmiast dała znak jednemu członkowi grupy, żeby zabrał dziewczynę ze schodów. Miała nadzieję, że dziewczyna powie, co się dzieje i kto jeszcze jest w klatce. Ale gówniara tylko się rozbeczała i ledwie wydukała nazwisko.

W tym czasie kotłowanina w górze jakby straciła na impecie, co znaczyło, że napastnik może w każdej chwili rzucić się na nich.

Ava zaklęła cicho, patrząc na ukryte pod makijażem dziecko. Dotarło do niej, że nie da się szybko wyciągnąć z niej czegoś przydatnego, co oznaczało, że musiała się jednak ruszyć na górę i sam ocenić sprawę i może w końcu kogoś uratować. Opcjonalnie.

- Fox, weź dwóch ludzi i zabierz ją stąd. Ale nie odchodź też zbyt daleko. - Telepata mógł się jej jeszcze przydać. - Ja idę tam. - Wskazała kciukiem klatkę. - Potrzebuję kogoś do osłaniania mi tyłów. - Rozejrzała się po grupie, ale jakoś nie widziała entuzjastycznych ochotników. W końcu jednak zgłosił się Brewer.
- Ja pójdę. Jestem Siepaczem – wyjaśnił.
Siepacz. Słabej mocy Egzekutor. Szybszy niż ludzie, wolniejszy niż potwory. Jednak lepsze to niż nic, w sytuacji, w której były same niewiadome.
- Dobra, Brewer, po prostu nie przestrzel mi niczego. - Skinęła głową i ruszyła powoli po schodach, zamieniając miecz na glocka. Chciała wierzyć, że jest przygotowana na wszystko, ale z wariującymi zmysłami nie mogła się skupić na zadaniu.

Była przyzwyczajona do czerwonych światełek w głowie ostrzegających o niebezpieczeństwie, ale zwodnicza cisza i smród juchy, przelewającej się już przez próg, sprawiały, że jedyne do czego czego była w pełni przygotowana, to ucieczka. Ale czymże jest odwaga, jeśli nie przezwyciężaniem strachu? Stawiała więc krok za krokiem, z bronią wycelowaną tam, gdzie miała nadzieję napotkać łeb przeciwnika.

Wnętrze nie zachęcało do wejścia. Zachlapane krwią ściany, błyszczące od juchy ciała porozrzucane jak zepsute lalki z oderwanymi główkami i rączkami. Ani śladu napastnika. Nie była w stanie rozpoznać wśród kilkunastu ciał żywych, prawie-martwych ani martwych. Kurwa, rzeźnik mógł się schować wśród swoich ofiar, żadne z nich nie widziało go, a jedyna osoba, która mogłaby go rozpoznać, wyszła z Foxem. O ile to nie ona była morderczynią.

„Świetna sytuacja, nie ma co”, pomyślała sarkastycznie. „Ta mała właśnie wychodzi na herbatkę po morderstwie. Powinien to być tytuł powieści.” Oczywiście, mogła się mylić, tak jak przez cały wieczór.
 
Sileana jest offline