Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2013, 14:55   #94
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Działalność grupowa :)

Wyszedł spod ziemi zgarbiony, na ugiętych nogach starając się niezauważonym przekraść do zamkniętych drzwi. Rozejrzał się z uwagą jedynie moment więcej poświęcając na spojrzenie w kierunku kabli telefonicznych.

Z dłońmi kurczowo zaciśniętymi na narzędziach i napiętymi mięśniami żuchwy dopadł do celu. Ponownie spojrzał wkoło, wytarł ręce o własne spodnie i przystawił zbliżył ucho do drzwi.
Przyszedł czas na delikatne ruchy, poszukujące zapadek. Wystarczyło jedynie wcisnąć wszystkie, a następnie przekręcić zamek. Ot i cała idea włamań.
Znalazł jedną, lecz mechanizm ani drgnął. Zapadek było więcej. Szukał dalej mając nadzieję, że zbyt wiele ich nie będzie.
Ogromna ilość punktów koniecznych do wciśnięcia rozmieszczonych nie tylko w dolnej części otworu na klucz zdecydowanie utrudniłoby zadanie. Może nawet potrzebowałby dodatkowych rąk...
Druga!
I trzecia!

Przełknął ślinę, uspokajając umysł. Statystycznie rozkład ilości trudnych zamków przybiera rozkład Gaussa, czyli średniej trudności jest najwięcej. Trudnych i łatwych jest najmniej, więc prawdopodobieństwo na trafienie zamka średniej trudności jest największe.

Obrócił drugą dłoń. Ruszyło się! Zamek kliknął dwukrotnie, zaś Sprzęgło odetchnął z ulgą.
Natychmiast ponownie przyjrzał się otoczeniu i pospiesznie wrócił do pozostąłych starając się pozostać niewykrytym.
Na miejscu nie wypowiedział ani słowa. Skinął jedynie głową.

Czekali dalej na przyjazd drugiej części zespołu. Spóźniali się, lecz mieli jeszcze czas.
Niemniej coś ich zatrzymało. Ale mieli jeszcze czas. Wchodzili nawet wtedy, kiedy druga ekipa nawali.
Co czeka ich w środku? Z pewnością wejście do piwnicy będzie strzeżone. Może przewieźli Sybillę w inne miejsce? Może jej już tam nie było, a ich cała akcja jest daremna?
Tego nie dowiedzą się póki sami się nie przekonają.

Nagle samochód podjechał! Tunia i Doktorek przybyli!
Wilga natychmiast przygotował się do wyjścia.

- Teraz. - Dłoń Beniaminka opadła w dół wskazując drzwi ogrodowe. - Stryj za mną. Sprzęgło kable i dołączyć.
Cicho otworzył drzwi i wsunął się do budynku pierwszy, poprzedzany lufą lugera gotowego do strzału.

Wejście prowadziło do małego korytarza, z wzorzystą tapetą. Tapetą, na której ktoś farbą namalował dziwne znaki. Gwiazdy, półksiężyce, figury geometryczne i jeszcze dziwniejsze bazgroły. Ich wykonanie przywodziło na myśl szalony umysł.
Korytarze oświetlały lampy naftowe rozpraszając mrok i ciemność, która zalegała jedynie w kątach i rogach.
Z zewnątrz słyszeli tylko szum deszczu i silnika. Nie słyszeli rozmów, ale zakładali że jeszcze trwali.

Widzieli korytarz z dwojgiem drzwi po lewej i prawej, zza których nie dochodził ich najmniejszy dźwięk. Korytarz po sześciu krokach rozgałęział się, a pośrodku tego rozwidlenia widzieli ładne, rozsuwane drzwi - najpewniej do jakiegoś gabinetu lub salonu.

Albert szybko wypadł na powierzchnię z nożem w ręku dopadając do kabli. Jednym ruchem przeciął je w wypatrzonym, najmniej widocznym miejscu, starając się, by żołnierze chcący sprawdzić ich sprawność byli w stanie ją orzec.
Pospiesznie schował ostrze, zaś jego miejsce zajęła broń. Wszedł do budynku jako ostatni AKowiec przytulony do ściany.

Ogrodową graciarnię przeszli cicho i sprawnie. Beniaminek omiótł ją wzrokiem pod kątem potencjalnych zejść do piwnicy, ale nie zatrzymywali się tam dłużej niż te parę sekund , których wymagało tego ciche otworzenie drzwi na korytarzyk. Symbole, jakaś kabała czy inne guślarstwo - jedyna informacja, jaką Piotr umiał z nich wyczytać, to fakt, że na bank są we właściwym domu. Kilka gestów lewej dłoni naświetliło dalszy plan: dojdą do końca korytarza, Beniaminek i Sprzęgło jednocześnie sprawdzają jego odnogi, Stryj ma oko na zamknięte drzwi, które znajdą się za ich plecami.

Sześć kroków. Tylko sześć kroków niezbyt szerokim korytarzem, a wydawało im się, że trwa to wieczność.
Podłogę wyłożono eleganckim dywanem. Buty żołnierzy AK nie czyniły na nim hałasu, jedynie pozostawiały ślady błota z podwórza. Teraz to już nie miało znaczenia. Byli w środku i tylko to się liczyło. Musieli działać sprawnie i szybko. Nie mogli pozwolić sobie na opieszałość jeśli chcieli wyjść z tego cało.

Ujrzeli korytarz. Ten w lewo kończył się dwojgiem ładnych drzwi i oknem - zakratowanym i zasłonietym kotarami. Ten w prawo skręcał po co najmniej ośmiu krokach w lewo i kawałek dalej widzieli również kolejną parę drzwi. Jedna mniejsza, wyglądała na to czego szukali - zejście do piwnic. Druga, większa musiała prowadzić do jakiegoś pokoju.
Pierwszy raz od momentu wejścia do domu coś usłyszeli. Dźwięk zegara kopertowego stojącego na końcu korytarza po prawej, przy większych drzwiach. Zegar był naprawdę imponujących rozmiarów, skoro słyszeli go aż z takiej odległości. Poza tym w domu panowała cisza.
I naglę tę ciszę przerywa odgłos krótkiej, urwanej serii z karabinu maszynowego dochodzący gdzieś z przodu budynku.

Beniaminek uniósł dłoń i wskazał lewą i tylną odnogę korytarza - "Czekać tu, obserwować swój odcinek". Sam szybkim, cichym krokiem przemknął do kolejnego rozwidlenia i błyskawicznym ruchem zajrzał w zaułek, kierując tam lufę pistoletu.

Serce Stryja waliło, jak szalone. Zaczęło się. To już się zaczęło. Wszystkie złe emocje i strach, gdzieś zniknęły. Wszystkie jego zmysły się wyostrzyły. Lepiej słyszał, lepiej widział. Był spięty i gotowy do działania.
Czuł rosnące napięcie. Każda sekunda wydłużała się w nieskończoność. Konstanty bacznie obserwował korytarz, którym tutaj przyszli. W ręku ściskał pistolet gotowy do wystrzału w chwili, gdy tylko ktoś pojawi się w drzwiach.

Korytarz za zakrętem był pusty cichy. Kończył się szerokim holem ze schodami prowadzącymi na górę i kolejną parą drzwi. Były jeszcze trzecie drzwi - bardzo możliwe, że prowadzące na zewnątrz.
Beniaminek ujrzał, że w holu ktoś stał. Odwrócona tyłem do korytarza postać. Długi ciemny płaszcz, czapka oficerska - jakiś wyższy rangą SS-man. Odległość i słabe, zwodnicze oświetlenie świec nie dawały jednak pewności.

Stojący z tyłu Stryj i Sprzęgło słysząc stłumione echo serii zamarli. Z napięciem wpatrywali się w nieruchome drzwi na korytarzach, za którymi mogła przecież stacjonować cała drużyna. Ale drzwi pozostały zamknięte, podobnie jak ucichło echo strzałów. Tylko szum deszczu na zewnątrz i tykanie zegara zakłócało tera nocną ciszę.

Strach zajrzał mu głęboko w duszę. Gdyby tylko mógł uciekłby stąd, czym prędzej. Jednak nie mógł, musiał trwać na posterunku. Dalej, więc stał nieruchomo i wpatrywał się w koniec korytarza. Czekał.

Beniaminek starannie wymierzył. Odległość nie była duża, a światło świec dla oczu snajpera było jak punktowy reflektor wycelowany wprost w niemieckiego oficera. Nie było czasu na wahanie, ani skrupuły - gdy tylko muszka zeszła się ze szczerbunką, Piotr pociągnął za spust. Dla pewności dwukrotnie.

Albert stał za najlepszą kryjówką, jaką udało mu się znaleźć w odległości dwóch kroków z uniesioną bronią. Ze zdenerwowania gryzł dolną wargę. Starał się rozglądać jak najuważniej, by w porę dostrzec zagrożenie. Wszedł do budynku jako ostatni, więc to jemu w roli przypadło trzymanie tylnej straży.

Strzały Beniaminka zabrzmiały, niczym stłumione kichnięcia. Kule szarpnęły celem. Jedna z nich musiała przejść, bo na przeciwległej ścianie pojawiła się spora dziura. Ale Niemiec nie upadł. Zakołysał się lekko i czapka spadła na ziemię. I wtedy Beniaminek zrozumiał, w czym rzecz, To był wieszak, na którym ktoś pieczołowicie ułożył, w sposób graniczący z pedantyczną skrupulatnością, zewnętrzne odzienie. O mało nie zaśmiał się histerycznie, kiedy zrozumiał swoją pomyłkę i to, jak cała sytuacja działa na jego nerwy. Teraz nic nie ograniczało ich przejścia do piwnicy. Pojawił się tylko jeden kłopot. Drzwi najwyraźniej zostały zamknięte. A były to solidne drzwi - wzmocnione z zewnątrz stalową płytą, solidnie zanitowaną. Jak do więzienia.

Był na siebie zły, ale czasu nie było nawet tyle, by tracić go na klęcie pod nosem. Skinął głową na pozostałą dwójkę AKowców.
- Sprzęgło, umiesz coś z tym zrobić? - bezgłośnie poruszył ustami i wskazując głową zamek. Widać było, że palec na spuście już go świerzbi, by załatwić to po swojemu. - Krótko: tak czy nie?

Albert szybko przyjrzał się drzwiom, po czym skinął jedynie głową.
-Kilka minut-rozłożył ręce kończąc gest na wzruszeniu ramionami, z czego wyszła niemalże pokraczna postawa.

Beniaminek myślał przez krótką chwilę i wydał dyspozycje. Wilga miał zająć się otwieraniem zamka, zaś Stryj pilnować jego pleców, dzięki czemu Sprzęgło mógł poświęcić więcej uwagi na zrealizowanie zleconego celu, a tym samym nieco szybciej otworzyć przeklęte drzwi.

Tymczasem sam Beniaminek miał zamiar rozejrzeć się po willi w poszukiwaniu kluczy oraz dziennika.
Gdyby nie wrócił do tego czasu, mieli natychmiast wkraczać po Sybillę, co też zamierzali zrobić.

Albert bez zbędnej zwłoki zabrał się do pracy.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline