Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2013, 13:22   #82
Rebirth
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
- Nooo, wygląda na to, że jesteśmy już tylko my z normalnych. W sensie takich, co nie mają żądzy mordu, albo mają świadomość, bo ten cały Spider szaleju się chyba najadł i zdurniał. - Powiedział Ink poprawiając bandaże u rąk. Strasznie dużo kłopotów się narobiło w ciągu ostatnich godzin, które teraz wydawały się bardzo długim okresem czasu. - Ładny pojazd tu macie, jak lata? Pole antygrawitacyjne? - Spytał nowego koleżkę, licząc że w końcu znalazł na tej planecie kogoś kto ma podobne hobby do niego. No i też był geniuszem.
- Fluktuacja potencjalnych rzeczywistości - uśmiechnął się szeroko doktorek - Moduł alteracji wybiera świat równoległy, w którym może latać i zyskuje dostęp do tej umiejętności w ramach tego wszechświata. Prototyp. Póki co używam go tylko do latania, ale mam nadzieję, że będzie mógł docelowo uzyskać dostęp do wszystkich rzeczywistości, w których istnieje.
- Nonono... - mruknął Ink lekko zaskoczony. Takich rzeczy to i jego rodacy nie osiągnęli, chociaż szli w nieco innym kierunku. Widać ludzie mieli inne upodobania technologiczne. - Tu mnie pozytywnie zaskoczyłeś.

Minton był wycieńczony, że aż nawet brakło mu sił na pogawędki. Chyba nigdy się tak nie przemęczył. Wyjął z kieszeni małą, czarną kostkę którą podał Llyodowi.
- Proszę doktorze, to wręczył nam Spider Jerusalem przed śmiercią. Tylko proszę nie dawać tym tutaj, bo już raz to zgubili. Ja muszę... odpocząć - ostatnie słowa wypowiedział niemalże półprzytomnie. Jego ciało dowlokło się do jakiegoś miejsca, gdzie mógł się w miarę wygodnie położyć. Powieki opadły szybko, niczym kurtyna na koniec ulicznego teatrzyku. Zmęczony umysł poddał się praktycznie bez walki...
- Oooo, dobra robota... typku. Zapomniałem jak masz na imię, ale nieźle, nieźle - pochwalił Mintona Ink, kiwając głową.
Chip zawędrował bezpośrednio do panelu kontrolnego latającego cuda i na części przedniej szyby wyświetliła się jego zwartość.
- Och - rzekł Lloyd i było to spostrzeżenie nacechowane niepokojem - O cholera.
Ink może nie znał się za bardzo na ziemskiej technologii, ale nanoroboty był w stanie rozpoznać. Pojawiające się blueprinty układały się w niepokojący wzór. Samopowielające się cyberorganizmy miały kilka funkcji, a jedną z nich była możliwość nadzorowania nosiciela.
Na ekranie błysnęła notatka - plany dotyczące dalszego rozwoju technologii - docelowo Wielki Brat w wersji nano miał mieć także możliwość wywoływania nagłych zdarzeń sercowych ze skutkiem śmiertelnym, póki co miał jednak niepokojący efekt uboczny - w przypadku nosicieli, których genom bazowy był ludzki, wykorzystanie niestandardowych mocy mogło wywołać sprzężenie zwrotne potęgujące ich działanie do momentu przeciążenia i wywołania gwałtownej mutacji wtórnej.
Ostatnie zdanie mroziło krew w żyłach i wyjaśniało pewne zjawiska, których byli dziś świadkami - Program w fazie testów polowych.
- Jak to mówią, kto mieczem wojuje od miecza ginie... sprytnie to sobie wymyślili, te wasze rządowe rozbójniczki - powiedział Feedback wzdychając. - Spider przepadł, a by najsławniejszym z dziwaków ziemskich, takich jak wy - powiedział uśmiechając się szyderczo. - Może... może powinniśmy poszukać jakichś innych? W kupie raźniej i lepiej. Oczywiste jest, że musimy jakoś... powstrzymać rozprzestrzenianie się innych takich chipów, bo to chyba oczywiste, że jest ich więcej, tak? Lepiej mieć do tego więcej ludzi, tak...
Bliźniaczki, które mieściły się razem na jednym fotelu i obejmowały się jakby chciały zlać się w jedną istotę, powiedziały unisono.
- Nasz ojciec był znanym superbohaterem. Mamy kontakty. Znalezienie innych nie będzie problemem.

Minton spał i śnił o dziwnym fasetkowym świecie, jakby widzianym ośmioma oczami. Czasami wizja zmieniała się zupełnie i zamiast ośmiu rzeczywistości widział jedną, płynną, w której powietrze mieniło się milionem barw, od przenikających je woni i pyłków, a wszystko dookoła pokryte było warstwą życia. Nawet beton przerastały żyłki energii - zielonej, pulsującej, żywej energii.
- Większość ukrywa się w dużych miastach - słyszał obcy głos, zniekształcony, jakby słyszany przez ścianę puchu.
- … nowy Jork ... największe skupisko … - dźwięki urywały się.
- Umieściliśmy próbki w wodzie pitnej … - stawały się coraz cichsze.
- … ryzyko.
- Efekty uboczne są znaczące …
- Spider Jerusalem … wie … jest nosicielem.
- Był w Nowym Jorku … musimy go znaleźć.
- … poddać eksperymentom …
Nagle sen George’a przeszył przeciągły wrzask bólu i rozpaczy. Obudził się zlany potem.
- Ooo, a tobie co, złe sny? - Spytał Mintona Ink, patrząc na niego z lekkim uśmiechem. Pomimo śmierci paru osób, które mógł uznać za towarzyszy, dobry humor go nie opuszczał. Przetrwają najsilniejsi, albo ci którzy najszybciej biegają.
I nagle gdy wydawało się, że koszmar minął, Ink był świadkiem niecodziennego zdarzenia. Mintonowi bowiem odpadła lewa ręka. Wyglądało to niczym odlepienie się kończyny plastelinowego ludka, ot tak jak gdyby nigdy nic. Bez krwi, bez bólu czy wrzasku. W zasadzie MInton wciąż był wstrząśnięty złym snem i nie zauważył ubytku. Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w Inka, a potem wbił wzrok w ścianę. Kątem oka musiał jednak zauważyć niepokój Inka.
- Ouh... - po wyrazie twarzy towarzysza mógł się domyśleć co zaszło. Spojrzał na ziemię, podniósł “zgubę” i szybko, dyskretnie przyczepił ją sobie, co również mogło wydawać się niecodzienne. Dla Mintona było to bardzo wstydliwe, toteż speszony spróbował jakoś to wyjaśnić - Ja... No, tak po prostu mam gdy wpadam w jakiś stan emocjonalny. Rozumiesz? Nic takiego, nic mi nie jest. Przepraszam, jeśli przestraszyłem...
Chcąc zmienić temat, Minton rozejrzał się za doktorem. Gdy go zobaczył przy konsoli, domyślał się że wiedział co krył ten chip, przez którego omal nie został zjedzony żywcem przez ogromnego mutanta...
- Doktorze? Co nam powiedział chip? Jaką informację zostawił po sobie Spider?
- Oooo chłopie - Ink pokręcił głową - Będziesz musiał mnie nauczyć tej sztuczki z ręką. - dodał ledwo powstrzymując śmiech.
Lloyd wytłumaczył obecnym to co Ink już wiedział.
- Tak czy siak... wracamy do Nowego Jorku. Znaczy ja wracam - dodał kosmita.
- Nowy Jork? Hm. Śnił mi się przed momentem. Musieliście o nim mówić, kiedy spałem... Heh, mam dziwne wrażenie, że to miejsce jest znajome - Minton zastanowił się nad tym, co przekazał doktor. Faktycznie, brzmiało to niczym chora wizja totalitarnej kontroli z jakiegoś filmu sc-fi.
- Nanomaszyny, które kontrolują ludzi? A nawet superludzi, z możliwością ich uśmiercania gdyby coś poszło nie tak... Myślałem, że rząd chce się nas pozbyć?
Minton był zszokowany myślą, że coś mogło go zarazić a nawet kontrolować. A na dodatek mogło zmienić go w zmutowane, bezmyślne stworzenie. Przez moment wyobraził sobie siebie jako jakiegoś brzydkiego stwora, który dematerializuje wszystko wokół. To byłoby koszmarem - Hm, gdybym miał możliwość podejrzenia tych nanomaszyn na poziomie wizji molekularnej, mógłbym wiedzieć kto jest zarażony... Przypominają trochę funkcjonowanie wirusów. Mam... Nie wiem, to może głupie... Ale dziwne wrażenie, że Jerusalem mógł być nosicielem i to by tłumaczyło, czemu nie chciał wyjść na zewnątrz...
- Widocznie rząd woli nas wykorzystać - mruknęła jedna z bliźniaczek.
Doktorek westchnął rozdzierająco, a potem uśmiechnął się szeroko.
- To Nowy Jork? Mam tam niewielki magazyn, jeszcze z czasów kiedy byłem superzłoczyńcą. Dawno tam nie byłem.
- Nawet wolę nie pytać o tą superzłą przeszłość. Jakoś wolałem czytać o niej w komiksach, niż być jej częścią... Heh, nie sądzicie że to powalone? Superbohaterowie czytają komiksy o superbohaterach. Niezły paradoks...
- Co? Co to komiksy? - Spytał Ink nie rozumiejąc paradoksu. - Aczkolwiek póki co możemy polecieć do tej twojej kanciapy w Nowym Jorku. Może ja odwiedzę swoją starą siedzibę. Opuściłem ją w pośpiechu, a zostawiłem tam parę rzeczy...- powiedział patrząc na swoje obecne, brudne i przepocone, czarne bandaże. W swoim studiu miał większy zapas, no i igły, a igły były dobre.
No i kto mógłby zapomnieć o paru rozkładających się ciałach?
- Komiksy? Staaary... - rozmarzył się George - Chyba musiałeś mieć gorsze dzieciństwo ode mnie. Nawet do naszego sierocińca siostra Rose, co środę wyjeżdżała do antykwariatu i kupowała nam stare egzemplarze Kapitana Kosmosu, czy Doktora YZ-a. A ja najbardziej lubiłem Transformighty... Kurczę, serio nie widziałeś nigdy komiksu, Ink? Takie opowieści ilustrowane, z dymkami i ramkami, przeważnie o super bohaterach.
- Tam gdzie ja spędzałem dzieciństwo mieliśmy po prostu hologramy. Tutaj chyba tego nie ma... Czasem w nich były śmieszne opowiastki o takich superludziach, tylko... no nie byli ludźmi tylko Sarganami, nie? Ale wydaje mi się, że to bardzo się różniło od tych waszych komiksów - powiedział wzruszając ramionami.
- Sarganie? To jakaś rasa obcych? Zdumiewające, chcesz powiedzieć że wychowywałeś się wsród społeczności obcych?!
- Co? Czekaj... - Ink spojrzał na niego podejrzanie. - Nie wiem czy teraz używasz ironii, ale na wszelki wypadek - chrząknął i przekręcił się na siedzeniu, wskazał na siebie palcami i mocno artykułował następne słowa - JA. JESTEM. OBCYM. Z GWIAZD. - Uśmiechnął się, poruszając brwiami.
- Wow... Doprawdy? Nie żartujesz? W sumie to by tłumaczyło twoje moce, no i masz szczęście że możesz przybrać ludzką formę. Jesteś trochę jak Kosmiczny Karateka, albo Walczący Przybysz. Ja nie wiem skąd mam swoje moce... - Minton nagle jakby coś pojął i zrobił wielkie oczy - A co jeśli ja też jestem obcym, tylko o tym nie wiem? Walczący Przybysz też spadł na Ziemię i stracił pamięć i długo nie znał swojego pochodzenia póki... Ah, przepraszam. Rozgadałem się... - zerknął na okno - To chyba Nowy Jork?


Podróż nie trwała długo, ale pozwoliła im zregenerować siły. Dotarli do Miasta akurat bardzo wcześnie, żeby nie stwarzać wielkiej sensacji. Na wątpliwości swoich pasażerów, Lowery odpowiedział, że jego tysi wehikuł jest praktycznie niewidoczny dla radarów i w ogóle nie ma się czym przejmować.
Wylądowali na dachu jednego z wielopoziomowych parkingów niedaleko Mostu Brooklinśkiego. Wesoła gromadka przeszła parę przecznic i zeszła do podziemi - do zamkniętej i nieużywanej od dawna stacji przy ratuszu miejskim. Miejsce było stylowe, od dawna planowano otworzyć w nim muzeum transportu miejskiego, ale jakoś zawsze brakowało na to pieniędzy.
Doktorek pewnym krokiem ruszył wzdłuż torów, zeskoczył w dół w miejscu gdzie zapalone przez nich światło już nie docierało i wykonał kilka dziwnym gestów przy ścianie - z cięzkim szurnięciem, coś się otworzyło. Ruszyli razem, zatęchłym korytarzem, by wreszcie, po wstukaniu kodu w poznaczoną zaciekami klawiaturę, wejść do dawnej siedziby złego geniusza.
- Ekhm - Lloyd odkaszlnął wymownie i uśmiechnął przepraszająco - Trochę się przykurzyło. Ale nie martwcie się! Wszystko działa! Jestem pewien ...
- Wolałbym żeby nie do końca - odparł Minton - Jeszcze okaże się, że pułapki też działają...
Rozejrzał się po starej kryjówce. Wyglądała standardowo.
- Tyle czasu spędziłem ukrywając się w tunelach metra i ani razu nie trafiłem na aż tak fajną kryjówkę superzłoczyńcy... - mruknął Ink rozglądając się ciekawie po pomieszczeniu. Miał wielką ochotę sprawdzić po kolei, co do czego służy.
Dlaczego tu nie trafił? Wyjaśnienie było proste, podczas restoracji odcięto stację od sieci metra, tworząc z niej okratowany skansen. Urządzenia, które zobaczyli były dziwne i dość fantazyjne.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 30-01-2013 o 13:26.
Rebirth jest offline