Laboratorium Lloweryego było zakurzone, ciemne i jak z poprzedniej dekady, albo nawet dekady przed poprzednią dekadą, albo jak laboratorium dziecka. Pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy były automaty do grania, drugą, wielka kula dyskotekowa i neon z tańczącą striptizerką. Wszędzie walały się kable i światłowody, po środku wielkiej sali stała kobieta robot w kostiumie bardzo rozwiązłej pokojówki. Były tu półki z komiksami, filmami i książkami. Były kolekcje zabawek z Gwiezdnych Wojen i Star Treka, pistolety laserowe i miecze świetlne, kostiumy i lalki, niektóre autentycznych rozmiarów. Był też batmobile, na podeście, który podświetlił się kiedy podeszli bliżej.
Lloyd przybiegł skąś z naręczem kluczy i zaczął je przeglądać.
- Ten jest do małpiego laboratorium, ten do kolekcji skał księżycowych, ten do kieszonkowego wymiaru, ten do fugonetki lodziarza, ten do komnaty przeciążeń, ten do niewidzialnego odrzutowca … ciekawe gdzei go zostawiłem, ten do kadzi z telepatycznym błotem - wreszcie znalazł klucz z pilotem w kształcie głowy nietoperza - Aha!
Pik, klik i syk ogłosiły otwarcie drzwi do czarnego wehikułu.
- Proszę - dał klucze Inkowi - Pasuje do ciebie.
Odwrócił się na pięcie i pobiegł znowu czegoś szukać. Po chwili dało się słyszeć jęczenie jakiegoś generatora i wszystko wróciło do życia. Światła, kamera, akcja.
Z głośników poleciałą muzyka, a kobieta-robot wyprostowała się i rozejrzała dookoła.
- Czy mogę zaproponować coś do picia? - rzekła swoim mechanicznym głosem i przydreptałą na niewiarygodnych szpilkach ku lekko oszołomionej grupie.
Minton zauważył, że wszędzie dookoła roiło się od rozmaitych komputerów, które teraz drażniły niebieskim ekranem śmierci.
- Cholera - Lloyd walnął czymś z hukiem w coś innego i komputery zaczęły znów działać.
- Dobra … to od czego zaczynamy? - zapytał obecnych.
Alice zwróciła się do Feedbacka.
- Ja chyba jednak pójdę z tobą.
- Żeby podest wyniósł was w górę trzeba nacisnąć strzałkę w górę na pilocie - wtrącił szalony naukowiec - Ale nie dotykajcie funkcji lotu! Nie miałem jakoś okazji by ją poprawić po ostatnim - skrzywił się z niechęcią.
Podest wyniósł ich prosto na ciemny zakamarek wąskiej uliczki, jednej z tych powstałych pomiędzy dwiema kamienicami w celu gromadzenia śmieci. Trochę głupio było co prawda podróżówać po mieście w batmobilu, ale dopiero świtało, na ulicach nie było zbyt wielu ludzi, a ci którzy odważyli się opuścić domowe pielesze byli bardziej skupieni na przeklinaniu świata niż na otoczeniu.
Pojazd prowadził się intuicyjnie, Ink nie miał z nim najmniejszego problemu. Zwłaszcza, że wszystkie funkcje były podpisane. Lloyd musiał być bardzo zapominalski. Samochód sunął jak marzenie po ulicach Nowego Yorku. W pewnym momencie Alice, która z zainteresowaniem przyglądała się konsoli nacisnęła jakiś przycisk daleko po lewej stronie, coś zaczęło się dziać z karoserią - wszystkie wystające nietoperze kawałki zniknęły i maska zaczęła wyglądać całkiem normalnie, choć wciąż stylowo.
Miasto wciąż cierpiało z powodu niedawnych zamieszek - walało się dookoła zdecydowanie więcej śmieci, a witryny sklepów cierpiały na brak szyb. Im bliżej epicentrum tym więcej mijali też patroli policji. Ink i Alice ze zgrozą zorientowali się, że między zwykłymi niebieskimi pałętały się też odziane na czarno grupy agentów, także tych w pełnym rynsztunku bojowym.