Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2013, 19:07   #218
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
- Wyżej uszu mam tych fanaberii - warknął Gawron i chwyciwszy Bułkę za ramię wepchnął za próg pierwszego, zakrwawionego mieszkania. - Hirek, te twoje drzwi naporu jamnika nie wytrzymają. Idziesz czy zostajesz, bo zamykam?
Teresa była już na tyle skołowana, że dała się poprowadzić Gawronowi jak bezwolna kukła. Przykładała się jedynie aby nogami szybko przebierać.
- Dobra Gawron, miałeś rację - zamknęła oczy i stała w przedpokoju starając się nie umoczyć butów w walającej się wszędzie krwi. - Trzymaj drzwi ja przytargam kanapę.
Mimo deklaracji nie ruszyła się jednak o krok.
- Kurwa mać... - Hirek omiótł wzrokiem nowo otwarte pomieszczenie i wycofał się za resztą. Gawron miał rację, trzeba zaufać temu facetowi. Jakie mieli inne opcje? Jakby chciał ich śmierci wystarczyło nie otwierać drzwi i nic nie mówić. Dał im jakąś wskazówkę. Czy teraz śmiał się w kułak że mu zawierzyli, to inna sprawa. Hirek minął siostrę i powiedział wolno.
- Zapominamy o jednej kwestii... Naszym... współlokatorze. - Starał się przyjrzeć postaci którą widzieli wcześniej. W końcu wleźli … miał nadzieję że nie na jego teren łowiecki.

Aby przyjrzeć się dobrze musieli podejść bliżej.
I wtedy okazało się, że to był manekin. Taki, jak na wystawie sklepowej, ale bez jednej ręki i z odciętym kawałkiem głowy. Mroczny. Nieruchomy. Stał w wejściu do zalanego krwią pokoju. A w nim zobaczyli kolejne manekiny. Jeden, drugi, trzeci, piaty, kolejne. Wszystkie nie do końca kompletne. Ubrudzone. Nadpalone. Okaleczone.

Manekiny. Teresa poczuła chwilową ulgę. Zaraz jednak przypomniała sobie o chochołach na zewnątrz.
- Hirek, kanapa - zmusiła się aby ruszyć się w stronę mebli. - Albo najpierw szafa, później dociśniemy kanapą.

Hirek parsknął krótko zduszonym śmiechem, potarł twarz patrząc na ociekające krwią ściany. Potem wrzasnął i kopnął z całej siły cholerny manekin tak żeby się przewrócił na podłogę sypiąc sztucznymi częściami ciała na wszystkie strony. Krótki wybuch dał ujście strachowi, panice, dał ujście stresowi który ładował się w chłopaku jak w akumulatorze.
Zanim wziął się za barykadowanie zaglądnął szybko do pozostałych pomieszczeń.

Gawron zatrzasnął drzwi, gdy tylko wszyscy znaleźli się wewnątrz. Po czym natychmiast zaczął je barykadować sporą szafą przedpokojową. Cokolwiek zobaczył na schodach musiało dobrze podziałać na jego determinację.
Teresa może nie była w swojej życiowej formie ale starała się w miarę możliwości pomagać Gawronowi.

Mieszkanie do którego skierował ich nieznajomy, poza krwią i manekinami, było prawie puste. Nieliczne meble posłużyły im jako barykada, chociaż ich pośpieszne ustawianie prawie zamęczyło na śmierć osłabioną Teresą i równie słabego Hirka. Co więcej obojgu puściły z wysiłku szwy na ledwie co zagojonych ranach i teraz dodatkowo broczyli krwią. Ich opatrunki szybko nasiąkały czerwienią, co raczej nie było zbyt dobrym znakiem.
Lecz zbudowana na ich bólu i krwi barykada dawała cień nadziei. Poczucie, że odzyskali odrobinkę kontroli nad wydarzeniami.
“Chochoły” stały pod drzwiami do mieszkania, ale nie próbowały wtargnąć. Słyszeli ich mamrotanie, ale nic poza tym.

- Noc żywych chochołów, w dupę ich mać. - Patryk sapiąc usiadł na podłodze naprzeciw barykady. - Dobra, izba chorych, weźcie się pierdolnijcie spać bo oboje wyglądacie jak gówno po roztopach, ja pilnuję pierwszy. Jakoś tym pokrakom nie ufam.
- Patryk, ile razy ciebie można prosić?! - wrzasnęła nagle Teresa z zupełnie nietypową dla siebie nutką histerii w głosie. Miała dość tego biegania w kółko czując oddech chochołowych ludzi na plecach. - Możesz sobie przy mnie darować te... brzydkie słowa?! - zacisnęła dłonie w pięści. - Kobiecie się nie mówi, że wygląda jak... - szukała zastępczego słowa. - kupa, rozumiesz?! Nawet jeśli wisi nad nią przekleństwo rychłej śmierci, przyciąga do siebie jedynie piekielnych psychopatów i najpewniej straci palce bo szwy pękły mi na dobre! I gdzie ja się mam niby położyć, he? Może na tym starym, obrzydliwym, mokrym od krwi łóżku? A może na zalanej krwią podłodze? Ja tu nie chce być! Trzeba było mi pozwolić skoczyć z tego parapetu! Albo chociaż mocniej w łeb przywalić!

Teresa Bułka zawsze starała się nie okazywać swojego strachu i słabości ale gdzieś podświadomie uznała, że teraz już jej chyba wolno. Że to koniec. Zapędzili się za daleko i tkwią teraz uwięzieni na jakimś wymarłym nawiedzonym osiedlu i się stąd nie uratują a nikt inny uratować ich nie zdoła. I jeszcze podali Wandzi ten feralny namiar na Zalesie i ona też tu przyjedzie i zginie rozszarpana przez facetów w workach na głowach!
Niespodziewanie po tej przydługiej tyradzie Bułka wybuchnęła gorzkim spazmatycznym płaczem. Podeszła do okna i odwróciła się do chłopaków plecami bo było jej jednak za siebie wstyd i nie chciała żeby ktoś na nią patrzył. Pozwoliła sobie na chwilę histerii, kto by sobie w takiej chwili odmówił? A wraz ze łzami powoli uchodziło z niej całe nagromadzone napięcie, strach i beznadzieja. Oparła się łokciami o parapet i ryczała jak bóbr na pogrzebie.

- Oj tam, wielkie mi... - reszta zdania utonęła w niewyraźnym, nerwowym mamrotaniu do siebie. W końcu Gawron donośnie westchnął, ale nie ruszył się z miejsca. Jego niewysublimowana wiedza o kobiecej psychologii podpowiadała, że - po pierwsze - i tak pewnie naprawdę nie chodzi o to, o co niby chodzi, a - po drugie - o cokolwiek chodzi, jak Bułka się wyryczy to jej przejdzie. Oby. Tak to jakoś działało u jego starych. Poczuł, że musi się napić. Czegokolwiek, byle mocnego. Nie zapowiadało się. Ni cholery się nie zapowiadało. Drżącą z nerwów i zmęczenia ręką wygrzebał zmiętą, przemoczoną paczkę papierosów i podjął próbę wydobycia z niej czegoś nadającego się do palenia. Milczał i wbijał wzrok w stertę mebli i drzwi za nimi.

Hirek kiedy poczuł rwące się szwy, odruchowo położył rękę na brzuchu. Taki gest mający powstrzymać wypadające flaki. Miał dość. W przeciwieństwie do Tereski wiedział że zaraz i tak padnie, choćby i twarzą w kałuże posoki. Na razie jednak podszedł do siostry i objął ją delikatnie ramieniem. Trzęsła się i dygotała cała, nie tylko od płaczu. Przemoczeni do suchej nitki byli wszyscy. Trzymając w objęciu Tereskę rozglądnął się za czymś suchym co by nie wyglądało jak rekwizyt z teksańskiej masakry piłą mechaniczną.
Dał sobie spokój z zapewnianie m że jakoś to będzie, że się ułoży. Wszyscy znali swoje położenie. Nie dożyją do rana.
 
Harard jest offline