Sullivan czuł się jak rozdeptana żaba. Bolesne kłucie w okolicy wątroby sprowadziło go na ziemię. Pogoda była nieznośna. Chętnie zszedły do podziemi, jak zwykle, poszabrować jakiś złom, a przy okazji zażyć miłego chłodu. Tym razem jednak nie musiał chodzić za pracą. Sama go znalazła, w postaci Hancka.
Przysłuchiwał się uważnie dyskusji jego skacowanej grupy.
-W okolicach szkoły za dużo świadków i nie wiadomo ile kamer. Może łatwiej by było w okolicach klubu? Dodać mu coś do picia, a jak będzie musiał pójść za grubszą potrzebą, zabrać deck. W kiblu będzie rozproszony... - przerwał wypowiedź, samemu gnając do klopa. Źródło inspiracji chciało wyrwać się na wolność. |