Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-02-2013, 23:26   #101
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
W tym czasie bard podszedł do szynkarza i zapytał: - Wyście tu gospodarzem?

Szynkarz jednak akurat był zajęty, gdyż rozmawiał z jakąś ładną panienką, która na ramieniu miała coś w rodzaju tobołka o nietypowym kształcie. Jednak Galain, będąc bardem, od razu zorientował się co to było - najprawdziwszy pokrowiec na mandolinę.

- Chwila człowieku, nie widzisz, że rozmawiam? - warknął gospodarz do barda, po czym znów zwrócił się do panienki. - Dwa występy dziennie za nocleg i trzy posiłki dziennie, tak?

Kobieta pokiwała głową.

- Mógłbym się na to w sumie zgodzić... ale wolę cię pierw zobaczyć w akcji, wtedy zdecyduję. - odparł szynkarz, na co panienka zamarudziła chwilę, po czym zgodziła się na taką propozycję i poszła się przygotować do występu.

- No dobra... to czego waćpan potrzebuje? Więcej piwa, strawy jakiej? - gospodarz zwrócił się do Galaina.

- Do rana mi tu siedzieć przyjdzie to pomyślałem że może usługa barda się wam przyda. Ale widzę że mi konkurencja artystyczna wystąpiła. To może mały konkursik zaproponuje dla ubawu widowni? - z uśmiechem zasugerował bard. Zapowiadało się nawet ciekawiej. Wygra i będzie ubaw...albo się podłoży i może ona będzie wdzięczna. Tak czy inaczej będzie ubaw.

- A ciekaw jestem, kto taki konkursik będzie sponsorował? - karczmarz spojrzał sceptycznie na Galaina.

- Oj jestem pewien że dla utalentowanego gospodarza, po stosownej acz szybkiej reklamie takowa impreza zwrócić się może w trójnasób. W końcu nie często takowy pojedynek minstrelów się zdarza, zwłaszcza z jednej strony utalentowanych z drugiej ładnych. wyjaśnił cierpliwie acz zachęcająco.

W odpowiedzi gospodarz roześmiał się serdecznie.

- Jednej strony utalentowanych... - powtórzył pod nosem. - Dobra, niech stracę. Grajcie na zmianę z panną Habrid, a zwycięzca dostanie w nagrodę beczułkę miodu pitnego.

- Nie będziesz stratny cny gospodarzu

Bard wrócił do stolika i rozsiadł się wygodnie. Już wiedział jakie hity zarzuci. Zamyślał również improwizację kabaretową, konkurs zagadek wpleciony w treść piosenek oraz wspólne śpiewanie z salą.

Po kilku minutach na niewielki podest weszła panna Habrid i bard zaklął pod nosem szpetnie. Głęboki dekolt, ciemne rajstopy i uwodzicielskie spojrzenie... to było coś z czym Galainowi będzie wyjątkowo ciężko konkurować. Na dodatek panna Habrid zaczęła grać (i śpiewać) wyjątkowo sprośną piosenkę pod tytułem "Do jaskini tylne wejście", która wyjątkowo przypadła publiczności do gustu.

Niedobrze, był to popularny utwór... właściwie wszędzie. Popełniła jednak błąd. Teraz był on dobry, furorę oraz stosowną do tego ulewę monet zapewniłby pod koniec występu gdy publika była by bardziej wstawiona. Co prawda on nie będzie mógł już użyć tego utworu...ale ona raczej nie powarzy się go powtórzyć, wówczas efekt będzie już nie ten sam. Tylko jakim utworem zneutralizować wrażenie jakie robiła osoba mandolinistki? Hmm, chyba miał pomysł.

Kobieta zakończyła swój utwór wśród burzy braw, sypiących się monet, domagań powtórki i... kilku petentów, próbujących się do niej dobrać. Ci jednak szybko zostali zniechęceni przez wielkiego pół-orka, który w tym przybytku robił za wykidajłę.

Przyszła kolej na Galaina.

Widownia nie powitała go ze zbytnim entuzjazmem. Bard czuł się źle... jak ta gorsza połówka koncertu, którą trzeba przeboleć, żeby na powrót wrócić do tej lepszej.

Cóż, trzeba ciągnąć plan a, na trywialny plan b przyjdzie czas jeśli przegra. Ale Galain był zbyt doświadczonym bardem by dać się tak wyrolować. Habrid była ładna, młoda i chyba nawet zdolna. Ale też chyba nie całkiem doświadczona, co zostawiało gigantyczną przestrzeń na manewr. Bard skinął uprzejmie publice, szarmancko swej poprzedniczce, usiadł i zaczął grać. Na pierwszy utwór wybrał ckliwą acz równie sprośną balladę “Na trakcie z gór smoczych”. Miała trzy zalety. Była melancholijna acz interesująco sprośna, tak w sam raz ale co najistotniejsze - dało się w nią wpleść stosowne dodatki.
Utwór zaczął się spokojnie, jednak szybko złapał zainteresowanie jego konkurentki oraz wielkiego dryblasa, który groził rozwaleniem całej imprezy, co wśród publiki spotkało się z entuzjazmem i przypieczętowało sukces Galaina. Jednak to, czy gwarantowało mu zwycięstwo nad Habrid, pozostawało wciąż kwestią sporną.
Galain zakończył swój występ wśród podobnej jak u jego poprzedniczki burzy braw, jednak pieniędzy dostał zdecydowanie mniej, bo nie miał biustu ani dekoltu.
Habrid i Galain zagrali jeszcze po kilka utworów, które spotykały się z coraz mniejszym entuzjazmem i... zainteresowaniem. Było to związane z faktem, że towarzystwo zebrane w karczmie było coraz mniej trzeźwe, aż w końcu szynkarz przywołał dwójkę bardów do siebie.
- W takim stanie nikt nie będzie w stanie głosować w żadnym konkursie! - roześmiał się. - Więc ja go rozstrzygnę. Ogłaszam remis. Każde z was dostanie po beczułce miodu, które dostarczę później do waszych pokoi.
- Nie chcę miodu. Wystarczyła mi frajda ze współzawodnictwa. - oświadczyła Habrid, po czym cmoknęła Galaina w policzek. - Fajnie się z tobą grało, możesz wziąć moją beczułkę jako dodatkową nagrodę!
- Dziękuje, to była prawdziwa przyjemność - zadeklarował bard. - Jestem pewien że po tej małe prezentacji będziesz tu miała wierną publikę przez długi czas - wyjaśnił z uśmiechem bard.
Bard był względnie zadowolony. Myślał że zastosuje parę sztuczek ale wystarczyła jedna. Był zawiedziony o tyle że lubił dziwne numery. A propo....
- Panowie, gdzie jest Beevie?

- Aaa, to tak się czyta... - odpowiedział mu Ayragin, który właśnie próbował przeczytać mały liścik.

- Kiedy się tam bawiłeś, ktoś mi dał karteczkę. Ale miałem problem, bo to dziwne imię jest. - elf podał bardowi rzeczony liścik.

Cytat:
Towarzysze Beevie.

Obawiam się, że wasza elfka próbowała okraść sklep jubilera w którym, akurat się zdarzyło, byłem i ja. Obawiam się również, że została schwytana.

Przyjaciel
- Aaaaaha. Dlaczego właśnie coś takiego podejrzewałem? - rzucił wzdychając Galain.

-Dobra, chodź Aseir, zajmiemy się tym. wy tu czekajcie. rzekł bard wstając i podchodząc do karczmarza.

- Najpierw odwiedźmy pokój Beevie - zaproponował Aseir - zanim to zrobią strażnicy.

- Jasne, tylko o coś zapytam poparł bard i zapytał karczmarza: - Przepraszam, gdzie tu znajduje się areszt.

- To będzie... to będzie... to będzie... - powiedział karczmarz próbując sobie przypomnieć. - Chyba w północno-wschodniej części miasta, przy zamku Barona.

- Dzięki - rzekł bard kładąc złota monetę na stole.
 
vanadu jest offline  
Stary 06-02-2013, 18:56   #102
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
- Galainie - szepnął Aseir, gdy bard skończył rozmowę z karczmarzem. - Może do pomocy weźmiemy jakąś ładną twarzyczkę? Co ty na to?
- Słusznie mówisz. Weź szmal Bevi, zapytam koleżankę po fachu o przysługę - poparł bard kierując się do niedawno zapoznanej mandolinistki. Miało to dwie zalety. straż nie wypuści bez niczego Bevi. Trzeba kogoś wsadzić zamiast niej. Male uśpienie i tyle.
Raam powoli dochodził do siebie. Siedział w karczmie ze wszystkimi i bawił się ze swoim nowym futrzanym towarzyszem. Gdy Beevi wcisnęła mu w rękę coś małego i wybiegła odprowadził ją wzrokiem i patrzył przez chwilę w drzi, które zamknęły się za elfką. Następnie spojrzał na dłoń - perła. Po co mu perła? Tak mało znała go Beevie? Przecież wiedziała, że dla berserkera dobra materialne nie mają znaczenia. Raam potrzebuje zbroi, miecza i czegoś do jedzenia. To jedyne przedmioty, które mu sią potrzebne, a za nic ma sobie złoto i bogactwa. Nie mniej, schował perłę, którą odda jej przy najbliższej okazji. Przez chwilę przemnkęło mu przez myśl, że dziewczyna chciała mu dać coś do zrozumienia, żeby za nią poszedł albo coś, ale szybko odrzucił tą myśl. Raz, że nie chciał, a dwa, że wydało mu się to bardzo mało prawdopodobne.
Olbrzym wrócił do zabawy ze swoim kotem, który w dłoniach pół-giganta wyglądał niczym chomik w ludzkich dłoniach. Gdy Aseir i Galain zaczęli między sobą o czymś rozmawiać zaczął im się przysłuchiwać, a gdy oni spostrzegli, że z Raamem i jego stanem psychicznym jest lepiej postanowili wyjaśnić mu styuację i przedstawić swój pomysł. Gigant przytaknął, wstał sadzając sobie swojego kota na ramieniu i ruszył w kierunku drzwi karczmy, gdzie zatrzymał się i odwrócił w kierunku towarzyszy, czekając na ich ruch. Galain tymczasem wyjaśnił reszcie towarzyszy plan i zasugerował by ich spakowali i szykowali się do wyjaszdu po czym ruszył porozmawiać z koleżanka po fachu i omamić ją zarobkami, zaś Aseir przetrząsał zasoby Bevi.
Co do planu był on taki. Obiecać bardce kasę za robienie słodkich minek do strażników. Pójść do aresztu i zapłacić po: jeśli się uda 50, jeśli nie to 100 złotych monet strażnikom by zgodzili sie na podmianę osobników w celi. Potraktować bardkę uśpieniem i wrzucic do celi. Z braku zaklęć usypiających dać Bevi w papę i wynieść w worku. Wyjechać z miasta.
- Nie. - powiedział Seser, przerywając “knucie” planu przez Galaina. - Wyruszymy dopiero rano, bo jest jeszcze jeden członek drużyny, który do nas dołączy.
- Mam nadzieję, że nie zamiast Beevie - powiedział Aseir. Nie do końca szczerze.
- To akurat nie problem, szybciej niż do rana nie skończymy. Więc ruszymy jak wróci - podsumował bard, po czym skinął na Aseira by ruszali dalej.
Dziadek westchnął ciężko, jednak jedynie machnął ręką.
- Ja tu zostaję, wy sobie idźcie ratować damę w opresji. - powiedział do wychodzących z karczmy członków drużyny... i panny Habrid.
Cóż, Galain troche rozumiał odczucia szefa. Chyba w druzynie nie było osobników gotowych krzyczeć z radości, że Beevie nie zostanie w pudle. Ale bard nie przywykł zostawiać swoich w pierdlu. I nie zamierzał przywyknąć. Pchnąć nożem i zakopać w rowie tak, ale nie zostawić ich w łapach innych.

***


Miejski areszt z zewnątrz nie wyróżniał się za bardzo od innych budynków - jedyne, co go odróżniało na ulicy to wielki, stary szyld z wymalowanymi kajdankami, albo czymś kajdanko-podobnym.
Drzwi do aresztu o dziwo były otwarte i cała piątka weszła do środka. Zaraz za drzwiami były spiralne schody prowadzące w dół na głębokość równą co najmniej dwóch pięter. A potem kolejne drzwi, tym razem zamknięte.
- Czego tu? - zapytały oczy i nos widoczne przez małą kratkę, która się uwidoczniła, kiedy zapukali.
- [i]Dobry panie majorze. My z interesem. Moi przyjaciele, złote szylingi chcieliby chwilę z panem porozmawiać w cztery oczy[i/] - zagaił bard, dla którego pierwszyzna to nie była.
Oczy i nos prychnęły, klapka w drzwiach się zamknęła. Coś chrzęsnęło, coś trzasnęło, jakiś łańcuch zadzwonił... i drzwi stanęły otworem.
A do oczu i nosa dołączyła reszta ciała młodego mężczyzny w kolczudze i ze wszystkimi znakami strażnika miejskiego.
- Mogę udzielić audiencji tym twoim przyjaciołom. - roześmiał się, przepuszczając towarzyszy przez drzwi. Wnętrze nie prezentowało się zbyt okazale - trzy pochodnie na ścianach jako tako je rozświetlały, zaś stolik, dwie ławy i kilka zestawów kości do gier najprawdopodobniej zapewniały klawiszom rozrywkę.
Oprócz już poznanego strażnika, który ich wpuścił, był tam jeszcze jeden - tak szeroki, że zajmował prawie całą ławę przy stoliku i wcale niespieszno mu było wstawać.
- Panowie sobie nie przeszkadzają. - powiedział, wciągając nosem jakiś brązowy proszek.
Bard wziąwszy strażnika na stronę by nie słyszało go zbyt wiele osób rzekł:
- Więdząc że jest pan, panie majorze wybitnym świeckim wiernym kościołów, pragniemy panu i temuż obecnemu koledze podarować na wasze zbożne czyny w dzielnicach rozpusty po skromnym datku w wysokości osiemdziesięciu złotych szylingów na głowę, jedocześnie zaś za waszym pozwoleniem pragniemy porozmawiać z jedną z uwięzionych, by zaszczycić ją dobrą nowiną oraz sakramentami niesionymi w tym worku. W ten sposób nawrócimy ją ukazując jej rozmnożenie worka, święty cud naszego wędrownego wyznania, czego mam nadzieje nie sprofanuja panowie próbując ten worek przeszukać. Gwarantujemy że liczba osób w celi pozostanie niezmieniona - wyłuszczył problem pełnym świątobliwości tonem, który nie raz i nie dwa pozwolił mu sprzedać kawałek buta albo kamyki za cenę złota.
- Eee... - “Major” podrapał się po głowie, patrząc z zakłopotaniem na Galaina. - Osiem dyszek za pogadanie z przyjaciółką w celi, tak?
Zanim jednak bard zdążył odpowiedzieć usłyszał głos za sobą.
- Oj, co to ma znaczyć? Kości się nie poturlały! - zakrzyknął Ayragin, który w tym czasie zdążył już usiąść do stołu z drugim strażnikiem i zacząć grać w kości. - Co to ma znaczyć? Zabieram swoje pieniądze! I twoje też!
- Ejże, jak to tak! Zabierać pieniądze z zakładu!? - gruby strażnik chwycił go za rękę, kiedy elf próbował zabrać pieniężną zawartość stołu. - Co wy mi tu, złodzieja przyprowadziliście? ZŁODZIEJ POWIADAM! Zaraz was wszystkich aresztuję!
- Panowie, panowie. Spokojnie rzekł bard kładąc przed dużym przewidziana sakiewkę z połową oferowanej sumy i rzucając elfowi mordercze spojrzenie. -Nie ma sensu się stresować, zwłaszcza gdy tyczy to tak światobliwego męża - zagadał strażnika bard po czym zasugerował. - Kolega się całkowicie pomylił po czym zwróciwszy się do drugiego ze strażników rzekł znaczącym tonem - To jak, panie majorze? Zechcą nas panowie wesprzeć swą modlitwą
Gruby strażnik rzucił się z wytrzeszczonymi oczami na sakiewkę i nawet nie zauważył jak Ayragin (zwycięsko!) bierze wszystkie pieniądze ze stołu.
- Oczywiście, co tylko każesz szefie. - powiedział drugi strażnik, biorąc od Galaina swoją dolę. - Nasze modlitwy są z wami i... modlić się będziemy z tego właśnie miejsca, a wy załatwiajcie ze swoją znajomą co trzeba. Ostatnia cela na prawo. - mężczyzna mrugnął do barda, podając mu klucz do celi.
Bard skinąwszy reszcie i ruszli ku celi. Gdy nie było ich widać bardka dostała zaklęciem uspyiajacym i po chwili straciła sakiewkę i broń, kończąc przerzucona przez ramię barda. Gdy dotarli do celi, bard otworzył ją.
- Witaj Bevi, przyszliśmy po ciebie, a teraz bądź cicho przez dziesięć minut
Elfka siedziała skulona w kącie. Podniosła na barda spojrzenie pełnych łez oczu i wybuchła niekontrolowanym płaczem.
 
Lomir jest offline  
Stary 06-02-2013, 19:23   #103
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Bard westchnął, położył bardkę w ciemnym kącie, zmierzwił włosy co by zasłaniały uszy i ułożył by wyglądała jakby spała. No właściwie to spała. Po tym podszedł do Bevi i powiedział cicho:

- A teraz po cichu wejdź do tego worka i nie odzywaj się przez jakiś czas. Zaraz będzie po wszystkim

Beevie pokiwała głową, jednak nie była w stanie się uspokoić. Cała się trzęsła i siorbała nosem, wycierając coraz to nowe łzy. Naprawdę usiłowała się opanować, jednak jak tylko pomyślała o tych wszystkich pieniądzach...

Worek był gotów do wyniesienia. Ruszyli w stronę wyjścia. Ceadrow dał strażnikom drugą część ich zapłaty i pozdrowiwszy ich uprzejmie wyszli z obiektu. Powoli i zupełnie niepodejrzanie.

- Jesteśmy na zewnątrz ale póki co musisz zostać w środku, idziemy do karczmy - rzekł szeptem bard do worka.

- Może od razu przerzucimy worek przez mur? - zaproponował Aseir. - Dopóki nikt nic nie wie?

Z worka dobiegł ich protest.

- Dorwijmy tę szuję, która mnie wrobiła - poprosiła z pasją w głosie Beevie.

- Nie mamy na to raczej żadnych szans. A przynajmniej nie ryzykując że do celi wrócimy koło południa maksymalnie wszyscy - pokręcił głową bard,

- Cała ta kasa... - jęknęła elfka, po czym ponownie się rozpłakała.

- Lepiej kasa niż twoja głowa. Uwierz, kasę da się odzyskać. Życia nie. - po czym po chwili namysłu doprecyzował. - Kasę da się tańszy kosztem odzyskać niż życie.Kasa jest dla ciebie aż tak ważna?Ważniejsza niż własne życie?

Elfka zamilkła. Od czasu do czasu słychać było jedynie jej pociąganie nosem.

- W każdym razie czas na przebycie muru. Wolisz skakać czy mamy cię rzucić. Nie wiem na ile wysportowana jesteś - zapytał bard po czym dodał - Spotkamy się jakieś stajanie od głównej bramy jutro w około trzy godziny po otwarciu bram.

- Obojętne - odpowiedziała.

- Albo zejdź po linie a my ją wciągniemy - dodał bard w przebłysku geniuszu.

- Obojętne - powtórzyła, pociągając nosem.

- Aseir, chwyć ze mną - zaproponował bard po czym dodał do elfki - Wywieziemy twoje rzeczy, o to się nie martw. Potrzebujesz coś teraz? Idź wzdłuż drogi to się nie zgubisz...to nie powinnaś się zgubić...to mam nadzieje że jednak się nie zgubisz

- Moje... rzeczy... - powtórzyła, po czym się rozpłakała.

- Spokojnie, przywieziemy, przecież mówiłem. Pierwsi dotarliśmy do twojego pokoju.

- Jeśli kiedykolwiek dorwę tego wstrętnego, podstępnego... - nie dokończyła. Głos się jej załamał.

- Do tego czasu zdążysz wymyślić kilka następnych trafnych epitetów - powiedział Aseir - oraz kilkanaście sposobów odpłacenia mu pięknym za nadobne.

- Póki co nałóż ten pierścień, nie poczujesz dzięki niemu głodu. Jest do zwrotu z samego rana podkreślił z naciskiem bard pomagając jej wyplatać się z worka - Masz tu również sztylet na wszelki wypadek. Powodzenia i do zobaczenia za jakieś czternaście godzin

Beevie stanęła niepewnie na nogi, poprawiła swój nowy płaszczyk - jedną z niewielu rzeczy, jakiej jej nie zabrali strażnicy (i ten paskudny dziesiętnik, który drogo jej zapłaci za upokorzenie). Otuliła się i popatrzyła załzawionymi oczkami na towarzyszy.

- Przepraszam - powiedziała, rzucając się na zaskoczonego barda. Przytuliła się do niego i nawet nie myślała o tym, żeby go okraść.

Przywiązali ją do liny i spuścili za mur. Gdy już się odwiązała wciągnęli sznur, i wrzucili do worka.

- I co sądzisz o naszej małej imprezce? - zapytał maga Galain.

- Nie chciałbym być na twoim miejscu, gdy ta twoja koleżanka po fachu się obudzi - odparł Aseir. - Słyszałeś coś o mściwości niewiast?

- Tak, na szczęście was widziała tylko krótko, w kapturach i po ciemku. No i w półmroku karczmy. Wezmę worek z pokoju i pomożesz mi się spuścić z muru. Będę czekał dwie godziny po otwarciu bram, tuż za pierwszym zakrętem. Do rana nie powinno być problemu, zresztą wy powinniście być bezpieczni jak sądzę, jakby co tylko ja gadałem ze strażnikami, wy możecie w najgorszym razie się bronić że poszliście ich nawrócić. Wprost przy was nic nie padło. Pamiętajcie tylko o osiołkach i naszych zapasach. A, jakby co znaliście mnie jako Richarda Wooda, kapłana Ssehara. - zaproponował bard.

- Nie ma sprawy - stwierdził Aseir. - Możesz się ulotnić teraz z miasta, a w razie czego powiemy, że uciekłeś z naszą gotówką. I że z przyjemnością dostarczymy cię strażnikom, jeśli tylko wpadniesz w nasze ręce - dodał.

- Dobre. To wynieś mi proszę plecak z rzeczami co by mnie w środku nie widzieli. Pamiętajcie o osiołkach, gratach i szajsie Bevi - pokiwał głową bard. - I na bogów, dopilnuj byście nas nie porzucili, szefa może kusić zaśmiał się bard z cicha.

- Szef z pewnością woli, żebyśmy byli w komplecie - powiedział Aseir. - W końcu im nas więcej, tym lepiej. Przynajmniej dla niego. A on ma chyba nieskończone zapasy gotówki - dorzucił. - Worek złota w jedną, worek w drugą, co dla niego za różnica.

- Trochę mnie to niepokoi, z takim szmalem mógłby wynająć dwóch a o wiele mocniejszych od naszej brygady

- Nie wątpię, że masz rację - stwierdził mag. - Ale rozsądniej nie otaczać się ludźmi, którzy mogliby zagrozić pracodawcy.

-Słuszna uwaga

Bard stanął w ciemności i czekał na Aseria z jego plecakiem.

Po chwili z okna pokoju, na linie, spuszczony został worek, zawierający rzeczy barda, tudzież wielka halabarda. A w kilka minut później dołączył do nich Aseir. Ten jednak dotarł w normalny sposób.

Ruszyli ku murom. W pustym miejscu zwiesili linę. Bard rzekł - Powodzenia i do zobaczenia wkrótce po czym przy pomocy towarzysza wydostał się na dół.

Aseir poczekał, aż jego towarzysz, wraz z workiem i dwumetrowej długości halabardą znalazł się bezpiecznie na ziemi, po tamtej stronie, po czym wrócił do gospody.

Cóż teraz? Bard uznał że poszuka elfki. Może uda się dopilnować by się nie utopiła w kałuży, lub nie zabiła o krzaczek. Zaczął szukać jej śladów. Ruszył w kierunku bramy. Z jej znajomością terenu zakładał że będzie szukała traktu idąc wzdłuż murów, dlatego ruszył śpiesznym krokiem by nadrobić stracony czas.

Ceadrow szybko dotarł do drogi po czym ruszył jej brzegiem rozglądając się czy nie ujrzy charakterystycznej sylwetki.
 
vanadu jest offline  
Stary 06-02-2013, 19:44   #104
 
Karmelek's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmelek wkrótce będzie znanyKarmelek wkrótce będzie znanyKarmelek wkrótce będzie znanyKarmelek wkrótce będzie znanyKarmelek wkrótce będzie znanyKarmelek wkrótce będzie znanyKarmelek wkrótce będzie znanyKarmelek wkrótce będzie znanyKarmelek wkrótce będzie znanyKarmelek wkrótce będzie znanyKarmelek wkrótce będzie znany
Tymczasem elfka, która znalazła się już bezpiecznie poza murami miasta, stała, nie bardzo wiedząc, co powinna teraz zrobić. Była otępiała i roztrzęsiona.
Nie miała pojęcia, dlaczego towarzysze jej pomogli. Do tej pory spotykała się w najlepszym wypadku jedynie z obojętnością... kiedy trafiła do drużyny myślała, że tu ma być tak samo - każdy patrzy tylko na siebie i swoją sakiewkę, nikt nie wchodzi sobie w drogę. Później stwierdziła, że może jednak tak nie jest, aż do czasu odnalezienia chłopca w lesie.
Elfka nienawidziła barda za wykorzystaną sztuczkę, nie rozumiała, dlaczego to zrobił. Sama musiała się opiekować młodszym rodzeństwem, a chłopiec tylko jej o nich przypomniał. Rodzina... była ciekawa, co u nich, jednak nie mogła się pokazać bez pieniędzy. Przecież obiecała, że znajdzie sposób, że znajdzie środki. Że wszystko będzie tak, jak kiedyś... była już o tyle bliżej... aż kilka godzin temu, ten podstępny jubiler zrobił coś takiego.
Nienawidziła go za to i przysięgała w duchu zemstę. Na nim i dziesiętniku.
Pokręciła głową, żeby się uspokoić i rozejrzała po okolicy.
Bard miał rację... nawet, jeśli był wstrętny, to miał rację... była wolna i mogła znowu uzbierać pieniądze. Z drużyną będzie łatwiej i szybciej. Bezpieczniej. Musiała im tylko nieco zaufać, a po tym, co się właśnie stało, miała ku temu podstawy.
- Dobrze... co on powiedział...? Mam gdzieś iść... ale gdzie? - zastanowiła się w duchu, rozglądając po okolicy. Widziała mur i wiedziała mniej więcej, gdzie jest brama miasta, którą mieli wyjechać. Co jak co, ale na miastach się znała... gorzej, że musiała przebywać sama, nocą w lesie... - Wzdłuż drogi - pisnęła cicho.
Otarła ostatnie łzy i naciągnęła kaptur na głowę. Ruszyła szybkim krokiem, usiłując wyczuć las tak, jak wyczuwała miasto. Wtapiać się w cienie i przemykać bezszelestnie. Była to swoistego rodzaju zabawa, która odciągała jej myśli od tych mniej przyjemnych tematów. Później będzie mieć czas na użalanie się nad sobą.
Po pewnym czasie las się skończył, żeby ponownie się zacząć. To była droga. Rozejrzała się niepewnie i ruszyła wzdłuż niej, cały czas uważnie nasłuchując i usiłując nie wydawać żadnych odgłosów. Chciała jak najbardziej oddalić się od miasta.

Po jakiejś godzinie bard dostrzegł sylwetkę odcinającą się od pustki drogi. Ruszył za nią, starając się ją dogonić. Będąc kilka kroków za nią, jeśli go nie zauważy zawoła ją cicho.
Elfka, wyczulona na wszelkie dźwięki szybko usłyszała pospieszne kroki za sobą. Nie oglądając się za siebie, ruszyła biegiem, przekonana, że to jeden ze strażników. Rzuciła się w las, chcąc zgubić pogoń. Gorączkowo zastanawiała się, gdzie jej nie znajdą... ludzie są głupi. Nigdy nie patrzą w górę. Jak tylko znalazła dogodne drzewko, wybiła się, chwyciła gałęzi, pospiesznie wdrapała i przywarła do pnia, modląc się w duchu, żeby ten ktoś jej nie zauważył.
Ehhh. Bard ruszył za nią. Taa, ludzie są głupi. Dlaczego zawsze uważają że jak wlezą na drzewo to ktoś biegnący za nimi to ich nie zobacz. - Beeevi, oł Beevi. Złaź, nie chce mi się sprawdzać każdego iglaka.
- To ty? Nie miałeś przypadkiem wyruszyć jutro? - zapytała niepewnie.
- Miałem ale Aseir wpadł na to że jeśli babka co ją wrzuciliśmy do celi za ciebie się obudzi to może być problem. A tak to zwalą na mnie. Choć, zmiana miejsca oczekiwania
Elfka zeszła niepewnie z drzewa (w sumie nie była aż tak wysoko. Dwa metry, góra trzy) i stanęła przed bardem. W ciemnościach nie mógł dostrzec jej spojrzenia a la zbity pies.
- Chodźmy, mamy na nich czekać za pierwszym zakrętem za bramą.
- Nie za blisko? - zaniepokoiła się Beevie.
- Spokojnie, ukryjemy się. Będziemy mieli możliwość obserwować kto mija bramę przed nimi. Nie lubię niespodzianek.
Elfka zgodziła się bez słowa. Była wyczerpana. Nie dość, że nie spała cały wieczór, to jeszcze to, co się działo wyciągnęło z niej resztki energii... podobnie, jak płacz. Chciała znaleźć cichy, bezpieczny kącik i w końcu się wyspać. Poczłapała więc za bardem.
Zadekowali się w krzakach opodal bramy i czekali. Beevie przeszkadzała cisza, jaka panowała. Bard nic nie mówił, ona nie wiedziała, co powiedzieć. Kilka razy omal nie zaczęła, jednak wydawało jej się to zbyt trywialne. Bała się też zasnąć.
W końcu bard zapytał; -Nie śpisz jeszcze ?
- Nie - odpowiedziała cicho, kuląc się jeszcze bardziej pod swoim drzewem.
- To lepiej śpi, przyda ci się
- Nie chce mi się spać - skłamała gładko. - Mogę popilnować, jeśli jesteś senny.
- Dzięki ale na razie niespecjalnie
- Dobrze... - mruknęła. Chwilkę siedziała w ciszy, aż w końcu zapytała: - Jak myślisz, czy tam, gdzie idziemy, znajdę kość nieumarłego?
- Pewnie tak.. Jeśli to to coś co myślę.
- A może być czymś innym? - wystraszyła się elfka. - A myślisz, że ten cały kapłan będzie chciał mi pomóc? Bo dowiedziałam się, że tam idzie ten cały kapłan i coś mają zrobić. Ale czy będzie chciał pomóc, jeśli nie mam pieniędzy? I czy w ogóle uda się tam znaleźć jakieś pieniądze? Czy ciężko jest złapać i wytresować dzikiego gryfa? Gdzie w ogóle żyją dzikie gryfy? - Beevie zadawała szybko pytania, aż w końcu sama się w nich poplątała i umilkła strapiona.
- Hmm. Czy może być czymś innym? Za cholerę nie mam pojęcia. Czy będzie ci chciał pomóc? To raczej, powiedzmy, dobre bóstwo więc liczmy na to żę tak. Pieniądze zawsze znajduje się jakieś. Acz nie przecze że ze sześćdziesiąt tysięcy na łba na drobne wydatki by się nadało. Co do reszty - niestety nie wiem.
Elfka westchnęła cicho, nie znajdując w słowach barda odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
- Bo wiesz... muszę znaleźć kość nieumarłego i kapłana... i pieniądze - poinformowała go.
- Tak, widzisz...zauważyliśmy. Tzn co do tych kości i kapłana, bo słyszeliśmy kamień, a że zbierasz kasę było ciapkę... widoczne - zachichotał bard.
- Acha... - mruknęła cicho, pogrążając się w myślach. - Głodna jestem - powiedziała nieoczekiwanie.
- A pierścień? AAAA, szlag. Nie zadziała, najwcześniej za parę dni. - Bard zapomniał o tym szczególe, więc wyjął z plecaka paczkę sucharów i jej rzucił.
Beevie popatrzyła na niego niewidzącym spojrzeniem, które zaraz przeniosła na jedzenie, które wylądowało jej na kolanach. Powolnym ruchem ściągnęła pierścień z palca i podała go bardowi, po czym znowu się zamyśliła.
- A po co ci te gryfy, jeśli mogę zapytać? Bo to powszechnie spotykana rzecz nie jest .
- Muszę przyprowadzić gryfy do domu - odpowiedziała smętnie, a w jej ochach na powrót pojawiły się łzy.
- Hmm, rozumiem. I masz zamiar zebrać pieniądze by zapłacić kapłanowi żeby przy pomocy tej kości je zniewolił, tak?
- Nie... Gryfy trzeba oswoić... kość... jest do czegoś innego.
-Aaaha. Ale to jak rozumiem najpierw musisz je znaleźć, potem złapać a potem oswoić...Czy to nie wygląda trochę problematycznie dla jednej osoby? Nie znam się ale taki gryf to chyba spory jest i ciapkę groźny. Nie potrzeba by, bo ja wiem, klatek, ze trzydziestu ludzi i jakichś magów albo coś?
W tym momencie Beevie kompletnie się rozkleiła. Zaczęła tak płakać, że ledwie mogła oddychać.
- To w-wszystko... przez klątwę - udało jej się zakomunikować. - Ja chcę tylko, żeby było tak, jak kiedyś - mówiła, łkając, że bard ledwie rozumiał słowa.
Żeby tylko słów nie rozumiał. Treść też była trochę mętna. Zastosował więc ostateczny sposób. Rzekł:
- Wszystko będzie dobrze - no bo co miał powiedzieć.
Elfka podniosła na niego spojrzenie załzawionych oczu, uspokajając się na tyle, żeby zapytać:
- Naprawdę? - W jej oczach widać było błaganie o zapewnienie, że tak.
- No jasne że tak - powiedział ze szczerością w głosie bard. Akurat szczerość miał dopracowaną.
- A teraz zjedz suchary. Więcej nie mam.
Jednak Beevie zamiast zabrać się za jedzenie, podpełzła do barda i go objęła, jak dziecko, szukające ochrony.
Bard poczekał aż zasnęła i wrócił do obserwowania drogi.
 
__________________
"Większość niedoświadczonych pisarzy Opowiada zamiast Pokazywać, ponieważ jest to łatwiejsze i szybsze. Trenowanie się w Pokazywaniu jest trudne i zajmuje dużo czasu."
Michael J. Sullivan

Ostatnio edytowane przez Karmelek : 06-02-2013 o 19:47.
Karmelek jest offline  
Stary 08-02-2013, 21:11   #105
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Beevie i Galain usadowili się pod drzewem z widokiem na bramę. Elfka była wyjątkowo zmęczona z powodu nieprzespanego dnia oraz stresu związanego z aresztowaniem i utratą prawie wszystkich swoich oszczędności. Nie minęło więc dużo czasu zanim Beevie - wbrew swej woli - usnęła, pozostawiając Galaina samego na posterunku.

Tymczasem reszta drużyny wróciła do karczmy (Arkturusk do swojej), gdzie zdołali spędzić resztę nocy bez dalszych nieprzyjemnych niespodzianek. “Jeśli magowie i kapłani zdołali odnowić swoje czary, to była dobra noc”, tak brzmiało powiedzenie zasłyszane przez członków drużyny gdzieś... kiedyś... przez kogoś.
Pod tym względem ta noc faktycznie była dobra.
Rankiem drużyna zebrała się na śniadaniu (nawet Ayragin wydawał się jakoś mniej denerwujący, mimo iż zakosił Raamowi cały talerz z serem sprzed nosa). Raam następnie poszedł do lokalnego zaklinacza, by odebrać swój napierśnik. Gnom wyglądał, jakby miał za sobą wyjątkowo nieprzespaną noc - oddał barbarzyńcy jego zbroję i czym prędzej wyprosił, tłumacząc że ma jeszcze dużo pracy.

W międzyczasie Galain wraz z obudzoną już Beevie przed bramą zobaczyli znajomą postać wyruszającą w drogę - Nadwornego Czarodzieja Malzara na dorodnym i z pewnością szlachetnej krwi wierzchowcu wraz z eskortą dziesięciu żołnierzy i kogoś, kto mógł być jedynie kapłanem lub paladynem Lathandera. Szli w milczeniu, więc ani bard ani elfka nie zdołali się dowiedzieć po co i dokąd wyruszają.

Arkturusk w tym czasie szedł już do wskazanej poprzedniego dnia przez Sesera karczmy, gdzie miał się spotkać z resztą jego tymczasowej drużyny. Widział ich już z oddali, więc mniej więcej wiedział czego się spodziewać. Wziął głęboki oddech i wszedł do karczmy.

- Wyruszymy, jak tylko przyjdzie nowy członek drużyny. - oznajmił Seser, kiedy Raam wrócił od zaklinacza ze swoją nową zbroją. - Możecie wykorzystać ten czas, żeby oporządzić osiołki.
- Już to zrobiłem - powiedział Ayragin ze swoim typowym, znudzonym spojrzeniem. - Moja Esmeralda, a także Esmeralda-dwa, Esmeralda-trzy i Esmeralda-cztery są już gotowe do drogi.
- Wiesz, one się jakoś inaczej nazywały... - zaczął Seser, jednak przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. Do karczmy wszedł szykowny jegomość w młodym wieku, którego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Wreszcie. - powiedział Seser, witając się z nowoprzybyłym. - To jest Arkturusk, czarodziej jak sam o sobie mówi. Ile w tym jest prawdy to dopiero się okaże.
Zaklinacz był tylko lekko zaskoczony brakiem dwóch osób widzianych w drużynie poprzedniego dnia - młodej elfki i mężczyzny z halabardą. Wśród obecnych znalazł się za to wybitnie muskularny elf o tępym, znudzonym spojrzeniu. Kolejny mięśniak, stwierdził Arkturusk.
- Skoro już wszyscy jesteśmy w komplecie, możemy... - znów w słowo Seserowi wszedł dźwięk otwieranych drzwi do karczmy. Kot na ramieniu Raama nastroszył się nagle, co zwiastowało że do środka weszły kłopoty.

Dziesiętnik Jan Nalius, wyjątkowo zdenerwowana panna Habrid, trzech żołdaków ze straży miejskiej i w pełni opancerzona postać, która mogła być tylko oficerem wojskowym weszli do środka.
- To oni! To oni mnie wczoraj wyrolowali! - krzyknęła cała czerwona bardka wskazując głównie na Aseira. - Gdzie jest bard, zasrańcy?! Gdzie jest ta pieprzona szuja?!
- I gdzie jest elfka?! - dodał Jan Nalius, rozglądając się groźnie.
- Uciekli z naszymi pieniędzmi. - powiedział Seser, stając na przedzie drużyny. - Właśnie zbieramy się, żeby ich poszukać, chyba uciekli z miasta.
- Kłamie! - zawyła panna Habrid z wściekłością. - Zaszyli się całą ekipą, żeby tą zawszoną elfkę wydostać z aresztu MOIM KOSZTEM a teraz ich bronią!
Opancerzona postać spojrzała pierw na pannę Habrid, a potem na Sesera.
- Coś mi śmierdzi ta historia. Pójdziecie z nami. - powiedział oficer, chwytając Sesera za ramię...
...co poskutkowało natychmiastowym i brutalnym odtrąceniem go przez Ayragina.
- Oj, nikt nie będzie ruszał Dziadka. - powiedział elf z opartym o ramię mieczem.
- Dosyć! Brać ich! - zakrzyknął oficer odzyskując równowagę i sięgając po swoją broń. Jego ludzie natychmiast zrobili to samo.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 08-02-2013 o 21:16.
Gettor jest offline  
Stary 12-02-2013, 11:27   #106
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak się okazało, pomysł z podmianą okazał się pomysłem chybionym. Albo Galain nie zapłacił bardce odpowiednio dużo, albo też ta doszła do wniosku, że lepiej zwalić winę na barda i jego towarzyszy.
Aseir wędrować do lochu nie miał zamiaru. Być może okazałoby się, że jest bez winy. Być może wyszedłby z lochu za kilkanaście lat. Wolał, zdecydowanie wolał nie ryzykować. Ale chociaż nie miałby nic przeciwko polubownemu załatwieniu sprawy, z jego zamiarów nic nie wyszło. Po tak zachęcającym okrzyku jak "Brać ich!" na negocjacje nie było już miejsca.

W powietrzu zaczęły lśnić ostrza mieczy i przelatywać zaklęcia. Seser, mądry człowiek, rzucił na siebie zbroję maga, a Jan Nalius padł na ziemię, zwijając sie ze śmiechu po czarze rzuconym przez Arkturuska.
Aseir był mniej finezyjny i potraktował jednego ze strażników niewielką kulą kwasu. To zdecydowanie było za mało... Dopiero kolejny atak, magicznymi pociskami dla odmiany, dokończył sprawę, zwalając tego przeciwnika z nóg. W tym samym niemal momencie dołączył do niego drugi ze strażników, dosłownie rozpłatany przez Raama.

Walka trwała.
Raam ociekał krwią, podobnie jak i Arkturusk, który wdał się w spór z bardką.
Chociaż atak dwóch na jednego mógłby się zdać komuś czymś mało honorowym, Aseir nie miał takich obiekcji. Bez najmniejszej litości posłał w stronę panny Habrid dwa magiczne pociski. Posłałby więcej, gdyby mógł...
Bardka zachwiała się, zrobiła niepewny krok i padła.

Pozostali jeszcze przeciwnicy, którzy nie ustąpili z pola walki.
Aseir szczęśliwym trafem nie oberwał do tej pory, ale innym nie wiodło się aż tak dobrze. Nie można było spocząć na laurach i usiąść spokojnie z boku.
- Magicae missilium! - powiedział, wskazując oficera.
Dwa magiczne pociski pomknęły w stronę zakutego w stal człeka i bez przeszkód dotarły do celu. Tego jednak było za mało.
Aseir powtórzył zaklęcie, jednak dopiero uderzenie Raama powaliło oficera na ziemię.
Ostatni ze strażników rzucił się do ucieczki, lecz dopadł go Ayragin i posłał na ziemię.

Walka się skończyła.
Mniej więcej, bowiem pozostała jeszcze sprawa rannych i kwestia posprzątania całego bałaganu.
 
Kerm jest offline  
Stary 13-02-2013, 11:13   #107
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Gdy tylko sytuacja wymknęła się z pod kontroli, a Ayragin odepchnął oficera straży miejskiej, Raam miał swój miecz w dłoniach i był gotów do walki. Choć nie pałał miłością do wszelakiej maści żołdaków, urzędników i generalnie nie uznawał żadnych sformalizowanych władz to zabijanie żołnierzy pilnujących porządku też nie specjalnie mu się podobało. Mimo wszystko, musiał bronić swojego zleceniodawcy i drużyny.

Pół-gigant obrał za cel najbliższego strażnika i wyprowadził cios. Mimo wielkich rozmiarów swojego miecza, Raam bez trudu pchnął przeciwnika sztychem. Przebijając marny pancerz oponenta zadał mu poważne obrażenia. Jednakże zlekceważył strażników i wyprowadzając cios odsłonił się i mimo swojego umagicznionego napierśnika oba ich ciosy sięgnęły celu, dotkliwie raniąc berserkera.

Rozwścieczyły to Raama, który ryknął tak głośno, że aż karczma zatrzęsła się w posadach, a jego oczy zapłonęły rządzą krwi. Dając się ponieść szaleństwu cofnął swój miecz, uniósł go nad głowę z taką łatwością jakby jego oręż był z papieru po czym z całą siłą, którą dysponował spuścił go w kierunku strażnika, którego atakował wcześniej. Dało się słyszeć huk gromu a chwilę po tym zaległa cisza, czas zwolnił. Barbarzyńca nie trafił, a jego miecz wbił się w deski karczmy. Było to jednak złudne wrażenie. Miecz przeszedł przez strażnika tak szybko i z taką siłą, że dopiero po chwili truchło rozeszło się na dwie części, kąpiąc walczących w posoce.
Barbażyńca umazany krwią swojego wroga wyglądał na najgroźniejszego z walczących, dlatego też kolejne ciosy skierowane były w jego kierunku.

Kolejne wymiany "uprzejmości" odbyły się na niekorzyść wielkoluda, który był już bardzo ranny, krwawił obficie z wielu ran. Każdy normalny osobnik, już dawno by zemdlał i leżał w agonii, jednak nadludzki (nadgiganci?) szał Raama pozwalał mu dalej stać na nogach i być efektywnym w walce.

Po chwili defensywy, podczas, której Raam otrzymał porządną dawkę leczenia od wielkiego elfa, pół-gigant przeszedł do ofensywy. Wykorzystując chwilę nieuwagi oficera, który został trafiony magiczną sztuczką Aseira, Raam przysunął się na odległość kilku cali do przeciwnika, który uniósł się w powierze... na ostrzu miecza giganta. Raam, praktycznie dotykając twarzy oficera swoją, umazaną we krwi, uśmiechnął się przerażająco, a gdy ciało przestało się bronić, szybkim ruchem wycofał ostrze miecza z pomiędzy żeber oficera, który opadł bezwładnie na ziemię.
Wzrok giganta spoczął na ostatnim przeciwniku, który stchórzył i rzucił się do ucieczki, jednak daleko nie uciekł. Jego podróż skończyła się na końcu miecza Ayragina.

Walka się zakończyła. Ogień wygasł, a Raam podał na kolano ciężko dysząc. Z trudem wstał z powrotem na nogi, podszedł do strażnika i wytarł swój miecz z krwi o najmniej zakrwawiony kawałek ubioru trupa, po czym spokojnym ruchem schował miecz do pochwy na przytroczonej do pleców. Jednakże skrzywił się z bólu. Mimo tego, że ciągle trzymał się na nogach, był ciężko ranny,krwawił.

Mimo początkowej niechęci do wielkiego elfa, musiał przyznać, że bez jego pomocy, po raz kolejny by poległ na polu bitwy. Honor nakazywał mu podziękować. Zbliżył się do niego wyciągnął swą rękę w jego kierunku i chwycił go za przedramię*
- Dziękuję ci, bez twojej pomocy... -
po czym odwrócił się do wszystkich zgromadzonych i czekał na decyzję szefa co dalej.




- - - - -

* tak jak w serialu Herkules się witali nie, że go chwycił tak jakby go chciał zdominować, tylko takie podanie ręki, ale że się chwyta za przedramię nie dłoń :P
 
Lomir jest offline  
Stary 15-02-2013, 09:53   #108
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Zaklinacz nie zdążył nawet wymienić uprzejmości z nowo poznanymi awanturnikami, gdy wybuchła potyczka, o dziwo z użyciem broni i innego cholerstwa, ale tak w karczmie i w świetle dnia?
~ Chyba jednak będę musiał ściągnąć posiłki... ~ Pomyślał przypominając sobie zapamiętane zaklęcia, mimo wszystko on wolałby sprawę załatwić mniej więcej pokojowo. Cóż, nie zawsze dało się wszystko rozwiązać pokojowo...

Mężczyzna szybko wycofał się na z góry upatrzone pozycje, nie miał zamiaru oberwać zabłądzonym mieczem. Oceniając po posturze wybrał przeciwnika o potencjalnie największym zagrożeniu i wyzwolił zaklęcie. Jan Nalius w ułamku sekundy upuścił miecz i zaczął zwijać się na ziemi w kolejnych salwach śmiechu. Jego podwładni spojrzeli po sobie skonfudowani, jednak natarcie gigantycznego berserkera i pozostałych nie dało im czasu na przegadanie problemu dowódcy. Arkturusk nie docenił jednak przeciwnika, pozornie niegroźna kobieta okazała się w jakiś sposób znać sztuki magiczne wlewając zwątpienie w serce maga. Czarodziej odwrócił się na pięcie pragnąc uciec od walki, dopiero rozproszenie starca zdjęło z niego ciężar nekromantycznej sztuki. Skinął głową dziadkowi na znak porozumienia, po czym sam przeszedł do ofensywy.
- Czarodziejka... Suka. Pożałujesz - obiecał inkantując zaklęcie wywodzące się pierwotnie z mowy smoków. Słowo mocy przeszyło ciało kobiety wijąc je w kolejnych spazmach bólu i cierpienia, mimo wszystko ta zdołała resztkami sił wystrzelić z kuszy, na co zaklinacz nie był gotów. Bełt wbił się głęboko w bark prawie unieruchamiając rękę. Mężczyzna jęknął głośno, po czym rzucił się za ladę używając jej jako prowizorycznej osłony.

Korzystając z faktu, że cierpienie znacznie utrudnia kobiecie korzystania z magii, mag skoncentrował we wskazujących palcach niewielki pocisk składający się głównie z lodu i przejmującego zimna. Wychylając się zza ukrycia wycelował sferą w czarodziejkę, jednak uszkodzony bark dał znać o sobie falą bólu, przez co Arkturusk spudłował. Było to jednak bez znaczenia, dobita magicznymi pociskami drugiego drużynowego maga dziwka wyzionęła ducha, oj chyba cała ekipa zobaczy się wkrótce na listach gończych.

W czasie, w którym reszta robiła dosłownie rzeźnię szlachtując pozostałych przy życiu strażników (i samemu obrywając, patrz berserker), zaklinacz wolał pomyśleć o sytuacji w jakiej właśnie stanęli. Za dosłowne rozniesienie po ścianach patrolu straży czeka ich w najlepszym wypadku stryczek i pościg przez pół Wybrzeża Mieczy. Tak mogło się stać, ale... Arkturusk zogniskował energię Cienistego Splotu i wyzwolił ją na osobie dziesiętnika, teraz pozostało mu zaczekać aż spazmy śmiechu się skończą, a pozostali dokończą dzieła zniszczenia.

Kilka chwil po zakończeniu walki dziesiętnik przestał się tarzać po ziemi i zwijać ze śmiechu, jednak teraz jęczał z bólu. Gdyby ktokolwiek z drużyny musiał się niekontrolowanie śmiać przez taki czas, pewnie też przynajmniej brzuchy ich bolały. W międzyczasie jednak drzwi od zaplecza zostały otworzone butnie i do sali biesiadnej wpadł cały czerwony na twarzy karczmarz z ciężką kuszą w ręce.
- Co wy tu wyrabiacie, na litość boską?! - wrzasnął, celując kuszą we... wszystkich.
- Oj, tego też? - spytał Ayragin, swoim znudzonym głosem.

Aseir odsunął się nieco na bok, by mieć na oku karczmarza. Kusza w rękach tamtego wyglądała dość niepokojąco, a bełt mógł robić dużą i szkodliwą dla zdrowia dziurę.

- Janie, miałeś lisa w swoich szeregach, ta kobieta nas zaatakowała zaś twój oficer podburzył przeciw nam pozostałych! - Oskarżył Arkturusk dwójkę leżących ciał teatralnie wskazując na nie palcem.
- Wiesz że brzydzę się walką, ale musieliśmy się jakoś bronić.

Przez dłuższą chwilę dziesiętnik jeszcze dochodził do siebie. Dopiero potem wstał i rozejrzał się dookoła - wtedy był w szoku tego, co zobaczył. Popatrzył na Arkturuska nieprzytomnym spojrzeniem.
- Lisa? Nie wiedziałem nawet, że ta kobieta była w szeregach straży... - westchnął, wciąż rozglądając się z niepewnością. - A cholera niech weźmie tych oficerów i ich brudne taktyki, przynajmniej wam się nic nie stało.

- Ano, chociaż było blisko - odpowiedział zaklinacz ostrożnie wyjmując bełt z piersi, wykrzywiając się przy tym w grymasie bólu - kilkanaście centymetrów i byłbym bez oka, hej potrafi ktoś z was leczyć albo ma przynajmniej miksturę na zbyciu?

- Janie myślę, że najlepiej będzie jak pójdziesz i odpoczniesz, a dochodzeniem i pokrywaniem strat z budżetu straży zajmiesz się później. Wiele się dzisiaj wydarzyło - rzekł Arkturusk kładąc mężczyźnie rękę na ramieniu i podsuwając sobie krzesło.

- Ja... chyba masz rację. - odparł dziesiętnik, patrząc wciąż zdezorientowanym wzrokiem na Zaklinacza. - Gdzie was później znajdę? Moi przełożeni będą chcieli z wami porozmawiać w tej sprawie, ale jestem pewien że wszystko będzie dobrze.

- To dobre pytanie do naszego seniora, starcze? - Zapytał zaklinacz pracodawcę, zostawiając mu dalsze poprowadzenie tej szopki.

Aseir do rozmowy się nie wtrącał. Też był ciekaw, co odpowie Seser. Osobiście był za tym, żeby zniknąć z tego miasta na zawsze i nie zamierzał się tutaj pojawiać przez najbliższych kilka lat.

Najchętniej natychmiast by wyszedł no, może po przeszukaniu pokonanych. A nuż mieli przy sobie jakieś ciekawe drobiazgi. Może baron, miłośnik magicznych przedmiotów, zadbał o odpowiednie wyposażenie swych strażników. No i może panna Habrid była w posiadaniu czegoś związanego z magią...

Dziadek spojrzał krzywo na Arkturuska. Podszedł do Zaklinacza i klepnął go “przyjacielsko” w ramię, akurat z tej strony z której Arkturusk oberwał od Panny Habrid.
- Mieliśmy wyjechać na północ, do Waterdeep, jednak w obecnej sytuacji nie możemy być obojętni wobec takiej tragedii. Kiedy jutro zaczniesz się zajmować tą sprawą, znajdziesz nas w tej karczmie. - powiedział Nekromanta, na co karczmarz, wciąż z kuszą w ręce, chrząknął głośno.
- Hola, hola! Co wy sobie wyobrażacie, że pozwolę wam tu zostać?! - warknął groźnie.

- A nie pozwolisz? - Aseir udał zdumienie. - Wszak ewentualne szkody straż wynagrodzi - zapewnił. - Ale jeśli nas nie chcesz... - Położył na stół dwie sztuki złota. - Może jednak zmienisz zdanie?

Jan Nalius westchnął raz jeszcze, wciąż rozglądając się po trupach, które leżały na podłodze.
- Tyle papierkowej roboty, jak ja to wszystko ogarnę... - mamrotał sam do siebie, kierując się do wyjścia. Kiedy zamknął drzwi po drugiej stronie, a karczmarz z ociąganiem i ciągłym marudzeniem wziął dwie Aseirowe monety, Seser parsknął śmiechem.
- No dobra, to teraz trzeba się tylko pozbyć ciał i możemy ruszać w drogę. - powiedział Nekromanta.

- Wynieśmy na podwórze - zaproponował Aseir.

- Ej, ej! - Oburzył się karczmarz, chowając pieniądze do kieszeni. - Jak to tak “w drogę”? A jak jutro tu przyjdą i spytają się gdzie wy, a was nie będzie, to co ja im mam powiedzieć?!
Seser, stojąc tyłem do gospodarza, przewrócił teatralnie oczami i spojrzał wymownie na swoich “ochroniarzy”.

- Zaskakuje mnie twój brak wiary w potencjalną klientelę, karczmarzu. Toż to dziesiętnik nam zaufał, a ty nie potrafisz? - Zapytał ironicznie zaklinacz.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 20-02-2013, 21:17   #109
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Krwawa rzeź w karczmie dobiegła ostatecznie końca. Udobrychany karczmarz co prawda nie odłożył kuszy, jednak przestał nią mierzyć w drużynę. Przekabacony Jan Nalius wyszedł z budynku z zamiarem odpoczęcia i rozpoczęcia “śledztwa” następnego dnia, zaś sama drużyna zabrała się za sprzątanie podłogi z ofiar śmiertelnych (pod czujnym okiem gospodarza, który pilnował aby na jego podłodze nie została nawet najmniejsza plamka krwi).
Żaden z żołdaków nie miał przy sobie niestety magicznego ekwipunku, którym lokalny Baron jakoby miał obdarowywać swoje wojsko. To samo tyczyło się panny Habrid. Kiedy wszystko zostało już uprzątane, można było wyruszyć w drogę.
Był tylko jeden problem - osiołki, które Ayragin oporządził.
Cztery zwierzaki były przywiązane parami jak w końskim (albo psim?) zaprzęgu do... sań na których znajdował się dobytek drużyny.
- Skąd ty do licha ciężkiego wytrzasnąłeś sanie?! - krzyknął Seser.
- Stały sobie, to je wziąłem. Było na nich trochę mięsa - wzruszył ramionami elf, wyciągając z boku sań kawał wędzonki, który natychmiast zjadł. - Ktoś chce? Jest tu tego więcej.

Kiedy wreszcie oporządzono osiołki tak jak należy (sanie zostawiono, jednak dodatkowe mięso zabrano), można było wreszcie wyruszyć w drogę.
Na szczęście z opuszczeniem miasta nie było problemu - Jan Nalius posłusznie poszedł odpocząć po ciężkim poranku, a strażnicy przy bramie jedynie spytali czemu Raam i Arkturusk są tacy obici. Wyjaśnienie pod tytułem “ciężka noc w karczmie” w zupełności wystarczyło.

Niedaleko za bramą Ayragin wybiegł nagle do przodu, wskoczył w krzaki i wyciągnął z nich (za fraki!) podejrzanie wyglądającą osobę w towarzystwie pisku kogoś małego i dziewczęcego.
- Stój! To jeden z naszych! - krzyknął Aseir, zanim elf zdążył obić Galainowi facjatę.
- Aa... yy... wiedziałem to. - odparł Ayragin stawiając barda na ziemi jak szmacianą lalkę i otrzepując go z pyłu, a następnie skinął głową wychodzącej z krzaków Beevie. Dopiero wtedy drużyna była naprawdę w komplecie.
- Arkturusk, Galain, Beevie. - Seser szybko przedstawił sobie towarzyszy, którzy jeszcze się nie znali, po czym z dumą nałożył na głowę swój diadem i powiedział z pełnym entuzjazmu głosem: - W drogę!

Ruszyli w stronę Mglistego Lasu: najpierw na południe, potem na wschód. Planowali przebyć las, żeby dostać się na jego drugą stronę i wejść na Wysokie Wrzosowiska.
O dziwo przez dłuższy czas nie było żadnych problemów.

Przez pięć dni podróży, jaki zajęło drużynie dotarcie do lasu najgorszą rzeczą jaka ich spotkała był wieczorny deszcz połączony z poranną mgłą, przez którą nikomu nie chciało się wstawać oraz harmonijka na której Ayragin uwielbiał grać zawsze rano i wieczorem. To znaczy “grać”. Nie dopuszczał do siebie barda, który oferował mu pomoc w grze na instrumencie i nie przyjmował do wiadomości informacji, że zwyczajnie fałszuje.
Od deszczowego dnia mgła ich w zasadzie nie opuszczała, jednak po pewnym czasie przestali ją nawet zauważać - wraz z nią wjechali do lasu i już pierwszego wieczora między drzewami ich sielanka się skończyła.

Kiedy rozpalono ognisko na wieczór w lesie, Seser spojrzał nagle w kierunku północnym, jakby nagle coś usłyszał.
- Aseir, Arkturusk, chodźcie ze mną. - powiedział krótko, wstając i idąc w tamtym kierunku. Zaintrygowani magowie ruszyli za nim.
Po kilku minutach marszu przez drzewa (w ciągu których Arkturusk zdołał wdepnąć w łajno jakiegoś wyjątkowo dużego zwierzęcia, fuj!) ich oczom ukazało się drzewo, które na wysokości kilku metrów miało... plamę. “Kleks” był koloru fioletowego i ani Aseir, ani Arkturusk by go nie zauważyli, gdyby Seser go im nie pokazał palcem. Po bliższym przyjrzeniu się oboje jednak stwierdzili, że ma dość regularne kształty, do Arkturuska łudząco podobne do run w języku smoczym.
- Fioletowa runa, zasobna. - powiedział Seser. - Widziałem takich kilka w życiu. Osobom zaznajomionym w magii daje dodatkowe moce. Sądząc po sile jej aury, raczej nie jest zbyt potężna, ale zawsze. Szkoda tylko, że jest jednorazowego użytku. Mnie ona niepotrzebna, ale jestem ciekaw co się stanie, więc zdecydujcie który ją weźmie.

W międzyczasie w obozie nastąpiło niezwykłe zjawisko. A raczej brak zjawiska: Ayragin nie męczył nikomu uszu swoją fujarką.
Po chwili jednak przyczyna tego precedensu stała się jasna.
- Ukradłaś mi ją! Wiedźmo! - krzyknął, potrząsając Beevie raz za razem w górę i w dół. - Oddawaj! Zaraz ją z ciebie wytrząsę!
Podczas gdy biedna (i tym razem niewinna!) elfka była odwracana nogami do góry, Raam również padł ofiarą kradzieży, tyle że jawnej. Poczuł nagle, że kot wbija mu pazury w bark wyjątkowo mocno, a po chwili... nic. Nie było kota!
Jednak barbarzyńcy wystarczyło się obrócić, żeby zobaczyć jak kilka małych, zielonych skrzatów ze skrzydełkami lata w powietrzu niosąc jego zwierzaka jak worek ziemniaków. Ziemniaków!

Galain w tym czasie też nie miał lekko - ktoś go szarpnął za pas do którego przypięta była mandolina. Bard jednak nie miał zamiaru oddać swojego skarbu, a już na pewno nie bandzie wrednych skrzatów! Jedno mocne szarpnięcie wystarczyło, żeby nawet Galain przyciągnął skrzaty do siebie.
Jego radość jednak nie trwała długo, gdyż poczwary wznowiły szarpania, skrzykując kolegów do pomocy. Trzy kolejne, latające demonki nadleciały i zaczęły łaskotać Galaina gdzie popadnie. Bezradny mężczyzna nie miał wyboru, puścił pasek i stracił mandolinę na rzecz małych złodziejaszków.
 
Gettor jest offline  
Stary 21-02-2013, 18:48   #110
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wydostanie się z gospody nie okazało się zbyt wielkim problemem. Wystarczyło kilka złotych monet i trochę pracy fizycznej. Gdy podłoga lśniła (pewnie najbardziej od chwili powstania karczmy), karczmarz łaskawie zgodził się na to, by opuścili gospodę.
Oczywiście można było to załatwić w inny sposób, ale po co robić sobie kolejnych wrogów. Lub pozostawiać za sobą kolejne trupy.

Po wyjściu z karczmy i załatwieniu sprawy z osiołkami, które nie chciały ciągnąć wielkich sań (co Aseira nie dziwiło - sam też by się czegoś takiego nie podjął), ruszyli w stronę bramy. Opuszczenie miasta było sprawą bardzo pilną. I, ku pewnemu zdziwieniu Aseira, bezproblemową, bowiem nawet wygląd obu czołowych wojowników drużyny nie wzbudził zbytniego zainteresowania wartowników.
Najwyraźniej wieść o zamieszaniu w więzieniu nie rozeszła się po mieście.
Jeszcze.

Niedaleko za miastem odalazła się zagubiona część drużyny. A może nie tyle zagubiona, co 'oddalona' w ramach profilaktyki.
Przywitanie było w miarę serdeczne... a potem spędzili dość wiele czasu na wysłuchiwaniu opowieści i żalów wylewanych przez Beevie.
Cóż... Na jej problemy niewiele można było poradzić. Najwyżej oddać jej zawartość własnych sakiewek, jednak tak daleko Aseirowa miłość bliźniego nie sięgała.


Piątego dnia, podobno, dotarli w na miejsce przeznaczenia. Do Mglistego Lasu. I tuż po rozbiciu obozowiska Seser zaprosił na mały spacer obu drużynowych magów.
Przedmiotem, który wzbudził zainteresowanie ich szefa, okazała się runa. Fioletowa runa. Runa, która zdaniem Sesera dawała dodatkowe moce tym, którzy korzystali z magii.
Aseir był runą średnio zainteresowany. Ani się na tym nie znał, ani też nie wiedział, jak coś takiego wykorzystać. Poza tym - runa nadawała się do wykorzystania jeden tylko raz. A to było - zdaniem Aseira - trochę mało.

- Chcesz, to bierz - zwrócił się do Arkturuska. - Ja się na tym nie znam - dodał.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172