Bali, Seoth
Walka z goblińskim jeźdźcem i jego srogim wilkiem przebiegła towarzyszom nadzwyczaj pomyślnie. Zaprawiony w wielu bojach khazad uderzał toporzyskiem w paszczę dzikiego zwierza raz po raz, wprawnie unikając zębisk wilczura. Rozdrażnione i poranione zwierzę za nic nie potrafiło uszczknąć troszkę z krzepkiego ciała krasnouda. Krew bryzgała wokoło plamiąc nieskalaną dotąd śnieżną biel. Wreszcie z przeciągłym charkotem poczwara sczezła u stóp Baliego, syna Naina.
Seoth miał równie wiele szczęścia co jego krasnoludzki kompan. Gładko zbił włócznię goblina i w odpowiedzi wsadził mu miecz w kałdun okutany skórami. Niemalże po rękojeść. Smród z paszczy kreatury był niemożebny. Stwór wił się z bólu, parskał plwociną i krwią, złorzecząc przy tym plugawie. W ten sposób Eothraim zdołał się dowiedzieć tego i owego o proweniencji swojej matki i babki. Z godnością rycerza ze stepów pominął jednak te niegodziwe uwagi milczeniem, wycierając pobrudzoną orczą juchą prawicę.
W końcu goblin zdechł i na ośnieżonej polanie nastała cisza. Alarif i Modron
Tak jak przewidziała "Dzikuska" gadanie Czarnego Strażnika nie przyniosło mu wiele pożytku. Elfia strzała dosięgła jego uda zanim zdołałbyś powiedzieć w Sindarinie "Strachy na lachy".
Zdumiony Dongorath wykrzywił twarz z bólu, lecz celnie wymierzony kopniak od razu powalił go na ziemię.
Niemalże zapadł się do płytkiej śnieżnej jamy, z której wychynął by skrócić życie Mordon.
Kobieta czym prędzej odrzuciła precz kindżał upadłego Dunadana. Był bezbronny niczym robak i jak robak wił się pod jego władczym spojrzeniem. Zdany na jej łaskę czy niełaskę. - No, dalej. Skończ ze mną, dzikusko. Ja bym tak postąpił z Tobą, masz do tego pełne prawo. Wolę to niż niewolę... - odrzekł nie patrząc jej w oczy. |