Johann zaliczył świetne trafienie - niestety nie wszyscy mieli tyle szczęścia - pozostało zdecydować co dalej. Żeby strzelić ponownie, musiał przeładować, a to trwało... Z drugiej strony tamci ledwo się zorientowali co się dzieje - być może jeszcze chwilę im zejdzie, zanim zbiorą się do ataku. Johanowi dość było chwili, by przeładować - długie godziny spędził ćwicząc każdy ruch potrzebny by przygotować rusznicę do strzału, znając jej największą słabość i w ten sposób umniejszając ją do minimum. Dlatego właśnie, gdy przytulił się do drzewa, by nie zostać zbyt łatwo zauważonym, nie musiał odrywać wyroku od przeciwnika - jego ręce pracowały automatycznie, gładko przecierając lufę, sypiąc proch i ubijając go wraz z kolejnymi warstwami papieru i kulą niemal bez udziału świadomości. Mimo wszystko, to trwało - miał jednak nadzieję, że ma dość czasu.
- Walimy raz jeszcze...! - rzucił krótko do krasnoluda, jakby zapomniawszy o śpiewaku - ale czy tamten wogóle liczył się w tej chwili?
__________________ Cogito ergo argh...! |