Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2013, 22:57   #129
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Po niezbyt długiej chwili roztkliwiania się nad samą sobą, Ann zaczęła analizować sytuację w której się znalazła. Nigdy nie należała do osób poddających się przeciwnościom. Może była to cecha wrodzona, bardziej jednak prawdopodobny był fakt, że została jej ona przekazana przez dwa pokolenia rodziny, która nauczyła się jak walczyć i przetrwać niezależnie od okoliczności. Przed jej oczami stanęła ciotka Libby na dwa miesiące przed śmiercią. Ann miesiąc wcześniej skończyła piętnaście lat. Siedziały razem na tarasie w domu na wyspie i patrzyły jak czerwona kula słońca zanurza się w oceanie:
- Pamiętaj Annie niezależnie od tego co cię spotka, co stanie się wokoło, jak bardzo popieprzy się ten świat dopóki możesz walczyć i masz dla kogo walczyć nie wolno się poddawać. Najważniejsza jest rodzina. Wszystko inne może trafić szlag. Czasami jednak trzeba zaufać komuś obcemu... – Liberty Montrose zamilkła na chwilę. Dziewczyna nie przerywała milczenia. Wiedziała, że gdy pisarka miała takie spojrzenie jak teraz, jej myśli krążyły wokół wydarzeń, które na zawsze odmieniły losy nie tylko jej samej i jej rodziny, ale i świata. - Poznałam kiedyś takiego człowieka. Nazywał się Thomson, David Thomson. Myślę, że gdyby nie on nie byłoby tutaj ani mnie ani ciebie. Ciekawe co się z nim stało...

***


- Wiesz Kye – Ann usiadła na łóżku obok hakera i popatrzyła na niego – przemyślałam sobie sprawę zaufania. To tak jak z seksem. Najgorszy jest pierwszy raz potem zawsze idzie z górki. Wiem, że nie wszyscy mężczyźni lubią kobiety z inicjatywą... – Uśmiechnęła się nieznacznie. Wyglądała na bardziej rozluźnioną niż jeszcze kilka minut wcześniej. – ale postanowiłam zaryzykować i Ci zaufać. Nie wiem jak zdecydują inni, masz jednak moją zgodę na sprzedaż tych przedmiotów, w czasie który uznasz za najlepszy.
Kye przerwał robotę, przyglądając się dziewczynie uważnie.
- Dlaczego? Wiesz dobrze, że sporo ryzykujesz. I nie wiesz nawet czego oczekiwać w zamian. Żaden ze mnie święty i to też wiesz.
Dziewczyna wzruszyła ramionami:
- Wbrew temu co możesz myśleć, to nie ma nic wspólnego z sentymentami. Dokonałam po prostu małego obrachunku strat i zysków.
Wzruszył ramionami.
- Pozostali i tak będą mieli sporo do powiedzenia.
Spojrzał w jej oczy, wyraźnie zastanawiając się przez chwilę. Ostatecznie skinął głową.
- Dziękuję. I to nie za możliwość sprzedaży.
Odwzajemniła jego spojrzenie:
- Wiem. Jak to się skończy, zaproś mnie na to piwo.

***


- Skontaktuję się z moją matką. Może to, co nam powie pomoże trafić na kreta? - Ann usłyszawszy informacje wydobyte przez hakera zastanawiała się przez chwilę analizując dane - Ten ktoś musiał mieć dostęp do tajnych badań C-T. Takich osób nie ma raczej wiele. Trzeba by sprawdzić, kto ma dostęp A-1. Tylko oni wiedzieli o AI. Może jednocześnie ta osoba ma powiązanie z Alexem Theloenem. Spróbuję się dowiedzieć czego o jego znajomych w korporacyjnym laboratorium.
- To nic nie zmieni, jeśli to bardzo gruba szycha. Typu jakiś gość z zarządu. Szukanie tych dostępów może być niebezpieczne, oni nie wiedzą, że mamy ten mózg.


Ann nie była pewna czy rozmowa z osobą, najprawdopodobniej znajdującą się obecnie w samolocie lecącym nad oceanem w ogóle będzie możliwa. Udało jej się jednak dodzwonić bez problemu. Niestety Susan Ferrick nie miała wiele do powiedzenia na temat Theloena:
- To mój pierwszy szef, z tego co pamiętam to lubił ekperymentować. Nie pracowałam z nim bardzo długo, widywałam rzadko. Zdaje się, że lubił flirtować lub zwyczajnie to było jego zwykłe zachowanie, pozostawał jednak taktowny jeśli nie widział odwzajemnienia. Przystojny i opanowany jako szef. Nie pamiętam jego projektów, chyba głównie dotyczyły pracy ludzkich mózgów i sztucznej rzeczywistości.
- Wiesz dlaczego go usunięto?
- To było coś związanego z jego ulubionymi eksperymentami, za bardzo chciał na własną rękę. Pewnie nie posłuchał poleceń góry lub zrobił coś za ich plecami. Takie chodziły plotki, nie wiem niczego pewnego.
- Czy ktoś obecnie pracujący w laboratorium był w kiedyś, albo może jest nadal bardziej z nim związany?
- Oh, być może. Ale nie jestem w stanie ci teraz na to odpowiedzieć.
- Słyszałaś może pogłoski o nielegalnych badaniach prowadzonych w C-T?
- Takie pogłoski są od czasu, kiedy zaczęłam pracować. Zawsze też coś wychodzi. drobne kradzieże, jakieś sprzedaże patentów i planów. Nic konkretnego, tylko plotki. A nawet jeśli, to nie jest rozmowa przez holofon.
- Masz rację. Gdyby jednak przyszły ci do głowy jakieś nazwiska prześlij mi je na bezpieczna skrzynkę. Pozdrów wszystkich ode mnie i ucałuj babcię Dothy, kiedy dotrzecie na miejsce.
- Dobrze, do usłyszenia. Uważaj na siebie...


Ann streściła hakerowi to czego nie mógł usłyszeć z jej rozmowy, a potem skomentowała:
- Ten typ idealnie pasuje do kogoś kierującego „Virtual Girl” no ale to tylko kolejne przypuszczenie. Wszystko to nic pewnego. Obawiam się, że nie dowiemy się więcej jeśli nie zaryzykujemy, by się tam dostać. Zanim Ed i Felipa dotrą tutaj chyba chwilkę się zdrzemnę. Nie wiadomo czy tej nocy trafi się jeszcze taka okazja.
To mówiąc dziewczyna zwinęła się się w kłębek u jego boku. Na drugim łóżku spała uratowana dziewczyna, a korzystać z pustego pokoju Ann jakoś nie miała ochoty.

***

Kiedy Felipa i Ed dotarli do hotelu Ann drzemała na łóżku zwinięta obok pracującego hakera. W drugim łóżku spała jakaś dziewczyna. Gdy Saperka usłyszała dźwięk otwieranych drzwi obudziła się i ziewnęła zerkając na tarczę holofonu. najwyraźniej sprawdzając godzinę.
Felipa usiadła w fotelu i zrzuciła buty. Wyglądała na spompowaną.
- Ciężka noc? - Saperka przeciągnęła się rozluźniając lekko zdrętwiałe mięśnie. - I chyba szybko się nie skończy.
Odpowiedzią Felipy było ciężkie wzuszenie ramion. Latynoska była niepokojąco jak na nią milcząca.
- Co się stało? - Ann popatrzyła na nią z powagą.
Felipa w krótkich kilku zdaniach opowiedziała o ich nieudanej akcji pod metą Gonzalesa, o wybuchu samochodu, gdzie siedział "jej kurier", o porwaniu, dachowaniu na autostradzie i szpitalu, którego kosztów "głupi hijo de puta Dirkuer" nie chciał pokryć ostatecznie czyniąc tą robotę nieopłacalną.
- Ten kurier to ktoś ważny? Prawda? - Nie było trudno wychwycić zmiany tonu głosu u latynoski, gdy mówiła o rannym mężczyźnie. - Jak on się czuje?
- Nieprzytomny. Ale powinien wyżyć
- skwitowała lakonicznie zerkając z ukosa na rozsiadającego się obok Waltersa. - A wy? - zmieniła temat. - Jak poszło w włamem?
Azjatka skrzywiła się:
- Trafiliśmy na dwóch kolesi i tę laleczkę - machnęła dłonią w kierunku śpiącej w drugim łóżku dziewczyny. Nawet Ann potrafiła zauważyć, gdy ktoś nie miał ochoty kontynuować tematu, więc przystała bez oporów na zmianę tematu.
- Co to za jedna?
- Nie mam pojęcia. Była w takim szoku, że nie dało się z nią rozmawiać. Remo dał jej jedną z pigułek nasennych. Powinna spać słodko do rana. Może potem będzie bardziej rozmowna, ale nie liczyłabym na to.
- Przez twarz Ferrik przebiegł grymas złości - Nie masz pojęcia jak ona wyglądała: Brudna, na wpół zagłodzona i przerażona. Trzymali ją w klatce jak zwierzę, a na nodze miała bransoletę sygnalizacyjną.
Felipa wysłuchała słów Azjatki nie okazując nadmiaru emocji. - Skurwysyństwo - skwitowała wstając z fotela i kładąc się brzuchem na niezbyt kuszącym łóżku. - Moglibyśmy ją wybudzić i wypytać. Posklejać elementy układanki.
- Nie po tych prochach. Po za tym naprawdę jej może być potrzebny psychiatra by zaczęła mówić. Zachowywała się jak bezwolny automat.

- Wyznaczono za mój łeb pół bańki nagrody.
- rzuciła nagle Felipa. - Każdy w tym mieście chce mnie sprzedać. Za was też?
- Nic o tym nie słyszałam, ale to fatalna wiadomość. Chyba czas zmienić tożsamość. Masz dla mnie to o co prosiłam?
- Kwota wymieniona przez latynoskę najwyraźniej nie zrobiła na niej wielkiego wrażenia.
- Mhm - Felipa wyjęła z plecaka kartę ID i wysłała na holo Ann notkę o tożsamości kobiety, której danych użyto.
Saperka wyciągnęła kartę w kierunku kobiety.
- Ile?
- Dwa tysiące.

Ann przelała pieniądze, a potem popatrzyła na dane:
- Myślisz, że ktoś uwierzy że jestem panienką tańczącą Go-Go? - Popatrzyła na rozmówczynię z niedowierzaniem
- Każdy musi jeść. Dla pieniędzy robi się gorsze rzeczy niż kręcenie gołym tyłkiem.
- No niby tak... ale...
- Dziewczyna wyraźnie się zaczerwieniła.
- Ale? - Felipa chyba nie rozumiała w czym rzecz.
- Marnie idzie mi kłamanie. Te dziewczyny zachowują się raczej... swobodnie prawda? To zupełnie nie w moim stylu.
- Annie...
- Felipa spojrzała na nią jak na dziecko. - Jesteś cholernie ksenofobiczna w swoim postrzeganiu ludzi. Nie każda tancerka z klubu dla dużych chłopców jest nimfomanką. Po prostu... wyzbądź się swoich... wielkopańskich manier i będzie git.
- Skoro tak uważasz...
- Ponownie popatrzyła na latynoskę - Nie miała pojęcia, że mam wielkopańskie maniery.
- Nie wątpię
- Felipa po raz pierwszy nieznacznie się uśmiechnęła. - Jesteś pierwszą osobą jaką znam, na której suma pięciuset tysięcy eurobaksów nie zrobiła wrażenia. Boję się nawet myśleć ile masz szmalcu. Boję się myśleć bo musiałabym ci zazdrościć, si? A zazdrosne latynoski to prawdziwe podłe suki.
- Zawsze możemy pomyśleć, jak trochę podreperować twoje konto. Remo podobno ma kupca na nasze niezwykłe przedmioty...

Felipa pokazała jej wyprostowany kciuk.
- Wreszcie pierwsza wiadomość tego dnia jaka poprawiła mi humor.
 
Eleanor jest offline