Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2013, 11:04   #106
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Walka z bagienną bestią skończyła się tak szybko jak się zaczeła. Helvgrim nie był zachwycony wynikiem starcia.

- Kolejny bagienny stwór, który uciekł. Skomentował głośno Helv, wstając na równe nogi, po tym jak bestia odepchnęła go potężną łapą w błoto. Krasnolud z północnych gór, nie widział sensu gonić potwora. Bez znajomości bagien, cały mokry, zmęczony...a do tego nikt nie rwał się do pościgu za przedziwnym stworzeniem o zielonych oczach. Helvgrim chciał schować miecz do pochwy, kiedy lewe biodro odezwało się okropnym bólem. Krasnolud musiał przyklęknąć w bagiennej wodzie. Badając dłonią, już pod poziomem wody, swój lewy bok, khazad wyczuł że nawet lekkie dotknięcie obitego biodra, powoduje nieznośny ból.

~ Przeklęty drewniak...nieźle mnie urządził. Pomyślał Helv i powoli dźwignął się na równe nogi. - Na trójząb Mannana, wszystko z tobą dobrze? Dobiegł głos zza pleców krasnoluda. Helvgrim odwrócił się i zobaczył przed sobą jednego z łowców, który również wylądował w wodzie po szarży potwora. Człowiek był mokry, pokryty liśćmi i wystraszony jak diabli, bo dolna warga drgała mu jak struna lutni. Ostrze włóczni miał złamane...a jednak, był w stanie zapytać krasnoluda o jego stan. ~ Poczciwina z tego człeka. Przeleciało przez myśl Helvowi.

- Wszystko w porządku. Ty jak żeś? Dobrze? Stawałeś dzielnie człowieku. Odwagi ci nie brakuje. Odpowiedział Sverrisson do łowcy.

- A tam. Robiłem co mogłem. Trochę mnie poturbował paskuda, ale się trzymam jako. Łowca był zmęczony i słychac to było w każdym jego słowie, był chyba jednak mile zaskoczony pochwałą o odwadze od przedstawiciela górskiego ludu, bo odchodząc w stronę swych znajomych łowców, uśmiechnął się i wypiął pierś.

- Widzieliście, paskudę jedną? Prawie mnie dopadła przeklęta... Dało się słyszeć jak łowcy zaczynają komentować między sobą walkę. Helvgrim jednak skupił się na swym obolałym biodrze. Myślenie że pocieranie biodra dłonią coś pomoże było błędne...sprawiło to tylko jeszcze więcej bólu. Chwilę zajeło zanim miecz odnalazł swe miejsce w pochwie na plecach, okupione to było kilkoma stęknięciami khazada, w końcu jednak udało się i Helv rozejrzał się po swych towarzyszach. Wszyscy byli żywi, a to już świadczyło dobrze. Większość miała tylko otarcia, skaleczenia i mnóstwo werwy do narzekań...jedynie Willard wyglądał na takiego co czuje się gorzej. Człowiek podnosił się właśnie z bagiennej wody i nie wyglądał najlepiej. Helvgrim postanowił mu pomóc, podszedł i podał rękę.

- Wstawaj herr Willard, nie ma czasu na odpoczynek. Trzeba się stąd zbierać. Sverrisson chciał tchnąć ciutkę humoru w Willarda...nie wiedział czy przypadkiem młody szlachcic nie jest poważnie ranny.

***

- Szkoda że nie szukaliśmy dłużej...może byśmy wiedźmiarza znaleźli. Rzucił niezadowolony Helvgrim. Dość już miał tego że wszystko z czym walczą lub czego szukają, ucieka lub jest poza ich zasięgiem. Było to ponure wrażenie i khazad z północy nie mógł się do tego przyzwyczaić...zresztą, nie miał takiego zamiaru.

- To nie byłoby rozsądne herr Sverrisson. Dobrze że tą wysepkę znaleźliśmy, to prawdziwe szczęście. Odpowiedział Jacco de Valk.

Helvgrim nie komentował słów Jacco. Spochmurniał i wyjął kawałek solonej ośmiornicy z torby podróżnej. Po chwili już zajadał się gumowatym mięsem bagiennego stworzenia, smakowało mu ono bardzo, więc poprawił kolejnymi dwiema porcjami tego przysmaku.

Dało się wyczuć że ludzie stracili chęć do rozmów...nadchodziła noc, którą mieli spędzić pośród Przeklętych Bagien. Na małej wysepce, otoczonej błotem, mgłą i stworzeniami które wyjdą teraz zapewne na żer. To nie była wesoła perspektywa. W nocy kiedy większość już spała, a Helvgrim pełnił swą wartę, wykorzystał czas i rowiązał rzemienie swej zbroi. Choć było ciemno, to jednak światło latarni pozwoliło dostrzec opuchniętę biodro, całe czerwone, nabrzmiałe i niezdrowo wyglądające. Helvgrim zacisnął zęby i zasznurował na powrót rzemienie zbroi...kosztowało go to wiele cierpienia oraz wargę, którą zagryzł do krwi.

Świt przyszedł szybko, a noc upłynęła spokojnie. Choć bagna nocą i za dnia nie różniły się wiele. W nocy woda, błoto i ciemność...w dzień woda, błoto i mgła. Tak i tak, widoczność była słaba...jednak ta szara mgła była, w jakiś sposób, o wiele lepsza niż ciemność nocy. Kiedy wszyscy już wstali i zjedli smakowite kąski z suszonej ośmiornicy, rozpoczeło się duskutowanie, co dlaej robić. Helvgrim nie mógł zrozumieć skąd na twarzach ludzi takie niezadowolenie z faktu że znów muszą jeść ośmiornicę...khazad był głodny przez większość dnia...każdego dnia...a solone mięsiwo, nie ważne z czego, było zawsze mile widziane na półmisku Helva.

Dysputy, spory, narzekiwania, głośne beknięcia i pierdnięcia oraz poranną toaletę, przerwał gołąb, który zgrabnie wylądował na ramieniu barona. Eldred chwycił gołębia w dłoń, pogłaskał i zaczął gmerać przy jego małych szponach. Helvgrim, jak i większość jego towarzyszy zaciekawiona sytuacją, patrzyła na barona z oczekiwaniem na rozkazy lub wieści jakie przyniósł gołąb.

- Musimy wrócić do Fauligmere! Te krótkie zdanie wypowiedziane przez barona Eldreda, zupełnie nie w smak było Sverrissonowi, choć prawie wszyscy inni ucieszyli się z takiego obrotu spraw.

- Złe wieści baronie? Rozsądnie teraz wracać, jakżeśmy tak daleko zaszli? Helvgrim zwrócił się wprost do Eldreda. Wiedział że zgubili trop i w którą stronę iść za wiedźmiarzem, tylko bogowie wiedzą, ale może powinni się rozjerzeć, to by nie był zły pomysł. Khazad co raz to bardziej przekonywał się do myśli że powinni porozmawiać z łowcą który mieszka w jaskini, tym samym który ich wybawił z niemocy poprzednim razem kiedy odwiedzili bagna. Teraz jednak Helv czekał odpowiedzi barona...do drogi był gotów w każdej chwili.
 
VIX jest offline