Powrót na łono grupy Samuiła ucieszył go i zasmucił jednocześnie. Ucieszył się, że kompan uniknął śmierci, a zasmucił że nawet tu w sowieckiej Rosji korupcja była tak daleko posunięta, że osobę uznaną za szpiega można było wyciągnąć za garść dolarów. Wielkie marzenie o sprawiedliwości społecznej było zaprzepaszczane przez kilka przekupnych szumowin. Smutne, ale prawdziwe.
James co prawda pomagał wujowi w uzyskaniu stosownych papierków, ale już po godzinie wyczekiwania na korytarzu na kolejną pieczątkę pożałował swej decyzji. - Rewolucja była, cara obalili, a czynownicy zostali. – mruknął przy okazji do wuja.
Rzeczywiście biurokracja okazała się odporna na dziejowe zmiany. Jednak po odstaniu swojego w końcu udało im się uzbierać niezbędną makulaturę.
Jak Mac pomyślał, jak by wyglądała Ameryka z sowiecką biurokracją, to zimny dreszcz przebiegł mu po karku.
W zasadzie MacDougall nie uczestniczył w zakupach, ale poprosił Natalie o kupienie kremu i wazeliny. Wpadł na to jak od zimna popękała my warga, a skóra dłoni stała się szorstka. Drobna rzecz, a potrzebna. Zapewne było więcej takich rzeczy, których brak wyjdzie dopiero podczas wyprawy.
Sama wyprawa zaczęła się, gdy w końcu wsiedli do pociągu. Warunki ku zadowoleniu Jamesa były dobre. Łóżka wygodne, jedzenie nawet bardzo dobre, a salonka wręcz imponująca. Mac który zawsze miał ochotę przejechać się Orient Ekspresem , a jakoś nie było do tej pory okazji, mógł teraz poczuć się, jak pasażer tego ekskluzywnego składu.
W środku było ciepło, przytulnie, a na zewnątrz Syberia ze swoją niezmierzoną przestrzenią i wszechogarniającym śniegiem. Początkowy niepokój ustąpił podnieceniu przed tajemniczą wyprawą. Do diaska przecież właśnie jechał w środek jednego z najdzikszych miejsc na ziemi, by pochwycić legendarnego stwora. Czyż mogła istnieć bardziej pasjonująca przygoda? Jego zapał trwał … dwa dni. Potem … znudził się. Jadł spał i wyglądał przez okno, a tam śnieg, śnieg i śnieg.
Na szczęście jeden z podróżnych ze szpicbródką i podobno agent teatralny, choć Jamesowi zdawało się, że pewnie i agent, ale niekoniecznie teatralny, powiedział mu, że w pociągu mają małą biblioteczkę z książkami, także po angielsku. Owszem było kilka pozycji z klasycznej literatury rosyjskiej. Mac wziął na chybił trafił najgrubszą i w zaciszu przedziału zaczął czytać. “Eh bien, mom prince, Gênes et Lucgues ne sont plus que des apanages, des dobra, de la famille Buonaparte.” - Co jest? – Mac odwrócił książkę i spojrzał na tytuł. „Wojna i Pokój”.
Zdziwiony wrócił do lektury. Dopiero w następnym akapicie natrafił na zrozumiałe słowa, a potem … przepadł.
Z nosem w książce pochłaniał kolejne strony powieści. Czytał o historii Pierre’a Bezuchowa, księcia Bołkońskiego, Nataszy Rostowej, o wojnie z Francuzami, o Napoleonie, o nadziejach i rozczarowaniu, o miłości i nienawiści.
Lektura pochłonęła go do tego stopnia, że wychodził z przedziału tylko na posiłki. Od czasu do czasu przerywał czytanie spoglądając w zamyśleniu na krajobraz za oknem, na śniegi Syberii i zdawało mu się, że zaczyna rozumieć. Rozumieć ten kraj i wtedy w jednej chwili ogarnął go strach.
Paniczny, wszechogarniający i fascynujący strach. |