Pół na pół - tak można było ocenić sukcesy i porażki w starciu z kościotrupami różnego autoramentu. Ogólnie jednak biorąc obrony wioski nie można było uznać za udaną. Dachy płonęły, parunastu chłopów zginęło, co najmniej dwie grupy szkieletów przedarło się przez obrońców. I obie grupy skierowały się akurat na niego.
Osiem szkieletów to trochę za dużo jak na jednego kapłana, nawet uzbrojonego po zęby.
Kyllan uniósł kuszę i strzelił do kościotrupa, wyglądającego ma nieco pokiereszowanego. Bełt wbił się w kręgosłup truposza i złamał go, zamieniając właściciela kręgosłupa w garść nieruchomych gnatów.
Pozostało jeszcze siedem szkieletów, z którymi Kyllan nie miał zamiaru się spotkać sam.
- Biegnij po krasnoluda i paru chłopów! - zawołał do chłopaczka, który zza węgła chaty obserwował całe zajście. A potem do karczmarza. Niech przyśle kilku procarzy.
Chłopak pomknął jak strzała, a Kyllan biegiem ruszył ku grupce chłopów, których przed chwilą 'wizytował'.
- Szkielety idą! - zawołał. - Chwytać za łuki i proce! I nie strzelać jeszcze!
Wolał nie oberwać od strzały wystrzelonej przez sojusznika.
Akurat był czas na oddanie jednej serii strzałów. Parę pocisków poszło Panu Bogu w okno, kilka dotarło do celu. Jedne szkielet przestał istnieć, inne zaatakowały z animuszem, nie zważając na poniesione straty i odniesione obrażenia.
Dwóch chłopów odniosło lekkie rany, mimo tego nie zamierzali ustąpić z placu boju. Rzuciwszy proce i łuki chwycili za włócznie.
Kyllan obronił uderzenie miecza puklerzem, uchylił się przed ciosem zadanym przez kolejnego truposza. Zanim jednak zdążył się zrewanżować, szkielety ponownie zaatakowały.
Jeden z chłopów, ciężko ranny, wypuścił z rąk włócznię i wycofał się, ale inni stawiali opór. Kościeje atakowały, ale z mniejszym powodzeniem.
Chłopi przeszli do kontrataku, lecz tylko jeden ze szkieletów odniósł pewne obrażenia. Kyllan miał więcej szczęścia - trafiony przez niego szkielet, ten sam, co poprzednio, rozsypał się w pył.
W kolejnej wymianie uderzeń obie strony miały i szczęście, i pecha. Następnych dwóch chłopów zostało rannych, kolejne dwa szkielety padły na ziemię. Powoli walka dwóch na jednego zamieniała się w wymianę ciosów jeden na jeden. Jeden z chłopów odniósł lekką ranę, Kyllanowi też się oberwało. W rewanżu kapłan zadał cios, po którym jego przeciwnik padł na ziemię i już nie wstał. Inne szkielety, mimo odniesionych obrażeń i straconych kilku kości, stale stały na nogach. I atakowały, co zaowocowało kolejną, poważną raną jednego z chłopów. W końcu zostało na placu boju dwóch chłopów, Kyllan i dwa szkielety.
Mimo uzyskanej przewagi walka nie była łatwa i zanim się skończyła, pojawił się Zorgen i trzech kolejnych chłopów.
To była, można by rzec, kropka nad i.
Ostatnie walczące szkielety zostały rozniesione w pył.
Zwycięstwo zostało okupione dość krwawo - sześciu chłopów wymagało pomocy, której w tej chwili Kyllan nie mógł im udzielić.
- Chodź - zaproponował Zorgen - zobaczymy, czy ktoś gdzieś jeszcze się nie kręci.
- Ty i ty, zostajecie tu na warcie. Wy dwaj - pomóżcie rannym dotrzeć do karczmy! Migiem!
- A wy - zwrócił się do trzech chłopów, którzy przybiegli wraz z nim. - Wracajcie na posterunek.
- Chodźcie z nami - Kyllan skinął na procarzy, którzy przybyli na jego wezwanie. - Zobaczymy, co i gdzie się dzieje. |