Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-01-2013, 20:50   #91
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY


Niepokój.

Dla wielu żołnierzy oczekiwanie na akcję jest najgorsze. Ten niepokój, zżerający człowieka od środka. Obawa, że tylko godziny dzielą go od momentu, gdy postawi swoje życie na szali. Gdy zatańczy taniec ze śmiercią. Ten smak goryczy wzbierający gdzieś pod sercem, rozlewający się po całym ciele. Jak trucizna powodująca, że człowieka ogarniają wątpliwości, że zaczyna czuć przemożny nacisk na pęcherz, mimo iż niedawno był na stronie.

Dla niektórych z nich miała to być pierwsza prawdziwa akcja. Na domiar złego przeprowadzona po lichym rozpoznaniu, na terenie wroga. Ryzyko jeszcze większe. Dużo większe. Skok w nieznane. W ciemność.
Te godziny, które pozostały im do rozpoczęcia działania były sprawdzianem hartu ducha, siły woli, charakteru.

Najlepiej radzili sobie z niepokojem Stryj i Sprzęgło, chociaż i oni nie byli wolni od obaw i lęków. Gorzej trzymała się reszta, chociaż Beniaminek, jako weteran potrafił zająć swoje myśli czymś, co powodowało, że nie myślał o strachu, o tym, co ma niedługo się wydarzyć.

Burza za oknami starej szwalni szalała w najlepsze. Z nieba lały się strumienie wody, wiatr dął tak mocno, że gdzieś niedaleko zerwał dachówki. Ale po północy burza przeszła dalej. Błyskawice rozjaśniały mrok nocy coraz rzadziej, deszcz ustawał na sile, a odgłosy gromów przypominały ledwie odległy ostrzał artyleryjski.


SPRZĘGŁO, DOKTOREK, STRYJ


Tunia i Beniaminek wyszli po odprawie załatwić swoje sprawy, a ich trójka została w kryjówce. Dowódca i Tunia sporo ryzykowali wychodząc tuż przed godziną policyjną, ale nie mieli wyjścia. Musieli dograć jeszcze pewne sprawy „na mieście”. Tunia dogadać sprawę z Witkiem, któremu najwyraźniej ufała, a Beniaminek załatwić dla nich „klamoty” – czyli broń.

Stryj nie musiał wychodzić. W starej pracowni bez trudu znalazł zeszyty, który teraz zaczął przerabiać w notes subiekta. Rysował tabelki, które wypełniał fałszywymi danymi i słupkami cyferek. To pozwalało młodzieńcowi zająć czymś umysł. Nie myśleć o tym, co wydarzy się za kilka dosłownie godzin. W czarnej, teatralnej godzinie przedświtu. Kiedyś, jeszcze przed wojną, Stryj marzły, by zagrać jakiegoś bohatera szekspirowskiego dramatu. I marzenie te mogło się spełnić szybciej, niżby chciał.

Sprzęgło myślał o wielu rzeczach. Analizował po raz kolejny ich plan. Szukał punktów krytycznych. Obliczał prawdopodobieństwo powodzenia sięgając po tak wiele zmiennych, że rozbolała go od tego głowa.

Doktorek z trudem panował nad nerwami. Czul zmęczenie. Tak silne, że zagłuszało nawet strach. Musiał zdrzemnąć się przynajmniej przez chwilę. Złapać odrobinę odpoczynku, jeśli nie chciał ze zmęczenia zawieść w najmniej odpowiednim momencie. Ale nie dał rady zasnąć. Za bardzo ściskało go w żołądku.



BENIAMINEK



Woda w kanałach była taka, jak przewidział. Rwąca, wzburzona, brudna. Nie na tyle jednak głęboka, by ich potopić. Jednak lało się jej coraz więcej i więcej.

Z niepokojem szedł przez mroczne tunele wypatrując znaków pozostawionych tutaj przedpołudniem. Trafił do celu tylko dzięki nim. Bo podczas burzy kanały zmieniły się nie do poznania.

Nad kratą męczył się ponad pół godziny, pomagając sobie pożyczonymi narzędziami. Upewniając się, że wszystko w porządku Beniaminek wyszedł na ogród.

Dom stał cichy i ciemny. Zamknięty na głucho. Ale w holu paliło się światło i chyba słyszał żołnierzy. Patrol. Wartownicy. Co najmniej kilku. Miał nadzieję, że większość idzie spać później. Że domu pilnować będzie jeden lub dwóch wartowników. Oszacował siły wroga w całym domu na kilku zwykłych żołnierzy i może dwóch, albo trzech oficerów. Jeśli się nie pomylił, mieli szansę.

Zamykając za sobą starannie kratę wrócił na miejsce zbiórki.



TUNIA



Udało jej się zdążyć przed godziną policyjną na spotkanie z Witkiem. Nie musiała go długo przekonywać, by pomógł jej w akcji. Nie pytał. Wiedział, że im mniej wie, tym lepiej dla niego.

- Zrobi się. Będę tam – powiedział tylko.

Teraz czekała ją tylko powrotna droga przez burzę podczas godziny policyjnej. Ale Beniaminek nie był głupcem. Czekał na nią, z pakunkiem odebranym „z pralni”. Razem, unikając patroli, – co nie było trudne w ulewie i burzy – wrócili do kryjówki. Przemoczeni i zmęczeni, ale jak na razie wszystko poszło jak po maśle.

Zaczęła się pierwsza faza operacji uwolnienia Sybilli.


FAZA PIERWSZA



Broń została rozdana. Sprawdzona. Przygotowana do użycia. Jeden pistolet i po zapasowym magazynku. Niewiele, ale przecież nie planowali ostrzejszej wymiany ognia.

Ludzie, których los i determinacja uczyniły żołnierzami Polski Podziemnej ruszyli wypełnić swój żołnierski obowiązek wobec zniewolonej Ojczyzny. Tej nocy to okupant poczuje kły gniewu. Przynajmniej taką mieli nadzieję.
Najpierw zabrali samochód z ich warsztatu. Jeden z bardziej ryzykownych fragmentów planu. Wystarczyło, aby zatrzymał ich jakiś nadgorliwy patrol, a cały plan mógł spalić na panewce.

Tunia i Stryj przebrali się w stroje piekarzy, wsiedli do samochodu i pojechali do piekarni Biernackiego. Postała trójka najpierw skorzystała z podwózki, a potem przemykając się ulicami udała się w stronę wejścia do kanałów.
Zaczynało się.


TUNIA, DOKTOREK



Jechali z sercami w gardłach. Nie mogli nie włączać świateł, bo deszcz utrudniał widoczność i zbyt łatwo mogli zderzyć się z czymś na drodze. W ten sposób byli widoczni dla każdego patrolu wroga.

Kiedy ujrzeli wyłaniające się zza zakrętu światła o mało nie spanikowali. To był niemiecki patrol. Ale przejechał obojętnie obok nich. Może dlatego, że nie przyśpieszyli. Nie spanikowali.

Kawałek dalej było nieco gorzej. Drogę zagrodził im motocykl. RKM-ista na przyczepce mierzył w stronę samochodu, a inny żołnierz wskazał im, aby zjechali na bok.

Posłuchali. Nie mieli wyjścia.

- Bauer? – zagadał dowódca patrolu świecąc im w oczy latarkami.
- Ja.
- Kennkarte.

Podali mu dokumenty. Ten rzucił na nie tylko pobieżnie okiem, oddał je i ... puścił ich dalej.

Kiedy odjeżdżali ich serca biły, jak szalone.


* * *

- Są panowie nieco za wcześnie – przywitał ich Biernacki.

Potem ujrzał Tunię i zacisnął zęby.

- Spokojnie, panie piekarz. Ona jest ze mną – wyjaśnił Doktorek, który szybko zorientował się o co chodzi. Biernacki znał jedynie Sprzęgła i Doktorka, którzy kombinowali dostawczaka. – Miał pan bułki nam dać.

- Za wcześnie trochę – powiedział uspokojony Biernacki. – Wejdźta na chwilę. Dam wam mocnej herbaty.

Posłuchali go. Wyglądał na człowieka w porządku.

- Boże – usłyszeli szept piekarza, prowadzącego ich na zaplecze. – To jeszcze panienka, przecież.


BENIAMINEK, SPRZĘGŁO, STRYJ



Kanał po burzy wypełniał szum płynącej wody. Stroje skombinowane przez Beniaminka, a szczególnie wysokie buty, na niewiele się przydały. Trójka mężczyzn brodziła w wodzie sięgającej po pas, często walcząc z wartkim strumieniem wody spływającej gdzieś do tuneli retencyjnych. Deszcz miał swój plus. Szum wody powodował, że nie musieli zachowywać się cicho. Nikt i tak nie usłyszałby ich przemarszu tymi podtapianymi korytarzami.

Było zimno i mokro. Baniaminek miał nadzieję, że każdy z żołnierzy posłuchał jego polecania i dokładnie przyszykował broń.

W końcu nieźle umęczeni, dotarli na miejsce. Spojrzeli na zegarki. Druga piętnaście. Jeszcze kwadrans do zajęcia stanowisk.


TUNIA, DOKTOREK



- Kiedy będą te bułki? – byli wdzięczni Biernackiemu za herbatę i ciepły kąt, ale było w pół do trzeciej, a akcja miała zacząć się za 45 minut. Najpóźniej.

- Pieczywko wyciągamy z pieca trzecia trzydzieści. Potem liczenie i o czwartej, w pół do piątej, jeszcze gorące, jadzie do jaśniepaństwa Szwabów.

Tunia z Doktorkiem spojrzeli na siebie. Za późno. Będą musieli pojechać bez towaru. Przecież o trzeciej piętnaście zacznie się akcja.

Dopili herbatę, pożegnali Biernackiego i pomaszerowali do szoferki.

- I co teraz? – zapytała Tunia.
- Nie wiem – powiedział Doktorek zapalając silnik.

Ale doskonale wiedział. Ciężar pistoletu w kieszeni stał się teraz dużo bardziej wyczuwalny. Wiedział już, że kiedy tylko strażnicy zajrzą do środka, by zerknąć na przywiezione bułki, zmuszony będzie użyć broni. Zmuszony będzie strzelić do wartownika. Z bliska. By zminimalizować ryzyko wszczęcia przez niego alarmu.

Oboje to wiedzieli.

Ruszyli w mrok. W stronę dzielnicy niemieckiej.

Czuli w ustach gorzki smak strachu.

Druga dwadzieścia. Za dziesięć minut muszą być na miejscu. Zająć pozycję. Z bułkami, czy bez nich.


BENIAMINEK, SPRZĘGŁO, STRYJ


Ruszyli po metalowych stopniach w górę. Po chwili byli już w ogrodzie, który pachniał świeżym błotem. Skapujące z liście krople wody wypełniały ciszę nocy ponurym, jednostajnym dźwiękiem.

Dom stał cichy i ciemny. Podobnie jak wszystkie ulice i inne domy wokół niego. Witek chyba sprawił się dobrze, chociaż troszkę za wcześnie. Nic to. Ważne, że było ciemno. Że zmrok pomoże im wykonać ich szaleńczy plan.

Ostrożnie przekradli się pod ścianę budynku.

Serca biły im jak szalone. Wpatrywali się w ulicę, licząc na to, ze ujrzą tam światła dostawczaka z piekarni.

Druga trzydzieści pięć. Samochodu nie było. Coś musiało się stać po drodze.

- Spokojnie – szepnął przyczajony w bezpiecznym miejscu Beniaminek. – Mają jeszcze czas. Zaczynamy kwadrans po trzeciej.

Nie wiedział za bardzo, czy przekonuje siebie czy Stryja i Sprzęgła.

Odległe echa burzy brzmiały, niczym pomruk budzącej się bestii.


TUNIA, DOKTOREK


- Cholera – mruknął Doktorek wjeżdżając na ulicę, która stanowiła wjazd na niemieckie kwartały.

Przypomniał sobie, że mijali szlaban wjazdowy – posterunek ustawiony na wjeździe gdzie Żółtko pokazywał „Helmutowi” ich przepustkę. Tam zatrzymali ich na dwie minuty. Wtedy było odrobinę po piątej. Teraz jeszcze nie było trzeciej. Samochód z pieczywem mógł wzbudzić uzasadnione podejrzenia Szkopów. Z drugiej strony mogło się też udać.

Na pewno widzieli jego światła. Jeśli teraz zawróci mogą zacząć coś podejrzewać.

Ilu ich tam było? Doktorek przypominał sobie gorączkowo. Trzech. Jeden w budce – zapewne ma telefon do jakiegoś pobliskiego garnizonu, dwóch sprawdzało wóz. Ten w budce na pewno ma telefon.

Ile stamtąd do willi, gdzie zapewne jest Sybilla? Góra trzysta, może pięćset metrów? Gdzieś tak.

Ryzykować? Zdjąć ich po cichu, – jeśli zadziałają szybko i znienacka oraz skutecznie z Tunią mogą zabić całą trójkę. Zawrócić? Zostawić swoich?
Co zrobić?

Smak żółci w gardle. Musieli podjąć szybką decyzję.
 
Armiel jest offline  
Stary 03-02-2013, 16:55   #92
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
NIEMCY, TUNIA i DOKTOREK
Scena Przy Wjeździe Do Dzielnicy Niemieckiej

O kurcze. Pomyślał jak zobaczył punkt kontrolny. Całkowicie nie przewidzieli tego, pora, nie ta godzina, cholera. Myśli przerwała Tunia ...

- Doktorek, chyba nie mamy wyjścia i trzeba będzie ich zdjąć. - Tunia sama siebie przeklinała za takie rozwiązanie - Spróbuję wysiąść z wozu i podejść do tego w budce. Tego trzeba uciszyć najszybciej. Tobie pozostaje ta dwójka przy aucie. Co ty na to? - dziewczyna mówiła cicho i szybko.

Zygmunt był zmęczony, już wydarzenia tej nocy, pierwsza kontrola była dość stresująca. Ale nie było czasu przeżywać tego co się już stało, przed nimi nowe przeszkody... Usłyszał słowa Tuni, szybko to przeanalizował, sięgnął odruchowo prawą ręką po broń ... Jak uniknąć strzelaniny tutaj ... jak to zrobić ... muszą spróbować .. myśli pędziły przez głowę.
- Natalia, zaczekaj ruszysz jeśli się nie uda. Niech nas sprawdzą, spróbujmy, jak będzie problem to ja zacznę. Widział siebie celującego prosto w czoło Niemca sprawdzającego dokumenty. Oddychał szybko. Spojrzał w oczy Tuni.
Ta odpowiedziała spojrzeniem i ujrzała w oczach Doktorka pewność siebie. To ją przekonało.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz - powiedziała cicho.
- Nie bój się. Uda się. Zrobimy to.
Powoli zbliżali się do wjazdu. Dojeżdżali .. trzysta, dwieście metrów .... - Pociągnij za klamkę, tak abyś miała już otwarty zamek drzwi. Jeśli strzelę, idziesz na tego w budce. Podjadę najbliżej jak się da.
Sto metrów .. otworzył okno na oścież ... powoli podjechał, zjechał możliwie blisko budki ... zatrzymał się. Pistolet leżał przy prawym udzie.

Niemcy ruszyli w stronę samochodu świecąc w szyby latarkami. Jeden szedł z przodu, drugi trzymał się z tyłu z karabinem opuszczonym w dół. Lecz dobrze wyszkolony żołnierz mógł z łatwością unieść lufę w stronę pasażerów i otworzyć ogień.

- Ausweiskontrolle!

Doktorek przełknął ślinę. Nie był charyzmatycznym mówcą, ale to nie to teraz jest potrzebne ... Za chwilę okaże się czy jego plan ma szanse zadziałać. Nienajgorszym niemieckim odparł:
- Bitte. To nasze dokumenty. ... Odczekał sekundę, może dwie i z możliwie największą na jaką go było stać swobodą zaczął mówić ...:
- Jedziemy po skrzynki na pieczywo. Ostatnim razem, przy dostawie zostawiliśmy ... Trzeba je zabrać aby dzisiejszą dostawę rozwieść ... Starał się aby brzmiało swobodnie, bez napięcia ... przerwał i czekał na reakcję i decyzję Niemca. Decyzję która będzie być może decyzją o losie zarówno ich, ich przyjaciół ale i samych żołnierzy.

- Znam go - zaszwargolił drugi Niemiec. - Był tutaj wczoraj. Nowy.

- A to kto?
- światło latarki przesunęło się na twarz Tuni. - Ładniutka. Twoja dziewczyna?
Tunia udała zawstydzenie. Zygmunt uśmiechnął się.
- Pracuje w dostawie ze mną, Franek jest chory, ktoś musi pomagać.
- Tak, tak, naturalnie
- uśmiechnął się Niemiecki żołnierz dwuznacznie. Miał młodą twarz i wyraźnie widać było o czym tak naprawdę myśli - Otwórz jeszcze tył.
Drugi żołnierz zaśmiał się chyba wyłapując jakąś dwuznaczność lub coś podobnego.
Doktorek jednak pamiętał, że wtedy też sprawdzali samochód czy nie przewożą czegoś nielegalnego lub jakiś zbiegów lub partyzantów. Rutynowa kontrola. Chyba wszystko szło w dobrym kierunku.
Taką miał nadzieję. Serce waliło. Wsunął pistolet do kieszeni płaszcza i szybko wysiadł i zdecydowanym krokiem ruszył aby okazać pustą pakę.
Żołnierz poszedł za nim. Oświetlił pustą przestrzeń, wręczył Doktorkowi dokumenty.
- Jedź - potem światłem latarki dał dwa sygnały do budki strażniczej i jego kolega zaczął podnosić szlaban przedzielający ulicę.
Musieli jakoś zrobić z nim porządek, gdy już będą uciekać z Sybill po akcji. Bo inaczej mogą zatrzymać ich na tej metalowej przeszkodzie. W ostateczności dobry kierowca mógłby spróbować wyminąć go jadać pomiędzy dwoma drzewami - dość ryzykowny i niebezpieczny manewr.
- Danke. Rzucił Doktorek starając się nadal być swobodnym. Ulga, to jedno słowo opisywało wszystko. Wskoczył do szoferki, silnik był zapalony, ruszył szybko ... na tyle szybko, że zaczepił, a raczej zdążył zaczepić szczytem paki o podnoszony szlaban. Zahamował ostro i krzyknął
- Scheiße ! Jednak nie czekał na reakcję Niemców, a jedynie cofnął odrobinę auto, niczym poprawiając czapkę na głowie, odbił nieco w prawo i pojechał ... - Może ... Powiedział głośno w stronę Tuni. Uśmiechnął się.
- Teraz do przyjaciół, pewnie czekają.
Na twarzy Tuni malowała się ulga, jakby ktoś zdjął jej właśnie olbrzymi ciężar z piersi. Otarła o spódnicę spocone z nerwów dłonie.
- Udało się - sama nie wierzyła, że po raz pierwszy od jakiegoś czasu dopisało im szczęście. - Teraz nastepny krok. - Tunia w skrócie przedstawiła Doktorkowi swoją propozycję
Pasowało, pasowało Doktorkowi. Założył że o tej porze, nikt nie będzie spodziewał się jakiejś akcji podziemia. - Niech Bóg kimkolwiek jest ma nas w opiece, ruszajmy.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"

Ostatnio edytowane przez Szamexus : 03-02-2013 o 17:07.
Szamexus jest offline  
Stary 03-02-2013, 19:11   #93
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
NA PODJEŹDZIE DO WILLI


Samochód odczekał stosowny moment i ruszył dalej. Było przed trzecią w nocy, kiedy zatrzymał się przed podjazdem na posesję. Serca zaczajonych za budynkiem żołnierzy podziemia zabiły szybciej. Podobnie szybko dudniły serca Tuni i Doktorka.

Praca silnika półciężarówki przecinała nocną ciszę, światła reflektorów rozpraszały ciemności nocy. Nie było siły, by ktoś z domu nie zwrócił uwagi na dostawczaka hałasującego pod bramą.

I tak się stało. W domu rozbłysło światło latarki i po chwili na zewnątrz wyszło dwóch niemieckich żołdaków. Ale to nie był Wehrmacht, tylko żołnierze Waffen-SS. Uzbrojeni w karabiny maszynowe i czujni szli powoli w stronę intruzów w pojeździe, świecąc latarkami na wysokości oczu i osłaniając siebie wzajemnie.

- Odjechać stąd! - słyszeli rozkaz wydany głośnym, nawykłym do posłuszeństwa głosem.

Obaj zatrzymali się na tyle blisko, by być słyszalnymi, lecz na tyle daleko, aby móc zareagować na wypadek napaści. Widać było, że znają się na tym, co robią i mimo późnej pory i niecodziennej sytuacji zachowują pełen profesjonalizm zawodowych, zapewne elitarnych żołnierzy.

Tunia spojrzała krótko na Doktorka. Żadne z nich nie spodziewało się tutaj elitarnych jednostek. To mógł być duży błąd, ale nie mogli się już wycofać. Otworzyła drzwiczki wozu i wysiadła przewracając karki papieru trzymanych w rękach.
Doktorek jedynie zdążył otworzyć usta, ale już nie zdążył nic powiedzieć. Natalia ruszyła.

- Guten Morgen meine Herren - odezwała się czystą niemczyzną, modulując głosem - Natalie von Steinbach, mamy tutaj odebrać część wyposażenia... - powiedziała zerkając w stronę tego po prawej i zawieszając głos jakby zaskoczona widokiem broni w nich skierowanej.

Teraz, teraz niech jej te kartki wylecą z rąk. To musi być sytuacja kompletnie zaskakująca, nietypowa ... bezpieczne i naturalne zamieszanie. Telepatycznie starał się przekazywać myśli.

Tunia nie musiała udawać strachu. Była autentycznie przerażona widokiem dwóch wyszkolonych deutsche Soldaten, więc nagłe upuszczenie kartek z rąk i przyciśnięcie dłoni do ust nie przyszło jej trudno. Jakby wyczuwała intencje Doktorka.

- Ale.... dlaczego panowie do nas celujecie? - spytała z przestrachem w głosie.

Doktorek wyskoczył z auta, pozornie jedynie nic nie robiąc sobie z wycelowanej broni. Natychmiast pochylił się do pomocy w zbieraniu papierów, chcąc nie pozostawić wątpliwości do tego co chce zrobić i dlaczego wysiadł.

Kiedy Doktorek otworzył drzwi, szczęknęły bezpieczniki obu szmajserów a ich lufy skierowały się w stronę obu żołnierzy podziemia.



- Dokumenty! - ostry głos SS-mana wyraźnie dawał do zrozumienia, że wszedł on w ton zimnego formalisty.
Drugi przyjął pozycję, z której bez trudu mógł podziurawić kulami obie zbierające papiery osoby, gdyby zrobiły coś gwałtownego. W tej pozycji, przyklęknięci przy dokumentach moczonych przez deszcz, w świetle latarki znajdowali się obecnie w dość ciężkiej sytuacji na podjęcie potencjalnych działań bojowych. Nim wyjmą broń zwyczajnie mogą już zginąć.

Zamarł, Zygmunt zamarł czekał na reakcję Tuni. Tylko ona mogła to zakończyć jeszcze pokojowo. Oczywiście dokumenty może wyjąć z kieszeni w której ma pistolet. Ale jakie będą ich szanse .... Serce waliło ze 120 na minutę, czuł wręcz jego bicie w klatkę piersiową, a raczej o klatkę piersiową.

Zdawała sobie sprawę z ich beznadziejnego położenia.
- Ale w czym problem panowie?- spytała Natali wypinając się lekko zadkiem w stronę żołnierzy - wiem, że jest dość wcześnie, ale żeby dostarczyć towar na czas musimy przecież odebrać te skrzynki - Tunia starała się mówić dość szybko, wskazując na przestrach - Nikt nie powiedział mi, że mogą być jakieś kłopoty. Przecież nawet na bramie nas znają, możecie panowie zadzwonić. Nie lubicie świeżego pieczywka? Od kiedy to piekarnia jest tak pilnie strzeżona? Dlaczego nikt nas nie zawiadomił? To niesłychane i jeszcze te lufy... - Tunia wpadła w prawdziwy słowotok.

Żołnierze patrzyli na całą scenę z jakąś ... niepokojącą obojętnością.
- Dokumenty! - ton głosu SS-mana zbliżył się do niebezpiecznych rejestrów.
Coś z tymi ludźmi było nie tak. Bardzo nie tak.
Tunia czuła jak ciarki biegną jej po plecach. Coś się nie zgadzało. Żołnierze zdawali się reagować jak jakieś automaty, a nie ludzie.

- Dobrze, już dobrze, tylko muszę sięgnąć po nie do wozu. - powiedziała niecierpliwie - Chyba nie odstrzelicie mi głowy jak wstanę? Mogę? Doktorek równie pytająco tylko uniósł głowę.

- Idźcie! Szybko! - ton głosu ten sam. Jak u karabinu maszynowego. Zimny. Słowa wypowiadane niczym automat. Prawie bez emocji, lecz z tym czymś w tonie, co sugerowało rychłą przemoc z ich strony.
Powoli oboje wstali i ruszyli w stronę auta.

Odprowadzały ich lufy szmajserów i zimne spojrzenia wartowników.
Podeszli od strony drzwi kierowcy. Jeszcze zanim doszli Doktorek drżącym głosem powiedział
- Dasz radę wrócić do Niemca z dokumentami? Wręczysz mu je i włożysz obie ręce do kieszeni, szybko i zdecydowanie. Wtedy strzelisz w niego. Ja załatwię drugiego. Dasz radę?

Tunia tylko lekko skinęła głową , głos niemal uwiązł jej w gardle. A co jeśli broń nie wypali, albo ona chybi? Nie było jednak odwrotu. Tak czy inaczej Niemcy zaczną do nich strzelać. Musiała to zrobić.

Zygmunt padł na ziemię i sprawnie wsunął się pod auto. Tunia w mig pojęła plan. Podczołgał się do przodu, światła samochodu były zapalone co dodawało mu osłony przed wzrokiem SS-manów. Szanse były, były... dojrzał tego którego miał zdjąć, ułożył się wygodnie, sekundy zamieniały się w godziny. Widział kontem oka Natalię, Boże jaka jest silna. Oko na Niemca, jest na muszce. Nie chybi.

Tunia odwróciła się, włożyła jedną dłoń do kieszeni, w której miała broń, pod pachę wsunęła papiery, które pozbierali, żeby wyglądało naturalnie, że przyciska rękę do tułowia, a w drugą wzięła dokumenty i ruszyła szybkim tempem, ale nie w panice w stronę czekającego Niemca.

Chciała na chwilę, zanim zbliży się do niego całkowicie, wyciągnąć do przodu dłoń z dokumentami, a w tym samym czasie, jeśli przyjąłby jej gest strzelić do niego przez kieszeń. Tyle razy ile się da.

Deszcz padał cały czas. Czyżby opłakiwał śmierć któregoś z nich. Nogi Tuni wydawały się ciężkie, niczym z ołowiu. Każdy krok mógł być tym ostatnim. Każdy oddech również.

Żołnierz obserwował ją. Rzuciła kątem oka na drugiego. Ten SS-man chyba zaniepokoił się zniknięciem Doktorka. Zdjął karabin zdecydowanym ruchem i skierował go w stronę samochodu. Ruszył odrobinę w bok, by światło reflektorów nie raziło go w oczy.
Jeszcze tylko trzy kroki. Trzy krótkie i zarazem długie kroki. Palce zaciskają się na kolbie pistoletu. Dwa kroki - wyciąga dłoń z papierami w stronę żołnierza. Ten wyciąga rękę w ich stronę, powoli. A potem patrzy jej prosto w oczy. Tunia widzi, jak zwężają mu się w małe punkciki. Jak w ślepiach jakiegoś drapieżnika. Dłoń powoli opada w dół, w stronę karabinu. Teraz albo nigdy. Wie to, nie ma wyboru.

Nie ma czasu wyjąć pistoeltu. Strzeli przez kieszeń. Z biodra. To strasznie trudne. Może nie trafic nawet z tak bliska. Nie ma jak wymierzyć. Liczy się tak naprawdę szczęście i troszkę umiejętności. No i strzał raczej nie będzie precyzyjny, ale nie ma już szans na inną decyzję.

Jest szybsza niż Niemiec dzięki temu ryzyku. Strzela. Czuje jak gazy z wystrzału szarpią jej rękę, jak gorąca łuska wpada do kieszeni parząc dłoń.
Kieszeń rozrywa się od środka. SS-man jest tak blisko. Musi się udać! Musi.
Dokręcony przed akcją tłumik wycisza strzał do czegoś zbliżonego do głośniejszego kaszlnięcia.
Niemiec dostaje. Bok jego płaszcza rozrywa pocisk. Niezbyt chyba jednak skutecznie, niezbyt precyzyjnie. Bo ręce SS-mana zaciskają się na karabinie. Lufa, jak w koszmarnym śnie, wędruje w stronę Tuni.
W tym ułamku sekundy liczy się silna wola, odporność na strach i chęć przeżycia.

Pistolet pluje ponownie - raz i drugi.
Ciszę nocy przerywa krótka seria ze szmajsera .....


Doktorek nie tracił czasu. Nim drugi Szwab zdjął broń strzelił do niego, w tej samej chwili, kiedy Tunia była tuż obok swojego celu.
Strzelał z ukrycia, z dość niewygodnej pozycji i w dość paskudnych warunkach, ale miał czas dobrze wymierzyć. Pistolet plunął ołowiem z cichym dźwiękiem tłumika. Raz, drugi, trzeci - tutaj nie liczyła się finezja lecz skuteczność. Ścigający broń SS-man zgiął się w pół, potem upadł na ziemię przyciskając ciężarem swojego ciała broń do podłoża.

Krótka seria przeszyła nocną ciszę. W uszach Doktorka zabrzmiała przerażająco, bo dochodziła od strony, gdzie Tunia miała załatwić swojego wartownika. Spojrzał szybko w tamtą stronę i zobaczył, jak Niemiec pada w błoto na podjeździe. Ale nie tylko on. Tunia zachwiała się i również poleciała w tył, jak marionetka, której ktoś przeciął sznurki - bezwładne ciało.....
Był wstrząśnięty, miał nadzieję, że nie ... Doktorek wyczołgał się spod samochodu.

Rozejrzał się wokół. Podbiegł do Natalii ...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 03-02-2013 o 19:13.
Felidae jest offline  
Stary 06-02-2013, 14:55   #94
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Działalność grupowa :)

Wyszedł spod ziemi zgarbiony, na ugiętych nogach starając się niezauważonym przekraść do zamkniętych drzwi. Rozejrzał się z uwagą jedynie moment więcej poświęcając na spojrzenie w kierunku kabli telefonicznych.

Z dłońmi kurczowo zaciśniętymi na narzędziach i napiętymi mięśniami żuchwy dopadł do celu. Ponownie spojrzał wkoło, wytarł ręce o własne spodnie i przystawił zbliżył ucho do drzwi.
Przyszedł czas na delikatne ruchy, poszukujące zapadek. Wystarczyło jedynie wcisnąć wszystkie, a następnie przekręcić zamek. Ot i cała idea włamań.
Znalazł jedną, lecz mechanizm ani drgnął. Zapadek było więcej. Szukał dalej mając nadzieję, że zbyt wiele ich nie będzie.
Ogromna ilość punktów koniecznych do wciśnięcia rozmieszczonych nie tylko w dolnej części otworu na klucz zdecydowanie utrudniłoby zadanie. Może nawet potrzebowałby dodatkowych rąk...
Druga!
I trzecia!

Przełknął ślinę, uspokajając umysł. Statystycznie rozkład ilości trudnych zamków przybiera rozkład Gaussa, czyli średniej trudności jest najwięcej. Trudnych i łatwych jest najmniej, więc prawdopodobieństwo na trafienie zamka średniej trudności jest największe.

Obrócił drugą dłoń. Ruszyło się! Zamek kliknął dwukrotnie, zaś Sprzęgło odetchnął z ulgą.
Natychmiast ponownie przyjrzał się otoczeniu i pospiesznie wrócił do pozostąłych starając się pozostać niewykrytym.
Na miejscu nie wypowiedział ani słowa. Skinął jedynie głową.

Czekali dalej na przyjazd drugiej części zespołu. Spóźniali się, lecz mieli jeszcze czas.
Niemniej coś ich zatrzymało. Ale mieli jeszcze czas. Wchodzili nawet wtedy, kiedy druga ekipa nawali.
Co czeka ich w środku? Z pewnością wejście do piwnicy będzie strzeżone. Może przewieźli Sybillę w inne miejsce? Może jej już tam nie było, a ich cała akcja jest daremna?
Tego nie dowiedzą się póki sami się nie przekonają.

Nagle samochód podjechał! Tunia i Doktorek przybyli!
Wilga natychmiast przygotował się do wyjścia.

- Teraz. - Dłoń Beniaminka opadła w dół wskazując drzwi ogrodowe. - Stryj za mną. Sprzęgło kable i dołączyć.
Cicho otworzył drzwi i wsunął się do budynku pierwszy, poprzedzany lufą lugera gotowego do strzału.

Wejście prowadziło do małego korytarza, z wzorzystą tapetą. Tapetą, na której ktoś farbą namalował dziwne znaki. Gwiazdy, półksiężyce, figury geometryczne i jeszcze dziwniejsze bazgroły. Ich wykonanie przywodziło na myśl szalony umysł.
Korytarze oświetlały lampy naftowe rozpraszając mrok i ciemność, która zalegała jedynie w kątach i rogach.
Z zewnątrz słyszeli tylko szum deszczu i silnika. Nie słyszeli rozmów, ale zakładali że jeszcze trwali.

Widzieli korytarz z dwojgiem drzwi po lewej i prawej, zza których nie dochodził ich najmniejszy dźwięk. Korytarz po sześciu krokach rozgałęział się, a pośrodku tego rozwidlenia widzieli ładne, rozsuwane drzwi - najpewniej do jakiegoś gabinetu lub salonu.

Albert szybko wypadł na powierzchnię z nożem w ręku dopadając do kabli. Jednym ruchem przeciął je w wypatrzonym, najmniej widocznym miejscu, starając się, by żołnierze chcący sprawdzić ich sprawność byli w stanie ją orzec.
Pospiesznie schował ostrze, zaś jego miejsce zajęła broń. Wszedł do budynku jako ostatni AKowiec przytulony do ściany.

Ogrodową graciarnię przeszli cicho i sprawnie. Beniaminek omiótł ją wzrokiem pod kątem potencjalnych zejść do piwnicy, ale nie zatrzymywali się tam dłużej niż te parę sekund , których wymagało tego ciche otworzenie drzwi na korytarzyk. Symbole, jakaś kabała czy inne guślarstwo - jedyna informacja, jaką Piotr umiał z nich wyczytać, to fakt, że na bank są we właściwym domu. Kilka gestów lewej dłoni naświetliło dalszy plan: dojdą do końca korytarza, Beniaminek i Sprzęgło jednocześnie sprawdzają jego odnogi, Stryj ma oko na zamknięte drzwi, które znajdą się za ich plecami.

Sześć kroków. Tylko sześć kroków niezbyt szerokim korytarzem, a wydawało im się, że trwa to wieczność.
Podłogę wyłożono eleganckim dywanem. Buty żołnierzy AK nie czyniły na nim hałasu, jedynie pozostawiały ślady błota z podwórza. Teraz to już nie miało znaczenia. Byli w środku i tylko to się liczyło. Musieli działać sprawnie i szybko. Nie mogli pozwolić sobie na opieszałość jeśli chcieli wyjść z tego cało.

Ujrzeli korytarz. Ten w lewo kończył się dwojgiem ładnych drzwi i oknem - zakratowanym i zasłonietym kotarami. Ten w prawo skręcał po co najmniej ośmiu krokach w lewo i kawałek dalej widzieli również kolejną parę drzwi. Jedna mniejsza, wyglądała na to czego szukali - zejście do piwnic. Druga, większa musiała prowadzić do jakiegoś pokoju.
Pierwszy raz od momentu wejścia do domu coś usłyszeli. Dźwięk zegara kopertowego stojącego na końcu korytarza po prawej, przy większych drzwiach. Zegar był naprawdę imponujących rozmiarów, skoro słyszeli go aż z takiej odległości. Poza tym w domu panowała cisza.
I naglę tę ciszę przerywa odgłos krótkiej, urwanej serii z karabinu maszynowego dochodzący gdzieś z przodu budynku.

Beniaminek uniósł dłoń i wskazał lewą i tylną odnogę korytarza - "Czekać tu, obserwować swój odcinek". Sam szybkim, cichym krokiem przemknął do kolejnego rozwidlenia i błyskawicznym ruchem zajrzał w zaułek, kierując tam lufę pistoletu.

Serce Stryja waliło, jak szalone. Zaczęło się. To już się zaczęło. Wszystkie złe emocje i strach, gdzieś zniknęły. Wszystkie jego zmysły się wyostrzyły. Lepiej słyszał, lepiej widział. Był spięty i gotowy do działania.
Czuł rosnące napięcie. Każda sekunda wydłużała się w nieskończoność. Konstanty bacznie obserwował korytarz, którym tutaj przyszli. W ręku ściskał pistolet gotowy do wystrzału w chwili, gdy tylko ktoś pojawi się w drzwiach.

Korytarz za zakrętem był pusty cichy. Kończył się szerokim holem ze schodami prowadzącymi na górę i kolejną parą drzwi. Były jeszcze trzecie drzwi - bardzo możliwe, że prowadzące na zewnątrz.
Beniaminek ujrzał, że w holu ktoś stał. Odwrócona tyłem do korytarza postać. Długi ciemny płaszcz, czapka oficerska - jakiś wyższy rangą SS-man. Odległość i słabe, zwodnicze oświetlenie świec nie dawały jednak pewności.

Stojący z tyłu Stryj i Sprzęgło słysząc stłumione echo serii zamarli. Z napięciem wpatrywali się w nieruchome drzwi na korytarzach, za którymi mogła przecież stacjonować cała drużyna. Ale drzwi pozostały zamknięte, podobnie jak ucichło echo strzałów. Tylko szum deszczu na zewnątrz i tykanie zegara zakłócało tera nocną ciszę.

Strach zajrzał mu głęboko w duszę. Gdyby tylko mógł uciekłby stąd, czym prędzej. Jednak nie mógł, musiał trwać na posterunku. Dalej, więc stał nieruchomo i wpatrywał się w koniec korytarza. Czekał.

Beniaminek starannie wymierzył. Odległość nie była duża, a światło świec dla oczu snajpera było jak punktowy reflektor wycelowany wprost w niemieckiego oficera. Nie było czasu na wahanie, ani skrupuły - gdy tylko muszka zeszła się ze szczerbunką, Piotr pociągnął za spust. Dla pewności dwukrotnie.

Albert stał za najlepszą kryjówką, jaką udało mu się znaleźć w odległości dwóch kroków z uniesioną bronią. Ze zdenerwowania gryzł dolną wargę. Starał się rozglądać jak najuważniej, by w porę dostrzec zagrożenie. Wszedł do budynku jako ostatni, więc to jemu w roli przypadło trzymanie tylnej straży.

Strzały Beniaminka zabrzmiały, niczym stłumione kichnięcia. Kule szarpnęły celem. Jedna z nich musiała przejść, bo na przeciwległej ścianie pojawiła się spora dziura. Ale Niemiec nie upadł. Zakołysał się lekko i czapka spadła na ziemię. I wtedy Beniaminek zrozumiał, w czym rzecz, To był wieszak, na którym ktoś pieczołowicie ułożył, w sposób graniczący z pedantyczną skrupulatnością, zewnętrzne odzienie. O mało nie zaśmiał się histerycznie, kiedy zrozumiał swoją pomyłkę i to, jak cała sytuacja działa na jego nerwy. Teraz nic nie ograniczało ich przejścia do piwnicy. Pojawił się tylko jeden kłopot. Drzwi najwyraźniej zostały zamknięte. A były to solidne drzwi - wzmocnione z zewnątrz stalową płytą, solidnie zanitowaną. Jak do więzienia.

Był na siebie zły, ale czasu nie było nawet tyle, by tracić go na klęcie pod nosem. Skinął głową na pozostałą dwójkę AKowców.
- Sprzęgło, umiesz coś z tym zrobić? - bezgłośnie poruszył ustami i wskazując głową zamek. Widać było, że palec na spuście już go świerzbi, by załatwić to po swojemu. - Krótko: tak czy nie?

Albert szybko przyjrzał się drzwiom, po czym skinął jedynie głową.
-Kilka minut-rozłożył ręce kończąc gest na wzruszeniu ramionami, z czego wyszła niemalże pokraczna postawa.

Beniaminek myślał przez krótką chwilę i wydał dyspozycje. Wilga miał zająć się otwieraniem zamka, zaś Stryj pilnować jego pleców, dzięki czemu Sprzęgło mógł poświęcić więcej uwagi na zrealizowanie zleconego celu, a tym samym nieco szybciej otworzyć przeklęte drzwi.

Tymczasem sam Beniaminek miał zamiar rozejrzeć się po willi w poszukiwaniu kluczy oraz dziennika.
Gdyby nie wrócił do tego czasu, mieli natychmiast wkraczać po Sybillę, co też zamierzali zrobić.

Albert bez zbędnej zwłoki zabrał się do pracy.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 06-02-2013, 21:44   #95
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
SPRZĘGŁO, BENIAMINEK, STRYJ



Dom, mimo strzałów na zewnątrz, pozostał cichy i mroczny. Czyżby Niemcy byli tak pewni bezpieczeństwa swojej dzielnicy, że na straży tej willi pozostawili ledwie kilu żołnierzy. A może to była pułapka? Zastawiona na nich – żołnierzy AK przez tego Kowalskiego. Może ta cala „Sybilla” była tylko przynętą, aby ich zwabić do środka. Sprowadzić tutaj, do tego domu wysmarowanego dziwacznymi znakami, których widok powodował dziwne mrowienie skóry, a kiedy człowiek za długo przyglądał się im, miał wrażenie, że ściany zaczynają falować i drżeć.

Tylko, po co? Po co?

Beniaminek wydał im rozkazy. Sprzęgło wyjął swój podręczny zestaw z narzędziami, którymi sforsował już jeden zamek w tym domostwie. Nie był włamywaczem, ale w czasach wojny, jak widać, wiedza mechaniczna i wyobraźnia przestrzenna mogły przydać się na wiele niespodziewanych sposobów. Wyciągając pierwsze narzędzie Sprzęgło wiedział jednak, że to zadanie nie będzie takie proste, że straci przy nim sporo czasu, nie mając nawet pewności, czy uda mu się sforsować przeszkodę. Czując presję wziął się do pracy.

Stryj chronił jego plecy. Pistolet w dłoniach chłopaka, który gdyby nie wojna byłby zapewne jakimś urzędnikiem, pewnie chodziłby na randki, albo studiował. Teraz jednak trzymając w dłoniach narzędzie, którego zadaniem było odbieranie życia, wypatrywał oczy aż do bólu, nastawiał uszy aż do irracjonalnego przeświadczenia, że słyszy coś, czego pewnie nie było. Dziwne chrobotanie w ścianach. Jakby .. dziesiątki szczurów biegających pomiędzy deskami. Na myśl o tym dostał gęsiej skórki.
Beniaminek odszedł kawałek. Poruszał się cicho i powoli. Na pierwszy „ogień” wybrał ”zastrzelony płaszcz” Nie zdążył nawet do niego dojść, gdy wydarzyło się coś, co wprowadziło odrobinę zamieszania w ich planach...

TUNIA, DOKTOREK


Doktorek wypełznął spod samochodu. Całe ubranie miał teraz utytłane w błocie, ale nie tym przejmował się najbardziej. Nawet seria z szmajsera nie martwiła go teraz bardziej, niż leżąca nieopodal Tunia.

Zalewana deszczem ulica była cicha i ciemna. Czy ktoś w tych warunkach miał szansę usłyszeć strzały. Nie wiedział. Nie to teraz było najważniejsze.
Tunia!
Doskoczył do koleżanki z oddziału czując, że serce podchodzi mu do gardła. Nie tak dawno on sam oberwał kulkę od nazistowskiego żołdaka. Miał szczęście, chociaż wspomnienie rozżarzonego pocisku przeszywającego mu ciało bólem nadal pozostawało w jego pamięci.
Jej twarz była blada, oczy przymknięte. A prawe ramię i rękaw cały we krwi. Kula, albo nawet i kilka kul, weszły w bark. Krwi było sporo. Możliwe, że pociski przestrzeliły jakąś ważną żyłę. Jeśli tak było, dziewczyna potrzebowała natychmiastowej pomocy, jeśli miała mieć jakąkolwiek szansę na przeżycie.

Tunia otworzyła oczy i pierwsze, co zobaczyła nad sobą, to młodą twarz Doktorka. Prawą część jej ciała ktoś musiał polewać kwasem. Czuła, ból – potężny, promieniujący z jednego miejsca i rozlewający się ogniem na resztę ciała. Ale wbrew sobie, jakby na przekór temu bólowi, udało jej się uśmiechnąć. Deszcz i tak maskował łzy, które przy tej okazji popłynęły z jej oczu. Jeśli Doktorek żył, to oznaczało, że SS-mani nie żyją. Że wygrali, mimo że ona okupiła to cierpieniem, a może nawet i życiem. Miała tylko nadzieję, że cena, jaką być może zapłaci, będzie warta tego, co osiągną. Chociaż nie chciała umierać. Nie tutaj i nie teraz.

- Jak bardzo ... źle jest? – zapytała Doktorka, chociaż od tych słów zakręciło się jej w głowie.

- Hande hoch! – usłyszeli niespodziewanie ostre słowa.

Spojrzeli w tamtą stronę.
W wejściu do budynku stał jeszcze jeden SS-man z wycelowanym w ich stronę karabinem maszynowym. Wiedzieli, że trzyma rękę na spuście. Że zaraz zginą podziurawieni jak sito.

Niemcy faktycznie byli doskonale wyszkoleni. Podczas gdy dwóch z nich sprawdzało pojazd trzeci, nadal pozostał ukryty w domu i asekurował kolegów. Teraz najprawdopodobniej zaalarmował już, kogo tylko dał radę. A czemu ich nie zabił? To też było oczywiste. Żywy wróg mógł zdradzić, skąd wie o tym miejscu.


SPRZĘGŁO, STRYJ


Drzwi, przy których majstrował Sprzęgło drgnęły nagle. Coś w zamku poruszyło się, przeskoczyło. Ale powodem tego stanu rzeczy nie były działania Sprzęgła, bo jemu nie udało się nawet zacząć pracy na dobre.

Po prostu ktoś od drugiej strony przekręcił klucz w zamku i zaczął otwierać przejście.

Mieli albo wyjątkowe szczęście, albo wyjątkowego pecha. Poza przypadkowym użytkownikiem mógł to być przecież oddział szturmowy, którego celem było zatrzymanie intruzów. Czyli ich.

Nie mieli za wiele czasu na jakąkolwiek reakcję. Za kilka sekund drzwi zostaną otwarte i sprawa się wyjaśni.


BENIAMINEK


- Hande hoch! – znienawidzone słowa usłyszał Beniaminek, będąc już przy płaszczu.

Z miejsca, w którym się znalazł zobaczył schody prowadzące na górę budynku oraz ... główne wejście. W przedsionku Niemcy mieli coś w rodzaju stróżówki. AK-owiec widział stół i telefon z odłożoną na blat słuchawką. Najprawdopodobniej ktoś próbował się połączyć z kimś poza domem. Przecięcie linii przez jego oddział było bardzo rozsądną akcją.

Teraz ten ktoś stał w wejściu i kazał komuś podnieść ręce do góry. Komu, Beniaminek bez trudu mógł się domyśleć.

Przez na pół odsuniętą zasłonę widział, bowiem przebijające się światło reflektorów. Tunia i Dokorek musieli mieć problem.
 
Armiel jest offline  
Stary 15-02-2013, 16:36   #96
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Pospiesznie uprzątnąwszy ciała wrócił do willi i przymknął za sobą frontowe drzwi. Ciało wartownika, wciągnięte uprzednio pod schody by nie rzucać się w oczy komuś schodzącemu z góry, spoglądało na niego z wyrzutem swoim krwawym, trzecim oczodołem pośrodku czoła.

Beniaminek rozejrzał się po wnętrzu z wyciągniętą przed siebie bronią, po czym -mając na oku górę klatki schodowej -ponownie ruszył wgłąb domu.

Na schodach dostrzegł jakieś poruszenie. Na piętrze u podstawy schodów. Tak! Gwałtowny ruch w tył. Ktoś tam był i skrył się w głębi korytarza na górze.

Kurtuazja i westernowa poetyka wymagałyby od Beniaminka schowania się w ciemnym kącie przedpokoju i ostrzeliwania się z przeciwnikiem w eleganckim pojedynku 1 na 1. Musiał jednak zrobić coś znacznie mniej estetycznego. Facet mógł tam u góry w minutę postawić na nogi cały pozostały przy życiu oddział, mógł też spojrzeć przez okno i odstrzelić Tunię i Doktorka.

Musiał zrobić ostatnią rzecz, której tamten mógł się spodziewać i modlić się by zaskoczenie i umiejętności strzeleckie były wystarczającą przewagą.

Gdy zerwał się do biegu pospiesznie przeliczył wytrzelone naboje. Dwa w płaszcz, jeden w potylicę. Sześć do przeładowania. Już pięć, ostrzegawczy strzal w okolice w krytej schował się przeciwnik, powinno zapewnić mu dwie sekundy przewagi. Z bronią wyciągniętą przed siebie i gotową do strzału ruszył w górę schodów gotów odstrzelić wszystko, co poruszy się w zasięgu jego wzroku.

Sforsował schody kilkoma susami, czując lekką zadyszkę. Nikogo jednak nie ujrzał, nikt do niego nie strzelił. Schody na górze jak i korytarz wydawały się być puste. Gdzieś na końcu korytarza wiatr szarpał okiennicą. Ten dźwięk był bardzo niepokojący. A potem nagle zobaczył coś na końcu korytarza. Na tle ściany. Nie! W zasadzie na ścianie! Tak! Coś szło po ścianie. Wygadało, jak przemieszczająca się plama ciemnia, wylana czarna farba, która jednak w przerażający sposób przypominała ludzką postać.

Zwieńczona czarnym cylindrem tłumika lufa automatycznie skierowała się w stronę postaci... cienia, zjawiska, procesu, czegoś na ścianie. Palec zawisł nad spustem. Za lufą powędrowało światło z wyszarpniętej z kieszeni latarki.

Trafiona snopem światła plama przestała przypominać ludzki kształt, rozeszła się na boki. Ciemność płynęła w stronę Beniaminka, niczym strumienie brudu. Jakby woda, lub jakaś inna brudna ciesz, czy bardziej gęsty szlam, przesuwał się wbrew prawom fizyki w stronę coraz bardziej oszołomionego zjawiskiem żołnierza AK.

Cień. Tak to sobie roboczo nazwał. Nie rozumiał, nie umiał pojąć natury Cienia, ale mógł domyślić się jego funkcji. Strażnik, wabik... może oba. Nie opuszczając światła i broni cofnął się do połowy wysokości schodów, czekając co zrobi przeciwnik.

Cień przesuwał się. Powoli. Stojąc na schodach Beniaminek poczuł, że ktoś stoi za jego plecami. To było intensywne i potężne uczucie. Prawie, jakby czuł czyjś oddech.

Zadziałał automatycznie, płynnie obrócił się o 90 stopni. Plecy przy barierce, światło wciąż celuje w Cień, prawa uzbrojona dłoń celuje w dół schodów.

Zobaczył... siebie. Samego siebie! Z twarzą wykrzywioną w grymasie szaleństwa i gniewu. Wyszczerzone zęby. Błyszczące obłędem oczy. Ręce wyciągnęły się w stronę jego szyi. Jak kleszcze.

Strzal. Jeden. Wymierzony między przerażająco znajome oczy. Kula przeszła, jak przez dym. Przez ułudę lub miraż. Nagłe uderzenie, jak podmuch wiatru, popchnęło Beniaminkiem w bok. Stracił równowagę i po chwili leciał już: na łeb, na szyję, na złamanie karku po schodach. Na szczęście nie było wysoko, lecz i tak lądując na dole czuł się dość solidnie posiniaczony, chociaż chyba nic sobie nie złamał. I nie wypuścił pistoletu z ręki! Instynkt żołnierza!

Nie zatrzymując siły rozpędu odtoczył się pod ścianę. Przykucnął i znieruchomiał. Przez chwilę po prostu zastygł patrząc, nasłuchując i czekając aż oddech i łomoczące serce wrócą do swojego zwykłego rytmu.

Schody były puste. Nic na nich nie wdział. Żadnych cieni, żadnych płynących po ścianach “niby szlamów”. Nic. Tylko gęstą, niemal namacalną czerń. Ale coś tam było. W tej ciemnosci na szczycie schodów. Baniaminek to wiedział. Czuł, podobnie jak dzisiaj w kanałach prowadzących do tego leża faszystów. Było tam, gapiło się na niego.. ale z jakiegoś powodu nie zeszło za nim na dół. Bało się światła? Symboli na ścianach? Nie było czasu na analizy. Cień przerażał Beniaminka jak jasna cholera, ale - przynajmniej póki co - nie strzelał i nie robił hałasu. - Jebał cię pies, gnij tam. - szepnął Mazur pod nosem robiąc w powietrzu znak krzyża. Po tym rzeczowym żołnierskim egzorcyzmie postanowił skupić się na tym, co przerwała mu interwencja sił nadprzyrodzonych: przeczesaniu gabinetu w poszukiwaniu dziennika.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 15-02-2013, 16:38   #97
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
POST WSPÓLNY GRACZE i MG
TUNIA, BENIAMINEK, DOKTOREK

Zygmunt klęczał w błocie, trzymając na kolanach nieco uniesioną głowę Tuni, twarz wyrażała cierpienie. Ramię i bark były całe we krwi, klejącej się mazi która rozcieńczana była padającym deszczem, był przerażony. A prawie się udało. Dlaczego musiała zostać ranna ... Jak w klatkach filmu puszczonego w zwolnionym tempie widział odpływającą krew od Tuni, z ręki na ziemię i dalej ... gdzieś dalej.
[MEDIA]http://dl.dropbox.com/u/72358962/blood425.jpg[/MEDIA]

Oboje podnieśli głowy w kierunku głosu. Doktorek mocno całą ręką przyciskał bark Tuni aby hamować krwotok, czuł ciepło odpływającej krwi .. i wtedy nieco zwolnił ucisk.
- To koniec. Wyszeptał pod nosem, sam do siebie, czując napływającą rezygnację, rezygnację której nie dało się już odpędzić.

Nie zdążyli zareagować. Nagle na czole Niemca eksplodowała miniaturowa fontanna krwi i tkanki mózgowej. Ciało runęło w poprzek progu willi, odsłaniając sylwetkę człowieka z pistoletem. Beniaminek zrobił krok do przodu, łapiąc ciało ssmanna za fraki,.zapewne w celu wciągnięcia go do środka. Ogarnął wzrokiem sytuację na podwórku, zatrzymując spojrzenie na Doktorku. Pytające spojrzenie i gest zataczający krąg wokół całego bajzlu na froncie budynku - w wolnym tłumaczeniu: "ogarniasz sytuację?"
Tunia zdążyła jedynie zamrugać oczami, kiedy człowiek mierzący do nich jeszcze przed chwilą nagle upadł. Cała prawa strona paliła ją żywym ogniem, ale była szczęśliwa, że żyje.
Wokół Beniaminka widziała niemalże boską poświatę, jak u anioła stróża, który widniał na malowidle w pokoju jej babci.
Oczy Beniaminka spotkały się ze wzrokiem Zygmunta. Dowódca grupy, niczym szaman, odpędził rezygnację z duszy młodego żołnierza. Kolejny raz Doktorek doświadczył trudnej sytuacji gdy zabicie człowieka powoduje “uwolnienie” duszy innych ludzi - przewrotnie, jakie nie ... nieBoskie. Tak czy inaczej ręka na barku wzmocniła ucisk, a spojrzenie Beniaminka dodało sił. Lekko kiwnął twierdząco i natychmiast zaczął myśleć co dalej? Usłyszał głos młodej, rannej kobiety.
- Musisz zatamować krwawienie - powiedziała w końcu z trudem do Doktorka - może w aucie jest coś co pomoże?
- Nic się nie bój, zaraz to załatwię. Odpowiedział pewnym i zaskakująco stanowczym głosem. Natychmiast rozerwał ubranie, tak by móc widzieć ranę i mieć bezpośrednią możliwość ucisku. To podstawa do tego by skutecznie tamować krwawienie. Jak tylko ujrzał nagie i blade ciało rannego barku Tuni, przyłożył jej lewą rękę aby przez chwilę trzymała sama. Scyzorykiem rozciął bluzkę tak by uzyskać materiał na prowizoryczny opatrunek. Jednocześnie jak najmniej ruszając kończyną aby jak nie uszkodzić. Rozciął niczym sprawny krawiec rękaw płaszcza, wzdłuż szwu na ramieniu i go ściągnął. Następnie złożył kilka razy materiał z bluzki, zwolnił rękę Tuni i mocno przycisnął do rany. Rękawem płaszcza najmocniej jak potrafił, przeciągając go pod pachą drobnej dziewyczyny zawiązał go na górze. To miało wystarczyć, na teraz. Dopiero podniósł głowę aby się rozejrzeć co się dzieje. Zamierzał zanieść dziewczynę do samochodu.
Nawet nie syczała kiedy Doktorek robił jej prowizoryczny opatrunek. Nie było też miejsca na wstyd gdy obnażał jej bark. Starała się z całych sił nie stracić przytomności. To nie mógł być koniec, nie chciała tego, była młoda, chciała żyć. Pomimo wszystko chciała żyć. Właśnie w takim momencie jak ten to do niej dotarło. Szok i ból odpłynęły gdzieś w głębokie zakamarki jej świadomości, a Natalia kurczowo uchwyciła się cieniutkiej linii życia, jak tonący,który chwyta się brzytwy żeby fale nie odebrały mu ostatniego oddechu.

Deszcz nadal padał. Nikogo z oddziału nie zobaczył, a budynek stał cichy i mroczny. Z Tunią nie było najlepiej. Musiał szybko podjąć decyzję, co dalej? Czeka na swoich, jak było zaplanowane, czy też próbuje zaryzykować i opuścić dzielnicę.
Z przeniesieniem Tuni do samochodu nie miał najmiejszego problemu. Dziewczyna ledwie utrzymywała przytomność.
Zygmunt widział, że cierpi i pewnie z utraty krwi i bólu za chwilę straci przytomność. Nie zdoła siedzieć na siedzeniu. Dlatego położył ją z tyłu na pace. Pomimo, że nie ważyła wiele nie było łatwo ją tam umieścić, ale udało się. Sprawdził ranę, prowizoryczny opatrunek na pewno nie wystarczy na długo.
- Tunia? Odezwał się chcąc sprawdzić czy jest przytomna ...
- Jedź... zabierz...mnie stąd - szeptała

Jednocześnie myślał co dalej. Natalia potrzebowała pomocy, i to szybko. Ale tam jest reszta, nie wiadomo co z nimi .. potencjalne scenariusze przemykały przez głowę. Sam nie zdoła zapewne wyjechać, co jeśli jakakolwiek kontrola, będzie bez szans. Patrzył w stronę domu, wejścia w którym przed chwilą był Beniaminek ... Minuta lub dwie nic nie zmienią, musi wiedzieć co się dzieje. Wsiadł do auta, wyłączył światła, obrócił samochód tak by zbliżyć się tyłem do wejścia i wybiegł. Ruszył do drzwi domu, ściskając pistolet w ręku. Miał nadzieję, że Tunia to przeżyje ... nie mógł odjechać nie wiedząc co z resztą grupy.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"
Szamexus jest offline  
Stary 15-02-2013, 19:22   #98
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Dłoń w której Stryj trzymał pistolet pociła się coraz bardziej. Sprzęgło majstrował przy zamku, a Konstanty obserwował korytarze i czuwał, by nikt ich nie zaskoczył. O wiele bardziej wolałby działać, niż bezczynnie stać i patrzeć się przed siebie. Wiedział, że jego zadanie jest równie ważne, co robota Wilgi, ale wcale nie poprawiało mu to humoru.
Na domiar złego coś zaczęło chrobotać. Początkowo chłopak kompletnie zignorował te sygnały, biorąc je za normalne odgłosy starego domu.
Gdy jednak nasiliły się one, Stryj zaczął się naprawdę obawiać. Zmysły po raz kolejny zaczynały płatać mu figle. Znaki wymalowane na ścianach zaczęły poruszać mu się przed oczami, jakby był pijany. Stres i strach tworzyły iście wybuchową mieszankę. Język Stryja przypominał teraz starą wysuszoną szmatę do podłogi. Brakowało mu powietrza i śliny w ustach. Jej przełknięcie powodowało ostry ból.
I właśnie w tym momencie zamek w drzwiach drgnął. Stryj ucieszył się w duchu, ale widząc zaskoczoną minę Wilgi w mig zrozumiał, że to nie on otworzył drzwi. Zrobił to ktoś z drugiej strony. Konstanty pobladł, ale zachował się w pełni profesjonalnie, jak prawdziwy żołnierz, dokładnie tak jak go uczono na tajnych szkoleniach w kampinoskim lesie.
Przyklęknął na jedno kolano, przyjmując strzelecką postawę. Broń wycelował w drzwi tak, by mierzyć w głowę kogoś kto stoi po ich drugiej stronie.
Ruchem głowy dał znać Wildze, aby szybko i gwałtownie szarpnął za drzwi, otwierając je.

Nim Sprzęgło zorientował się o co chodzi, drzwi otworzyły się i w wejściu stanął niewysoki mężczyzna w ciemnej koszuli i zaprasowanych na kant spodniach. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy dostrzegł intruzów. Dłoń błyskawicznie powędrowała do pasa, który miał na biodrach i kabury z pistoletem.

Serce Konstantego zamarło. Wszystko wokół falowało pod wpływem dziwnych wzorów wymalowanych na ścianach. Sprzęgło nie zdążył zareagować, więc Stryj bez chwili wahania pociągnął za spust. Skupił wzrok na wrogu i oddał strzał, celując prosto w głowę.

Nie trzeba było wiele umiejętności, by trafić z takiej odległości, w jakieś Stryj znajdował się od celu. Na dziwnej, woskowej twarzy wroga pojawiła się czerwona wyrwa. Tuż pod oczodołem. Bryznęła krew i przeciwnik poleciał w dół, po schodach do piwnicy, zachlapując próg i pierwsze stopnie czerwienią własnej krwi. Przez chwilę słyszeli, jak jego zwłoki toczą się z rumorem, aż w końcu wszystko ucichło.

Słysząc huk spadającego ciała pospiesznie schował narzędzia, dobywając broni. Spojrzał na Stryja, krzywiąc się niemiłosiernie z powodu narobionego hałasu, po czym wymownie spojrzał w dół schodów. Trzeba było schować ciało.
Poza tym ślady krwi mogły ich zdradzić.
-Ciało. - powiedział niemal bezgłośnie, gestami dając znać, że zajmie się drzwiami oraz krwią.
Jeśli Stryj się zgodzi i ruszy na dół, to Sprzęgło pospiesznie wytrze krew rękawami i zamknie drzwi, ale nie na klucz, zaś ten zabierze ze sobą. Chyba, że go tam nie ma.
Następnie szybko, z bronią w ręku będzie chciał dołączyć do Stryja.

Stryj ruszył natychmiast na dół. Choć serce waliło mu, jak szalone i bał się niemiłosiernie, to działał pewnie i śmiało. Na zmianę było mu zimno i gorąco. Przed oczami nadal falowały wymalowane na ścianie wzory, ale z całych sił starał się skupić wzrok. Świadomość zabicia człowieka ciążyła mu na sercu, ale wiedział, że nie miał innego wyjścia. Był żołnierzem, działał w dobrej sprawie, więc był niejako usprawiedliwiony. To tylko jednak w niewielkim stopniu uspokajało jego rozedrgane myśli.
Idąc po schodach w dół, cały czas trzymał wyciągniętą przed siebie broń, by w razie konieczności oddać kolejny strzał.

Zeszli obaj powoli. Stryj pierwszy. Na dole było chłodno. Ściany zdawały się być pokryte cieniutką warstwą jakiś płynów. Piwnica poza tym wyglądała zwyczajnie, ale coś w niej było nie w porządku. W jakiś sposób nie pasowała ona Sprzęgłu. W końcu jego matematyczny, ścisły umysł pojął, że korytarz jest za długi. Że ciągnie się daleko poza budynek. Przypominał bardziej kazamaty, niż piwnicę pod domostwem, nawet tak rozległym. Po obu stronach widniały drzwi - metalowe i solidne, takie jak montuje się w szpitalach dla szaleńców lub w więzieniach.
Chociaż było to niemożliwe, Niemiec zastrzelony przez Stryja ... poruszył się z cichym jękiem.

Przez chwilę Albert przez chwilę stał w bezruchu czując się jak w sennym koszmarze. Z letargu wybudził go ruch i jęk zastrzelonego Niemca. Spojrzał ze zdumieniem na Stryja.
Przez umysł przebiegały rozmaite myśli począwszy od analizy sytuacji po akcję, jaką należało podjąć.
Niemalże natychmiast zdecydował się na przystawienie broni do kręgosłupa na wysokości płatków uszu i strzelenie. Następny strzał dwa palce wyżej, zaś ostatni w sumie cztery palce w kierunku czubka głowy.

Stryj, który zszedł wcześniej, stał już kilka kroków od schodów. Słysząc jęk odwrócił się szybko. Ale Sprzęgło już skończył swoją pracę. Niemiec znieruchomiał.
Drzwi wyglądały tak samo. Naliczył ich jedenaście z każdej strony korytarza. Ale korytarz wydawał się znacznie dłuższy.
Cisza aż dzwoniła w uszach. Na dół nie docierały dźwięki ulewy.

Albert poklepał Stryja po ramieniu i machnął rękami, jakby chciał objąć całą piwnicę jednocześnie mówiąc najciszej jak mógł:
- Cholernie za duża! Daleko poza dom! Ściany - ostatecznie wskazał maź i przystąpił do pospiesznego przeszukiwania Niemca.

Kiedy Sprzęgło przeszukiwał martwego Niemca, Stryj ruszył w kierunku pierwszych drzwi.

Sprzęgło szybko przeszperał kieszenie zabitego wroga. Znalazł klucze- solidny pęk skomplikowanych kluczy, zapalniczkę, kilka ogarków świec, jakiś sznurek i coś, co wyglądało na metalowe pudełeczko miętówek. Poza tym w kieszeni Niemiec miał jeszcze scyzoryk oraz grudkę czegoś, co wyglądało jak żywica zawiniętą w nawoskowany papier.

W tym czasie Stryj podszedł do najbliższych drzwi po lewej. Drzwi były metalowe, nitowane i solidne z wizjerem od jego strony. Na metalowej płaszczyźnie wyraźnie namalowano jakiś dziwny symbol. Kilka trójkątów w kole, do tego poprzecinanych liniami i mniejszymi kołami. Stryj przyjrzał się im przez chwilę, ale od zbyt długiego patrzenia na ten znak zaczynało mu lekko kręcić się w głowi. Przeniósł wzrok na zamek. Drzwi były zaryglowane od ich strony, a rygiel spinała z potężnym skoblem masywna kłódka. Na niej również białą farbą wymalowano dziwaczny znak - lecz wyraźnie inny, niż ten na drzwiach.

Stryj zajrzał przed wizjer. Zamierzał czym prędzej odszukać celę w której trzymana jest dziewczynka.
To co ujrzał Konstanty sprawiło, że w momencie odskoczył od wizjera. To... coś przeczyło wszelkim prawom natury. To... coś było niby człowiekiem, a jednak skóra tej istoty pokryta była czymś na kształt krwawych wrzodów. Oczy, te zwierciadła duszy, były puste i pozbawione emocji. Na ich dnie czaił się błysk zwiastujący bezgraniczną agresję i nienawiść.
Stryj stłumił w sobie jęk przerażenia i zapominając o tym, co ujrzał ruszył ku kolejnemu wizjerowi.

W kolejnej celi, przykuty łańcuchem do ściany, siedział jakiś mężczyzna w szarym, pobrudzonym drelichu. Mężczyzna miał ogoloną głowę i chyba spał.

Sprzęgło każdą odnalezioną rzecz chował do kieszeni nie mając czasu na ich analizę czy tym bardziej odkładanie na miejsce. Spojrzał szybko na najbliższe drzwi oraz na trzymany w rękach pęk. Stryj nie próżnował, więc i on zabrał się do roboty. Zamierzając spoglądać przez wizjery szukając dziewczynki.

- Tu jest jakiś mężczyzna - powiedział do Sprzęgła. Sam ruszył jednak do kolejnych drzwi. Nie powiedział towarzyszowi o tym, co ujrzał za pierwszymi drzwiami, gdyż sam nie wiedział, co o tym myśleć. Dla spokoju ducha przyjął, że to kolejne omamy wywołane stresem i strachem.

Kolejny wizjer, przez którego spojrzał Stryj, ukazał mu młodą, zaniedbaną kobietę o jasnych włosach. Siedziała pod ścianą, z nogami podciągniętymi pod brodę i wpatrywała się w stronę drzwi.
- Kim jesteś? - zapytała kobieta, jakby wyczuwając młodzieńca po drugiej stronie.
W pierwszej chwili Konstanty cofnął się gwałtownie od wizjera. Słowa kobiety zaskoczyły go bardziej niż makabryczny widok w poprzedniej celi. Szybko się jednak opanował i po chwili zastanowienia powiedział:
- Przyszliśmy was uwolnić. Was i małą dziewczynkę imieniem Sybilla.
W napięciu oczekiwał na odpowiedź kobiety.
- To dobrze. To bardzo, bardzo dobrze - ucieszyła się kobieta. - Wieszczkę trzymają trzy cele ode mnie.
Nie było czas na zadawanie jakichkolwiek pytań. Stryj popatrzył w kierunku swego kompana i powiedział:
- Sprzęgło dawaj klucze. Tutaj ktoś jest, a Sybilla jest trzy cele dalej.

Przez chwilę Konstanty czekał na reakcję kolegi. W końcu sam ruszył w stronę wskazanych przez kobietę drzwi. Serce biło mu, jak szalone. Wyglądało na to, że im się udało. Jeżeli kobieta nie kłamał, to zaraz zobaczy dziewczynkę, po którą tutaj przyszli. Stryj był szczęśliwy i choć wiedział, że to dopiero połowa drogi, to nabierał coraz większego przekonania, że im się uda.
Gdy Stryj stanął przed wskazanymi drzwiami z obawą zajrzał do środka.
Jego serce drgnęło, gdy po drugiej stronie zauważył małą dziewczynkę, wpatrzoną w drzwi.
Jej oczy były wyjątkowo przenikliwe i mimo dzielącej ich stali Konstanty czuł, że mała go widzi.
- Hej - zaczął nieśmiało - Przyszliśmy po ciebie. Zaraz cię stąd zabiorę.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 15-02-2013, 23:59   #99
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Wróżbitki, kazamaty pod willą, ruszający się trup. Brakowało tylko elfa na jednorożcu i wróżek robiących za lampiony.
Niemalże roześmiał się do własnych myśli. Prawdopodobieństwo wystąpienia sił nadprzyrodzonych było prawie równe zeru, a przynajmniej do niego ostro dążyło.
Jeszcze żaden naukowy eksperyment nie dowiódł istnienia bytów czy mocy przeczących prawom fizyki.

Wszystko musiało odbywać się zgodnie z prawami rzeczywistości, nie było innego wyjścia.
Od wieków ludzie nie potrafiąc wytłumaczyć rozmaitych zjawisk odwoływali się do własnej wyobraźni, by przydać światowi nieco więcej sensu.
To proste. Ludzie nie potrafili wytłumaczyć dlaczego z nieba lecą gromy, to stwierdzili, że musieli strasznie zirytować Zeusa.
Sztorm na morzu? Taka jest kara za zignorowanie Posejdona. Następny raz delikwent, jeśli przeżyje, będzie pamiętał, żeby mu gałązkę czy owoców trochę przynieść. Niech się chłop naje, to może mu się humor poprawi.

Tak było kiedyś i tak jest teraz, tylko bogowie przetransformowali się w kosmitów.
Kręgi na polu? UFO!
Kręgi na wodzie? UFO!
Kręgi wogóle? UFO!!!
Zatem i on wraz ze swoimi kolegami był UFO, bo się w życiu narysował okręgów jak mało kto. Tylko czekać jak mu czułki wyrosną.

Czasy się zmieniają. Wierzenia się zmieniają, ale mentalność ludzka już nie. Na wszystko istnieje logiczne i racjonalne wyjaśnienie, które w swej niedoskonałości ludzki umysł nie zawsze potrafi dostrzec.

Zatem maź na ścianach musiała mieć wyjaśnienie. Zbyt długi korytarz musiał mieć wyjaśnienie. Ruszający się trup też musiał mieć wyjaśnienie.

Jednak na silne przekonanie cień wątpliwości rzucała Sybilla pomimo przekonania, iż to również musi mieć własne, składne wytłumaczenie. Wilga miał jednak nieodparte wrażenie, że z każdą chwilą rzeczywistość staje się coraz mniej realna.




Nagle Sprzęgło zamknął wizjer. Wszystko miało swoje granice nawet racjonalizm. Mogła to być biedna, oszpecona, skrzywdzona przez Niemców dziewczyna, ale nie miał zamiaru tego wypuszczać.
Osobie po takich torturach mogło się pomieszać w głowie i narobić więcej problemu niż pożytku.
Przeszedł go dreszcz. Jeśli wszyscy będą tak wglądali, to szukania małej dziewczynki mogły być bardziej problematyczne niż zakładał plan.

Gdy tylko usłyszał wołanie Stryja natychmiast pobiegł w tamtym kierunku na wszelki wypadek spoglądając na zabitego Niemca.
Niemożliwe, żeby się podniósł, ale wolał jednak szybko to sprawdzić. Jeśli zwłoki nadal zwłokami pozostały, to szybko pobiegł w kierunku wskazanej przez towarzysza celi, by ją otworzyć, a następnie do celi Sybilli z takim samym planem oraz pytaniem skierowanym do obu dziewczynek czy wiedzą gdzie znajduje się rodzina "wieszczki".
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 16-02-2013, 18:42   #100
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Kiedy podchodziła z pistoletem do uzbrojonego Niemca w zasadzie nie miała złudzeń co do tego co mogło się wydarzyć, ale o dziwo w takiej chwili jak ta, kiedy widziała tylko jego oczy, wąskie jak szparki jadowitego stworzenia nawet nie poczuła serii z Mausera, która przeszyła jej bark. Dopiero upadek uświadomił jej że coś poszło nie tak.
A potem przyszła fala piekącego bólu i coś ciepłego zalało jej prawą stronę. Nie była głupia, domyśliła się, że mocno krwawi.
Twarz Doktorka pojawiła się nad nią nie wiadomo kiedy. Tunia trochę zagubiła się w czasie. W oczach zaszkliły się jej łzy. Była w końcu tylko młodą drobną kobietą. Nie bohaterem.
To wtedy z budynku wyłonił się trzeci Fryc. Ten, którego wczesniej nie dostrzegli. Wycelował w nich broń i.... upadł przeszyty kulami zanim zdążył wypalić choć jedną swoją.
Chyba nie zdążyła nawet zrealizować jak blisko byli śmierci. Beniaminek wychodząc z głębi domu uratował im tyłki w ostatnim momencie. Tylko skąd wiedział?

Skrzywiła się kiedy lekko poruszyła ciałem. Ból był coraz bardziej nieznośny. Doktorek musiał zatamować krwawienie inaczej nie miała szans. Kiedy zabrał się do robienia opatrunku nawet nie syknęła. Modliła sie cicho do Boga o ratunek.
Kiedy bark został zaopatrzony i unieruchomiony Doktorek delikatnie przeniósł ją na pakę. Zacisnęła zęby, wszystko pulsowało tempym bólem.
Jeszcze tylko parę kroków, otwierane drzwi i już leżała na tyłach samochodu. Za chwilę jej towarzysz odpali motor i odjadą. I znajdą dla niej pomoc. Boże... niech tylko przejadą przez te cholerne rogatki. Doktorek uruchomił silnik...ale po chwili zgasił go i wysiadł z auta.

Co się stało? - pytała się cicho.- Dokąd on poszedł? Przecież nie ma czasu...boli...

Ale wiedziała dokąd poszedł. Był żołnierzem, a żołnierz ma w obowiązku zadbać o powodzenie akcji. Nawet kosztem jej życia. Tunia nie chciała płakać. Nie mogła się nawet na niego gniewać, bo pewnie sama zareagowałaby podobnie.
Ale dlaczego tak długo nie przychodził? Kręciło jej się w głowie, a ciałem wstrząsały raz po raz dreszcze.

Jak tu zimno i ciemno - myślała - jak samotnie umiera się na wojnie.
Żałowała, że nie pożegnała się z Witkiem... i babcią...

A potem nagle świat zawirował i Tunia zapadła się w głęboką, czarną studnię nieświadomości....
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 16-02-2013 o 18:45.
Felidae jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172