Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2013, 21:44   #95
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
SPRZĘGŁO, BENIAMINEK, STRYJ



Dom, mimo strzałów na zewnątrz, pozostał cichy i mroczny. Czyżby Niemcy byli tak pewni bezpieczeństwa swojej dzielnicy, że na straży tej willi pozostawili ledwie kilu żołnierzy. A może to była pułapka? Zastawiona na nich – żołnierzy AK przez tego Kowalskiego. Może ta cala „Sybilla” była tylko przynętą, aby ich zwabić do środka. Sprowadzić tutaj, do tego domu wysmarowanego dziwacznymi znakami, których widok powodował dziwne mrowienie skóry, a kiedy człowiek za długo przyglądał się im, miał wrażenie, że ściany zaczynają falować i drżeć.

Tylko, po co? Po co?

Beniaminek wydał im rozkazy. Sprzęgło wyjął swój podręczny zestaw z narzędziami, którymi sforsował już jeden zamek w tym domostwie. Nie był włamywaczem, ale w czasach wojny, jak widać, wiedza mechaniczna i wyobraźnia przestrzenna mogły przydać się na wiele niespodziewanych sposobów. Wyciągając pierwsze narzędzie Sprzęgło wiedział jednak, że to zadanie nie będzie takie proste, że straci przy nim sporo czasu, nie mając nawet pewności, czy uda mu się sforsować przeszkodę. Czując presję wziął się do pracy.

Stryj chronił jego plecy. Pistolet w dłoniach chłopaka, który gdyby nie wojna byłby zapewne jakimś urzędnikiem, pewnie chodziłby na randki, albo studiował. Teraz jednak trzymając w dłoniach narzędzie, którego zadaniem było odbieranie życia, wypatrywał oczy aż do bólu, nastawiał uszy aż do irracjonalnego przeświadczenia, że słyszy coś, czego pewnie nie było. Dziwne chrobotanie w ścianach. Jakby .. dziesiątki szczurów biegających pomiędzy deskami. Na myśl o tym dostał gęsiej skórki.
Beniaminek odszedł kawałek. Poruszał się cicho i powoli. Na pierwszy „ogień” wybrał ”zastrzelony płaszcz” Nie zdążył nawet do niego dojść, gdy wydarzyło się coś, co wprowadziło odrobinę zamieszania w ich planach...

TUNIA, DOKTOREK


Doktorek wypełznął spod samochodu. Całe ubranie miał teraz utytłane w błocie, ale nie tym przejmował się najbardziej. Nawet seria z szmajsera nie martwiła go teraz bardziej, niż leżąca nieopodal Tunia.

Zalewana deszczem ulica była cicha i ciemna. Czy ktoś w tych warunkach miał szansę usłyszeć strzały. Nie wiedział. Nie to teraz było najważniejsze.
Tunia!
Doskoczył do koleżanki z oddziału czując, że serce podchodzi mu do gardła. Nie tak dawno on sam oberwał kulkę od nazistowskiego żołdaka. Miał szczęście, chociaż wspomnienie rozżarzonego pocisku przeszywającego mu ciało bólem nadal pozostawało w jego pamięci.
Jej twarz była blada, oczy przymknięte. A prawe ramię i rękaw cały we krwi. Kula, albo nawet i kilka kul, weszły w bark. Krwi było sporo. Możliwe, że pociski przestrzeliły jakąś ważną żyłę. Jeśli tak było, dziewczyna potrzebowała natychmiastowej pomocy, jeśli miała mieć jakąkolwiek szansę na przeżycie.

Tunia otworzyła oczy i pierwsze, co zobaczyła nad sobą, to młodą twarz Doktorka. Prawą część jej ciała ktoś musiał polewać kwasem. Czuła, ból – potężny, promieniujący z jednego miejsca i rozlewający się ogniem na resztę ciała. Ale wbrew sobie, jakby na przekór temu bólowi, udało jej się uśmiechnąć. Deszcz i tak maskował łzy, które przy tej okazji popłynęły z jej oczu. Jeśli Doktorek żył, to oznaczało, że SS-mani nie żyją. Że wygrali, mimo że ona okupiła to cierpieniem, a może nawet i życiem. Miała tylko nadzieję, że cena, jaką być może zapłaci, będzie warta tego, co osiągną. Chociaż nie chciała umierać. Nie tutaj i nie teraz.

- Jak bardzo ... źle jest? – zapytała Doktorka, chociaż od tych słów zakręciło się jej w głowie.

- Hande hoch! – usłyszeli niespodziewanie ostre słowa.

Spojrzeli w tamtą stronę.
W wejściu do budynku stał jeszcze jeden SS-man z wycelowanym w ich stronę karabinem maszynowym. Wiedzieli, że trzyma rękę na spuście. Że zaraz zginą podziurawieni jak sito.

Niemcy faktycznie byli doskonale wyszkoleni. Podczas gdy dwóch z nich sprawdzało pojazd trzeci, nadal pozostał ukryty w domu i asekurował kolegów. Teraz najprawdopodobniej zaalarmował już, kogo tylko dał radę. A czemu ich nie zabił? To też było oczywiste. Żywy wróg mógł zdradzić, skąd wie o tym miejscu.


SPRZĘGŁO, STRYJ


Drzwi, przy których majstrował Sprzęgło drgnęły nagle. Coś w zamku poruszyło się, przeskoczyło. Ale powodem tego stanu rzeczy nie były działania Sprzęgła, bo jemu nie udało się nawet zacząć pracy na dobre.

Po prostu ktoś od drugiej strony przekręcił klucz w zamku i zaczął otwierać przejście.

Mieli albo wyjątkowe szczęście, albo wyjątkowego pecha. Poza przypadkowym użytkownikiem mógł to być przecież oddział szturmowy, którego celem było zatrzymanie intruzów. Czyli ich.

Nie mieli za wiele czasu na jakąkolwiek reakcję. Za kilka sekund drzwi zostaną otwarte i sprawa się wyjaśni.


BENIAMINEK


- Hande hoch! – znienawidzone słowa usłyszał Beniaminek, będąc już przy płaszczu.

Z miejsca, w którym się znalazł zobaczył schody prowadzące na górę budynku oraz ... główne wejście. W przedsionku Niemcy mieli coś w rodzaju stróżówki. AK-owiec widział stół i telefon z odłożoną na blat słuchawką. Najprawdopodobniej ktoś próbował się połączyć z kimś poza domem. Przecięcie linii przez jego oddział było bardzo rozsądną akcją.

Teraz ten ktoś stał w wejściu i kazał komuś podnieść ręce do góry. Komu, Beniaminek bez trudu mógł się domyśleć.

Przez na pół odsuniętą zasłonę widział, bowiem przebijające się światło reflektorów. Tunia i Dokorek musieli mieć problem.
 
Armiel jest offline