Vilis uniosła pytająco brew widząc elfa wyraźnie będącego jakimś starym znajomym Ibesa. Na wzmiankę o sobie prychnęła tylko, powstrzymując się od kąśliwego komentarza. Jej uwagę przykuł drugi elf, a raczej jego czarno-zielone łachy. Mężczyzna nie był w najlepszej kondycji, ale to tylko ułatwiało sprawę. Już miała podejść do niego i zacząć przyjacielską, pełną współczucia i dobroci rozmowę, gdy dostrzegła to, w co długouchy się wpatrywał. Zaklęła Cicho pod nosem. - Jeżeli widziałeś to co i ja widziałam to zaczyna się robić zabawnie. Pomyśl, ile może być wart łeb tej pokraki - zwróciła się do Ibesa, wyciągając załadowaną kuszę. Sprawdziła czy mechanizm działa poprawnie i ukryła ją pod płaszczem. Rozejrzała się po okolicy, skupiając szczególną uwagę na dachach i szukając innych, potencjalnych zagrożeń.
Naraz krasnolud, milczący towarzysz i część ich małej dysfunkcyjnej gromadki, rzucił się pędem w stronę karczmy. Zaśmiała się, kiwając głową w wyrazie głębokiego uznania i ruszyła biegiem za khazadem, wyciągając broń. Nie mogła pozwolić na to by zabójcy przypadła w udziale najlepsza zabawa. |