Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2013, 18:56   #102
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
- Galainie - szepnął Aseir, gdy bard skończył rozmowę z karczmarzem. - Może do pomocy weźmiemy jakąś ładną twarzyczkę? Co ty na to?
- Słusznie mówisz. Weź szmal Bevi, zapytam koleżankę po fachu o przysługę - poparł bard kierując się do niedawno zapoznanej mandolinistki. Miało to dwie zalety. straż nie wypuści bez niczego Bevi. Trzeba kogoś wsadzić zamiast niej. Male uśpienie i tyle.
Raam powoli dochodził do siebie. Siedział w karczmie ze wszystkimi i bawił się ze swoim nowym futrzanym towarzyszem. Gdy Beevi wcisnęła mu w rękę coś małego i wybiegła odprowadził ją wzrokiem i patrzył przez chwilę w drzi, które zamknęły się za elfką. Następnie spojrzał na dłoń - perła. Po co mu perła? Tak mało znała go Beevie? Przecież wiedziała, że dla berserkera dobra materialne nie mają znaczenia. Raam potrzebuje zbroi, miecza i czegoś do jedzenia. To jedyne przedmioty, które mu sią potrzebne, a za nic ma sobie złoto i bogactwa. Nie mniej, schował perłę, którą odda jej przy najbliższej okazji. Przez chwilę przemnkęło mu przez myśl, że dziewczyna chciała mu dać coś do zrozumienia, żeby za nią poszedł albo coś, ale szybko odrzucił tą myśl. Raz, że nie chciał, a dwa, że wydało mu się to bardzo mało prawdopodobne.
Olbrzym wrócił do zabawy ze swoim kotem, który w dłoniach pół-giganta wyglądał niczym chomik w ludzkich dłoniach. Gdy Aseir i Galain zaczęli między sobą o czymś rozmawiać zaczął im się przysłuchiwać, a gdy oni spostrzegli, że z Raamem i jego stanem psychicznym jest lepiej postanowili wyjaśnić mu styuację i przedstawić swój pomysł. Gigant przytaknął, wstał sadzając sobie swojego kota na ramieniu i ruszył w kierunku drzwi karczmy, gdzie zatrzymał się i odwrócił w kierunku towarzyszy, czekając na ich ruch. Galain tymczasem wyjaśnił reszcie towarzyszy plan i zasugerował by ich spakowali i szykowali się do wyjaszdu po czym ruszył porozmawiać z koleżanka po fachu i omamić ją zarobkami, zaś Aseir przetrząsał zasoby Bevi.
Co do planu był on taki. Obiecać bardce kasę za robienie słodkich minek do strażników. Pójść do aresztu i zapłacić po: jeśli się uda 50, jeśli nie to 100 złotych monet strażnikom by zgodzili sie na podmianę osobników w celi. Potraktować bardkę uśpieniem i wrzucic do celi. Z braku zaklęć usypiających dać Bevi w papę i wynieść w worku. Wyjechać z miasta.
- Nie. - powiedział Seser, przerywając “knucie” planu przez Galaina. - Wyruszymy dopiero rano, bo jest jeszcze jeden członek drużyny, który do nas dołączy.
- Mam nadzieję, że nie zamiast Beevie - powiedział Aseir. Nie do końca szczerze.
- To akurat nie problem, szybciej niż do rana nie skończymy. Więc ruszymy jak wróci - podsumował bard, po czym skinął na Aseira by ruszali dalej.
Dziadek westchnął ciężko, jednak jedynie machnął ręką.
- Ja tu zostaję, wy sobie idźcie ratować damę w opresji. - powiedział do wychodzących z karczmy członków drużyny... i panny Habrid.
Cóż, Galain troche rozumiał odczucia szefa. Chyba w druzynie nie było osobników gotowych krzyczeć z radości, że Beevie nie zostanie w pudle. Ale bard nie przywykł zostawiać swoich w pierdlu. I nie zamierzał przywyknąć. Pchnąć nożem i zakopać w rowie tak, ale nie zostawić ich w łapach innych.

***


Miejski areszt z zewnątrz nie wyróżniał się za bardzo od innych budynków - jedyne, co go odróżniało na ulicy to wielki, stary szyld z wymalowanymi kajdankami, albo czymś kajdanko-podobnym.
Drzwi do aresztu o dziwo były otwarte i cała piątka weszła do środka. Zaraz za drzwiami były spiralne schody prowadzące w dół na głębokość równą co najmniej dwóch pięter. A potem kolejne drzwi, tym razem zamknięte.
- Czego tu? - zapytały oczy i nos widoczne przez małą kratkę, która się uwidoczniła, kiedy zapukali.
- [i]Dobry panie majorze. My z interesem. Moi przyjaciele, złote szylingi chcieliby chwilę z panem porozmawiać w cztery oczy[i/] - zagaił bard, dla którego pierwszyzna to nie była.
Oczy i nos prychnęły, klapka w drzwiach się zamknęła. Coś chrzęsnęło, coś trzasnęło, jakiś łańcuch zadzwonił... i drzwi stanęły otworem.
A do oczu i nosa dołączyła reszta ciała młodego mężczyzny w kolczudze i ze wszystkimi znakami strażnika miejskiego.
- Mogę udzielić audiencji tym twoim przyjaciołom. - roześmiał się, przepuszczając towarzyszy przez drzwi. Wnętrze nie prezentowało się zbyt okazale - trzy pochodnie na ścianach jako tako je rozświetlały, zaś stolik, dwie ławy i kilka zestawów kości do gier najprawdopodobniej zapewniały klawiszom rozrywkę.
Oprócz już poznanego strażnika, który ich wpuścił, był tam jeszcze jeden - tak szeroki, że zajmował prawie całą ławę przy stoliku i wcale niespieszno mu było wstawać.
- Panowie sobie nie przeszkadzają. - powiedział, wciągając nosem jakiś brązowy proszek.
Bard wziąwszy strażnika na stronę by nie słyszało go zbyt wiele osób rzekł:
- Więdząc że jest pan, panie majorze wybitnym świeckim wiernym kościołów, pragniemy panu i temuż obecnemu koledze podarować na wasze zbożne czyny w dzielnicach rozpusty po skromnym datku w wysokości osiemdziesięciu złotych szylingów na głowę, jedocześnie zaś za waszym pozwoleniem pragniemy porozmawiać z jedną z uwięzionych, by zaszczycić ją dobrą nowiną oraz sakramentami niesionymi w tym worku. W ten sposób nawrócimy ją ukazując jej rozmnożenie worka, święty cud naszego wędrownego wyznania, czego mam nadzieje nie sprofanuja panowie próbując ten worek przeszukać. Gwarantujemy że liczba osób w celi pozostanie niezmieniona - wyłuszczył problem pełnym świątobliwości tonem, który nie raz i nie dwa pozwolił mu sprzedać kawałek buta albo kamyki za cenę złota.
- Eee... - “Major” podrapał się po głowie, patrząc z zakłopotaniem na Galaina. - Osiem dyszek za pogadanie z przyjaciółką w celi, tak?
Zanim jednak bard zdążył odpowiedzieć usłyszał głos za sobą.
- Oj, co to ma znaczyć? Kości się nie poturlały! - zakrzyknął Ayragin, który w tym czasie zdążył już usiąść do stołu z drugim strażnikiem i zacząć grać w kości. - Co to ma znaczyć? Zabieram swoje pieniądze! I twoje też!
- Ejże, jak to tak! Zabierać pieniądze z zakładu!? - gruby strażnik chwycił go za rękę, kiedy elf próbował zabrać pieniężną zawartość stołu. - Co wy mi tu, złodzieja przyprowadziliście? ZŁODZIEJ POWIADAM! Zaraz was wszystkich aresztuję!
- Panowie, panowie. Spokojnie rzekł bard kładąc przed dużym przewidziana sakiewkę z połową oferowanej sumy i rzucając elfowi mordercze spojrzenie. -Nie ma sensu się stresować, zwłaszcza gdy tyczy to tak światobliwego męża - zagadał strażnika bard po czym zasugerował. - Kolega się całkowicie pomylił po czym zwróciwszy się do drugiego ze strażników rzekł znaczącym tonem - To jak, panie majorze? Zechcą nas panowie wesprzeć swą modlitwą
Gruby strażnik rzucił się z wytrzeszczonymi oczami na sakiewkę i nawet nie zauważył jak Ayragin (zwycięsko!) bierze wszystkie pieniądze ze stołu.
- Oczywiście, co tylko każesz szefie. - powiedział drugi strażnik, biorąc od Galaina swoją dolę. - Nasze modlitwy są z wami i... modlić się będziemy z tego właśnie miejsca, a wy załatwiajcie ze swoją znajomą co trzeba. Ostatnia cela na prawo. - mężczyzna mrugnął do barda, podając mu klucz do celi.
Bard skinąwszy reszcie i ruszli ku celi. Gdy nie było ich widać bardka dostała zaklęciem uspyiajacym i po chwili straciła sakiewkę i broń, kończąc przerzucona przez ramię barda. Gdy dotarli do celi, bard otworzył ją.
- Witaj Bevi, przyszliśmy po ciebie, a teraz bądź cicho przez dziesięć minut
Elfka siedziała skulona w kącie. Podniosła na barda spojrzenie pełnych łez oczu i wybuchła niekontrolowanym płaczem.
 
Lomir jest offline