Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2013, 21:08   #344
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Odwróciłem się do stojących strażników, techników, chińczyków i kogo tam jeszcze tu nie brakuje. Nie mam czasu na te wszystkie pierdoły. Powinienem ich wszystkich pozabijać. Dobrze, że te dupki na zewnątrz ustrzeliły latającego gada. Nie będzie mi tu smok po niebie latał. A mówiąc o smokach spojrzałem groźnie na Chińczyka, który pieprzył coś od rzeczy na temat chłodzenia i tego, że zdalnie można je zniszczyć. Debil. Jakby możliwa była manipulacja cieczą chłodzącą z daleka to równie dobrze mogliby manipulować cieczą zwaną krwią w ludzkich organizmach. Uniosłem pistolet mierząc w jego stronę. Podszedłem bliżej tak, żeby dokładnie spojrzał w wylot lufy:
- Nie stój tak i nie gap się w lufę pistoletu tylko pomóż! - krzyknąłem do niego nie zdejmując go z muszki dopóki stoi jak ćwok. Bardziej zainteresowałem się technikami, którzy tak ochoczo poparli tego chińskiego gnojka. Pytam tychże szpiegów czy mają tu coś jeszcze do roboty skoro Chińczyk będzie robił za nich. Bo jak nie to nie jest to szkółka niedzielna i nie muszą mieć darmowej lekcji informatyki tylko mogą sobie iść. Na zewnątrz. Strzelać do śmigłowca, który wciąż lata. Dali dupy z komputerami to może losowo strzelając w niebo osiągną więcej.

Usiadłem w fotelu. Kropla potu spłynęła z mojego czoła. Nagle zrobiło się gorąco. Gdzie są klimatyzatory? Właściwie... nigdy tu ich nie było. Nie dziwne, że jest tu tak gorąco. Ci technicy od samego początku wydawali się być podejrzani. Nie zainstalowali dobrych klimatyzatorów, a równocześnie zainstalowali jakieś nowoczesne chłodzące... zaraz... skąd mieli nowoczesne chłodzące gówno w komputerach? Jeżeli jakiś technik oprócz chińczyka tu jeszcze jest to krzyczę najpierw grzecznie:
- đi! - ale chwilę później zasypuję ich wulgaryzmami w tym mówiąc po rosyjsku - PASZOŁ WON! - i jak trzeba to nawet wstaję z fotela i ich na kopach wyrzucam z tego budynku. Potem wracam na moje miejsce. Nie będą mi tu szpiegowskie kurwy pałętać się po centrum dowodzenia. Wpieprzyli jakieś super nowoczesne dziadostwo do komputerów, które reaguje na nalot wroga, a czy zrobili coś pożytecznego? Nie. Mój fotel to normalny fotel. Jakieś tandetne gówno, a nie takie jak miał James Tiberius Kirk, że naciskał guzik i już był komunikator włączony i można było gadać. Zamiast fajnego fotela mam mikrofon, który pewnie pamięta czasy Franka cholernego Sinatry. Inna sprawa, że wyjaśniło się co to było z tymi komputerami - technicy to szpiedzy ot co. Założyli sabotaż w naszych komputerach! Po cichu mówię do jednego z moich ludzi, żeby wyszedł za technikami i jeżeli zobaczy, że nie strzelają w niebo do śmigłowców jak im kazałem tylko robią coś innego to niech zastrzeli tego, który będzie robił co innego. Nawet jeśli pójdzie do latryny się wysrać, a to by było bardzo podejrzane w tych okolicznościach. Zastrzelić. Nie strzela w niebo? Zdrajca! Zastrzelić. Strzela w niebo, ale widać, że nawet nie stara się trafić śmigłowiec? Pewnie nie chce przypadkowo trafić swoich kumpli w śmigłowców! Zastrzelić. Ogólnie najlepiej by było wydać rozkaz zastrzelenia ich, ale może to jeszcze nie tak. Może to debile, którymi kieruje szatański przybysz z Chin, który teraz majstruje przy moich komputerach. Może jak pójdą na zewnątrz to grzecznie będą strzelać do śmigłowca. Z pistoletów, karabinów, gówno mnie obchodzi z czego. Mają strzelać. Jak nie będą wykonywać rozkazu do odwołania to sami zostaną zastrzeleni. Odprowadziłem wzrokiem typa, który poszedł za nimi. Pewnie zaraz zginie, a te kurwy będą cieszyć się, bo mnie wyruchali na kasę. Tyle poszło na sprzęt komputerowy, a oni zakupili go od CIA czy innego GRU. Splunąłem na ziemię myśląc o tych zdradzieckich kanaliach. No, ale wróćmy do skośnego Damiana Thorna.

- I co tam z komputerem?! - pytam go głośno, ale uprzejmie. Gotów w każdej chwili wydać rozkaz odstrzelenia mu łba. Pieprzony szatan będzie mi tu igrał z siecią komputerową. Jeżeli odwróci się do mnie to się uśmiechnę i powiem "Patrz pan w monitor." W sumie to nawet nie wiem co on tam ma niby robić. Pewnie tworzy algorytmy naprowadzające rakiety na naszą pozycję. Bydle. Pewnie tak jest. A niech naprawia ten wrogi sprzęt opętany przez szatana. On pewnie jest szatanem. Będę go musiał potem zabić. Będę cholernym zbawcą dżungli. Pewnie martwym. Zbyt dużo tutaj "pewnie", a za mało pewności.

Spojrzałem na dyplomatkę i zapytałem:
- A kim ty w ogóle jesteś? - powinienem to wiedzieć, ale w tym momencie zapomniałem. To wszystko jest mało realne. Jakieś śmigłowce, jakieś wody z komputera, dużo szpiegowskiego gówna jakby śpiochy nie miały innego momentu, żeby się obudzić. Powinienem ją zabić. Ot tak. Bez powodu. Nie potrzebuje żadnego powodu, żeby kogoś zabić.
- Potrzebujesz powodu, żeby kogoś zabić? - zapytałem panienkę ot tak zagajając. Jeżeli śmigłowiec wciąż strzela to znaczy, że kanalie odrzuciły moje pokojowe zamiary i mówię przez mikrofon:
- Najwyraźniej nasi wrogowie chcą umrzeć. Do boju, zabić ich wszystkich! Brać jeńców tylko, gdy nie będą mieli nóg! - i czekam na kilka odpowiedzi. Na początek od szatańskiego chińskiego informatyka, że wszystko w porządku z tym diabelskim sprzętem, potem od tej panienki co ja właściwie nie wiem po co tu się kręci, a następnie od... no po prostu usłyszeć jak kolejny śmigłowiec eksploduje. Muzyka dla mych uszu. Prawie tak dobra jak torturowani więźniowie po śniadaniu, a przed obiadem.
 
Anonim jest offline