Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2013, 11:30   #15
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- To było straszne, rzeźnia, wszędzie pełno krwi... - głos Albrechta to wznosił się w górę, to zamierał, jakby zbrojny zjeżdżał w głęboką dolinę własnych wspomnień, zbyt przerażających, by o nich mówić. Na zębach miał krew.
- To było straszne... straszne...

Yrsa trzymała go mocno za ramiona i tylko nadzwyczajnym wysiłkiem woli nie śmiała się w głos i nie obcałowywała Albrechta po jego brzydkawej, zarośniętej i pokancerowanej gębie.

Straszne? To cudowne. To niesamowicie cudowne wydarzenie. Jeśli to to niepowodzenie wywróżyła Tuatha, to lady Bolton życzyła sobie samych takich w swoim nowym życiu.

- Co z Górą? I gdzie reszta naszych?
- Rozbiliśmy obóz, niedaleko miejsca potyczki. Opatrujemy rannych. Trzeba pochować zabitych...
- Tak, oczywiście - Yrsa przyznała mu rację, bo i czyż jej nie miał? - Co z Górą?
- Przywiązaliśmy go do drzewa...
- Dziękuję, Albrechcie - Yrsa wspięła się na palce, otoczyła dłonią jeden szorstki policzek zbrojnego, a drugi musnęła suchymi ustami. - Nigdy się nie lubiliśmy... ale i nigdy nie wątpiłam w twoją odwagę. Niech Modrzew opatrzy twoje rany. I ruszamy. Ruszamy!
- Dokąd? - Albrecht potarł czoło.
- Na Harrenhal. Nic nie uległo zmianie...

Mam nadzieję, że nic.

Tuath'cie rzekła, że choć to zbrojni schwytali Górę, jeniec i tak należy się klanom. Aby go sobie strzegła pilnie, a najlepiej ziołami jakowymiś otumaniła, żeby nie brykał, bo to niebezpieczny człowiek.
O tym, że w zamian oczekuje, że klany mimo wszystko pójdą na zamek i pokażą, że zasłużyły na gest i na dotrzymywanie umów, już nie mówiła. To mogło tylko zapieklić szamankę i ją obrazić. Yrsa zresztą sama też nie lubiła, jak się jej dziesięć razy jak idiotce powtarzało, jakby za pierwszym nie pojęła.

Roose w tym celował.

Pamiętaj, komu naprawdę jesteś winna posłuszeństwo.

Powtórzył jej to dwa razy przed ceremonią, jeden raz tuż po, trzy razy na uczcie oraz raz jeszcze, gdy już siedziała w kulbace i miała jechać. Pamiętam, pamiętam...

- W drogę!
 
Asenat jest offline