Ed oderwał wreszcie wzrok od budynku analizując obraz z kamer podłożonych przez Solo. Dziewczyna była świetnym zwiadowcą, profesjonalistą i wykonała zadanie bezbłędnie.
- Okay. Krótka piłka. – powiedział Ed
rozrysowując na wirtualnym obrazie plan ataku niczym trener w szatni ustalający taktykę na druga połowę spotkania. –
Podchodzimy pod rezydencję tutaj i tutaj. Alfa i Charlie. Tu Beta. – wskazał palcem.
- Kiedy netrunnerzy podstawią kamerom zapis ostatnich pięciu minut w lupie i przejmą kontrolę "na życzenie" nad windą, od razu zaczynamy działać. – spojrzał po wszystkich. -
Snajperzy równocześnie zdejmują cele w kolejności sugerowanej pozycją oraz zasięgiem wzroku wroga. Tłumaczyć chyba nie muszę o co chodzi? Grupa Alfa i Charlie. Atakujemy rezydencję po wyczyszczeniu przedpola. Beta zabezpiecza teren. Ochroniarzy sąsiadów zdejmujemy tylko w ostateczności. Nie chcemy mieć na głowie ich kolegów. Dobry ochroniarz to mądry ochroniarz. Nadstawiać karku będzie tylko za pracodawcę. Nie powinni wpierdalać się jak koszula w dupę, chyba, że zaczniemy z nimi pierwsi. Mogą zadzwonić najwyżej po gliny. Kiedy sekundy się liczą, gliny są zawsze o minuty tuż, tuż... – Walters wzruszył ramionami nie przejmując się policją.
Podszedł ku zwiadowcy.
– Solo. – spojrzał na dziewczynę w czarnym kombinezonie. –
Podłożysz tę zabawkę z magnesem do burty jachtu zanim zacznie się wszystko. Skoordynujemy włączenia nadajnika. Ta zabawka wyłączy całą elektronikę w promilu 200 stóp. Jacht nigdzie się nie wybierze. Masz wszczepy bez których jesteś do niczego? – zapytał rzeczowo. –
Jak masz, to zajmę się tym ja... A ty, - powiedział do Bulleta. - lub ktoś z twoich ludzi, będzie musiał odegrać snajpera. Ktokolwiek strzela najcelniej.
Zastanowił się kilka sekund.
- Dziewczyny. - zwrócił się do Ann i Felipy na wszelki wypadek unikając wymawiania ich imion .
- Idziecie z Alfa. Big Bird zostaje w obwodzie razem z kierowcą auta. Do domu wchodzimy od parteru. Jak zacznie się jatka i gdyby z góry schodzili najemnicy Alexa, to Charli, macie walić z grubej rury po oknach na piętrze. Kilka granatów załatwi sprawę. Wtedy już i tak będzie już a późno na działanie w rękawiczkach.
Zapinając ostatni rzep kevlara spojrzał po wszystkich.
- Jakieś pytania? Ktoś ma lepszy plan? - rzucił spokojnie. -
Jak ktoś ma coś do powiedzenia, to to jest najlepszy moment. Jak nie, to jedziemy z koksem.
Walters zdawał sobie sprawę, że plany nigdy nie idą po sznurku. Że będzie w ciul miejsca na nieprzewidziane komplikacje i dziury do załatania. Nie był też strategiem z prawdziwego zdarzenia i liczył, że jeżeli ktokolwiek z ich niemałej bandy widzi lepsze opcje, to odezwie się prędzej jak później. Był gotowy chętnie wysłuchać wszystkich propozycji, zwłaszcza Ann i dowódców Alfa i Charlie.