Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2013, 11:44   #83
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Post wspólny: kanna, F.leja, Felidae

Kesa poderwała się na dźwięk dzwonu, który rozległ się centralnie nad jej głową. Chwile potem wpadli do dzwonnicy elf z krasnoludem.
- Co jest? - warknął krasnolud. - Przepuściliście tego wioskowego głupka?
- Nie
– odpowiedziała Kesa spokojnie i stanowczo - Nie wchodził tu. Szukałam go wczoraj, ale zaginął.

Podeszła do zamkniętych drzwi prowadzących na górę, do dzwona, i szarpnęła je energicznie.
Drzwi ani drgnęły. Zamknięte na zamek.
- Posuń się! - krasnolud odepchnął dziewczynę, napluł na dłonie i złapał za stylisko.

Ellfar położył mu dłoń na ramieniu.
- Poczekaj - powiedział łagodnie.
Elf podszedł do drzwi. Zaczął majstrować przy zamku.
- Zamknięty od środka - usłyszeli stuknięcie - kluczem.
Nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się cicho. W środku znajdowały się drewniane schody pnące się stromo w górę, w koło i w koło tuż przy ścianie wieży. Szerokie na pół metra, tak, że nie sposób było się na nich wyminąć.
- Nigdy tutaj nie byłem - przyznał Mateusz.
Kesa spojrzała na niego, zdziwiona.
- Pójdę pierwsza - zdecydowała .

Nie czekając na rekcję innych zaczęła wchodzić po stopniach. Dopiero teraz poczuła jak wewnątrz wieży pulsowała magia – jej natężenie narastało, im wyżej wspinała się medyczka. Schody były stabilne, nowe. Za nią ruszył Gzarg i Ellfar.
Orin zerknął na Nenę.
- Muszę to zobaczyć - powiedział i udał się za wszystkimi do wieży.
Nena nie pozostała w tyle. Podążyła zaraz za niziołkiem.

Po czwartym załamaniu schodów Kesa przeszła przez dziurę w podłodze. Sznur biegnący do dzwonu zawieszonego u szczytu wieży na długiej belce podskakiwał w górę i w dół, miotając się po całym pięterku. Schody prowadziły wzdłuż ścian wieży ciągle w górę aż na sam szczyt. Krasnolud i elf wyszli za nią. Usłyszeli tupot nóg. Ktoś wspinał się po schodach. Ravil sięgnął do kołczanu, nałożył strzałę na cięciwę.
- Mogę go sięgnąć - powiedział cicho.
- Ustrzel sukinsyna! - warknął Gzargh.

Cathil nie należała do osób dyplomatycznych, ale wydało jej się to przedwczesne.
- A wiemy kto to? - pomyślała, że może lepiej zadać temu komuś najpierw kilka pytań.
- Po co pytać? - Gzargh najwidoczniej do dyplomatów nie należał. - Ucieka, czyli ma coś na sumieniu. Strzelaj!
W wieży panował półmrok rozświetlany tylko przez światło wpadające przez wąskie okiennice i nie było widać dokładnie uciekającego.
- Ale nie atakuje - warknęła łowczyni i położyła rękę na ramieniu elfa - I tak chyba nie ma gdzie uciec?

Kesa zwolniła, kiedy usłyszała kroki. Przycisnęła się do ściany i szła wolniej i ostrożniej, uważniej patrząc pod nogi. Czy to możliwe, że do dzwonnicy było drugie wyjście? Przecież spędzili tam cała noc, obudziła by się, gdyby ktoś chodził.
Usłyszała głosy za sobą
- Nie strzelające - powiedziała stanowczo - już dość trupów.
Elf opuścił łuk.

Szli powoli. Kesa, za nią Cathil. Coraz wyżej i wyżej. Za nimi dysząc krasnolud. Elf został na podeście. Było stromo. Odległość do podestu zwiększała się strasząc głęboką, czarną dziurą. Było coraz wyżej i nie ulegało wątpliwości, że upadek z takiej wysokości oznaczał w najlepszym razie kalectwo a najprawdopodobniej śmierć.
Wspięli się już na tyle wysoko, że widzieli wielką, błyszczącą w smudze światła wpadającego przez wąskie okiennice, czaszę dzwonu.
- Złoto - zacharczał Gzargh.
- Nie dostaniecie go! - krzyknęła postać z góry, w której głosie rozpoznali Jonasza.

Na wysokości podstawy dzwonu znajdowała się płaska półka, za nią następna dwa metry wyżej i następna, i tak do samego dachu, połączone drabinami. Garbus wszedł na drugą półkę i zrzucił drabinę która je łączyła.
Od dzwonu biły pulsujące fale magii, które teraz Kesa wyczuwała ze zdwojoną siłą i które przyćmiewały trochę jej jasność myślenia.

- Jonasz! - zawołała Kesa - Jonasz! Tu nie chodzi o złoto. Pamiętasz mnie? Jestem Kesa, medyczka. Byłam na bagnach z Gustawem, znalazłam wisior na łańcuchu. Mogę wrócić i znaleźć więcej. Tu nie chodzi o złoto! Chodzi o wilki. - przerwała na moment - Pozwól mi wejść na górę. Znajdziemy sposób na uratowanie wioski. I twojego dzwona też.

Cathil pozwoliła znachorce mówić, a sama, po cichutku i bez pośpiechu zaczęła szukać miejsca odpowiedniego o oddania strzału. W razie jakichś komplikacji wolała być gotowa.
Łuczniczka ustawiła się na przeciwko garbusa. Była gotowa, żeby go ściągnąć.
- Nie! - krzyknął Jonasz. - Zeb mówił, że będą chcieli ukraść! Kazali pilnować. Jonasz będzie pilnować! Nikomu nie da! Nikomu!
- spójrzcie na mnie, Jonaszu
- Kesa odkleiła się od ściany i stanęła tak, żeby mój ja widzieć - Sądzicie, że dam radę sama go unieść? Chodzi o osadę, nie złoto. Sądzicie, że Zeb chciałby poświęcić osadę? Dajcie mi wyjść. Porozmawiamy.
- Co jeszcze Zeb mówił?
- wtrąciła zaciekawiona Cathil. Zachowywała spokój, ale warto by się dowiedzieć.
- Mówił, co będą kłamać, żeby Jonasza oszukać! Jonasz mądry. Jonasz nie da się nabrać. Nie da dzwonu!
- Erghhh....
- zniecierpliwił się krasnolud. - Gadanie! Zestrzel go - zwrócił się do Kesy - albo ja po niego pójdę!
- Szaleju żeście się najedli?
- syknęła Kesa - Mało wam trupów?! Sądzicie, że nieżywy coś powie?
- Kobieto, po co mi on?
- zdziwił się krasnolud. - Mnie jego gadanie nie potrzebne. Tam - wskazał na dzwon - jest moja nagroda.

- Jonasz!
- Kesa znów krzyknęła w górę - Tyko ja. Chyba się mnie nie boicie?
- Zabiliście Zeba!
- krzyknął i zapłakał. - Zabiliście go!
- To nie my, to wilki
- zaprotestowała Kesa - dzwon je tu ściągnął...

I w końcu do niej dotarło - ta mgła, która przytłumiała jej myśli, to emanacja czarnej magii promującej od dzwonu. Ona wyczuwała ją wyraźnie, na innych też musiała oddziaływać, choć nie mieli tego świadomości. Wpędzała ich w jakieś szaleństwo, zmuszając do bezsensownej wspinaczki na wieżę...Przecież stąd nie było innego wyjścia.
Odwróciła się, patrząc na krasnoluda.
- Zejdźmy. - zaproponowała - Magia płynąca z dzwonu mąci nam myśli... Przecież Jonasz stąd nie wyjdzie, poczekamy na dole.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline