Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2013, 13:17   #111
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Buttal siedział już przed biurkiem kilkanaście minut, gniotąc tyłek na niewygodnym krześle. Torgga od razu został zaprowadzony na przesłuchanie, co można było tłumaczyć tym że to on dość gwałtownie zareagował na oskarżenia, a nie Reznik. Chociaż z drugiej strony jego złość była uzasadniona, gdy na widok ciał straż nie zapytała o co chodzi, tylko od razu otoczyła dwóch krasnoludów dobywając broń.Na szczęście ci przedstawiciele prawa nie byli typowymi, złośliwymi klawiszami. Dlatego też Buttal siedział na krześle, pilnowany przez jednego z funkcjonariuszy, a nie zakuty w kajdanach leżał na podłodze w celi. Po prawie kwadransie oczekiwania jedne z bocznych drzwi otworzyły się a do środka wszedł ubrany w kolczugę strażnik w średnim wieku. Sumiaste wąsy sięgały mu prawie do brody a wodniste, rybie oczy lustrowały otoczenie z wyraźnym znużeniem:

- To pan jest kumplem tego capiącego, co chce piwa w środku składania zeznań? - zapytał, siadając za biurkiem i sięgając po papier na notatki.

- Jeśli mówi pan o moim zawodowym ochroniarzu, którego zatrzymano wraz ze mną to owszem, brzmi to dość podobnie do niego - wyjaśnił Buttal

- Zawodowy ochroniarz...- mruknął mężczyzna, notując coś na kartce - [i]Nazywam się Nolan Colonesku, sierżant. Spiszę pana zeznania...Wyćwiczonym ruchem zamoczył pióro w kałamarzu, odczekał aż nadmiar atramentu spłynie i spojrzał na siedzącego przed nim krasnoluda:

- Imię, zawód, powód przybycia do miasta, ewentualne "plecy". I tak, pytam o to na wstępie żeby po godzinie przesłuchania nie usłyszeć od kogoś z góry "zatrzymałeś gościa rozpracowującego siatkę przemytniczą z Conlimote, wypuść go i zniszcz akta".

- Buttal z rodu Resnikuf, z Góry Mora. Oficialny osobisty kurier i przedstawiciel Dimzada Belegarda, dyrektora Hejm Mint i doradcy finansowego Króla spod Góry. Przybyłem do waszego miasta dziś jakoś z sześć godzin temu, gdyż na jutro wieczór jestem umówiony na audiencję u waszego jarla, któremu mam przekazać osobisty list od dyrektora naszej kompanii. Jeśli zaś chodzi o plecy no to pan Belegard, nasz faktor w mieście, urzednicy w pałacu, ewentualnie jeśli się panu nie spieszy to nasz ambasador. Aa, i jeszcze kapitan Striełok z waszych pograniczników - wyjaśnił w pełni uprzejdmie kurier.

- To się nazywa znajomości, a nie plecy ale dobrze wiedzieć- sierżant zanotował wszystko, co jednak chwilę mu zajęło. W trakcie pisania kilka razy maczał pióro w kałamarzu:

- No dobrze, panie Buttal. O ile dobrze zinterpretowałem zeznania pana "zawodowego ochroniarza", to nie wy byliście inicjatorami tej masakry, która miła miejsce na placu Kupieckim. Poprosiłbym żeby opisał pan jak to wyglądało z pana perspektywy.

- Z mojej perspektywy? No to tak. Szedłem sobie aż mnie jakiś człowiek z wózkiem czy czymś takim zaczepił i próbowal mi coś wcisnąć. Ale że dym zobaczył to jak wszyscy pobiegł tam, jak zrozumiałem jego uwagi, bo pogożelcy pewnie głodni. Jako że ciuchów mi się nie chcialo z dymu wietrzyć to poszedlem ze dwa kroki dalej ale nim dotarłem gdzieś indziej to do mnie jakiś podskakuje, możecie go rozpoznac po rozcietej na pół głowie, zapytał:Buttal Resnik? Po czym dwa razy ciął mnie w pancerz nożem i się zdzwił. Póżniej jeszcze dwóch takich wyskoczyło. No to ich zabiłem prócz jednego, co to mój ochroniarz, co się nudził, dopadl. Pragnę zaznaczyć ze byłem hugieniczny i humanitarny, używając topora, nie chcąc niechacy zranic postrzałem przypadkowych osób - podkreslił z dumą Buttal. -aa - dodał po chwili- i wtedy zacząłem krzyczeć straż, na pomoc, straż

Colonesku westchnął, patrząc ciężko na swojego rozmówcę:

- A młody mówił że ten twój kumpel gada bez ładu i składu...- pokręcił głową z pewnego rodzaju urzędnicza irytacją - No dobrze, jeszcze raz, ale powoli. Gdzie został pan zaatakowany i ilu było napastników?

- No napadli mnie tam gdzie znaleziono nas i trupy. Najpierw wypadł jeden, ale że jak ostatni frajer próbował przebić nożem krasnoludzką zbroję to zaraz wypadli do niego kumple, jeden z rapierem i jeden z kuszą - wyjaśnił cierpliwie Buttal zadziwiony niekumatością podoficera

- Dobrze... Których zabił pan, których pana kolega?- zapytał znowu, na spokojnie notując słowa kuriera.

- No to tak, temu co ma rozrąbany łeb to ja go rozrąbałem. I tego z rapierem co to nim siekł jakby pierwszy raz w życiu go widział. Tego z kuszą to Torgi załatwił. I muszę zaznaczyć że był to najmniej profesjonalny napad na mnie w moim życiu - kontynuował Buttal

- Rozumiem... I zakładam że nie dało się tego załatwić w sposób bezkrwawy ni tym bardziej pokojowy?- zapytał retorycznie, znów notując - Jakieś przypuszczenia, jaki charakter miał ten napad?

- Hmm, charakter? Strzelanie z kuszy, walenie rapierem jak kijem i próby zadźgania, oraz jak wspominałem fakt że znali moje nazwisko i mnie szukali pozwala mi przypuszczać że to pewnie napad rabunkowy - rzekł sarkastycznie od razu dodając, lecz już normalnie - [i]a zasadniczo rzecz biorąc to jak sądzę sprawy biznesowe. Się spodziewałem ale zakładałem że skoro mi dali czas do wieczora to zamachy zaczną się dopiero wówczas

- [i]Może pan dokładniej mi to wyjaśnić, panie Buttal?[i/]- strażnik odłożył pióro, splatając dłonie - Nie powiem, nie lubię plątać się pod nogami wielkich tego świata kiedy załatwiają interesy, ale lubię wiedzieć co się dzieje na ulicach miasta którego mam obowiązek strzec. Jakieś szczegóły co do "biznesowego" charakteru tej napaści?

- Powiedzmy, na razie czysto hipotetycznie, że w czasie podróżny miały miejsce dwa napady. No może jeden ale podzielony na dwa. Pewna grupa biznesmenów dotarła do miasta, weszła do gospody i po może 10 minutach ktoś prosi ich na spotkanie na dole tejże gospody, po nazwisku - jakże by inaczej, sugeruje że napady miały coś z nim wspólnego oraz że mogą nastąpić następne. Jeśli pewien list się zgubi, a pewien krasnolud spóźni się na pewno spotkanie z pewnym jarlem to nagle znajdzie tysiąc złotych monet. I ma czas się zastanowić do wieczora. Czysto hipotetycznie oczywiście.

Colonesku znów westchnął, masując palcami nasadę nosa:

-Czyli uwalniając pana od tych wszystkich "hipotetycznych", "prawdopodobnych" i "być może mających miejsce zdarzeń", ktoś zaraz po pana przybyciu władował się do miejsca gdzie się pan akurat zatrzymał i proponował panu tysiąc sztuk złota za zgubienie listu... Mówił pan że dla kogo pan pracuje?

- [i]Dla Dimzada Belegarda, zarządcy Hejm Mint, naszej głównej kompanii handlowej i dorady ekonomicznego naszego króla. Tak między nami to większość kompani podobno i tak jest królewska.

Mężczyzna przygładził wąsy i zamyślił się chwilę, by następnie złożyć papiery i przygnieść je do biurka kamiennym przyciskiem do papieru w kształcie zwiniętego we śnie niedźwiedzia: -No dobrze... Powoli zaczynam ogarniać cała sytuację... Porozmawiam ze Striełokiem, dla czystej pewności, i pomyślimy co z tym waszym fantem zrobić. W tym czasie poczekacie w celi, jeśli nie macie nic przeciwko. W sumie to nie macie nic do gadania. Wolę mięć pewność że nikt mi was nie sprzątnie w trakcie "przypadkowej bójki w barze, gdy nieznany biesiadnik śmiertelnie ranił was kilkoma ciosami topora i zniknął"...

- Nie sądzę by komuś się ten numer miał udać ale co mi tam, chociaż się wyspie. Ale sakwojaż zostaje ze mną - odparł Resnik dość zdecydowanym tonem , po czym dodał - ale dziękuje za troskę, większość by sprawę olała dopóki nie wpadła bym im przez okno.

- Tak, tak, tak. Jasne. Bierz pan swoją bezcenną torbę bo na pewno wszyscy w mieście mają na nią zlecenie - przewrócił oczami, wstając ze swojego miejsca. Głową skinął za obecnego w pomieszczeniu strażnika - Młody, odprowadź pana kuriera do celi jego kolegi...Młodzian zasalutował sprężyście i wstał ze swojego krzesła. Nolan uniósł jeszcze dłoń - A co do spraw wpadających przez okno... Dookoła miasta zbóje stają się coraz bardziej bezczelni, płatni rębacze plączą mi się po ulicach i nikt nie widzi niczego dziwnego w podpalaniu magazynów, rzucając w nie oliwą i podpalając, na oczach przechodniów... Ech, nawet przestępczy w dzisiejszych czasach to partacze.

Buttal mógł tylko skinąć głową na tą słuszną sprawę. No bo jak to nazwać. Gdzie stare dobre czasy, gdzie ludzie przykładali się do obowiązków. Wstyd że tak żałośni bandyci się w ogóle fatygują.
 
vanadu jest offline