Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2013, 19:11   #93
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
NA PODJEŹDZIE DO WILLI


Samochód odczekał stosowny moment i ruszył dalej. Było przed trzecią w nocy, kiedy zatrzymał się przed podjazdem na posesję. Serca zaczajonych za budynkiem żołnierzy podziemia zabiły szybciej. Podobnie szybko dudniły serca Tuni i Doktorka.

Praca silnika półciężarówki przecinała nocną ciszę, światła reflektorów rozpraszały ciemności nocy. Nie było siły, by ktoś z domu nie zwrócił uwagi na dostawczaka hałasującego pod bramą.

I tak się stało. W domu rozbłysło światło latarki i po chwili na zewnątrz wyszło dwóch niemieckich żołdaków. Ale to nie był Wehrmacht, tylko żołnierze Waffen-SS. Uzbrojeni w karabiny maszynowe i czujni szli powoli w stronę intruzów w pojeździe, świecąc latarkami na wysokości oczu i osłaniając siebie wzajemnie.

- Odjechać stąd! - słyszeli rozkaz wydany głośnym, nawykłym do posłuszeństwa głosem.

Obaj zatrzymali się na tyle blisko, by być słyszalnymi, lecz na tyle daleko, aby móc zareagować na wypadek napaści. Widać było, że znają się na tym, co robią i mimo późnej pory i niecodziennej sytuacji zachowują pełen profesjonalizm zawodowych, zapewne elitarnych żołnierzy.

Tunia spojrzała krótko na Doktorka. Żadne z nich nie spodziewało się tutaj elitarnych jednostek. To mógł być duży błąd, ale nie mogli się już wycofać. Otworzyła drzwiczki wozu i wysiadła przewracając karki papieru trzymanych w rękach.
Doktorek jedynie zdążył otworzyć usta, ale już nie zdążył nic powiedzieć. Natalia ruszyła.

- Guten Morgen meine Herren - odezwała się czystą niemczyzną, modulując głosem - Natalie von Steinbach, mamy tutaj odebrać część wyposażenia... - powiedziała zerkając w stronę tego po prawej i zawieszając głos jakby zaskoczona widokiem broni w nich skierowanej.

Teraz, teraz niech jej te kartki wylecą z rąk. To musi być sytuacja kompletnie zaskakująca, nietypowa ... bezpieczne i naturalne zamieszanie. Telepatycznie starał się przekazywać myśli.

Tunia nie musiała udawać strachu. Była autentycznie przerażona widokiem dwóch wyszkolonych deutsche Soldaten, więc nagłe upuszczenie kartek z rąk i przyciśnięcie dłoni do ust nie przyszło jej trudno. Jakby wyczuwała intencje Doktorka.

- Ale.... dlaczego panowie do nas celujecie? - spytała z przestrachem w głosie.

Doktorek wyskoczył z auta, pozornie jedynie nic nie robiąc sobie z wycelowanej broni. Natychmiast pochylił się do pomocy w zbieraniu papierów, chcąc nie pozostawić wątpliwości do tego co chce zrobić i dlaczego wysiadł.

Kiedy Doktorek otworzył drzwi, szczęknęły bezpieczniki obu szmajserów a ich lufy skierowały się w stronę obu żołnierzy podziemia.



- Dokumenty! - ostry głos SS-mana wyraźnie dawał do zrozumienia, że wszedł on w ton zimnego formalisty.
Drugi przyjął pozycję, z której bez trudu mógł podziurawić kulami obie zbierające papiery osoby, gdyby zrobiły coś gwałtownego. W tej pozycji, przyklęknięci przy dokumentach moczonych przez deszcz, w świetle latarki znajdowali się obecnie w dość ciężkiej sytuacji na podjęcie potencjalnych działań bojowych. Nim wyjmą broń zwyczajnie mogą już zginąć.

Zamarł, Zygmunt zamarł czekał na reakcję Tuni. Tylko ona mogła to zakończyć jeszcze pokojowo. Oczywiście dokumenty może wyjąć z kieszeni w której ma pistolet. Ale jakie będą ich szanse .... Serce waliło ze 120 na minutę, czuł wręcz jego bicie w klatkę piersiową, a raczej o klatkę piersiową.

Zdawała sobie sprawę z ich beznadziejnego położenia.
- Ale w czym problem panowie?- spytała Natali wypinając się lekko zadkiem w stronę żołnierzy - wiem, że jest dość wcześnie, ale żeby dostarczyć towar na czas musimy przecież odebrać te skrzynki - Tunia starała się mówić dość szybko, wskazując na przestrach - Nikt nie powiedział mi, że mogą być jakieś kłopoty. Przecież nawet na bramie nas znają, możecie panowie zadzwonić. Nie lubicie świeżego pieczywka? Od kiedy to piekarnia jest tak pilnie strzeżona? Dlaczego nikt nas nie zawiadomił? To niesłychane i jeszcze te lufy... - Tunia wpadła w prawdziwy słowotok.

Żołnierze patrzyli na całą scenę z jakąś ... niepokojącą obojętnością.
- Dokumenty! - ton głosu SS-mana zbliżył się do niebezpiecznych rejestrów.
Coś z tymi ludźmi było nie tak. Bardzo nie tak.
Tunia czuła jak ciarki biegną jej po plecach. Coś się nie zgadzało. Żołnierze zdawali się reagować jak jakieś automaty, a nie ludzie.

- Dobrze, już dobrze, tylko muszę sięgnąć po nie do wozu. - powiedziała niecierpliwie - Chyba nie odstrzelicie mi głowy jak wstanę? Mogę? Doktorek równie pytająco tylko uniósł głowę.

- Idźcie! Szybko! - ton głosu ten sam. Jak u karabinu maszynowego. Zimny. Słowa wypowiadane niczym automat. Prawie bez emocji, lecz z tym czymś w tonie, co sugerowało rychłą przemoc z ich strony.
Powoli oboje wstali i ruszyli w stronę auta.

Odprowadzały ich lufy szmajserów i zimne spojrzenia wartowników.
Podeszli od strony drzwi kierowcy. Jeszcze zanim doszli Doktorek drżącym głosem powiedział
- Dasz radę wrócić do Niemca z dokumentami? Wręczysz mu je i włożysz obie ręce do kieszeni, szybko i zdecydowanie. Wtedy strzelisz w niego. Ja załatwię drugiego. Dasz radę?

Tunia tylko lekko skinęła głową , głos niemal uwiązł jej w gardle. A co jeśli broń nie wypali, albo ona chybi? Nie było jednak odwrotu. Tak czy inaczej Niemcy zaczną do nich strzelać. Musiała to zrobić.

Zygmunt padł na ziemię i sprawnie wsunął się pod auto. Tunia w mig pojęła plan. Podczołgał się do przodu, światła samochodu były zapalone co dodawało mu osłony przed wzrokiem SS-manów. Szanse były, były... dojrzał tego którego miał zdjąć, ułożył się wygodnie, sekundy zamieniały się w godziny. Widział kontem oka Natalię, Boże jaka jest silna. Oko na Niemca, jest na muszce. Nie chybi.

Tunia odwróciła się, włożyła jedną dłoń do kieszeni, w której miała broń, pod pachę wsunęła papiery, które pozbierali, żeby wyglądało naturalnie, że przyciska rękę do tułowia, a w drugą wzięła dokumenty i ruszyła szybkim tempem, ale nie w panice w stronę czekającego Niemca.

Chciała na chwilę, zanim zbliży się do niego całkowicie, wyciągnąć do przodu dłoń z dokumentami, a w tym samym czasie, jeśli przyjąłby jej gest strzelić do niego przez kieszeń. Tyle razy ile się da.

Deszcz padał cały czas. Czyżby opłakiwał śmierć któregoś z nich. Nogi Tuni wydawały się ciężkie, niczym z ołowiu. Każdy krok mógł być tym ostatnim. Każdy oddech również.

Żołnierz obserwował ją. Rzuciła kątem oka na drugiego. Ten SS-man chyba zaniepokoił się zniknięciem Doktorka. Zdjął karabin zdecydowanym ruchem i skierował go w stronę samochodu. Ruszył odrobinę w bok, by światło reflektorów nie raziło go w oczy.
Jeszcze tylko trzy kroki. Trzy krótkie i zarazem długie kroki. Palce zaciskają się na kolbie pistoletu. Dwa kroki - wyciąga dłoń z papierami w stronę żołnierza. Ten wyciąga rękę w ich stronę, powoli. A potem patrzy jej prosto w oczy. Tunia widzi, jak zwężają mu się w małe punkciki. Jak w ślepiach jakiegoś drapieżnika. Dłoń powoli opada w dół, w stronę karabinu. Teraz albo nigdy. Wie to, nie ma wyboru.

Nie ma czasu wyjąć pistoeltu. Strzeli przez kieszeń. Z biodra. To strasznie trudne. Może nie trafic nawet z tak bliska. Nie ma jak wymierzyć. Liczy się tak naprawdę szczęście i troszkę umiejętności. No i strzał raczej nie będzie precyzyjny, ale nie ma już szans na inną decyzję.

Jest szybsza niż Niemiec dzięki temu ryzyku. Strzela. Czuje jak gazy z wystrzału szarpią jej rękę, jak gorąca łuska wpada do kieszeni parząc dłoń.
Kieszeń rozrywa się od środka. SS-man jest tak blisko. Musi się udać! Musi.
Dokręcony przed akcją tłumik wycisza strzał do czegoś zbliżonego do głośniejszego kaszlnięcia.
Niemiec dostaje. Bok jego płaszcza rozrywa pocisk. Niezbyt chyba jednak skutecznie, niezbyt precyzyjnie. Bo ręce SS-mana zaciskają się na karabinie. Lufa, jak w koszmarnym śnie, wędruje w stronę Tuni.
W tym ułamku sekundy liczy się silna wola, odporność na strach i chęć przeżycia.

Pistolet pluje ponownie - raz i drugi.
Ciszę nocy przerywa krótka seria ze szmajsera .....


Doktorek nie tracił czasu. Nim drugi Szwab zdjął broń strzelił do niego, w tej samej chwili, kiedy Tunia była tuż obok swojego celu.
Strzelał z ukrycia, z dość niewygodnej pozycji i w dość paskudnych warunkach, ale miał czas dobrze wymierzyć. Pistolet plunął ołowiem z cichym dźwiękiem tłumika. Raz, drugi, trzeci - tutaj nie liczyła się finezja lecz skuteczność. Ścigający broń SS-man zgiął się w pół, potem upadł na ziemię przyciskając ciężarem swojego ciała broń do podłoża.

Krótka seria przeszyła nocną ciszę. W uszach Doktorka zabrzmiała przerażająco, bo dochodziła od strony, gdzie Tunia miała załatwić swojego wartownika. Spojrzał szybko w tamtą stronę i zobaczył, jak Niemiec pada w błoto na podjeździe. Ale nie tylko on. Tunia zachwiała się i również poleciała w tył, jak marionetka, której ktoś przeciął sznurki - bezwładne ciało.....
Był wstrząśnięty, miał nadzieję, że nie ... Doktorek wyczołgał się spod samochodu.

Rozejrzał się wokół. Podbiegł do Natalii ...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 03-02-2013 o 19:13.
Felidae jest offline