Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2013, 19:23   #103
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Bard westchnął, położył bardkę w ciemnym kącie, zmierzwił włosy co by zasłaniały uszy i ułożył by wyglądała jakby spała. No właściwie to spała. Po tym podszedł do Bevi i powiedział cicho:

- A teraz po cichu wejdź do tego worka i nie odzywaj się przez jakiś czas. Zaraz będzie po wszystkim

Beevie pokiwała głową, jednak nie była w stanie się uspokoić. Cała się trzęsła i siorbała nosem, wycierając coraz to nowe łzy. Naprawdę usiłowała się opanować, jednak jak tylko pomyślała o tych wszystkich pieniądzach...

Worek był gotów do wyniesienia. Ruszyli w stronę wyjścia. Ceadrow dał strażnikom drugą część ich zapłaty i pozdrowiwszy ich uprzejmie wyszli z obiektu. Powoli i zupełnie niepodejrzanie.

- Jesteśmy na zewnątrz ale póki co musisz zostać w środku, idziemy do karczmy - rzekł szeptem bard do worka.

- Może od razu przerzucimy worek przez mur? - zaproponował Aseir. - Dopóki nikt nic nie wie?

Z worka dobiegł ich protest.

- Dorwijmy tę szuję, która mnie wrobiła - poprosiła z pasją w głosie Beevie.

- Nie mamy na to raczej żadnych szans. A przynajmniej nie ryzykując że do celi wrócimy koło południa maksymalnie wszyscy - pokręcił głową bard,

- Cała ta kasa... - jęknęła elfka, po czym ponownie się rozpłakała.

- Lepiej kasa niż twoja głowa. Uwierz, kasę da się odzyskać. Życia nie. - po czym po chwili namysłu doprecyzował. - Kasę da się tańszy kosztem odzyskać niż życie.Kasa jest dla ciebie aż tak ważna?Ważniejsza niż własne życie?

Elfka zamilkła. Od czasu do czasu słychać było jedynie jej pociąganie nosem.

- W każdym razie czas na przebycie muru. Wolisz skakać czy mamy cię rzucić. Nie wiem na ile wysportowana jesteś - zapytał bard po czym dodał - Spotkamy się jakieś stajanie od głównej bramy jutro w około trzy godziny po otwarciu bram.

- Obojętne - odpowiedziała.

- Albo zejdź po linie a my ją wciągniemy - dodał bard w przebłysku geniuszu.

- Obojętne - powtórzyła, pociągając nosem.

- Aseir, chwyć ze mną - zaproponował bard po czym dodał do elfki - Wywieziemy twoje rzeczy, o to się nie martw. Potrzebujesz coś teraz? Idź wzdłuż drogi to się nie zgubisz...to nie powinnaś się zgubić...to mam nadzieje że jednak się nie zgubisz

- Moje... rzeczy... - powtórzyła, po czym się rozpłakała.

- Spokojnie, przywieziemy, przecież mówiłem. Pierwsi dotarliśmy do twojego pokoju.

- Jeśli kiedykolwiek dorwę tego wstrętnego, podstępnego... - nie dokończyła. Głos się jej załamał.

- Do tego czasu zdążysz wymyślić kilka następnych trafnych epitetów - powiedział Aseir - oraz kilkanaście sposobów odpłacenia mu pięknym za nadobne.

- Póki co nałóż ten pierścień, nie poczujesz dzięki niemu głodu. Jest do zwrotu z samego rana podkreślił z naciskiem bard pomagając jej wyplatać się z worka - Masz tu również sztylet na wszelki wypadek. Powodzenia i do zobaczenia za jakieś czternaście godzin

Beevie stanęła niepewnie na nogi, poprawiła swój nowy płaszczyk - jedną z niewielu rzeczy, jakiej jej nie zabrali strażnicy (i ten paskudny dziesiętnik, który drogo jej zapłaci za upokorzenie). Otuliła się i popatrzyła załzawionymi oczkami na towarzyszy.

- Przepraszam - powiedziała, rzucając się na zaskoczonego barda. Przytuliła się do niego i nawet nie myślała o tym, żeby go okraść.

Przywiązali ją do liny i spuścili za mur. Gdy już się odwiązała wciągnęli sznur, i wrzucili do worka.

- I co sądzisz o naszej małej imprezce? - zapytał maga Galain.

- Nie chciałbym być na twoim miejscu, gdy ta twoja koleżanka po fachu się obudzi - odparł Aseir. - Słyszałeś coś o mściwości niewiast?

- Tak, na szczęście was widziała tylko krótko, w kapturach i po ciemku. No i w półmroku karczmy. Wezmę worek z pokoju i pomożesz mi się spuścić z muru. Będę czekał dwie godziny po otwarciu bram, tuż za pierwszym zakrętem. Do rana nie powinno być problemu, zresztą wy powinniście być bezpieczni jak sądzę, jakby co tylko ja gadałem ze strażnikami, wy możecie w najgorszym razie się bronić że poszliście ich nawrócić. Wprost przy was nic nie padło. Pamiętajcie tylko o osiołkach i naszych zapasach. A, jakby co znaliście mnie jako Richarda Wooda, kapłana Ssehara. - zaproponował bard.

- Nie ma sprawy - stwierdził Aseir. - Możesz się ulotnić teraz z miasta, a w razie czego powiemy, że uciekłeś z naszą gotówką. I że z przyjemnością dostarczymy cię strażnikom, jeśli tylko wpadniesz w nasze ręce - dodał.

- Dobre. To wynieś mi proszę plecak z rzeczami co by mnie w środku nie widzieli. Pamiętajcie o osiołkach, gratach i szajsie Bevi - pokiwał głową bard. - I na bogów, dopilnuj byście nas nie porzucili, szefa może kusić zaśmiał się bard z cicha.

- Szef z pewnością woli, żebyśmy byli w komplecie - powiedział Aseir. - W końcu im nas więcej, tym lepiej. Przynajmniej dla niego. A on ma chyba nieskończone zapasy gotówki - dorzucił. - Worek złota w jedną, worek w drugą, co dla niego za różnica.

- Trochę mnie to niepokoi, z takim szmalem mógłby wynająć dwóch a o wiele mocniejszych od naszej brygady

- Nie wątpię, że masz rację - stwierdził mag. - Ale rozsądniej nie otaczać się ludźmi, którzy mogliby zagrozić pracodawcy.

-SÅ‚uszna uwaga

Bard stanął w ciemności i czekał na Aseria z jego plecakiem.

Po chwili z okna pokoju, na linie, spuszczony został worek, zawierający rzeczy barda, tudzież wielka halabarda. A w kilka minut później dołączył do nich Aseir. Ten jednak dotarł w normalny sposób.

Ruszyli ku murom. W pustym miejscu zwiesili linę. Bard rzekł - Powodzenia i do zobaczenia wkrótce po czym przy pomocy towarzysza wydostał się na dół.

Aseir poczekał, aż jego towarzysz, wraz z workiem i dwumetrowej długości halabardą znalazł się bezpiecznie na ziemi, po tamtej stronie, po czym wrócił do gospody.

Cóż teraz? Bard uznał że poszuka elfki. Może uda się dopilnować by się nie utopiła w kałuży, lub nie zabiła o krzaczek. Zaczął szukać jej śladów. Ruszył w kierunku bramy. Z jej znajomością terenu zakładał że będzie szukała traktu idąc wzdłuż murów, dlatego ruszył śpiesznym krokiem by nadrobić stracony czas.

Ceadrow szybko dotarł do drogi po czym ruszył jej brzegiem rozglądając się czy nie ujrzy charakterystycznej sylwetki.
 
vanadu jest offline