Vilis zignorowała zaczepki zarówno krasnoluda jak i elfa. Poczekała aż karczmarz skończy swoje zabiegi i wyniesie się w cholerę. Stała nad Magnusem, palcem delikatnie gładząc spust kuszy. Wystarczyło nacisnąć, a jeden problem rozwiązałby się momentalnie. Tak niewiele potrzeba żeby zakończyć sprawę. Jedno życie w tą czy w tamtą, co to za różnica? Już dawno przestała liczyć zostawiane za sobą trupy. Ludzie i nieludzie - było jej to całkowicie obojętne czy podrzyna gardło kobiecie czy mężczyźnie, starcowi lub dziecku. Rutyna. - Gratuluję! Stajesz się tym czego tak bardzo nienawidziłaś - cienki, pełen aprobaty głosik w jej głowie zaśmiał się szyderczo wyraźnie zadowolony - Kończ to.
Pokręciła głową. To nie było takie proste. Trupy nie są zbyt rozmowne, a ona potrzebowała kilku odpowiedzi. Szybkim krokiem podeszła do mężczyzny i niedelikatnym szarpnięcie postawiła go a nogi - Wstawaj ścierwo - warknęła, wykręcając mu rękę za plecami i prowadząc przed sobą na dół. Kuszę przytknęła do jego pleców trochę poniżej żeber - Słyszałeś gospodarza. Nietaktem byłoby robić tu większy bałagan. Załatwimy to na zewnątrz. I nie próbuj żadnych sztuczek. Z ranioną nogą i zatrutym bełtem w bebechach daleko nie pobiegniesz, a uwierz mi, z tej odległości na pewno nie chybię. |