Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2013, 20:35   #131
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Powrót ze szpitala w towarzystwie seksownej, przytulonej do jego boku latynoski był dla Eda niczym droga powrotna do domu z niezbyt udanych, lecz uratowanych w ostatniej chwili wakacji. Dziewczyna droczyła się trochę. Ed przyłapał się, że choć ukrywał to z trudem, to jadł jej z ręki jak lew dla tresera. Felipa łączyła w sobie drapieżną panterę i oswojoną kicię w jednej osobie. Kiedy dotarli wreszcie do obskurnego motelu, uprzednio wstąpiwszy po drodze na chwilę po browar, Ed zaległ ciężko w fotelu słuchając słów Felipy. Słuchał jednym uchem a drugim starał się zrozumieć dlaczego tak bardzo się do niej przywiązał. Jego wzrok przechodził od jej poruszających się pod wpływem wypowiadanych słów ust, falujących elastycznie piersi, gdy żywiołowo gestykulowała o wydarzeniach nocy. Gdy dłonią poprawiała niesforne kosmyki opadające na policzek. Długie, szczupłe ramiona i takie długie nogi... Nawet jej głos brzmiał tak jakoś inaczej niż zwykle. Był bliższy i taki przyjemny, jakby go znał od zawsze i na zawsze miał go już nie zapomnieć. Dlaczego sie do niej tak przywiązywał? Przecież chyba nie dla seksu? Pewnie, że też, ale może nie tylko? Nie wiedział jeszcze.

Latynoska w tym czasie streściła Ferrick i Remo przebieg crush testu vana i akcji pod metą skinheadów.. Nie ukrywała też, że jest na Dirkuera wkurwiona i zastanawia się grubo nad kontynuowaniem tej roboty, która staje się coraz mniej opłacalna.

- Alex Theloen - powtórzyła przytoczone przez hakera nazwisko. - Pasuje na naszego gościa. Etat w dziale biologii i cyberwszczepów tłumaczyłby skąd ma pojęcie na temat projektów C-Techu. Tyle, że wjazd do “klubu jachtowego” bez żadnego researchu zakrawa na głupotę. Nie możemy zweryfikować ilu ludzi i jak uzbrojonych może być w środku.

- Z drugiej strony element zaskoczenia może działać na naszą korzyść. - Stwierdziła saperka. Potem nie tylko przygotują sie na nas, ale i posprzątają dowody oraz wywiozą Newt czy inne dziewczyny. Jeśli oczywiście nadal tam przebywa.

- Newt? Weaver tam jest? - Ed ożył wyrwany z zadumy.

- Mamy tylko informację, że dwa tygodnie temu “Shannon”została przeniesiona do “Jedynki”. To niczego nie gwarantuje, ale może warto sprawdzić - Ann nieco ostudziła nadzieje mężczyzny.

- Hmmm... Ustalmy sobie po co chcemy uderzyć na tą chałupę. Konkretnie co chcemy osiągnąć. - rzucił Ed ładując nową baterię do pistoletu.

- Jeśli o mnie chodzi - powiedziała Ann - przede wszystkim chciałabym zrobić lub znaleźć coś, co zagwarantowałoby spokój nam i naszym bliskim.



- Jeśli namierzymy kreta i znajdziemy na niego dowody, Corp Tech samo pozamiata resztę tej grupy, co zapewni nam bezpieczeństwo. Rozsądnie byłoby to założyć. Ten cały Alex na pewno swoje wie i jego złapanie uznałbym za główny cel - Remo oderwał się na chwilę od dalszego grzebania w sieci. - Poza tym mogą tam być dziewczyny i wszyscy inni zmuszeni do pracy w VirtuaGirl. Ja mogę spróbować tego co zwykle, dostać się na miejsce i spróbować podłączyć do zabezpieczeń i całej reszty sieci. Przy okazji dowiemy się jak zareagowali na ostatnie niepowodzenia.



- Założenia ogólnie poprawne - przyznała latynoska. - Pamiętajmy jednak, że efekt może być odwrotny do zamierzonego. Jeśli coś się zjebie i to nie my dostaniemy ich ale oni nas to w dalszej kolejności leci serum prawdy i wyśpiewujemy im gdzie jest ich sprzęt czyli wyświadczamy im niemałą przysługę. Poza tym ludzie. Potrzebujemy wielu żeby zminimalizować wpadkę. Ode mnie będzie tylko czterech wliczając Bulleta. Taki plus, że to wyszkoleni zadrutowani skurwiele, żadna amatorszczyzna - zerknęła z ukosa na Waltersa akcentując ostatnie słowo. - Evans uruchomiła jakieś znajomości?

- Na nią bym nie liczyła - Ferrick machnęła ręką - ma dość problemów przy odbijaniu faceta. Jest pewnie w jednej z pięciu pozostałych melin.

- Trzeba przerzucić gdzieś sprzęt. Tak żeby żadne z nas nie miało na niego dokładnego namiaru - zamyśliła się Felipa. - Rozumiem, że Ferrick i Remo nie mogą powiększyć nam grupy najemników. Ed?

- Ja mogę załatwić intel i ludzi tylko... With strings attached... Moi ludzie mogą chcieć dostęp do technologii które tam znajdziemy lub information.

- Ilu ludzi? - zapytała latynoska.

- To, że będą chcieli informacji to nasz najmniejszy problem skoro bez nich możemy ich wcale nie zdobyć. - Saperka wzruszyła ramionami. - Trzeba się liczyć z kosztami. Co do informacji na temat tych rzeczy od Suareza, każdy z nas wie tylko o jednej - popatrzyła na Waltersa - Choć jeśli przekazałeś Keyowi info o ukryciu AI to on wie najwięcej. Jednak i tak nie weźmie chyba bezpośredniego udziału w akcji, więc nie jest zagrożony. - Przeniosła wzrok na hakera. - Powiem ci potem gdzie są ampułki z dna. Gdybym wpadła, masz trochę czasu by przenieść je w inne miejsce. W przypadku złapania Eda wygląda to chyba tak samo? No, ale to ten najgorszy scenariusz.

- Ośmiu ludzi, helicopter, zbrojone auto, ex wojskowi. Jak podzielimy się intelem który mamy - spojrzał na Remo - to przyśpieszymy ich wywiad. Załatwią kody alarmowe i plany rezydencji. Bez tego mój netrunner uwinie się we dwie, trzy godziny. Jak robimy to dzisiaj to musimy mieć Intel jak najszybciej żeby przygotować plan akcji.

- Jestem za akcją dziś. Niezależnie od tego ile informacji będziemy musieli przekazać. - Powiedziała Ann.

- Niech będzie - Felipa odezwała się po dłuższym zastanowieniu. - Ósemka Waltersa, moja czwórka plus nasza trójka na miejscu to piętnaście hombres plus Remo zdalnie. Ryzyko jest spore ale chociaż pozostaje efekt zaskoczenia.

- Możesz na akcję dla mnie załatwić jakieś zabezpieczenie przed kulami? - Ferrick popatrzyła na Waltersa - Mam przeczucie, że dzisiejszej nocy mocno już nadwyrężyłam własne pokłady szczęścia i przydałoby się coś bardziej realnego jako ochrona.

- Jeśli mamy to zrobić, to jak najszybciej - Remo spojrzał na Waltersa, odnosząc się do jego wcześniejszych słów: - Skoro ten netrunner będzie tam grzebał, chcę się z nim skontaktować. Bez koordynacji możemy sobie przeszkadzać, a liczy się czas i zaskoczenie.

- Jasne. Skoordynuje was. - Ed odparł hackerowi. - będzie sprzęt wojskowy Ann. Bardziej się obawiam ataku zagłuszacza na wszczepy. Może warto teraz odkryć przed sobą karty, aby wiedzieć na co uważać i na co się szykować? - spojrzał po kobietach. - Ja mam cybernetyczne oko tylko. Już wiemy, że zadrutowane chłopaki Felipy jakby co będą warzywkami na taką okoliczność...

- Ale chyba nie permanentnie? - wtrąciła się latynoska. - Przy zagłuszaczu elektronika wariowała ale później wracała do pierwotnego stanu. Puta... nie chciałabym mieć Bulleta na sumieniu - odpaliła papierosa i niewinnie wzruszyła ramionami. - Tak samo jak Walters. Cyberoko. Poza tym... czysta naturaleza - puściła im oko sugerując w ten sposób, które jest podkręcone.

- Nie mam nic co nie działające przeszkadzało by mi w działaniu organizmu. Prawa dłoń ma cybernetyczne dodatki więc może być mniej sprawna, ale działać będzie nadal. - Saperka uśmiechnęła się nieznacznie - nie dam rady zmienić koloru włosów, ale jakoś sobie z tym faktem poradzę. Na rekonesans będzie więc musiała tam iść ta część ekipy, która nie będzie miała problemów z zagłuszaniem.

- Yup. Sounds like a plan. To czekamy na intel. Zadania podzielimy wiedząc więcej o słabych punktach fortu. - stwierdził Ed wysyłając wiadomość.

- Nie ma co czekać - stwierdziła saperka - Mamy widok budynku i najbliższego otoczenia. Nie wiadomo czy i kiedy dostaniemy plany bydynku, a i tak nie będzie gwarancji, że odzwierciedlają prawdziwy układ wnętrza. Po za tym podejrzewam, że w tym budynku jest więcej niż widać. Może tajne laboratorium lub coś innego ukrytego w podziemiach? W budynku na poziomie terenu jest za wiele przeszkleń, a przestrzeń w koło zbyt otwarta, by można tam swobodnie prowadzić nielegalną działalność. Może sąsiadów nie ma wielu, ale ludzie zawsze są ciekawscy. W sumie mamy sporo szczęścia. Popatrzcie na ten pas zieleni, który podchodzi prawie do samego budynku. - Dziewczyna wskazała na elektronicznym wyświetlaczu o co jej chodzi. Tutaj można się przyczaić. Nawet jeśli patrolują teren można podejść i się rozejrzeć, a potem zneutralizować ochronę. - Popatrzyła na hakera - Jak blisko musisz być by włamać się do systemu ich zabezpieczeń? Obawiam się, ze jak śa tacy sprytni trzeba będzie zastosować metody z domu Suareza, czyli podpięcie bezpośrednie, a to oznacza, ze ktoś musi podejść naprawdę blisko. Masz jeszcze te swoje maleńkie pluskwy?

- Muszę w jakiś sposób podłączyć się do ich wewnętrznej sieci - Remo skinął głową. - Można je umieścić na odległość, jeśli ci ludzie Eda mają odpowiedni sprzęt. Tego się dowiem, gdy skontaktuję się z tym ich netrunnerem. Może też znał będzie inne sztuczki. Wątpię, bym mógł coś uzyskać z ogólnej sieci, musiałbym pójść tropem od sprawdzonej meliny i VirtuaGirl. Łatwiej podłączyć się bezpośrednio. A to oznacza umieszczenie nadajników w bezpośrednim zasięgu ich sieci wewnętrznej.

- Nie jestem dobra w planowaniu accion militar - wtrąciła się Felipa. - Nie mam żadnego przeszkolenia ale zawsze to jednak dodatkowa spluwa, si? Pójdę z wami tyle, że zgubiłam broń pod metą Gonzalesa. Kamizelka też by się przydała. Czas nam leci a nie chcemy stracić naszego największego atutu - sorpresa. Na zdrowy rozum pasuje zrobić ciche podejście, wyeliminować strażników, dać Remo dostęp aby odłączył alarmy, przejął monitoring, odblokowywał nam elektroniczne zamki. I możliwie dyskretnie posuwać się do przodu.Chociaż jak znam życie prędzej czy później zrobi się z tego jatka.

Felipa przyglądała się rzutowi rezydencji.

- No dobra, to po kolei - ciągnęła. -Trzeba działać póki jest noc. Chłopaki Bulleta pewnie noktowizory mają wbudowane w cyberojos ale reszcie by się przydały. Do tego ciemne ciuchy. No i tłumiki. Podejść można albo od strony wody ale wtedy musielibyśmy organizować ciche i dyskretne pojazdy - tu spojrzała na Eda, jedyna szansa, że on miałby do tego jakiś dostęp. - Można też podejść od strony pasu zieleni odpowiednio dalej zostawiając wozy i robiąc sobie spacerek. Wtedy wchodzi w grę spotkanie ze strażnikami i psami. Albo... no można by się tam dostać z powietrza. Walters wspomniał helicopter. Jeśli to cicha zabawka to może się udać. Moglibyśmy spuścić się na dach mając pewność, że żaden monitoring nas nie wychwyci a stamtąd robić włam do środka i przeczesywać piętra ku dołowi.

- Nie będę się bawił w improwizację, wiec do czasu konkretnej oceny sytuacji nie podejmuje żadnych decyzji, poza udaniem się na miejsce obiektu. Może z bliska zobaczymy to czego nie widzą kamery. Może włamiemy się do sieci. Plan ułożymy pod bramą. - Ed zaśmiał się, machnął ręką i otworzył piwo.

- Ok nie ma więc co gadać po próżnicy. Przemieszczamy się jak najbliżej celu i próbujemy zyskać jak najwięcej informacji. Szkoda czasu. Noc jest już późna. Co do podejścia od strony lądu jest najlepiej osłonięte. Od wody za duży pas pustej przestrzeni. Psów raczej tam nie będzie, chyba że spacerujące z ochroną. Teren jest otwarty, nie ma płotów więc trzymanie niebezpiecznych psów bez uwięzi raczej nie wchodzi w grę. Atak z helikoptera to za dużo hałasu. Zdecydowanie odpada jeśli mamy wykorzystać element zaskoczenia. No i nie wiem jak ty - saperka popatrzyła na latynoskę - ale moje przeszkolenie nie obejmowało desantu z powietrza.

- Ed carino, posłuchaj – Felipa doszła do Waltersa, wyjęła puszkę z jego dłoni i odłożyła ją na stolik. Jednocześnie usiadła na łydkach tuż przed nim opierając brodę na jego kolanie. - Remo jest od hakerki, ja od gadania, ty od strzelania, si? Nie chcę zginąć na tej akcji. Wiem, mamy mierda informacion ale na myśl, że pójdziemy tam na hurra i będziemy dyskutować pod przysłowiową bramą. Simplemente... zaczynam się stresować. Ty byłeś w armii i akcja w większej mierze będzie zależeć od twoich ludzi. Zresztą, ja nie podejmę się też dowodzenia moimi najemnikami. Mam za małe doświadczenie żeby się w to mieszać, dlatego por favor skarbie... Odstaw ten cholerny browar i zacznij mówić do rzeczy. Gdzie mam skierować Bulleta i jego chłopaków? Co z twoją grupą? Czy załatwisz nam broń i kamizelki? Od której strony robimy podejście? Na razie chociaż tyle - w kwestiach militarnej akcji Felipa zdecydowanie z ich składu pokładała zaufanie w Anhelu i zamierzała zadbać żeby wywietrzał z niego alkohol i napięcie i przeprowadził ich do finału tej roboty.

- Spokojnie. - Ed nie był zachwycony utratą piwa, ale Felipa jak zwykle działała na niego dokładnie tak jak chciała. - Zrobimy odprawę z całą załogą. Podzielimy się na grupy. Szturmowa alfa i beta. Oraz Charlie która będzie kontrolować zajęty już perimeter. Ptak będzie wsparciem jakby się posrało i drogą ucieczki jak zblokuje się droga lądowa. Łodzi nie dam rady skołować. Spotkamy się wszyscy na dachu jednego z piętrowych parkingów. Dostatecznie daleko od celu, aby nie wzbudzać podejrzeń a jednocześnie w zasięgu lornetek. Dogadamy szczegóły. - pochylił się i pocałował w czoło siedzącą przed nim Felipę, równolegle sięgając ręką po odstawioną puszkę. - To na stres i gojenie postrzału, bez piwa trzęsą mi się ręce. - puścił oczko. - Bullet będzie dowodził swoją ekipą, chyba że w jego paczce już jest lider. Czterech moich ludzi będzie w Charlie osłaniać nasze tyłki po pierwszym szturmie. Kiedy zrobimy wjazd na chatę oni będą pilnować aby nikt nie wbił się do rezydencji z zewnątrz. Będą nas też kryć przy ucieczce. Twoi ludzie i my z resztą moich wyczyścimy dom. Oni piętro i my piętro. Byłoby idealnie, gdyby robić w tym samym czasie desant z dachu na linach w okna byłby idealny jeżeli nie ma kuloodpornych szyb. Wszystko zależy od cichego zdjęcia wartowników i nie podniesienia alarmu. A szczegóły ataku, z której strony i tak dalej, to ustalimy na odprawie. Jak zgasimy kamery, to trzeba będzie wykorzystać martwe punkty obiektu. Zależy czy mają ludzi patrolujących teren... A po akcji, to helikopterem powinny uciekać przede wszystkim porwane dziewczyny i ranni. Nie znam jeszcze modelu i nie wiem jaką ma pojemność ludzi. - My zwiniemy się wozem . - dokończył monolog, westchnął, zgniótł puszkę i wyrzucił ją w kąt. - Pierwsze i ostatnie przed akcją. No worries. - mruknął do Felipy. - Jak macie gnaty bez wspomagań elektronicznych to je weźcie też. Żeby nie było, że nam zagłuszą wszystkie pukawki. A zresztą... Czy panna Ferrick oficer, co prawda nie pułkownik, ale jednak starszy ode mnie stopniem trep, nie bardziej nadaje się tu na Sun Tzu? - przeniósł wzrok na Ann. - W szkole wojskowej was przecie na pewno nauczyli sztuki wojny, nie “Chinkie”? - uśmiechnął się wesoło.

Cała ta gadka w tej chwili była stratą czasu, lecz wiedział, że może pomóc uspokoić Felipę. Pewność siebie i towarzyszy na akcji to podstawa.

Widać było, że gadanie Waltersa rzeczywiście Felipę uspokaja. Na koniec jego tyrady jej usta wyginały się w lekkim uśmiechu.

- Perfectamente - podniosła się do pionu. - Lo siento Ferrick że to do Walersa uderzam po wytyczne. Może jesteś starsza stopniem czy coś ale to jego orkiestra więc to raczej oczywiste, że bierze na siebie rolę dyrygenta. Jak dla mnie możemy ruszać.

Na wzmiankę o broni Ann wstała i wyjęła ze swojej torby dwie sztuki broni zdobyte w ostatniej melinie:

- Może to się przyda, ale trzeba więcej amunicji. Nie wiem o co ci chodzi z tymi stopniami - popatrzyła na Waltersa. - Nie jestem oficerem. Jestem tylko sierżantem. No i zdecydowanie więcej uwagi poświęcałam w trakcie szkolenia materiałom wybuchowym niż sztuce wojennej. - Na twarzy Azjatki nie widać było rozbawienia.

- Garacias - Felipa skinęła Ann i wzięła od niej pistolet. - Zadzwonię do Bulleta i podam mu punkt zborny. - przeniosła wzrok z Waltersa na Ferrick, chyba ten pierwszy wkurwił tą drugą. - I skończcie przepychanki na temat stopni. To nie jest robota armii. Nikt nikomu nie będzie salutował ani robił loda, chyba że ma na to ewidentną ochotę - puściła im po oczku. - Po prostu wyjdźmy z tego cało, si? Zobaczycie. Jutro poimprezujemy, będziemy liczyć kasę i śmiać się z tego całego gówna.

Ed nieco poważniej lecz spokojnie i raczej z zaciekawieniem przyjrzał się poważnej minie, jakby niewzruszonej a może właśnie w duchu dotkniętej, Ann. Albo tak radziła sobie ze stresem i mobilizowała się do akcji nie pozwalając na chwilę rozprężenia, albo po prostu miała kompleksy i nie potrafiła z siebie żartować.

- Dokładnie. – westchnął Ed na słowa Felipy. – Zawsze możemy urządzić happyendowe orgy. – wsunął spluwę do kabury.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 04-02-2013, 21:02   #132
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 04:29, niedziela, 6 wrzesień 2048
New York City
2 dni do wyborów



Jesus, Walters, Ferrick, Remo

Ostatecznie, około w pół do piątej nad ranem, mieli już wydawałoby się wszystko, co tylko mogli mieć w krótkim czasie. Spotkali się tak jak zakładał Walters, daleko od celu, za to wyposażeni w bardzo dobre lornetki i całą resztę sprzętu. Remo już na samym początku zgadał się z netrunnerem, pracującym jak zwykle takie osoby - z jakiegoś własnego gniazda. Teraz rozstawił komputery, podłączając się do nich dodatkowo. To do niego i człowieka Eda należał pierwszy ruch, do którego wykorzystali jednego ze zwiadowców. Dziewczyna, bowiem była to przedstawicielka ładniejszej z płci, dotarła prawie pod samo ogrodzenie i umieściła nadajnik i kamerę w jednym, chociaż ta druga nie wyłapywała zbyt wielkiej ilości terenu. Dokonała także kilka skanów i wycofała się bez trudu, wyposażona w ultranowoczesny kombinezon kamuflujący.
Hakerzy mieli połączenie i pracowali nad nim kilkadziesiąt minut, pragnąc pozostać niezauważonymi. Wiele nie potrzebowali na początek - dostęp do kamer w końcu uzyskali. Informacji dodatkowych niestety niewiele, tak jakby ten system ich nie zawierał.

Ludzie nie zawiedli. Mieli dwunastu, podzielonych na trzy drużyny. Ci od Eda mieli nowoczesny, doskonały sprzęt, a oni sami wyglądali na zawodowców, nawet jak za kominiarkami nie było widać ich twarzy. Każda z tych dwóch grup miała zwiadowcę, snajpera, dowódcę będącego jednocześnie szturmowcem i operatora broni ciężkiej. Byli jednakże elastyczni, a całe ich podejście bardzo przypominało wojskowe. W przypadku Bulleta było nieco inaczej. On sam napakowany wszczepami i dobrze wyposażony, ale pozostali trzej w tym mu ustępowali. Nie należeli do amatorów, tyle, że bardziej wyglądali na uliczników, wychowanych na wojnach gangów a nie operacjach wojskowych. Wszyscy też byli bardziej typowymi szturmowcami, taki też posiadali sprzęt. Ludzie Eda przyjechali jednym samochodem, a kontakt z helikopterem mieli poprzez radio. Ci od Felipy mieli jeszcze jeden wóz, ale zwykły, pozbawiony opancerzenia.

Jeśli chodzi o samą rezydencję, to pierwsze co rzucało się w oczy to ruch. Ktoś tam najwyraźniej poczuł presję i wcale nie zamierzał czekać. Przenoszono na jacht jakiś sprzęt, a co ważniejsze - ludzi. Przez czas obserwacji zauważyli cztery dziewczyny, prowadzone tam niemal jak bydło na rzeź, ale "załadunek" wciąż trwał. Przy budynku stał jeden samochód i jeszcze jeden nieco wyżej - i ten wyglądał tak samo, jak van leżący teraz na jednej z ulic Queens. Drugi był sedanem, stopień jego opancerzenia ciężko było ustalić. Dzięki obserwacji z kamer, lornetek i skanerów, odkryli dziewięciu strażników, wyglądających na uważnych i co chwilę wywołujących się przez radio. Alexa nie było widać nigdzie na zewnątrz.

Budynek miał parter i piętro, skanery i bliższe przyjrzenie się z kamer potwierdzały, że górne poziomy są przeznaczone do mieszkania - mimo, że szyby były lustrami weneckimi. Badanie ich struktury potwierdziło, że są kuloodporne, ale nie przeciwpancerne. Mur okalający rezydencję miał wysokość człowieka i prócz kamer i czujników ruchu nie zabezpieczało go nic więcej. Obaj hakerzy odkryli także, że w środku są czujniki, nie ma jednak kamer. A jeśli są, to podłączone kablowo w wewnętrznej sieci. Nie dało się więc określić dokładnego rozkładu i wyposażenia pomieszczeń, przy czym każdy skaner potwierdzał, że układ jest całkiem standardowy. Odkryto jednakże windę, kierującą w dół, oraz klatkę schodową wyłącznie do piwnicy. Tam właśnie musiało się mieścić centrum "VirtuaGirl", ale zabezpieczone było na najwyższym poziomie. Kye twierdził, że nikt nie da się tam włamać, jeśli nie podłączy się bezpośrednio w budynku. Udało mu się jednak dostać do centrum zabezpieczeń zewnętrznych oraz windy, obaj hakerzy uważali, że będą mogli nie tylko wyłączyć wszystkie kamery i czujniki, ale także wysłać do nich błędne sygnały, gdyby taki był plan.

Wejść do rezydencji było kilka. Po jednym od zewnątrz i od strony podwórza. Jeden wjazd do garażu, a także kilka balkonów. Obserwacja pokazała, że bardziej strzeżona była część od strony wody, tam kręciło się najwięcej strażników, tutaj też chodzili tragarze. Ochrona wyposażona była w krótką i długą broń automatyczną, dobrej jakości. Ludzie na balkonach mieli chyba także jakąś cięższą broń, opartą o szybę po wewnętrznej stronie. Niestety nie byli w stanie zdobyć danych, ilu jeszcze ludzi znajdowało się w piwnicy. Ci, którzy nosili, powtarzali się za każdym razem, ale mogli być tam jeszcze osobnicy nadzorujący całą operację.

Mapka


Evans

Czekanie było najgorsze. Fakt, że nic już nie zależy od niej samej, a tylko od tych kilku ludzi, których posłała z pomocą. Czekała z tym długo, nie dzwoniąc do nikogo przed operacją. Kto jednak mógł przewidzieć, że sytuacja przyspieszy tak gwałtownie? Ciągle nadający fragment elektroniki, niesprawne ciało i to co wpakowała się reszta grupy. Jack zdawała sobie sprawę, że teraz już o żadnej wymianie nie będzie mowy.
Wóz albo przewóz. Czy Diego miał w ogóle szanse?
Blant niewiele pomagał, chociaż Pico napchał do niego jakiś wspomagaczy, zaburzających jej umysł. Chyba nawet zapadła w drzemkę. gdy nagle obudził ją holofon. Kumpla Roya nie było już nigdzie w okolicy.

A głos w słuchawce należał do tych grobowych. Już po nim mogła dojść do tego, że poszło nie tak, jak miała nadzieję.
- Znaleźliśmy go, Jack. Już w pierwszym z tych adresów. Duży budynek, mieli całą piwnicę przerobioną na bunkier. Nie udało nam się ich zaskoczyć, kurwa mać!
Prawie krzyknął z wściekłości.
- Strzelanina była paskudna, Thomas dostał w głowę. Mike też oberwał, ale chyba wyżyje. Teraz jesteśmy w szpitalu, tym twoim...
Evans przerwała mu wreszcie, czekając na to co ją interesowało.
- Diego... jest też w szpitalu. Tamci coś mu wsadzili i zdążyli to uruchomić. Lekarze nie dają mu praktycznie szans, nawet z najnowszą technologią... podobno spaliło mu układ nerwowy...
Zamilkł zupełnie, nie mając już nic więcej do powiedzenia. Sam też stracił kumpla.
 
Sekal jest offline  
Stary 04-02-2013, 22:56   #133
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Ed oderwał wreszcie wzrok od budynku analizując obraz z kamer podłożonych przez Solo. Dziewczyna była świetnym zwiadowcą, profesjonalistą i wykonała zadanie bezbłędnie.

- Okay. Krótka piłka. – powiedział Ed rozrysowując na wirtualnym obrazie plan ataku niczym trener w szatni ustalający taktykę na druga połowę spotkania. – Podchodzimy pod rezydencję tutaj i tutaj. Alfa i Charlie. Tu Beta. – wskazał palcem. - Kiedy netrunnerzy podstawią kamerom zapis ostatnich pięciu minut w lupie i przejmą kontrolę "na życzenie" nad windą, od razu zaczynamy działać. – spojrzał po wszystkich. - Snajperzy równocześnie zdejmują cele w kolejności sugerowanej pozycją oraz zasięgiem wzroku wroga. Tłumaczyć chyba nie muszę o co chodzi? Grupa Alfa i Charlie. Atakujemy rezydencję po wyczyszczeniu przedpola. Beta zabezpiecza teren. Ochroniarzy sąsiadów zdejmujemy tylko w ostateczności. Nie chcemy mieć na głowie ich kolegów. Dobry ochroniarz to mądry ochroniarz. Nadstawiać karku będzie tylko za pracodawcę. Nie powinni wpierdalać się jak koszula w dupę, chyba, że zaczniemy z nimi pierwsi. Mogą zadzwonić najwyżej po gliny. Kiedy sekundy się liczą, gliny są zawsze o minuty tuż, tuż... – Walters wzruszył ramionami nie przejmując się policją.

Podszedł ku zwiadowcy.

– Solo. – spojrzał na dziewczynę w czarnym kombinezonie. – Podłożysz tę zabawkę z magnesem do burty jachtu zanim zacznie się wszystko. Skoordynujemy włączenia nadajnika. Ta zabawka wyłączy całą elektronikę w promilu 200 stóp. Jacht nigdzie się nie wybierze. Masz wszczepy bez których jesteś do niczego? – zapytał rzeczowo. – Jak masz, to zajmę się tym ja... A ty, - powiedział do Bulleta. - lub ktoś z twoich ludzi, będzie musiał odegrać snajpera. Ktokolwiek strzela najcelniej.

Zastanowił się kilka sekund.

- Dziewczyny. - zwrócił się do Ann i Felipy na wszelki wypadek unikając wymawiania ich imion . - Idziecie z Alfa. Big Bird zostaje w obwodzie razem z kierowcą auta. Do domu wchodzimy od parteru. Jak zacznie się jatka i gdyby z góry schodzili najemnicy Alexa, to Charli, macie walić z grubej rury po oknach na piętrze. Kilka granatów załatwi sprawę. Wtedy już i tak będzie już a późno na działanie w rękawiczkach.

Zapinając ostatni rzep kevlara spojrzał po wszystkich.

- Jakieś pytania? Ktoś ma lepszy plan? - rzucił spokojnie. - Jak ktoś ma coś do powiedzenia, to to jest najlepszy moment. Jak nie, to jedziemy z koksem.

Walters zdawał sobie sprawę, że plany nigdy nie idą po sznurku. Że będzie w ciul miejsca na nieprzewidziane komplikacje i dziury do załatania. Nie był też strategiem z prawdziwego zdarzenia i liczył, że jeżeli ktokolwiek z ich niemałej bandy widzi lepsze opcje, to odezwie się prędzej jak później. Był gotowy chętnie wysłuchać wszystkich propozycji, zwłaszcza Ann i dowódców Alfa i Charlie.
 
Campo Viejo jest offline  
Stary 06-02-2013, 20:20   #134
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Nie brał udziału w dyskusjach i planowaniu, brak doświadczenia wojskowego i rola hakera dawała mu równie wiele, albo i więcej pracy przed akcją. Z netrunnerem skontaktował się szybko, dzięki temu, że Ed czasu nie tracił. Remo pozostał z facetem na stałym kanale, komunikując się tekstowo. Podzielili się rolami, a dzięki profesjonalnemu zwiadowcy uzyskali dostęp do sieci budynku, złamanie jej zabezpieczeń pozostało wyłącznie kwestią czasu. Gdy to nastąpiło, haker odpiął się wreszcie od komputerów, przekazując wieści reszcie grupy i po raz pierwszy przyglądając się zebranym na parkingu ludziom. Był pod wrażeniem, nie tylko tego, że wyglądali na zawodowców i weteranów w jednym, ale także tego, że Walters skołował ich tak szybko. Tak jakby tylko czekali, żeby się zjawić. Dawało to sporo możliwości. Remo wolał nie wnikać jakie to, miał ważniejsze rzeczy na głowie, wiedział tylko, że bardzo wątpliwe, że ludzie ci należeli do gangu. W końcu ci z gangu wyglądali dokładnie tak, jak faceci przyprowadzeni przez Bulleta.

Gdy Ed gadał, murzyn zbliżył się i sam zaczął zakładać kamizelkę kevlarową, ze trzy razy sprawdzając wszystko. Rozejrzał się też za hełmem. Wziął też automatyczną broń krótką, automatycznie zaglądając do magazynka i ważąc w dłoniach. Tu aż takim amatorem nie był. Motocyklista skończył, więc Kye odezwał się.
- Pójdę z grupą zabezpieczającą. Bardzo bym nie chciał dostać się w zasięg zagłuszania, przeżyję jednak. Czujniki i kamery oszukać może netrunner, być może ja przydam się do włamania w sieć wewnętrzną. Nie wiadomo, czy się to nie będzie konieczne. W chwili zaczęcia akcji proponuję uruchomić czujniki po przeciwnej stronie rezydencji. Będą już o nas wiedzieć a błędne dane powinny ich na moment zmylić.
Zamilkł, nie mając więcej nic do dodania.

Zamiast gadać, znowu skupił się na przygotowaniu błędnych informacji. Zadrutowany koleś po drugiej stronie łącza także był przydatny, bo mógł na niego zwalić robotę z kamerami i windą. Elektroniczny atak ciągle pozostawał jedynie dodatkiem do akcji z prawdziwymi facetami i karabinami. W ich przypadku także z kobietami. Remo tylko nie był pewien, czy Felipa i Ann powinny iść w grupie atakującej, a nie zabezpieczającej. Nie powiedział tego na głos, wyraźnie ciekawe był za to, co wybiorą one same. Ferrick już w akcji widział i nic zarzucić nie mógł, co do latynoski to dotychczas wiedział jedynie, że jest świetna w wyglądaniu i gadaniu.
 
Widz jest offline  
Stary 06-02-2013, 21:25   #135
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Kiedy tylko Ann znalazła się na chwilę w pobliżu Remo bez świadków przekazała mu informacje na temat ukrycia fiolek Umbelli oraz jak się tam najłatwiej dostać w razie nieobecności właściciela. Poinformowała go też o próbkach z ludzkim dna i podała kod do skrytki:
- Może się nie przydadzą, ale gdyby coś poszło nie tak zawsze możesz spróbować naszego pierwotnego planu. Tę podmianę najtrudniej będzie udowodnić.

Saperka dokładnie przejrzała zawartość swojej walizki i postanowiła zabrać tylko to co będzie w stanie nałożyć na siebie. Na szczęście wielka, wojskowa kurtka była doskonałe przystosowana na takie okoliczności. Specjalnie wewnętrzne kieszenie pozwalała na umieszczenie w nich sporej ilości przedmiotów i wygodny do nich dostęp. Zdecydowała się na zabranie własnego pistoletu oraz broni zdobytej w domu Aleksandrów. Skoro Walters zapewnił, że dostanie do niego amunicję tym nie musiała się martwić. Poza tym zapakowała cały zapas C-4 jaki jej pozostał, detonatory i kilka min pułapek. Ładunki przygotowane do otwarcia drzwi w melinie były gotowe. Wystarczyło tylko aktywować zapalniki. Wsunęła też do kieszeni, skórkowe czarne rękawiczki, latarkę oraz noktowizor. Założyła czarną bluzę koszulową i czarne jeansy. Kamizelkę postanowiła założyć bezpośrednio pod kurtkę. Zaś samą kurtkę po dotarciu na miejsce wysmarować odpowiednio namoczoną ziemią, by nadać jej ciemno-zielonej tonacji barw maskujących. Zabrała też czarną kominiarkę, która później miała zamiar nałożyć na krótkie na około centymetr, czarne włosy. Pomyślała, że przydałby się kask i jeśli jakieś będą do dyspozycji na pewno zdecyduje się je założyć.
Na koniec do swojego nadgarstka przymocowała iniektor z nanobotami. Był tak przystosowany, by w momencie wykrycia braku aktywności funkcji życiowych jej organizmu, miał aktywować się samoczynnie. Ostateczne zabezpieczenie, idealne w przypadku nieprzewidzianych okoliczności.

Po rozmowie z Evans zgodnie z tym co jej obiecała przekazała numer holofonu pozostałym członkom ich grupy. To co z nim zrobią pozostawało już tylko i wyłącznie ich sprawą.

***

Po dotarciu na miejsce uzupełniła swój strój, a potem z uwagą prześledziła plan przygotowany przez Eda.
- Co będzie jeśli Solo nie uda się dotrzeć do jachtu? - Zapytała spoglądając na Waltersa – Przydał by się jakiś drugi sposób na powstrzymanie jego ucieczki. Czy mamy broń, która byłaby w stanie uszkodzić poszycie poniżej linii wody? Wiem, że to ryzyko ze względu na osoby znajdujące się wewnątrz, ale absolutnie nie możemy pozwolić sobie na to by odpłynął. Myślę, że to jedno z najważniejszych zadań. Szkoda, że nie mamy niczego co mogłoby ich zatrzymać od strony wody. Niestety na straż przybrzeżną nie ma co liczyć. Nie sądzę by nasze doniesienie zainteresowałoby ich na tyle by zatrzymać jacht. Może jednak się mylę? - Ponownie popatrzyła na Waltersa. Jego ostatnie działania i zasoby jakimi dysponował potwierdzały jej wcześniejsze podejrzenia, że nie jest do końca tym za kogo się podawał. To nasuwało interesujące implikacje.
Nie paliła się do kolejnej akcji szturmowej, ale skoro powiedziało się A, trzeba było powiedzieć i B. Zgodziła się więc bez wahania na plan działania który przedstawił.
- Skoro okna są kuloodporne mamy mały problem z wejściem. Najłatwiej byłoby się dostać do środka właśnie przez nie. Możemy użyć granatów do ich zniszczenia, mogę też postarać się jak najszybciej „otworzyć” drzwi. Ktoś jednak powinien mnie wtedy osłaniać.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 06-02-2013 o 21:42.
Eleanor jest offline  
Stary 07-02-2013, 22:00   #136
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Clint Mansell - Pi r^2 - YouTube

Poszła się przebrać do publicznej łazienki przy parkingu. Prosta zdawać by się mogło kurwa czynność. Ale oczywiście korciła ją zawartość kieszeni. To tak jakbyś zobaczył na ziemi zegarek Pateka i się po niego nie schylił. Hombre jest tylko hombre, si?

Krew trysnęła.
To chyba wtedy zorientowała się, że towar jest trefny jak dziwka z opryszczką. Zasyfiony jakąś chemią najgorszego sortu. Co u diabła oni dodają do tych mierda dragów? Nie można już liczyć na zwykłą czystą działkę bez nadprogramowej tablicy Mendelejewa?

Siedziała okrakiem na zamkniętej muszli klozetowej wciskając zrolowany papier toaletowy w przegrody nosa i klnąc gorliwie w ten uroczy latynoski sposób, kiedy odpowiednik zwykłego „ja pierdolę, ale burdel” zajmuje jakieś cztery tuziny kilkunastosylabowych słów, które brzmią jak dwie zwrotki wyśpiewanego kawałka.

Kabina kibla wyglądała jak po pieprzonej próbie samobójczej. Podeszwy butów rozmazały po kafelkach czerwone smugi.

Stawienie się na parkingu zajęło jej odrobinę dłużej niż reszcie ale przecież była kobietą. Niech się smaży w piekle celibatu ten, który wypomni kobiecie czas spędzony przed lustrem. Boże jakie to wszystko zabawne... Dopiero co zatamowała krwotok stulecia a teraz ma się ganiać ze spluwą po wypasionej willi jakiegoś gillipolas.

I jak się w to wszystko w ogóle wpakowała?
Felipa od początku była przeciwna frontalnej akcji. Ale oto stała tutaj, wbita w sztywną kamizelkę, w wygodnym ale nieco jednak obciachowym obuwiu i z grzecznie zaplecionymi w koński ogon włosami. Sprawdziła magazynki, spluwę i... chusteczki do nosa.
Puta... Siąpiła jak zalergizowany gówniarz wrzucony w stóg siana.
Przyładowała o jedną kreskę za dużo, to chyba z nerwów. Ale miała... mal presentimento. Jak to się mówi? Złe przeczucia...
Trochę amfy na dobry refleks. I koki żeby uciszyć stres. Ale ostatecznie coś się zjebało bo zamiast się uspokoić felerne prochy tylko podkręciły jej śrubę. Podeszwa buta wystukiwała wartki rytm. I jeszcze gwizdać jej się chciało do kompletu. Skąd w ogóle ten przypływ dobrego humoru?

Kulo grande, to się źle skończy...
Miała wrażenie, że wszyscy jej się przyglądają. Oglądała kiedyś taki teleturniej. „Najsłabsze ogniowo”.
W zasadzie każdy gringo z tej uroczej grupki miał doświadczenie militarne. Especialistas. Dzielili ten swój tajemniczy język gestów i miny kandydatów na pesymistę roku. Vamos! Sonrisa por favor! Wyszczerzcie się do pamiątkowego zdjęcia bo pewnie za kilka minut ten skład znacznie się uszczupli!
Walters wyłożył plan, który według Felipy trzymał się kupy i dupy i w ogóle był rozsądny i na tyle przewidujący na ile było to możliwe. A, że niewiadomych było więcej niż pewniaków to i tak wszystko wyjdzie w praniu.
Pewne – poleje się krew.
Pewne – zginą ludzie.
Pewne – Felipa jest gówno wartym komandosem.

Noc, czy też nadchodzący świt, nie zapowiadał się na nudny a jego finał pozostawał wielką niewiadomą, która stawała Felipie gulą w gardle.
Martwiła ją też kwestia glin... Ed zbagatelizował sprawę i latynoska miała nadzieję, że sam przyłożył starań aby mundurowi się spóźnili. Niby zazwyczaj policja nie przybywała na czas ale szturmowanie willi też nie zapowiadało się na trzy minutowy balet. Jeśli wszystko przeciągnie się w czasie i polizontes wezmą ich za gangsterów, otoczą, sprowadzą posiłki albo nie daj boże zgarną... Felipa miała już parę wyroków w zawieszeniu. Tym razem jej się nie upiecze i spędzi dożywocie w carcel a że jest ładna to jakaś dwutonowa lesba przysposobi ją jako swoją dziewczynę...
Czuła się jakby ktoś opowiedział jej dorodny dowcip a ona musiała na siłę utrzymać powagę. To wcale nie jest proste. Zakryła usta dłonią w geście pozornej zadumy.

Nasuwało się jeszcze jedno pytanie. Kim jest Walters? Że nie gangersem to się już wyjaśniło. Tajniak z kolei było pojęciem kurewsko elastycznym. Twierdził, że nie robi dla rządu. Dla mafii też nie skoro ją inwigiluje. Kalipso? Miał dostęp to tych wszystkich ludzi, sprzętu a nawet pieprzonego śmigłowca. Korporacja o profilu wojskowym pasowałaby jak ulał. Kalipso słynęło z hodowania przystojnych chłopców i ich muskulatury.

Wywiązała się jakaś dyskusja ale Felipa nie załapała o co poszło.
Ed skinął głową na słowa Remo. Wyraz zdziwienia w oczach Waltersa mógł świadczyć o tym, że chyba nie spodziewał się wzięcia udziału hackera osobiście w akcji.

- Dobre pytanie. - odparł Ed drapiąc się pod kaskiem w tył głowy. - Albo puścimy Tandem zamiast Solo. Albo jak mówisz, z grubej rury pod linię wody jako backup plan... Macie bazooka lub coś podobnego? - zwrócił się bezpośrednio do dowódców Alfa i Charlie.

Felipa miała ochotę zrezygnować w ostatniej chwili ale przeszło jej po paru głębokich wdechach. Namaste kurwa, namaste...
Gdy minęła fala paniki ponownie nadeszła niekontrolowana wesołość. Tylko ostatnim wysiłkiem woli hamowała parsknięcie. Pytań nie miała. Wolała się na wszelki wypadek w ogóle nie odzywać bo bała się, że zacznie się śmiać i wszyscy wezmą ją za cretino. Albo co gorsza, drogadicto... Spazm śmiechu skręcał się i tłukł w jej żołądku jak uwięziona tam śliska ryba.

Na koniec odprawy Felipa na sekundę wzięła Waltersa na bok. Starała się trzymać rezon i poważną minę co stanowiło nie lada wyzwanie. Ale musiała mu to powiedzieć.
- Obiecaj mi... - nakryła usta dłonią jakby miała się rozbeczeć a może roześmiać. - Obiecaj, że będziesz miał oko na Bulleta. Jak jemu też się coś stanie... - odwróciła się plecami do niego. Zachowywała się dziwnie. - Już wystarczająco się przeze mnie posrało, si?

Ed milczał przez chwilę i już sądziła, że się domyślił, że jest naćpana jak srający tęczą jednorożec. Ale ostatecznie klepnął ją tylko w łopatkę i odparł:
- No problemo mundo.
Ufffff, Felipa. Trzeba ci przyznać, że nawet na odlocie trzymasz fason.

Puta madre, roznosił ją nadmiar energii.
Czas przestrzelić kilka łbów.
Będzie fajnie.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 07-02-2013 o 22:05.
liliel jest offline  
Stary 09-02-2013, 12:42   #137
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
- Diego... jest też w szpitalu. Tamci coś mu wsadzili i zdążyli to uruchomić. Lekarze nie dają mu praktycznie szans, nawet z najnowszą technologią... podobno spaliło mu układ nerwowy...
- I co dobre wiadomości? – blanty chyba lekko stępiły Pico rozpoznawanie emocji bo popatrzył na nią wybitnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Zaraz tam przyjadę – głosem automatu Jack zakończyła rozmowę i rozłączyła holofon. Pytanie towarzysza zignorowała, w gruncie rzeczy nie było pewne czy w ogóle dotarło ono do jej świadomości. Chwyciła swoją broń, przeładowała i zwróciła w kierunku biednego gryzonia, który nijak nie spodziewał się, że skończy jako krwawa mokra plama na ścianie hotelu. A skończył.
- Kurwa ocipiałaś?! – lekko ogłoszony hukiem wystrzału Pico po niewczasie zakrył uszy – Cholerna, wariatka, chodź zmywamy się stąd zanim właściciel wezwie gliny. Świruska.

Evans spojrzała jeszcze na rozwaloną mysz lustrując nadajnik, a raczej jego resztki: nikt już z tego nic nie złoży. Potem ruszyła za kumplem Roya z pewnym zdziwieniem, że robi to już sama, niezgrabnie, ale jednak samodzielnie. Jeszcze trochę i za dwa dni będzie mogła fikać koziołki. Alleluja!
- … no głupia baba, broń czyściła. Nikomu nic się nie stało, nie nic nie zostało popsute, no słowo! To my zwolnimy pokój wcześniej. Masz pan tu dwadzieścia eurosów. Nara.
Pico pociągnął ją za sobą coś tam po drodze nawijając recepcjoniście. Jego krzyki chyba jeszcze długo rozbrzmiewały na ulicy, gdy się już zapakowali do zdezelowanego wozu i odjechali.
- Dobra koniec tej zabawy. – chłopak spojrzał w wsteczne lusterko upewniając się, że nikt ich nie ściga – Gdzie cię podwieźć? Mam swoje zajęcia i muszę się zwijać.
- Do szpitala.
- A może coś więcej?

Podała mu adres i to był koniec dyskusji. W gruncie rzeczy nawet nie pomyślała by podziękować mu za pomoc, gdy już dojechali na miejsce.
- Wielkie dzięki Pico, miło cię było poznać Pico, następnym razem ci obciągnę Pico. – ironizował sam do siebie ponownie odpalając silnik. Dosyć miał tej roboty i tej porąbanej blondyny. Równie pogięta co Roy.

Kuśtykając powoli poszła do skrzydła, na którym leżeli ci z ostrego dyżuru. Znalazła go niemal od razu. Pod plątaniną rurek i maszyn leżał mężczyzna, którego kochała. Jeden rzut oka na kartę wystarczył by jej powiedzieć, że nic z tego już nie będzie. Diego był totalnym warzywem. Chciało jej się wyć.
- Doktor Evans, kto panią wezwał na konsultację? – niski, brzuchaty doktor Agos pojawił się tuż obok patrząc na nią ciekawie. Fakt, najlepiej nie wyglądała – Ktokolwiek to zrobił musiał się pomylić, bo tu już nie ma czego zbierać. System nerwowy to wspomnienie i nie istnieje na świecie technologia, która mogłaby to zmienić.
- Nikt mnie nie wzywał. Znam go.
- Oj, bardzo mi przykro. To może ma pani jakiś kontakt do rodziny? Przydałaby się zgoda na odłączenie od aparatury.

- Ma siostrę w Denver – podała mu dane nie odwracając wzroku od leżących niemal zwłok – Przekonajcie ją by go odłączyła, nie chciałby leżeć w takim stanie. Gdzie są pozostali, którzy byli z nim?
- Jeden leży pod trójką. Ten co ich przywiózł czeka przed salą. Ja szedłem właśnie zawiadomić policję. Strzelaniny, paskudna sprawa.
- ZAPAŚĆ W ÓSEMCE! PODAJCIE WÓZEK DO REANIMACJI!

Jack patrzyła jak Agos pośpiesznie biegnie do pokoju, z którego dobiegło wezwanie. Dobrze, ciut więcej czasu przed wezwaniem policji. Odwróciła się i ruszyła pod trójkę. Wiedziała, że do tego pomieszczenia nie wróci tak długo jak, jak długo będzie leżał tam Ortega.
- Jack, kurwa wszystko się spierdoliło. – Torres zerwał się z miejsca, gdy tylko ją zobaczył.
- Zaraz będzie tu policja musisz się zmyć. Masz, tu obiecane trzy tysiące, a tu…
- A na chuj mi teraz kasa?
- Cicho. Tu trzy tysiące, tu dwa jeszcze dla rodziny zabitego. Postaram się by tego co leży z postrzałem wyciągnęli. Sama go nie mogę operować w tym stanie, ale upewnię się, że lekarze dołożą wszystkich starań. Idź już.

Poszedł patrząc na nią nieufnie. Z jego perspektywy, ze swoją zimną reakcją musiała być automatem, a i podobnie się w tej chwili czuła.

Pokuśtykała na dół do piwnicy, do rzadko uczęszczanych magazynów, gdzie leżały jakieś rupiecie.
Spojrzała na holofon by upewnić się czy grupa przesłała jej swoje numery. Zamierzała przekazać im prostą wiadomość, o ile oczywiście to zrobili. Jeśli nie, to wiadomość dojdzie tylko do Ferrick.
„ Diego nie żyje. Nadajnik został zniszczony. Dajcie znać jak u was. Jestem w szpitalu”

Położyła go na jakiejś starej ławce i tempo popatrzyła w zakurzone lustro przeniesione z jakiejś łazienki i swoje beznamiętne odbicie. A potem uniosła prawą pieść i uderzyła. A potem drugi raz i trzeci. I znowu.
Kawałki szkła się rozsypały po podłodze, a po dłoni zaczęła spływać krew. A razem z nią emocję. Wyjąc Jack upadła na podłogę i skuliła się na niej jak dziecko. Z krwią zaczęły się mieszać łzy.
 
Nadiana jest offline  
Stary 09-02-2013, 13:43   #138
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 04:51, niedziela, 6 wrzesień 2048
New York City
2 dni do wyborów





Zwiadowczyni nie miała problemu z zadaniem wyznaczonym jej przez Waltersa.
- Możesz to uznać za zrobione. Jak złapie mnie w zasięg, będę mało efektywna do końca akcji. Mam sprzęt.
Po tym się rozłączyła. Była jedyną, która nie wróciła na spotkanie w garażu, pozostając w bezpośredniej bliskości rezydencji. Pozostali ludzie sprowadzeni przez Eda nie wydawali się mieć jakiś większych wątpliwości względem tego, czy jej się uda. Odnieśli się za to do tematu jachtu.
- Zatrzymać go to nie problem, przy czym może się okazać, że pójdzie przy tym na dno. Możemy uszkodzić mu silniki, skoro to jednak cywilna łódź, nie gwarantuję, że nie pojawi się jakiś przeciek, który ją zatopi. Zawsze można ją też szturmować w ruchu - wzruszył ramionami. - Jeśli twoje EMP zadziała, to jacht nie ruszy.
Skinął na swoich ludzi, jak również na Ann, Felipę i Kye'a, bo to oni mieli dołączyć do ich grup. Bullet zabrał swoich ludzi, kierując się do własnego wozu. O ile tamci zwyczajnie przyjęli rozkazy, on miał lekkie wątpliwości.
- Moi ludzie w zieleni nie robią za króliki. Ten tutaj - wskazał na człowieka stojącego przy samochodzie dalej od rezydencji - powinien być zdjęty zanim dokonamy podejścia.


ALFA, CHARLIE

Profesjonalizm i doświadczenie widać było w każdym niemal ruchu obu niewielkich oddziałów, posługujących się wyłącznie typowo wojskowymi gestami i niewiele rozmawiających między sobą, nawet podczas jazdy na miejsce. To akurat mogło być też związane z faktem, że znajdowali się wśród obcych. Nie pokazali im nawet twarzy, nie mówiąc już nawet o dzieleniu się jakimiś informacjami. Wydawali się odzywać tylko po to, żeby Jesus i Remo wiedzieli co robić, bowiem szybko pojęli, że Ferrick zdaje się szybko łapać podstawowe gesty, a skomplikowane nie były jak na razie używane. Przenikliwy wzrok dowódcy tych, których Walters oznaczył jako Alfa, spoczął na latynosce tylko raz, zanim wysiedli z pozbawionego bocznych i tylnych szyb vana.
- Trzymasz się z tyłu i jesteś cicho. Nie odpowiadam za twoje bezpieczeństwo. Zrobisz coś głupiego, nie licz na moich ludzi.
Nawet nie czuł się zobowiązany sprawdzić czy go zrozumiała. Ann za to rozumiała doskonale. Oddziały takie jak te zawsze starały się unikać akcji w towarzystwie obcych, zwłaszcza tak niepewnych. Remo przynajmniej od razu określił swój status i od początku trzymał się na końcu. Saperka radziła sobie lepiej, widząc jednak, że umiejętności bojowe tej grupy dalece przewyższają jej własne.

Pierwszą część podejścia zrobili razem, trzymając się blisko ogrodzenia jednego z domów, a potem nurkując pod żywopłotem. Świt jeszcze nie nadszedł, ciemność wokół panowała spora, uliczne latarnie jednak ciągle działały, podobnie jak dodatkowe oświetlenie budynków i podwórza przed nimi, choć nie było tego zbyt wiele. Strażników na zewnątrz nie było tu już widać, dlatego dowódca grupy Charlie zatrzymał się przed bezpośrednim podejściem, gestem dając znak, że roślinności jest za mało, by ukryć dziesięć osób. Swoją grupę poprowadził naokoło.

Alfa dalszą część drogi musiało pokonać czołgając się, inaczej narażali się na wzrok zarówno człowieka przy pierwszym samochodzie jak i również tych na molo. Problem z wykonaniem tej czynności miała tylko Jesus, która czuła, że połączenie narkotyków próbuje coraz mocniej rozwalić jej czaszkę od środka. Coraz częściej pojawiały się jej mroczki przed oczami, za to ciągle ciągnęło ją do działania. Ann jak zwykle zachowywała spokój, podążając za najemnikami.
W tym przypadku to Remo miał najłatwiej, jemu wystarczyło się pochylić i podążyć za czterema doświadczonymi ludźmi, zajmującymi pozycję po drugiej stronie tego samego domu co Alfa.
Ostatecznie byli gotowi, ale nie wyglądało to tak różowo. Dowódca Charlie szeptał w komunikator i kierując słowa do wszystkich.
- Widzę dwóch, przy drugim samochodzie zarejestrowałem drugi cel. Poza zasięgiem. Beta, widzisz go? Wchodzimy na trzy po sygnale od hakera i solo.

Sygnał od dziewczyny nadszedł niedługo potem. Ciągle była pod wodą, więc był tylko krótkim dźwiękiem w słuchawce. Potem odezwał się netrunner.
- Gotowe. Zaczynam na dwa.


BETA

Bullet i jego ludzie, zwłaszcza ci ostatni, zdecydowanie ustępowali uniwersalnością pozostałym zatrudnionym do tej roboty. Byli zawodowcami, ale jasne było, że żaden z nich nie posiada stroju i wielkich umiejętności skradania się przez zalesiony teren, ich podobne, szturmowe uzbrojenie, wykluczało skomplikowane i subtelne taktyki. Zatrzymali samochód dość daleko od celu, żeby nie zwrócić na siebie uwagi niepotrzebnymi dźwiękami i ruszyli wyznaczoną trasą, docierając do samotnego, pozbawionego ogrodzenia budynku, ciemnego i wyglądającego na szczelnie zamkniętego. Być może nawet opuszczonego. Na szczęście nie było tu czujek zbliżeniowych czy innych utrudnień, przy czym minięcie rogu i otwartego terenu wymagało sporego wyczucia. Facet stojący na podjeździe do celu ich ataku widział ulicę doskonale i musieli przemykać w chwili, gdy się odwracał, jeśli nie chcieli, by jakiś cień sporych męskich sylwetek nie zwrócił jego uwagi. Gdy dotarli do niewielkiego skupiska drzew i krzaków, zaczęli się czołgać, zbliżając na doskonałą pozycję obserwacyjną. Mogli stąd przejść dalej i zaatakować, przeskakując żywopłot, od wschodu to właśnie on głównie "zabezpieczał" rezydencję.

Walters usłyszał właśnie w tym momencie głos dowódcy grupy Charlie.
- Widzę dwóch, przy drugim samochodzie zarejestrowałem drugi cel. Poza zasięgiem. Beta, widzisz go? Wchodzimy na trzy po sygnale od hakera i solo.
Sygnał od dziewczyny nadszedł niedługo potem. Ciągle była pod wodą, więc był tylko krótkim dźwiękiem w słuchawce. Potem odezwał się netrunner.
- Gotowe. Zaczynam na dwa.

Ed i cała grupa Beta zresztą, ze swojej pozycji, leżąc na trawie, niewiele widzieli. Przesuwając się dalej na południowy zachód, snajper dostrzegał jednego ze strażników, stojącego na balkonie na piętrze. Dla snajpera był wystarczającym celem, mimo, że trzymał się prawie w wejściu. Co innego ci za żywopłotem. Dwaj najniżej poruszali się powoli, główną uwagę jednakże zwracając na siebie lub ruch na molo. U tych przy samochodzie widzieli tylko głowy i to jeśli sami się wyprostowali - na leżąco nie mogli zdjąć żadnego z celów nie licząc tego na balkonie. Bullet spojrzał na Waltersa, od niego oczekując rozkazów.
- Moi ludzie to nie snajperzy. Ja mogę zdjąć kogoś. Słabo widzę wejście po cichu, ci przy wozie muszą widzieć tych przy basenie i na odwrót.
Alfa i Charlie czekali na sygnał i potwierdzenie. Nie zgłaszali problemów innych od faktu, że ciche zdjęcie pierwszych celów może się nie udać. Im dalej tym drzew było mniej, więc z kolei bez sprzątnięcia strażnika na podjeździe i drugiego na balkonie, podejście pod sam żywopłot wyglądało na bardzo ryzykowne. Ludzie Bulleta robili dość sporo hałasu i nie byli mali.

 
Sekal jest offline  
Stary 13-02-2013, 21:53   #139
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Ann jadąc w samochodzie na akcję w „Jedynce” pogrążyła się w myślach. Odchyliła głowę w do tyłu i oparła ją o ścianę samochodu. Kewlarowy hełm stukał monotonnie o metal. Zdecydowanie musiała być szalona skoro z własnej nieprzymuszonej woli zdecydowała się na wzięcie udziału w tej akcji. Należało w końcu przyznać się przed samym sobą, że związane z walką niebezpieczeństwo pociąga ją jak mało co. Może nie bezpośrednie starcie z innym człowiekiem. Nigdy nie lubiła strzelać do ludzi i to się nie zmieniło. Jednak perspektywa uczestnictwa w akcji, zwłaszcza w kompanii wyszkolonych komandosów, na których wyglądali ludzie sprowadzeni przez Waltersa, powodowała, że krew w jej żyłach płynęła szybciej, a adrenalina uderzała do głowy lepiej niż najlepsze wino.
To dlatego związek z Kenethem nigdy nie miał szans, to był główny powód dla którego zawsze, mimo łączącej ich przyjaźni, trzymała go na dystans. On widział w niej grzeczną dziewczynę, która będzie pracować dla korporacji w jakimś laboratorium albo zajmie się karierą naukową. Ona wiedziała, że nie zniosłaby takiego życia. Wszyscy zawsze uważali ją za grzeczną dziewczynkę, prawdopodobnie mylił ich jej niski wzrost i niewinny wyraz twarzy. Nie protestowała, nie wyprowadzała nikogo z błędu, w zbyt wielu okolicznościach dawało jej to sporą przewagę.

Kiedy wysiedli z vana i ruszyli na wyznaczoną pozycje ruszyła wraz z resztą w milczeniu. Czołganie się po ziemi było z kategorii tych czynności, które w czasie ćwiczeń lubiła najmniej. Najwyraźniej jednak szkolenie się przydawało. Na szczęście do pokonania w ten sposób mieli tylko niewielki odcinek drogi. Gdy dotarli do w miarę osłoniętego miejsca pozostało tylko czekać na rozkaz rozpoczęcia akcji. W nadajniku przymocowanym do ucha słyszała rozmowę dowódców, solo i netrunera.
Serce zabiło jej mocniej gdy oczekiwane słowa w końcu padły.

Dowódca grupy dał sygnał ruszenia do przodu. Ann, zgodnie z tym co zostało ustalone, skierowała się prosto pod zamknięte drzwi budynku. Miała przygotowane ładunki, które założyła wcześniej tej nocy na drzwi meliny. Teraz można je było szybko założyć i zdetonować. Niewielką część jej uwagi przyciągały odgłosy wystrzałów i informacje przekazywane przez nadajnik. Dzięki temu miała pewien skromy obraz tego co dzieje się wkoło. Sprawnie przyczepiła C4 przy zawiasach i zamku, aktywowała detonator i wycofała się w pochylonej pozycji, na bezpieczną odległość przy ścianie budynku. Poczekała, aż zakładający ładunki przy oknie mężczyzna skończy i też wycofa się z pola rażenia. Gestem zapytała go o gotowość. Gdy dał jej sygnał uruchomili detonatory. Odgłos kilku niewielkich wybuchów prawie zlał się w jeden odgłos.

Drzwi opadły do środka pozbawione zaczepów. Kuloodporna szyba rozpadła się na kilka części i opadła na ziemię. Wejście do budynku stanęło otworem.
Ferrick ostrożnie zbliżyła się do wejścia. Wewnątrz było ciemno. W ciemności mógł się jednak kryć przyczajony przeciwnik. Założyła noktowizor, wzięła do reki pistolet i odbezpieczyła go. Ostrożnie zajrzała do środka. Gdyby ktoś tam stał i czekał, właśnie miał okazję by odstrzelić jej głowę. Chwila strachu i niepewności minęła. Przejście okazało się puste. Do jej uszu dotarły kolejne strzały i wybuch z drugiej strony budynku, przed nią była jednak otwarta droga do wnętrza.
Dźwięk alarmu jak zazwyczaj bywa z alarmami, zwiastujący kłopoty, zmieszał się z szumem zjeżdżającej w dół windy, a solidna krata odcięła zejście na schody schodzące w tym samym kierunku. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie nieznacznie. Krata była marną przeszkodą na drodze sapera, zwłaszcza wyposażonego w odpowiednia ilość C-4:
- Kye – odezwała się oglądając uważnie kratę i szukając jej słabych punktów – Alarm odciął wejścia do podziemnej części budynku. Nie wiadomo co jeszcze uruchomił lub zablokował. Na pewno się tutaj teraz przydasz.

Saperka szybko doszła do wniosku, że najsłabszym miejscem kraty jest rama i ściana, w której była ona zamontowana i to tam postanowiła umieścić kolejne ładunki. Lubiła pracę, w której nie trzeba się było przejmować wielkością wykonanego otworu. Jednocześnie cały czas spoglądała na schody prowadzące na górę. Nie wiadomo ile osób znajdowało się na piętrze. Nie miała zamiaru dać się zaskoczyć, gdyby ktoś z niezbyt przyjaznym nastawieniem miał zamiar zejść nimi na parter.
 
Eleanor jest offline  
Stary 14-02-2013, 08:16   #140
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Ed wskazał wartownika przy aucie poza ogrodzeniem rezydencji. Facet palił papierosa stojąc nieruchomo z karabinem wspartym o ramię. Był niedaleko, najbliżej ze wszystkich innych ludzi z ochrony obiektu. Plecami opierał się o SUV. Walters przenikającym ciemności spojrzeniem upewnił się, czy Bullet poradzi sobie ze zdjęciem przeciwnika. Zadrutowany, jak to mawia Felipa, najemnik zamiast odpowiedzieć wziął ochroniarza na cel. Okay, Ed bez zbędnego komentarza zrobił to samo ze stojącym w oknie rezydencji.

- Teraz. – rzucił krótko po wypuszczeniu powietrza.

Wszystko potoczyło się szybko. W słuchawce słyszał potwierdzone trafienie Charlie. Dwa cele zostały zdjęte niemal jednocześnie, gdy Ed i Bullet strzelali do wziętych na muszkę, swoich przeciwników. Pociski niemal bezgłośnie opuściły lufy karabinów. Czarna sylwetka przy aucie odchyliła głowę do tyłu niespodziewanym szarpnięciem kiedy facet podnosił peta do ust. Osunął sie po bocznych drzwiach pojazdu zwiotczały jak zwis impotenta.

Cel Eda również zaliczył headshot. Wartownik stał przed balustrada balkonu na piętrze lekko cofnięty w otworze otwartych drzwi tarasowych. Za plecami miał zgaszone światło pomieszczenia, więc albo pokój był pusty, lub ktoś tam spał. Ochroniarz trafiony w czoło, pchnięty siłą pocisku, zatoczył się wokół własnej osi i poleciał twarzą do środka pokoju jak przewracający się na bok, wrzucający jaja za tapczan, mąż po ciężkim dniu pracy.

- Tu Solo. – odezwał się kobiecy głos w słuchawce nim zabity cel Walteresa wylądował na ziemi. – Done.

EMP zostało odpalone. Dał sygnał ręką dla swojej grupy. Beta schyleni do ziemi biegli w kierunku żywopłotu. Ed wiedział, że wziął na siebie dowodzenie oddziału zmechanizowanego. Najemnicy od latynoski byli prawie cyborgami. Gdyby był wierzący, to posłałby ku niebu akt akt strzelisty: „Od nienaoliwionych stawów i łożysk zachowaj nas panie!”. Jednak to nie wszczepy sprawiały, że ludzie Bulleta byli toporni i subtelni jak hamy na balu u senatora. Nie mieli przeskzolenia wojskowego a uliczne. Pewnie inaczej wyobrażali sobie zamiatanie sprawy. Tutaj wjazd na chatę nie był a raczej nie miał być wyjebaniem drzwi z zawiasów with guns blazing motherfuckers... Tutaj potrzebna była finezja puszczającego jadowite cichacze w windzie pełnej ludzi. Lecz mimo wszystko gwiazdy na niebie miasta które nigdy nie śpi, były w porządku. Każdy zadrutowany kafar spisał się na medal of honor nie wychodząc z przyjętej roli króliczka. Po kilkunastu cichych kicnięciach Beta była pod żywopłotem akurat kiedy dwie zajmujące się sobą papuszki nierozłączki pod drzewem półgłosem o czymś namiętnie rozprawiały. Jeden z nich akurat obracał głowę plując za ramię, gdy dojrzał kilka głów wystających znad żywopłotu. Plując miał i tak głupią minę, ale okazało sie, że może mieć jeszcze głupszy wyraz twarzy. Nie zdążył krzyknąć. Jeden z ludzi Bulleta z karabinku syknął krótka seryjkę, która cała zatopiła się w piersiach, szyi i twarzy ochroniarza. Z tak bliskiej odległości cybernetyczne oko Eda widziało jakie spustoszenie robiły kule najemnika. Z gęby trafionego została miazga z jego dyńka straciła potylicę. Skurwiel chyba strzelał z narzynanych kul... Dumb-dumb jak to mawiają. Walters nie miał czasu na myślenie. Widząc tańczącego króciutką lambadę towarzysz nocnej warty, obrzygany posoka i mózgiem trupa, drugi przeciwnik zamiast krzyczeć podniósł wiszący na ramieniu karabin. Ed strzelił mu nad uchem wzbijając nad krótko ostrzyżona głową mężczyzny mgiełkę z mżawki rozpryśniętej krwi.

Wszystko jest git, do czasu kiedy przestaje nim być. Kiedy wszystko się pieprzy, kończy się romantyzm a zaczyna ostra jazda. Trup facet pośmiertnym skurczem dłoni, a może po prostu odruchem mechanicznej ręki, ważnym to nie było, padając pociągnął za spust. A może zwyczajnie miał tyle w sobie sprzętu, że jedna kula nie była w stanie wysłać go w zaświaty. Przecież mogli byc tak pancerni jak shrek z przewróconej furgonetki sprzd tych kilku godzin wcześniej.

Kiedy strzały padającego na trawę wartownika rozdzierały nocną ciszę jak nagi krzyk w czarnej uliczce, ludzie Bulleta przybili rannego do gleby kolejnymi pociskami, jakby wkurwieni na jego uparte, przedśmiertne pięć centów, którymi postawił na nogi resztę kumpli.

Skończyła się zabawa w cienie. Ed zwinnie przeskoczył przez żywopłot tygryskiem, robiąc fikołka. Łamane gałęzi świadczyły o tym, że połowa ludzi Bulleta miała głęboko cackanie się z żywopłotem. Przedarli się. Co za różnica. Teraz liczył sie już tylko czas. Walters podnosząc sie do półprzysiadu lustrował okolicę. W głębi posesji przy aucie czaił sie celując w jego kierunku pochylony przeciwnik. Zdjął go chyba Bullet w momencie gdy Ed miał już naciskać na spust. Wróg padł na bok i już nie poruszył się. Za to jego kumpel zaczął zwiewać w kierunku murku. Ed bez zastanowienia posłał w ślad za nim kilka kul. Mógłby przysiąc, ze co najmniej jedna dosięgła łopatek czarnoskórego, ale równie dobrze tamten jak nie kevlar to przecież mógł mieć inne cuda na kiju pod skórą. Faktem było, że jednak stał się poza zasięgiem strzału Beta.

- Alfa, za autem przy murku. Take him out. – rzucił do mikrofonu mierząc w kierunku molo.

Tam też trup słał się do wody. Zaatakowali na pomoście rzygnęli ogniem. Kurwa, że też wszyscy prócz nas muszą robić tyle hałasu. Widać przeciwnicy mieli w dupie tłumiki. Nie bawili się tak samo jak szturmujący rezydencję. Mało tego, któryś z facetów na plaży chwycił dziewczynę i żywą tarczą cofał sie plecami zwrócony do łodzi po pomoście. Ed wziął go na celownik. Oceniał szanse czystego strzału. Dziewczyna nie nie zakrywała całego mężczyzny, ale tamten kulił sie na nią nieco a ponadto byli w ruchu.

Jebutło po drugiej stronie. Chyba Ann robiła wejście smoka. Ed nie odrywał wzroku od zakładniczki. Na chwilę wyłączył się z akcji. Trwało to sekundy a jednak przed oczami stanęła mu twarz Newt Weaver a potem Felipy. Wiedział, że z Alfa będzie bezpieczniejsza, że Ed nie będąc obok niej zrobi więcej. Że nie będzie musiał sie o nią martwić, pilnować każdego jej ruchu, bronić zamiast atakować, popełniać błędów. Nie mógł się o nią martwić. Była dużą dziewczynką. A gdyby miała zginąć, to nie chciał widzieć jej śmierci. Wolał pamiętać ją żywą. Bo Felipa choć to dragi ja nakręcały do życia, była bardziej z krwi i kości latynoskim diabłem tasmańskim niż Ed kiedykolwiek był i być będzie. Jej entuzjazm i żywiołowość wylewała się z niej jak spontanicznie i zachłannie wyskakuje się z ubrań w długiej drodze do łóżka przez sypialnię. Nie chciał pamiętać jej inaczej. Bo trupów, jeśli takie będą, nikt z nich nie pozbiera. Ktokolwiek zginie, tego Ed już więcej nie zobaczy. On miał zamiar przeżyć i wykonać zadanie nie narażając dobra sprawy.

Facet z zakładniczką był już w połowie pomostu, gdy obok Eda jebnął granat wzniecając ścianę trawy z ziemią, która go przykryła wraz z dymem. Chwile potem druga eksplozja jebutła dalej za jego plecami. Na szczęście Waltersowi nic mu się nie stało. Takiego farta nie miał jeden z ludzi Beta. Słysząc bluzgę Bulleta, Ed odetchnął z ulga. Felipa by mu łeb urwała jakby z zadrutowanego goryla o kwadratowej szczęce z akcji wrócił kadłubek. Ktoś odrzucił granat. Huk, błysk na piętrze zostawiał nadzieję, że ten co rzucał w nich granatami dostał jednym z powrotem.

Faceci z plaży, którzy nie gryźli piachu o ataku Alfy, wskoczyli na jacht, a potem pod ikrami silnego ostrzału zniknęli pod pokładem. Bohater z zakładniczką cofał się nadal. Był już niedaleko łodzi. Widać nikt nie ryzykował, aby go zdjąć. Ed klęcząc na jednym kolanie przymierzył wstrzymując oddech.

W środku rezydencji rozwył sie alarm.

Ed nie patrzył więcej na twarz dziewczyny. Nie chciał jej na wszelki wypadek pamiętać. Pan Bóg kule nosił a Waltersowi zostawały do dźwigania wyrzuty sumienia i ciężkie koszmary sprawiedliwego.

Strzelił.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172