| Post wspólny: kanna, F.leja, Felidae Kesa poderwała się na dźwięk dzwonu, który rozległ się centralnie nad jej głową. Chwile potem wpadli do dzwonnicy elf z krasnoludem. - Co jest? - warknął krasnolud. - Przepuściliście tego wioskowego głupka?
- Nie – odpowiedziała Kesa spokojnie i stanowczo - Nie wchodził tu. Szukałam go wczoraj, ale zaginął.
Podeszła do zamkniętych drzwi prowadzących na górę, do dzwona, i szarpnęła je energicznie.
Drzwi ani drgnęły. Zamknięte na zamek. - Posuń się! - krasnolud odepchnął dziewczynę, napluł na dłonie i złapał za stylisko. Ellfar położył mu dłoń na ramieniu. - Poczekaj - powiedział łagodnie.
Elf podszedł do drzwi. Zaczął majstrować przy zamku. - Zamknięty od środka - usłyszeli stuknięcie - kluczem.
Nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się cicho. W środku znajdowały się drewniane schody pnące się stromo w górę, w koło i w koło tuż przy ścianie wieży. Szerokie na pół metra, tak, że nie sposób było się na nich wyminąć. - Nigdy tutaj nie byłem - przyznał Mateusz.
Kesa spojrzała na niego, zdziwiona.
- Pójdę pierwsza - zdecydowała .
Nie czekając na rekcję innych zaczęła wchodzić po stopniach. Dopiero teraz poczuła jak wewnątrz wieży pulsowała magia – jej natężenie narastało, im wyżej wspinała się medyczka. Schody były stabilne, nowe. Za nią ruszył Gzarg i Ellfar. Orin zerknął na Nenę. - Muszę to zobaczyć - powiedział i udał się za wszystkimi do wieży.
Nena nie pozostała w tyle. Podążyła zaraz za niziołkiem.
Po czwartym załamaniu schodów Kesa przeszła przez dziurę w podłodze. Sznur biegnący do dzwonu zawieszonego u szczytu wieży na długiej belce podskakiwał w górę i w dół, miotając się po całym pięterku. Schody prowadziły wzdłuż ścian wieży ciągle w górę aż na sam szczyt. Krasnolud i elf wyszli za nią. Usłyszeli tupot nóg. Ktoś wspinał się po schodach. Ravil sięgnął do kołczanu, nałożył strzałę na cięciwę. - Mogę go sięgnąć - powiedział cicho. - Ustrzel sukinsyna! - warknął Gzargh. Cathil nie należała do osób dyplomatycznych, ale wydało jej się to przedwczesne. - A wiemy kto to? - pomyślała, że może lepiej zadać temu komuś najpierw kilka pytań. - Po co pytać? - Gzargh najwidoczniej do dyplomatów nie należał. - Ucieka, czyli ma coś na sumieniu. Strzelaj!
W wieży panował półmrok rozświetlany tylko przez światło wpadające przez wąskie okiennice i nie było widać dokładnie uciekającego. - Ale nie atakuje - warknęła łowczyni i położyła rękę na ramieniu elfa - I tak chyba nie ma gdzie uciec?
Kesa zwolniła, kiedy usłyszała kroki. Przycisnęła się do ściany i szła wolniej i ostrożniej, uważniej patrząc pod nogi. Czy to możliwe, że do dzwonnicy było drugie wyjście? Przecież spędzili tam cała noc, obudziła by się, gdyby ktoś chodził.
Usłyszała głosy za sobą - Nie strzelające - powiedziała stanowczo - już dość trupów.
Elf opuścił łuk.
Szli powoli. Kesa, za nią Cathil. Coraz wyżej i wyżej. Za nimi dysząc krasnolud. Elf został na podeście. Było stromo. Odległość do podestu zwiększała się strasząc głęboką, czarną dziurą. Było coraz wyżej i nie ulegało wątpliwości, że upadek z takiej wysokości oznaczał w najlepszym razie kalectwo a najprawdopodobniej śmierć.
Wspięli się już na tyle wysoko, że widzieli wielką, błyszczącą w smudze światła wpadającego przez wąskie okiennice, czaszę dzwonu. - Złoto - zacharczał Gzargh. - Nie dostaniecie go! - krzyknęła postać z góry, w której głosie rozpoznali Jonasza.
Na wysokości podstawy dzwonu znajdowała się płaska półka, za nią następna dwa metry wyżej i następna, i tak do samego dachu, połączone drabinami. Garbus wszedł na drugą półkę i zrzucił drabinę która je łączyła.
Od dzwonu biły pulsujące fale magii, które teraz Kesa wyczuwała ze zdwojoną siłą i które przyćmiewały trochę jej jasność myślenia. - Jonasz! - zawołała Kesa - Jonasz! Tu nie chodzi o złoto. Pamiętasz mnie? Jestem Kesa, medyczka. Byłam na bagnach z Gustawem, znalazłam wisior na łańcuchu. Mogę wrócić i znaleźć więcej. Tu nie chodzi o złoto! Chodzi o wilki. - przerwała na moment - Pozwól mi wejść na górę. Znajdziemy sposób na uratowanie wioski. I twojego dzwona też.
Cathil pozwoliła znachorce mówić, a sama, po cichutku i bez pośpiechu zaczęła szukać miejsca odpowiedniego o oddania strzału. W razie jakichś komplikacji wolała być gotowa.
Łuczniczka ustawiła się na przeciwko garbusa. Była gotowa, żeby go ściągnąć. - Nie! - krzyknął Jonasz. - Zeb mówił, że będą chcieli ukraść! Kazali pilnować. Jonasz będzie pilnować! Nikomu nie da! Nikomu!
- spójrzcie na mnie, Jonaszu - Kesa odkleiła się od ściany i stanęła tak, żeby mój ja widzieć - Sądzicie, że dam radę sama go unieść? Chodzi o osadę, nie złoto. Sądzicie, że Zeb chciałby poświęcić osadę? Dajcie mi wyjść. Porozmawiamy.
- Co jeszcze Zeb mówił? - wtrąciła zaciekawiona Cathil. Zachowywała spokój, ale warto by się dowiedzieć. - Mówił, co będą kłamać, żeby Jonasza oszukać! Jonasz mądry. Jonasz nie da się nabrać. Nie da dzwonu!
- Erghhh.... - zniecierpliwił się krasnolud. - Gadanie! Zestrzel go - zwrócił się do Kesy - albo ja po niego pójdę!
- Szaleju żeście się najedli? - syknęła Kesa - Mało wam trupów?! Sądzicie, że nieżywy coś powie?
- Kobieto, po co mi on? - zdziwił się krasnolud. - Mnie jego gadanie nie potrzebne. Tam - wskazał na dzwon - jest moja nagroda.
- Jonasz! - Kesa znów krzyknęła w górę - Tyko ja. Chyba się mnie nie boicie?
- Zabiliście Zeba! - krzyknął i zapłakał. - Zabiliście go!
- To nie my, to wilki - zaprotestowała Kesa - dzwon je tu ściągnął...
I w końcu do niej dotarło - ta mgła, która przytłumiała jej myśli, to emanacja czarnej magii promującej od dzwonu. Ona wyczuwała ją wyraźnie, na innych też musiała oddziaływać, choć nie mieli tego świadomości. Wpędzała ich w jakieś szaleństwo, zmuszając do bezsensownej wspinaczki na wieżę...Przecież stąd nie było innego wyjścia.
Odwróciła się, patrząc na krasnoluda. - Zejdźmy. - zaproponowała - Magia płynąca z dzwonu mąci nam myśli... Przecież Jonasz stąd nie wyjdzie, poczekamy na dole.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |